Archive | October 2019

Netanyahu Congratulates Trump on Killing of Islamic State Leader: ‘An Important Milestone’

Netanyahu Congratulates Trump on Killing of Islamic State Leader: ‘An Important Milestone’

Benjamin Kerstein


Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu speaks at the Likud party headquarters following the announcement of exit polls during Israel’s parliamentary election in Tel Aviv, Israel, September 18, 2019. Photo: REUTERS/Ammar Awad.

Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu congratulated Donald Trump on Sunday after the US president announced the death of Islamic State leader Abu Bakr al-Baghdadi in a US special forces raid.

“I want to congratulate President Trump on the impressive achievement, an operation that led to the death of the [IS] leader al-Baghdadi,” Netanyahu said in a statement.

“This reflects the united resolve of the free countries led by the United States to fight the forces of terror, the terror organizations, and the terrorist states,” the prime minister added.

Netanyahu concluded, “This is an important milestone, but it’s part of a longer battle which we must win.”

Trump announced Baghdadi’s death at a White House press conference, saying, “The thug who tried so hard to intimidate others spent his last moments in utter fear, panic, and dread, terrified of the American forces coming down on him.”

The IS leader, said Trump, blew himself up while attempting to escape US soldiers through a tunnel.

“He reached the end of the tunnel as our dogs chased him down. He ignited his vest, killing himself and his three children,” Trump said. “His body was mutilated by the blasts. The tunnel had caved on him.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


30 lat temu Mieczysław Fogg otrzymał tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”

30 lat temu Mieczysław Fogg otrzymał tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”

Iwona L. Konieczna (PAP)


Mieczysław Fogg. Fot. PAP/H. Rosiak

26 października 1989 r. instytut Yad Vashem przyznał Mieczysławowi Foggowi tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Piosenkarz podczas okupacji niemieckiej wspierał zaprzyjaźnionych artystów pochodzenia żydowskiego; m.in. pomógł kapelmistrzowi „Qui Pro Quo” wydostać się, wraz z rodziną, z warszawskiego getta.

„Mieczysław Fogg to estradowy fenomen i jedna z największych gwiazd polskiej piosenki, ikona kultury XX wieku” – powiedział PAP Wojciech Dąbrowski, twórca autorskiego kabaretu muzycznego, dyrektor artystyczny Ogólnopolskich Festiwali Piosenki Retro im. Mieczysława Fogga, autor „Gwiazdozbioru Polskiej Piosenki XX wieku”. „W okresie międzywojennym stworzył własny styl, któremu pozostał wierny aż do końca kariery, trwającej ponad 60 lat! Fogg występował na scenie do 86 roku życia: był najstarszym czynnym zawodowo piosenkarzem świata, nawet krążyły o tym żarty” – dodał.

Mieczysław Fogg słynął z pracowitości. „Jako solista nagrał dwa tysiące piosenek, a w repertuarze miał ich ponad trzy tysiące! Ulubieniec publiczności, dwukrotnie zajmował I miejsce w ogólnopolskim plebiscycie Polskiego Radia na najpopularniejszego piosenkarza (1937,1958). Miał przedwojenny rekord sprzedanych płyt: 100 tys. egzemplarzy singla +Ta ostatnia niedziela+. W 1938 r. Telewizja Polska transmitowała jego występ estradowy podczas prób technicznych nowego medium. Płyty z nagraniami Fogga osiągnęły nakład ponad 25 mln. egz. Dał 16 tys. koncertów” – wyliczył Dąbrowski.

Mniej znany jest udział Fogga w konspiracji (ps. „Ptaszek”) oraz fakt, że podczas Powstania Warszawskiego, jako starszy strzelec I Batalionu Szturmowego Odwet, dał ponad 100 koncertów dla powstańców i ludności miasta. Nazywany „bardem Powstania”, został trzykrotnie ranny i odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Jego powstańczą opaskę można zobaczyć w Muzeum Powstania Warszawskiego.

„Pradziadek nie opowiadał nam o Powstaniu ani swoim udziale w ratowaniu Żydów. Sam teraz wyświetlam sprawę” – powiedział PAP Michał Fogg, prawnuk piosenkarza i opiekun jego spuścizny. „Przez 40 lat ten temat leżał, nieruszany, niedotykany, na czym zapewne zaważyły stosunki polityczne w kraju. Kiedyś nie mówiło się o takich sprawach” – wyjaśnił.

Podstawowe informacje są jednak znane od 1971 r., gdy Mieczysław Fogg we wspomnieniach „Od palanta do belcanta” napomknął o wsparciu dla żydowskich przyjaciół podczas wojny. M. in. napisał „Któregoś wieczoru – był to rok 1943 – gdy wróciłem po występie w jednej z warszawskich kawiarń do domu, zastałem żonę mojego przyjaciela (…) Ivo Wesbiego z dzieckiem. Pani Wesby, tancerka z +Qui pro quo+, i ośmioletnia córeczka uciekły z getta w okresie jego likwidacji. Były bezdomne i nie wiedziały, co dalej robić. Sam Wesby podczas ucieczki gdzieś się zgubił. Uspokajałem jak mogłem żonę przyjaciela, oczywiście zaproponowałem jej, żeby razem z córeczką skorzystała z mojej pełnej gościny”.

