Głębokie zmiany, czy biznes jak zwykle? Po wojnie Izrael staje przed wielkim wyborem

Ludzie cieszą się w dniu, w którym Hamas uwalnia zakładników przetrzymywanych w Strefie Gazy od czasu śmiertelnego ataku Hamasu z 7 października 2023 r. (Fot. REUTERS/Shir Torem)


Głębokie zmiany, czy biznes jak zwykle? Po wojnie Izrael staje przed wielkim wyborem

Kacper Max Lubiewski


Dwa lata po ataku Hamasu wielu Izraelczyków głęboko w sercach wstydzi się wojny w Gazie – jej nieefektywności, niesprawiedliwości i skali zniszczenia, które przyniosła.

Kacper Max Lubiewski (ur. 2004) – dziennikarz, autor reportażu o izraelskiej lewicy ,,Smolanim”, student historii i socjologii na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. 


Gdy przyleciałem do Tel Awiwu z końcem września, spodziewałem się podobnego widoku do tego, którego pamiętałem z początku roku.

Wojna w Gazie trwała wtedy w najlepsze i choć wielu Izraelczyków było nią zmęczonych, żyło w strachu i niepewności o bezpieczeństwo swoje, jak i zakładników, to wszyscy zdawali się robić, co mogli, żeby tego po sobie nie pokazywać. Izraelczycy mają to chyba we krwi, że im bardziej się boją o swoje życie, tym odważniej z niego korzystają; każdy alarm rakietowy i każdy zamach terrorystyczny oznaczają co najwyżej przełożenie na później planów na wspólny obiad lub wyjście plażę, a nie panikę czy rozpacz. Am Israel Chai – jak mówią Izraelczycy i Żydzi ku pokrzepieniu serc. “Naród Izraela żyje”.

Zmiana nastrojów w Izraelu. “Różne rodzaje smutku”

Widziałem Izrael na różnych etapach tej wojny, jak i przed nią. Zasadnicze podejście zawsze było takie samo; być może jest źle i jest się czego bać, ale skupmy się na tym, co tu i teraz, na tym, że dane nam jest zjeść razem posiłek i że możemy razem spędzić czas. Społeczeństwo izraelskie działało jak dobrze naoliwiona maszyna. Izraelczycy potrafią robić dobrą minę do złej gry i jak nikt potrafią rozmawiać o rzeczach przerażających, jednocześnie udając, że niczego się nie boją.

Tym razem było inaczej. Izraelskie społeczeństwo w przeciągu zaledwie kilku miesięcy zmieniło się nie do poznania. Moi przyjaciele i dalszy znajomi, a także osoby, które kojarzyłem z widzenia i te, które spotkałem po raz pierwszy na ulicach Tel Awiwu, przeprowadzając wywiady uliczne – wszyscy oni wyglądali na zrezygnowanych, bez nadziei i głęboko smutnych.

Nie był to jednak smutek pierwszych miesięcy po 7 października – wtedy Izraelczycy opłakiwali 1200 zamordowanych i obwiniali polityków za ich los. Smutek po ataku Hamasu był dziwnie dynamiczny, bo towarzyszyły mu gniew, poczucie zemsty i szok. Smutek ostatnich kilku miesięcy był zaś pusty: Izraelczycy nie mieli już cierpliwości, żeby udawać, że wszystko będzie dobrze. Powoli zaczęli akceptować, że być może wcale tak nie będzie.

Na dwa tygodnie przed ogłoszeniem zawieszenia broni przez Donalda Trumpa rozmówcy mówili mi, że wojna w Gazie nigdy się nie skończy i że będzie to ich nowa rzeczywistość.

Wymiana ognia z Iranem, upór i wytrzymałość Benjamina Netanjahu i jego rządu oraz zdolność Hamasu do stałego przeobrażania się mimo wykorzystania pełni sił izraelskiej armii złamały ducha wielu Izraelczyków.

Izraelczycy próbowali sobie poradzić z przytłaczającym poczuciem beznadziei na różne sposoby. Część z nich wpadła w nihilistyczną dziurę; nie chodziła na protesty, przestała śledzić wiadomości i niepewnie wypowiadała się na temat przyszłych wyborów. – Ja po prostu chce żyć swoim życiem – mówiło wielu, często odmawiając dalszej rozmowy, mimo że Izrael jest narodem, który nie przestaje politykować oraz chętnie odpowiada na pytania dziennikarzy.