Jak wynika z informacji na stronie sprawiedliwi.org.pl, Ignac Singer (pseudonim artystyczny Ivo Wesby), przed wojną pracował z Foggiem jako kompozytor, kierownik muzyczny kabaretu „Qui Pro Quo” oraz dyrygent orkiestry w studiach nagrań wytwórni Odeon i Syrena Rekord, gdzie piosenkarz nagrywał płyty.

Nazajutrz także Wesbiemu udało się wydostać z getta – i pojawił się u Fogga. Artysta ukrywał całą trójkę przez pewien czas, po czym znalazł im inne mieszkanie – na Bednarskiej. Był zaangażowany w konspirację, w jego domu odbywały się tajne komplety gimnazjum „Batorego”, codziennie przychodziło kilkunastu chłopców na naukę – nie było warunków do ukrywania uciekinierów z getta. Poza tym Fogg pomógł Wesbim wyrobić fałszywe dokumenty. Ivo dostał kennkartę na nazwisko Stefan Kowalski, po czym „zgłosił się na roboty do Wiednia, gdzie udało mu się zahaczyć w komunikacji miejskiej. Tak więc Wesby trafił niemal wprost z warszawskiego getta za pulpit wiedeńskiego tramwaju” – napisał Mieczysław Fogg we wspomnieniach. Przypomniał, że kapelmistrz „Qui pro quo” ukończył konserwatorium w Wiedniu: znał perfekcyjnie język niemiecki, co mu pomagało odsuwać od siebie podejrzenia. Jego żona ukrywała się z dzieckiem do ostatnich dni wojny u pewnej rodziny na Okęciu – Fogg kilka razy, jak napisał „zawoził im tam bieliznę”. Rodzina połączyła się w Wiedniu w 1945 roku.

W „Od palanta do belcanta” jest też opis spotkania z rodzina Wesbich podczas występu Fogga w Nowym Jorku na imprezie Stowarzyszenia Żydów Polskich w Stanach Zjednoczonych: „Tuż po koncercie, który odbył się w sali jednego z eleganckich hoteli, Wesby wszedł na podium i powiedział: – To jest człowiek, który w czasie okupacji niemieckiej uratował mi życie. Wtedy i ja zwróciłem się do publiczności, mówiąc: – A te jest człowiek, który kiedyś dobrym słowem potrafił mnie w ciężkiej chwili podtrzymać na duchu”. Fogg nawiązał w ten sposób do faktu sprzed wielu laty, gdy po jego pierwszych, nieudanych przesłuchaniach w branży, to właśnie Wesby powiedział: „Niech pan się nie martwi i nie poddaje. Ma pan ładny głos. Na pewno czeka pana kariera artystyczna”.

Wdzięczność ocalonego nie ograniczyła się do publicznych podziękowań. Pismo Ivo Wesbiego z 10 listopada 1949 r., poświadczone przez „rejenta Twardowskiego z Nowego Jorku oraz przez Konsulat PRL w Nowym Jorku w dniu 24 listopada 1949” podał do druku Dariusz Michalski w biografii „Poletko pana Fogga” (2015): „Ja – niżej podpisany, Ignacy Singer, pseud. Ivo Wesby, zamieszkały 570 W. 172. Str. N.Y. 32 N.Y. – oświadczam, że mój przyjaciel Mieczysław Fogg, zamieszkały w Warszawie, ul. Koszykowa 69, okazał pomoc mnie, mojej żonie i córce przy ucieczce z ghetta warszawskiego i przechował nas w swoim mieszkaniu, co równało się uratowaniu nam życia. W dowód wdzięczności za wyżej wymieniony czyn, wiedząc ze Mieczysław Fogg zamierza uruchomić wytwórnię płyt gramofonowych, ofiarowałem mu w r. 1945 następujące maszyny i aparaty będące bezsporną moją własnością: 1/ jedną maszynę do polerowania wosków, do nagrywania płyt gramofonowych marki Telefunken, z automatycznym posuwem olejowym; 2/ dwa głośniki walizkowe marki Telefunken; 3/ mikserkę walizkową marki Telefunken; 4/ wzmacniacz marki Telefunken walizkowy; 4/ kompletny aparat do nagrywania płyt gramofonowych marki Neuman” – napisał kapelmistrz „Qui Pro Quo”.

Pomysł na „własną fonografię” pochodził sprzed wojny. W 1982 roku piosenkarz opowiedział Dariuszowi Michalskiemu inną cząstkę historii Fogg Record: „Zawsze miałem pasję, żeby otworzyć wytwórnię płyt gramofonowych. I kiedy w 1939 roku byłem w Ameryce, tam kupiłem maszynę do nagrywania. Ale wybuchła wojna i – myślałem – wszystko szlag trafił. Rzeczywiście, wszystko w domu mi zniszczono, wszystko rozkradziono, ale tej maszyny nikt z piwnicy nie ruszył”. A dochodziłem do pięćdziesiątki, już chciałem przestać śpiewać, więc mówię do siebie: Mieciu, ruszasz z wytwórnią! No i zacząłem montować prasy do tłoczenia to tu, to tam (…), skompletowałem urządzenie do galwanizacji, następnie do wszystkiego, co jeszcze musiałem robić. Nawet fortepian kupiłem i ładne studio urządziłem. Syna Andrzeja wykształciłem w tym kierunku: jest inżynierem elektrykiem ze specjalnością elektroakustyk. No i pomaleńku ruszyłem z tą wytwórnią… Po licencję poszedłem do ministerstwa kultury i dostałem”.

Żeby móc zarejestrować Wytwórnię Płyt Gramofonowych Fogg-Record Mieczysław Fogiel musiał stać się Foggiem; urzędowa zmiana nazwiska nastąpiła 26 października 1946 r. – dokładnie 73 lata temu.

„Ta nagraniowa firma pradziadka została znacjonalizowana w 1951 roku” – przypomniał Michał Fogg. „Sprzęt od Wesbiego trafił najpierw do Muzy, a potem do Polskich Nagrań, gdzie stał się podwaliną narodowego koncernu. Ponieważ mój dziadek Andrzej pracował w Polskich Nagraniach, wiadomo że ten sprzęt – porządny, niezawodny – pracował aż do lat 60-tych. Alibabki twierdzą, że mogły się na nim się nagrywać” – twierdzi Fogg.

14 marca 1989 r. Mieczysław Fogg napisał dla Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie oświadczenie w sprawie swej humanitarnej działalności podczas niemieckiej okupacji. Oprócz wsparcia dla Ignaca Singera (Wesbiego), wyliczył w punktach inne przypadki, np. pomoc dla inżyniera dźwięku Stanisława Templa: „przeszedł on granicę z Wilna, gdzie się ukrywał, z tęsknoty do Rodziny. Mieszkał u mnie parę dni i wbrew moim namowom i ostrzeżeniom poszedł do getta i nigdy go już więcej nie widziałem”. Był też Ignac Zalcsztain, który ukrywał się gdzieś za szafą – a któremu Fogg dostarczał żywności i pieniędzy: „Z tym przyjacielem utrzymywałem kontakt już po wojnie. Mieszkał on w Brukseli i byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Pisywaliśmy do siebie per bracie Mieciu i bracie Ignasiu. Ostatni jego list dałem do użytku dyr. Szymonowi Szurmiejowi (dyrektorowi Teatru Żydowskiego w Warszawie – PAP). Niestety, list zginął i nie mam żadnego”.

Fogg przypomniał w tym piśmie także Tadeusza Gliksberga, który zbiegł z transportu do Treblinki i ukrywał się na przemian u swego kolegi przy ul. Emilii Plater oraz u niego: „Na jego usilne prośby dałem mu pewną sumę pieniędzy na opłacenie w Hotelu Polskim w W-wie przy ul. Długiej, wyjechał później i dostałem od niego kartkę z jakiejś miejscowości blisko granicy szwajcarskiej i to było wszystko”. Gliksberg przeżył wojnę.

Artysta wspomniał też dokarmianie nieznajomych głodnych dzieci, które codziennie przychodziły z menażką i obiady dla znakomitego profesora wokalistyki Stanisława Kopfa. O swoim ostatnim nauczycielu śpiewu, Fogg napisał: „Lekcje u Kopfa brałem jeszcze w czasie okupacji. Przychodził do mnie z getta trzy-cztery razy w tygodniu na obiady, odwiedzał mnie również po likwidacji getta. Ukrywał się w Warszawie pod nazwiskiem Głowiński. Bywał moim gościem aż do Powstania, później ślad po nim zaginął”.

Dariusz Michalski przypomniał, że to właśnie Fogg po likwidacji getta ułatwił Kopfowi ukrycie się pod nazwiskiem Głowiński. Gdy o to pomaganie Żydom zapytał Fogga podczas ich ostatniej rozmowy, jesienią 1989 roku piosenkarz żachnął się: „O czym tu mówić, proszę pana. Kto był w biedzie, temu należało pomóc. Każde nieszczęście wymaga wsparcia. Zwłaszcza takie. Getto! Pan sobie wyobraża? Miejsce, gdzie mordowano ludzi! Więc pomagałem, komu mogłem. Wciąż się zastanawiam, czy nie mogłem więcej. Nie mówmy już o tym”.

„Ten odręczny list pradziadka, w którym opisuje swój wkład w pomoc humanitarną jest przechowywany w Yad Vashem, niestety, niekompletny, gdyż zaginęła jedna kartka… Treść jest nieciągła, jest jakby luka w tym komunikacie – szkoda” – dodał Michał Fogg prawnuk artysty.