.
Bracia bliźniacy Gali i Ziv Bermanowie trzymają plakat ze swoim zdjęciem, wracając do domu po opuszczeniu szpitala po uwolnieniu z niewoli w Strefie Gazy w kibucu Beit Guvrin w Izraelu, 19 października 2025 r. Fot. REUTERS/Hannah Mckay

Izrael po zakończeniu wojny. “Wielu nie powie tego na głos”

Izraelczycy w trakcie trwania tej wojny stracili rozeznanie. Nie tylko nie wiedzieli, jaka jest prawda, ale też czy prawda w ogóle istnieje. Z jednej strony hebrajskojęzyczne media odgrodziły ich grubym murem od wszelkich doniesień o potencjalnych zbrodniach w Gazie, ale z drugiej nawoływanie do międzynarodowego bojkotu Izraela nie przestawały dudnić w ich uszach. Izraelczycy, ogólnie rzecz biorąc, chcą widzieć siebie jako część progresywnego i nowoczesnego świata, więc gdy ten zaczął na szeroką skalę grozić zerwaniem współpracy kulturalnej, gospodarczej i politycznej, do Izraela wdarło się poczucie kryzysu, który wykracza poza 7 października.

Dwa lata po ataku Hamasu wielu Izraelczyków głęboko w sercach wstydzi się wojny w Gazie – jej nieefektywności, niesprawiedliwości i skali zniszczenia, które przyniosła.

Wielu z nich nie powie tego na głos lub w żaden formalny sposób, bo Izraelczycy w swoim wojsku widzą samych siebie, więc nigdy nie będą gotowi oskarżyć IDF o zbrodnie. Wolą mieć nadzieję, że następne wybory, kilka reform i zmiana przywództwa sprawią, że IDF znowu będzie armią, z której mogą być dumni. Tą, która momentalnie rozprawiła się z Hezbollahem, kładąc kres jednej z najgroźniejszych organizacji terrorystycznych na Bliskim Wschodzie, czy syryjskimi bojownikami, gdy ci z zimną krwią mordowali Druzów, a nie tą, która być może popełniła ludobójstwo w Gazie.

Wizja Netanjahu, który opisywał Izrael jako kolejną Spartę, krainę oddzieloną i niezależną od świata, jest dla wielu, jeśli nie większości Izraelczyków, zupełnym koszmarem.

Wielu Izraelczyków swoją beznadzieję i rozpacz przekuła w aktywizm; ale ostatnio mniej więcej połowa protestujących aktywnie skandowała czy klaskała. Duża część gigantycznych protestów w całym kraju, których uczestnicy domagali się powrotu zakładników i zakończenia wojny, i których zdjęcia obiegły świat, składała się z dziesiątek tysięcy osób stojących w ciszy, zapłakanych lub ledwie znajdujących w sobie siłę, by trzymać transparent.

Znam dziewczynę, która rzuciła studia, żeby codziennie móc przychodzić na Plac Zakładników i która była na każdej demonstracji od samego początku do samego końca. Izrael ostatnich kilku miesięcy był państwem ciągłego napięcia między stanami manii i wybuchami energii a napadami społecznej depresji i zrezygnowania.

Ludzie gromadzą się na 'Placu Zakładników' w oczekiwaniu na powrót izraelskich zakładników, porwanych przez Hamas 7 października 2023 r.Ludzie gromadzą się na ‘Placu Zakładników’ w oczekiwaniu na powrót izraelskich zakładników, porwanych przez Hamas 7 października 2023 r. Fot. REUTERS/Ronen Zvulun

Izrael ma nadzieję na wyjście z głębokie kryzysu

Jak wyglądał moment powrotu zakładników? Z jednej strony można było jeszcze dostrzec niepewność i strach na twarzach przechodniów, kiedy neurotycznie odświeżali ekrany telefonów, czekając na dobre wieści. Inni pozwolili już sobie na powrót do tego, z czego Izraelczycy byli znani przed rozpoczęciem wojny – spontanicznych i głośnych piosenek na ulicach, tańców z nieznajomymi i skandowania “Am Israel Chai”. Gdy rozmawiałem z protestującymi na Placu Zakładników w dzień przylotu prezydenta Trumpa, większość opisywała przede wszystkim ulgę. Izraelczycy na ulicach Tel Awiwu byli radośni, pełni nadziei i wdzięczni wszystkim, dzięki którym zakładnicy wrócili do swoich domów. A jeszcze kilka dni wcześniej nadzieja na lepsze jutro na ziemi między rzeką a morzem zdawała się zupełnie zniknąć.

Przypomniałem sobie wtedy słowa Sariego Nusseibeh, palestyńskiego intelektualisty i byłego negocjatora pokojowego, który na moje pytanie o to, skąd bierze nadzieję w miejscu, w którym tak ciężko ją znaleźć, powiedział, że w tej części świata nadzieja nie byłaby pierwszą, która wstała z martwych.