Na wniosek Żydowskiego Instytutu Historycznego, 26 października 1989 r. Yad Vashem przyznał Mieczysławowi Foggowi zaszczytne odznaczenie Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Sędziwy artysta nie zdążył go już odebrać osobiście.

„Medal Sprawiedliwego dla Mieczysława Fogga odbierały trzy pokolenia jego potomków: syn Andrzej, wnuk Michał i ja” – powiedział PAP Michał Fogg. – „Jestem, już niestety, ostatnią żyjącą osobą, która w tym uczestniczyła… To było jakiś czas po śmierci pradziadka. I były to miesiące chłodne. Może w 1991 roku?… W sali jakiegoś teatru, nawet już nie pamiętam którego. To była kameralna impreza, a nie taka huczna jak te organizowane dzisiaj: z prezydentem, z telewizją i tak dalej… Wręczono więcej tych medali – zwykle już rodzinom, bo sami bohaterowie nie dożyli. W naszym rzędzie siedzieliśmy tylko my, w każdym rzędzie siedziało po kilka osób” – wspominał.

„Drzewka w Ogrodzie Sprawiedliwych nie udało się już posadzić z braku miejsca, chociaż chcieli to zrobić moi rodzice – będąc w Izraelu jakieś 10 lat po śmierci pradziadka. Jego imię i nazwisko jest natomiast wyryte na specjalnej ścianie” – dodał Michał Fogg.

Oprócz Medalu, w drewnianej obudowie, był jeszcze honorowy dyplom, ale Michał Fogg nie pamięta już jak wyglądał i co z nim się stało – nie zachował się. „Dali nam też taki ozdobny talerz, jak do zupy” – wspominał. „Kiedyś tego rodzaju okolicznościowe talerze dawano na pamiątkę, wieszano na ścianach, albo używano jako pater… Były na nim jakieś wzory czy herb, zrobione taką jakby kalkomanią – i ta politura to właściwie już zeszła” – powiedział PAP Michał Fogg.

Sylwetkę Mieczysława Fogga – Sprawiedliwego wśród Narodów Świata przedstawili w maju 2017 r. uczniowie i nauczyciele z Zespołu Szkół w Subkowach (Pomorskie) w prezentacji przygotowanej na VIII edycję projektu edukacyjnego Instytutu Pamięci Narodowej „Kamienie Pamięci”.

„Tamta edycja projektu nosiła tytuł +Życie za Życie+ i wymagała od uczestników zebrania materiałów źródłowych i stworzenia prezentacji Polaków ratujących Żydów” – poinformował PAP Dominik Szupryczyński, nauczyciel historii, który koordynował przedsięwzięcie wraz z polonistkami Anną Falgowską oraz Joanną Kończewską. „Nasza scenografia przypominała realia wojenne, np. mieliśmy słup ogłoszeniowy z reprodukcjami autentycznych obwieszczeń niemieckiego okupanta – w szczególności tych, które zakazywały pomagania Żydom, pod groźbą kary śmierci. Odtworzyliśmy klimat czasów i środowiska artystycznego, w którym żył Fogg oraz ludzie, którym pomógł: na przerwie gramofon grał w kąciku z epoki stare przeboje, w bibliotece szkolnej działało stare kino, uczennice biorące udział w przedsięwzięciu ubrały się w odpowiednie suknie, uruchomiliśmy także Cafe Pappillon” – wyjaśnił Szupryczyński. „W nagrodę za pasję i zaangażowanie wszyscy na koniec uczestniczyliśmy w ogólnopolskim finale projektu w Rzeszowie” – dodał. W programie wycieczki była m.in. wizyta w Muzeum Polaków Ratujących Żydów Podczas II Wojny Światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej.

Jak wyjaśnił Michał Fogg, obecnie Medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata jego pradziadka znajduje się w Opolu, w Muzeum Piosenki Polskiej, gdzie ma stanowić eksponat na przygotowywanej wystawie o Mieczysławie Foggu. Inne materiały wypożyczono do Berlina na wystawę o Polskich Sprawiedliwych.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


THREE SUKKOT SNAPSHOTS

THREE SUKKOT SNAPSHOTS

EZRA WEINBERG


Three different events on Sukkot show how special this festival is.

A BOY looks out through a window of a sukkah in Ashdod. (photo credit: AMIR COHEN/REUTERS)

Everyone should have a claim to fame associated with a Jewish holiday. Mine came when I was 10 years old and I was living in Jerusalem for the year. My mother was in her third year of rabbinical school and studying at the Hebrew University of Jerusalem.

My sister and I went to local public schools in Kiryat Shmuel. Somehow my school was chosen from all the schools in Jerusalem to decorate the sukkah of Chaim Herzog, then the president of Israel! And of all the classes in my school, my class was chosen to decorate an entire wall of that sukkah.

My teacher took a few volunteers. Somehow my hand shot up. She handed some of us large pieces of poster board. I became an artist that day and make a very elaborate full-page poster sign of the hadassim, or myrtle, one of the four species of the holiday. And then a few days into the holiday, we were invited as a class to come see our work. I was invited to the president’s sukkah to be his guest. Although I did not fully comprehend the significance of this moment, I knew this was a special experience and something I would remember for a long time. That was in 1984. Sukkot was going to be the holiday that discovered me.

Fast forward 22 years. It’s 2006 and I’m in my fourth year of rabbinical school myself! I hear about a brand-new Sukkot retreat for people in their 20s and 30s up at Isabella Freedman Jewish Retreat Center in the Berkshires. Just one sukkah, but so many Jews! With all these Jews of different stripes, how will it work? The retreat coordinators decided that we needed three minyanim: an orthodox minyan, a traditional egalitarian minyan, and a Jewish Renewal minyan. But the problem was that these were mostly young people who didn’t wake up early on holidays for prayer.

On the first morning, we barely had the 10 people needed for a minyan in each group. So on the second morning, we decided to combine forces. Rabbis Shai Held and David Ingber ended up collaborating for one meaningful prayer service. Shai lead Shacharit (morning prayers) while David lead the Torah service. Dara and I lead the recital of Hallel psalms together.

WAS IT easy and comfortable? Not at first. Many Jews in that room were not used to singing songs during prayer like this one: “We are opening up in sweet surrender to the luminous love light of the one.” A few curious Orthodox Jewish women came into the service. One of them even received an aliyah, that is, was called up to the Torah. Jewish pluralism was alive and not conforming to any pre-set conditions. “All Streams – One Source” was born.

It is 2016. Year 10 of Sukkahfest, which has now expanded from a two-day holiday to a multi-pronged nine-day festival of joy. All of the old regulars now come for last days. More and more sukkot are built around the premises of Isabella Freedman. “Sukkat Shalom” has been solidified as the sukkah we all eat in together, while “Sukkat Chalom” is where we sing and share stories and dream big dreams. It is no longer a retreat for folks in their 20s and 30s, but people are now coming with their siblings, parents and children.

Couples who have met at Sukkahfest are celebrating anniversaries. “All Streams moments” happen on purpose and spontaneously. New songs are composed. Old notions of Jewish identity are composted. Our Kohenet community weave together and lead us in new/ancient rituals of water celebration as described in the Talmud as Simhat Beit Hashoeva. We pray, we eat, we bless and we sing – joyously. We channel our ancestors and invite them as guests into the sukkah. We remember friends who are no longer with us and bring their spirits into our sukkah. We CELELBRATE the Earth, led by our friends from Teva and Adamah.

And everything builds to Simhat Torah. We dance with the Torah scrolls. We share Torah – literally and figuratively. We celebrate in our separate minyanim, and then we come together for the seventh and final hakafa-dance – the ALL STREAMS hakafa. We have no idea what is going to happen. We live in the uncertainty guided by the living metaphor of these temporary huts that bring us inside and shelter us. Fully immersed and fully satisfied, for just a moment in time. This is the annual pilgrimage


Rabbi Ezra Weinberg is a longtime Hazon ambassador as an alum of the New York Ride, the Israel Ride and Sukkahfest. He lives and works in Washington Heights with his wife and two children, and is currently a fellow at the UJA’s Ruskay Leadership Institute.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Netanyahu, Gantz to meet today

Netanyahu, Gantz to meet today

Arutz Sheva Staf


Blue and White, Likud leaders to meet for first time since Gantz received the mandate to form the government from President Reuven Rivlin.

Rivlin, Gantz, and Netanyahu / Amos Ben Gershom/GPO

Blue White Chairman, MK Benny Gantz and Prime Minister Binyamin Netanyahu will meet at the Kirya in Tel Aviv Sunday afternoon to examine the possibility of promoting a unity government led by Blue and White. The meeting will be the first between the leaders since Gantz received the mandate to form the government form President Reuven Rivlin.

The two face many obstacles in forming a unity government, including the question of who will be prime minister first in a rotation. Gantz believes that he should be prime minister first since Blue and White is the larger party, while Netanyahu believes he should be prime minister first due to his experience in the position.

Another obstacle is Blue and White’s insistence that Likud abandon the larger right-wing and haredi bloc while Likud insists that the bloc be included in the unity government.

According to sources in the Blue and White party, Gantz is prepared to waive one demand but not the other. The parties will then discuss the common principles of a unity government as the basis for the joining, if they so wish, of additional parties.