Dokładnie tak opisałbym uczucia w Izraelu trzy tygodnie po zakończeniu wojny. Choć porozumienie między Hamasem a Izraelem nadal wisi na włosku, ciała nie wszystkich zakładników zostały zwrócone, a Palestyńczycy dopiero zaczynają budować swoje życia na nowo wśród ruin, to Izraelczycy pytani o to, czy mają nadzieję na wyjście z kryzysu, który opanował Bliski Wschód przez ostatnie dwa lata, odpowiadają twierdząco.

Izraelczycy są zjednoczeni w poglądzie, że nie wolno im wrócić do systemu, który przyzwolił na Atak 7 października, ale trwa oczywiście zażarta dyskusja – czy na wzrost Hamasu pozwoliła lewicowa polityka wyjścia z Gazy, czy prawicowa polityka braku procesu pokojowego z Palestyńczykami? Na ile jeszcze w ogóle rozróżnienie na prawicę i lewicę jest jeszcze w Izraelu pomocne w zrozumieniu tutejszej politycznej rzeczywistości?

Według prawie każdego sondażu przeprowadzonego w tym roku koalicja Benjamina Netanjahu straci władzę w kolejnych, prawdopodobnie przyspieszonych wyborach. Gdy pytam Izraelczyków o to, kogo woleliby na jego miejscu, rzadko uzyskuję jasną odpowiedź; od jednego przechodnia słyszę, że w Izraelu politycy robią, co mogą, żeby tylko nie dostać stanowiska premiera – jest to po prostu za trudna praca.

Inni mają nadzieję, że ruch na rzecz powrotu zakładników, stowarzyszony najsilniej w instytucji Forum Rodzin Zakładników, przeistoczy się w siłę, która będzie miała wpływ na wygląd kolejnego rządu. Te przewidywania przypominają czas protestów przeciwko przejęciu sądów przez Netanjahu, kiedy komentatorzy dopatrywali się w liderach ruchu możliwych przyszłych polityków; niestety, Atak 7 października skazał wielu z aktywistów na zapomnienie.

Adina Perez i Shira Perez reagują podczas pogrzebu swojego brata, izraelskiego żołnierza Daniela Shimona Pereza, który zginął podczas śmiertelnego ataku Hamasu 7 października 2023 r., a którego ciało zostało porwane i później zwrócone Izraelowi w ramach wymiany więźniów. Fot. REUTERS/Ronen Zvulun

Nowy rozdział w historii Izraela. Od beznadziei do ulgi

Przenikliwy smutek i beznadzieja, które widziałem nawet na kilka dni przed ogłoszeniem zawieszenia broni, w naturalny sposób ustąpiły miejsca radości i uldze. Nie moją intencją jest oceniać, jak Izraelczycy radzą sobie ze swoją traumą, ale w ostatnich kilku miesiącach Izrael doszedł do poważnego wewnętrznego kryzysu, który miał realną szansę długofalowo zmienić etos społeczeństwa. Z tego poczucia słabości mogła narodzić się siła.

Dzień powrotu zakładników oddał Izraelczykom utęskniony spokój, ale widząc, jak wielu z nich stara wrócić do wiecznie pogodnego i odważnego business as usual boję się, że przynajmniej dla części z nich koniec wojny oznaczać będzie niewykorzystanie najważniejszej lekcji płynącej z doświadczenia całkowitej beznadziei i żalu. 

Mam nadzieję, że się mylę i że izraelskie społeczeństwo zrobi wszystko, żeby wykorzystać energię, jaka wybuchła w społeczeństwie po powrocie zakładników, do zadania sobie najgłębszych z pytań. Izrael musi sobie odpowiedzieć, co jest dla niego najważniejsze i co jeszcze jest w stanie poświęcić w imię obrony własnych wartości. A przede wszystkim – jakiej przyszłości chce dla kolejnych pokoleń.

Powrót zakładników z Gazy może otworzyć nowy rozdział w historii Izraela. Oprócz oczywistej debaty o odpowiedzialności izraelskich władz za atak Hamasu (Netanjahu aktywnie blokuje powstanie komisji, która ma zbadać tę sprawę) czy przyszłości rządu, na tapet wracają też tematy, które zupełnie zniknęły ze społecznej agendy, takie jak polityka gospodarcza czy edukacja.

To okazja, żeby przyjrzeć się kwestiom, które w przeszłości były odkładane od wielu dekad na później (jak kwestia obowiązkowej służby Żydów ultraortodoksyjnych) czy takim, które w Izraelu były dotychczas wstydliwym tabu (w jaki sposób zatrzymać Izraelczyków, którzy emigrują na stałe).

W głosach Izraelczyków słychać optymizm i gotowość do pracy; czują, że najważniejsze dopiero przed nimi.


Redagował Michał Olszewski 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com