Immediately after the meeting with Netanyahu and the Likud team, representatives of the other parties will be invited to meet with a Blue and White team led by Adv. Yoram Turbovich.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


GOŁDA TENCER W PIERWSZEJ OSOBIE

GOŁDA TENCER W PIERWSZEJ OSOBIE

HENRYK GRYNBERG


“Golem”, reż. Maja Kleczewska, fot. Magda Hueckel

Jej ojciec „był zawsze jakiś taki nieobecny”. „Nie mówił o sobie, a my nie pytaliśmy”. Zwątpił w istnienie Boga i „po wojnie nigdy już nie przekroczył progu synagogi”. Podobnie było u innych. „Mama całe życie mówiła o wojnie. Ojciec nie mówił nic”. „Tato, a gdzie jest twoja rodzina?” „Nigdy mnie o to nie pytaj. Nie ma ich”. Jej ojciec miał warsztat kaletniczy i zapracowywał się, a matce „kuchnia dawała poczucie bezpieczeństwa, ratowała ją przed całym złem”. Dla dzieci wysepką bezpieczeństwa była żydowska szkoła, lecz jej tarczę „Łódź XXVII im. Pereca” nosiło się na gumkach lub agrafkach, żeby przed wyjściem na ulicę ściągnąć jak gettową opaskę. W tej żydowskiej szkole historia Żydów nie była przedmiotem obowiązkowym i „tak jak w domach nie rozmawiało się o Holokauście, tak w szkole to też był temat tabu”. Ciągle ktoś wyjeżdżał. W 1967 „maturę pisało już tylko dziesięć osób”. Jej ojciec „o wyjeździe nie chciał słyszeć”. Co by tam robił? Tu miał swój warsztat, stałych klientów, mały, zastępczy świat, zamiast tamtego, który stracił. Po antysemickim przemówieniu Gomułki jeszcze bardziej zamknął się, „jakby to się nie wydarzyło”.

Dla innych było ono jednoznaczne: „Drugi raz nie możemy lekceważyć sygnału”. „Błędu moich rodziców nie popełnię”. Błędu, że nie uciekli w porę. Popularna była piosenka Skaldów „Wśród ptaków wielkie poruszenie, te odlatują, te zostają…”. Napisała ją Agnieszka Osiecka po wyjeździe z południowej Kalifornii, gdzie zatrzymała się na parę tygodni u mnie i mojej ówczesnej żony. Z pociągu mi ją przysłała z dedykacją, bo byłem bodajże tym pierwszym, co odleciał. Obywateli drugiej kategorii nie przyjmowano na studia. Łódzkiego rabina osadzono w zakładzie psychiatrycznym, bo „zarzucał PZPR wyniszczanie społeczności żydowskiej w Polsce”. Co było oczywistą prawdą i to raczej partię i jej psychiatrów należało posłać do domu wariatów. Później głoszono, że mieli taki rozkaz z Moskwy. A dlaczego z innych krajów Żydów nie wyrzucano? Celnicy wysadzali ich z pociągu w Zebrzydowicach, w środku nocy, bez pieniędzy, twierdząc, że nie zdążą sprawdzić ich walizek, „w których nie było prawie nic”. A był „luty, przeokropny mróz”. Czy to również na rozkaz z Moskwy? Rano celnik – na rozkaz z Moskwy – „ostrym narzędziem rozerwał skórzane nesesery i kopnął je tak, że wszystko wysypało się na podłogę”. Jeśli ktoś zostawiał majątek, to do szykan należało „oficjalne zrzeczenie się majątku na rzecz Skarbu Państwa”. Jak w średniowieczu w Anglii, Francji, Austrii, Niemczech, Hiszpanii – i ponownie w Niemczech i Austrii w latach 30. XX wieku.

Dla dzieci wysepką bezpieczeństwa była żydowska szkoła, lecz jej tarczę „Łódź XXVII im. Pereca” nosiło się na gumkach lub agrafkach, żeby przed wyjściem na ulicę ściągnąć jak gettową opaskę

„XXVII im. Pereca” zamknięto. Na pogrzebie dyrektora z absolwentów była już tylko Gołda. I to ona po latach postarała się, żeby w Warszawie na Dworcu Gdańskim wmurowano tablicę z cytatem z mojego wiersza: „Tu więcej zostawili po sobie niż mieli”. „Zostawiali za sobą więcej, niż mieli, bo całą przeszłość, wspomnienia, groby rodzinne i twarze przyjaciół” – komentował jej brat, Janusz, który wyjechał do Szwecji, gdzie praktykował medycynę, prowadził orkiestrę dla wygnańców i pisał dla nich piosenki o tym, jak „przekwitły zapomniane sny”. Do pierwszoosobowej narracji „Gołda Tencer. Jidisze mame” spisanej przez Katarzynę Przybyszewską-Ortonowską włączone są marcowe wspomnienia jej brata oraz kolegów i koleżanek z żydowskiej szkoły. Pokolenia, któremu zdawało się, że „wszystkiego, co złe, doświadczyli już nasi rodzice” i że „to się nie może powtórzyć”.

1985 Cud Purymowy_ Gołda Tencer,Etl Szyc,Jerzy Walczak,Henryk Rajfer,Marek Węglarski,fot.T.Tomaszewski

Dalsze dzieje Gołdy związane są z Teatrem Żydowskim, który został w Warszawie bez Idy Kamińskiej, większości aktorów i publiczności. Z rozpadającym się budynkiem, gdzie na scenę przeciekał deszcz, „harcowały szczury”. Dyrektorem został Szymon Szurmiej. Gołda, która z czasem została jego żoną, twierdzi, że miał bujną wyobraźnię i dlatego trudno było zgadnąć, co w jego narracji było prawdą, a co nie. Ja bez zgadywania wiem, że zupełnie nieprawdziwa jest jego wersja występów teatru w 1967 roku w Nowym Jorku. Przede wszystkim polecieliśmy na tournée do Nowego Jorku, a nie „po Stanach Zjednoczonych”. Nie graliśmy i nie zamierzaliśmy grać sztuki Arthura Millera „Wszyscy moi synowie”, bo nie wozi się węgla do Newcastle ani samowarów do Tuły. Zatem nieprawda, że „trzeba było [tę sztukę] zdjąć”. Nieprawda, że „nagle przychodzi telegram: przerwać występy. […] Dyspozycja z Polski dostarczona przez ambasadę, bo zaczęła się wojna izraelsko-arabska”. I nieprawda, że „impresario zapłacił gigantyczne odszkodowanie”. Wszystko to dramatyzacja Szymona Szurmieja. Wojna, o którą w tym kontekście chodzi, zaczęła się 5 czerwca i sześć dni później skończyła, a my odlecieliśmy do Nowego Jorku 12 października. Owszem, ważyły się losy: czy nas w tych okolicznościach wypuszczą, ale Kamińska – znakomita dyplomatka – przekonała władzunie, że odwołanie naszych występów zrobi bardzo złe wrażenie w świecie, a nasze występy – wprost przeciwnie. I tak się stało. Graliśmy na Broadwayu, w sercu teatralnego świata, bite dwa miesiące z popołudniówkami w weekendy, ambasada zaprosiła cały zespół na sute przyjęcie do Waszyngtonu – z którego się wykręciłem, bo zamierzałem prysnąć i bałem się wstąpić na jej teren – i obdarzyła nas butelkami polskiej wódki oraz kartonami amerykańskich papierosów. Nasz amerykański impresario nie tylko nie zapłacił „gigantycznego odszkodowania”, lecz gigantycznie na nas zarobił.

W teatrze Szurmieja grali przeważnie nieżydowscy aktorzy dla przeważnie nieżydowskiej publicznościPoszedłem na przedstawienie jesienią 1993 roku, gdy miałem semestr na UW, i prędko wyszedłem, bo tak mówili, że nic nie rozumiałem. Nie wiem, jak sobie radzili, występując za granicą. Przypuszczam, że i tam publiczność przeważnie nie rozumiała jidysz. Z wyjątkiem Niemiec, bo podobny język. Golda opowiada, że bardzo dobrze przyjmowano budujący spektakl o Januszu Korczaku, ale nie „Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie”, wspaniały rapsod żałobny Icchoka Kacenelsona, naocznego świadka Zagłady, której nie przeżył. Publiczność wychodziła z sali, co moim zdaniem dobrze świadczy o dziele Kacenelsona. W Zagłębiu Ruhry ktoś podpalił hotel, w którym nocowali. Co moim zdaniem świadczy, że – niezależnie od marnej dykcji – teatr ten był potrzebny.

Do Żydowskiego poszedłem w 1993 roku i prędko wyszedłem, bo tak mówili, że nic nie rozumiałem z ich jidysz. Nie wiem, jak sobie radzili, występując za granicą

Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska, „Gołda Tencer. Jidisze mame” / Wydawnictwo Edipresse Książki, 582 strony, w księgarniach od września 2019

Szurmiejowi nigdy nie brakowało pomysłów. W 1975 roku zaprosił Idę Kamińską na obchody pięćdziesiątej rocznicy śmierci jej matki Estery Rachel Kamińskiej. Ida Kamińska, która zawsze wiedziała, jak się zachować, powiedziała wtedy ze sceny swojego byłego teatru: „Żydzi Warszawy, nie wiem, kto lepiej zrobił. Ja, która wyjechałam, czy wy, którzy zostaliście”. Nie wierzyłem, gdy pierwszy raz się o tym dowiedziałem. Myślałem, że to fantazja Szurmieja, lecz okazało się, że rzeczywiście tak powiedziała. Pytanie tylko, czy szczerze – przecież była dyplomatką. Gołda twierdzi, że jeszcze jedno zdanie padło wtedy ze sceny: „Bo wy macie swój dom, a ja już domu nie mam”, i wyjaśnia, że domem dla Kamińskiej był teatr i dlatego czuła się bezdomna. We wspomnieniach Gołdy, która przez czterdzieści lat była jego żoną, Szurmiej był bezbłędnym artystą oraz energicznym, zaradnym i zasłużonym działaczem żydowskiej kultury. Jego niewątpliwym sukcesem były występy w Hollywood, gdzie Kamińska dotarła sama, a on z zespołem. „Na widowni cała hollywoodzka elita – opowiada Gołda. – Walter Matthaw rozmawiał z nami w jidysz”. Chyba głównie z nią, bo w tym zespole nawet Szurmiej znał jidysz ledwo, ledwo. Syna, który im się urodził w 1985 roku, nie nauczyli jidysz: „Pomyśleliśmy z Szymonem, że może jednak nie”. Bez wyjaśnienia. Czy z braku wiary w przyszłość tej mozolnie przedłużanej kultury?

Sukcesem były występy w Hollywood, gdzie Kamińska dotarła sama, a Szurmiej z zespołem. „Na widowni cała hollywoodzka elita” – opowiada Gołda

Niekoniecznie trzeba się zgadzać z zamaszystymi twierdzeniami Szurmieja, które bezkrytycznie przytacza jego wierna wdowa. Na przykład że kultura żydowska „to część składowa kultury polskiej” albo że „antysemityzm jest wszędzie tam, gdzie są Żydzi”. I myślę, że gdyby rzeczywiście „prasa amerykańska zaczęła nazywać Szymona [Szurmieja] Laurence’em Olivierem teatru żydowskiego”, to w książce nie zabrakłoby jakichś bliższych szczegółów. Zaskakujące jest wspomnienie ich syna z pierwszej wizyty w teatrze swoich rodziców. Ma osiem lat. Aktorzy na scenie próbują, Szurmiej siedzi na widowni. „Kończą , stoją nieruchomo, jakby zastygli w oczekiwaniu. Tata podnosi się z miejsca i krzyczy: A jebał was wszystkich pies… […] mama , która również tam była, kryje twarz w dłoniach i zaczyna głośno szlochać…”. W teatrze Kamińskiej coś takiego byłoby nie do pomyślenia. I chyba w żadnym innym teatrze.

“Dla mnie bomba”, Gołda Tencer, 2006 / fot.  J. Barcz

Recenzje, jakie otrzymywał teatr, gdy Gołda przejęła go po swym mężu, zaprzeczają peanom, jakie o nim wygłasza w książce. Przypominano w nich o „nieufności wobec sposobu prowadzenia tej sceny przez ostatnie dekady”. Że teatrowi temu „przez lata zarzucano anachronizm, kicz i cepeliadę”. Pisano, że „zakurzona folklorystyczna buda z pejsami na rzepy” i „najgorszy do niedawna teatr w Warszawie” ma teraz szansę stać się „jej najciekawszą sceną”, że „staje się jedną z bardziej poszukujących scen w stolicy”. „Gołdo, to nadzwyczajne, co dzieje się z Teatrem Żydowskim pod Twoją dyrekcją. Odrodziłaś ten teatr. I w ogóle żydowski teatr” – napisała jej w liście Hanna Krall z okazji jubileuszu pracy na scenie. Irena Sendlerowa w swoim liście podkreśliła jej wielkie „zasługi w ratowaniu pamiątek kultury Narodu Żydowskiego”. Bo Gołda Tencer, Genia z najbardziej żydowskiej ulicy powojennej Łodzi, to nie tylko świetna samorodna śpiewaczka, aktorka, reżyserka, lecz również Fundacja „Shalom”, coroczny festiwal Warszawa Singera, kursy polsko-żydowskiej historii dla młodzieży, słynna objazdowa wystawa fotografii „I ciągle widzę ich twarze”. Wątpię, czy ktoś zrobił więcej, by ocalić pamięć o polskich Żydach.

rekomendował: Leon Rozenbaum
Epilogiem tej dramatycznej opowieści jest wygnanie teatru. Jeszcze jedno wygnanie. Tyle że tym razem nie przez antysemitów, lecz Żydów. Sprzedano budynek deweloperowi. „Żydzi mnie sprzedali, Żydzi” – żaliła mi się ze łzami w oczach i niedowierzaniem. Jak gdyby wśród Żydów brakowało filistynów. Szukanie nowego domu, czy choćby przytułku, dla żydowskiego teatru to rozdział do następnej książki.

PS Przydałaby się uważniejsza redakcja i korekta. Topol nie „zagrał Columbo w kolejnej części porzygód Jamesa Bonda”, lecz mordercę w serialu „Columbo”, zwanym tak od nazwiska detektywa, którego gra Peter Falk; „2 maja 1945 roku, w niedzielę przewodnią, wywieziono ostatni transpoort Żydów z Łukowa do Treblinki”; „Podszedł do mnie Izaaka Bashevisa Singer”; „Izaaka Bashevisa Singer słuchał z uwagą”.


HENRYK GRYNBERG

– Prozaik, poeta, eseista i dramaturg urodzony w 1936 roku. Od roku 1967 mieszka w Stanach Zjednoczonych. Utwory Grynberga tłumaczono na wiele języków. Autor otrzymał m.in. nagrody im. Tadeusza Borowskiego (1966), Fundacji Kościelskich (1966) oraz Stanisława Vincenza (1991). Stale współpracuje z dwutygodnik.com.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com