Archive | 2018/08/26

Ginczanka to poetka, nie nowa woda mineralna!

Ginczanka to poetka, nie nowa woda mineralna! Rudnicki odkrywa najjaśniejszą gwiazdę przedwojennej literatury

Janusz Rudnicki


Zuzanna Ginczanka (East News)

Okrzyki: “Żądamy ghetta dla Żydów!”, przyjmuje z dumną wyższością. Potrafi też być cool, na bal maskowy do Hotelu Europejskiego przychodzi z walizką z napisem “Jutro na Madagaskar”. Na szmalcowniczce zemści się w ostatnim, genialnym wierszu. Zuzanna Ginczanka, poetka, którą zachwycał się Tuwim.

 

Parodiuję styl autorki: Kochany Czytelniczku mój. Masz teraz pod pachą sobotni numer „Gazety Wyborczej”. Zmierzasz z nim do domu, aby w jego zaciszu oddać się lekturze. Już jesteś prawie pod klatką, kiedy wpada na ciebie sąsiad i rad nierad przystajesz. Sąsiad jest rozpromieniony jak nigdy i mówi, widzę, co sąsiad ma pod pachą, polecam, polecam gorąco lekturę tekstu pióra Janusza Rudnickiego. Coś tam jeszcze mówi o pogodzie, ale ty dziękujesz i pędzisz do mieszkania i w jego zaciszu otwierasz „Wyborczą” na tej stronie właśnie, na której teraz jesteś. Dzień dobry, to ja. Teraz usiądziesz na rozłożystym fotelu i będziesz czytał o czytaniu „Musisz tam wrócić”. Koniec parodii.

Przyznam się od razu, że wstyd się przyznać, jak późno się o niej dowiedziałem. Znasz Ginczankę, zapytał ktoś, a ja, że nie, nie piłem. Myślałem, że chodzi o nową wodę mineralną. Przeczytałem jej „Non omnis moriar”, czyli „nie wszystek umrę”, ten powalający wiersz-testament do dozorczyni (Horacy i Słowacki jako trop), która wydała jej kryjówkę Niemcom i kiedy tylko wyszła książka z Ginczanką w tytule, rzuciłem się na nią jak pies na kość. I…

I zakrztusiłem się. Wpadła mi w żydowską uliczkę, jak mawiali goje, w mieście Równe, skąd pochodziły Zuzanna Ginczanka i jej przyjaciółka Lusia Gelmont. Treść jak najbardziej, książka ważna, książka istotna. Nie tylko ze względu na samą Ginczankę i jej wiadomy los, ale także kadry z życia polskich Żydów pod okupacją niemiecką i pod czujnym okiem polskich szmalcowników, a forma? No taka, że co teraz, recenzencie? Dać się zaszantażować, bo chodzi o to, co wyżej? Złożyć broń i napisać, że cel uświęca środki, nawet wtedy kiedy te są tak rzewne jak tu właśnie? Czy broni nie złożyć, a niepodległości literatury bronić do krwi ostatniej? No, bo jak przełknąć to nieszczęsne w „Musisz tam wrócić” apostrofowanie? Które już jako takie ma w sobie zaprogramowany kicz? A tu jeszcze zwrócone do osoby drugiej, jakby było mało. I jakby było mało – córka do matki, Maria Stauber to bowiem Lusi córka.

Tak to się mniej więcej wije: Lusieńko, matko moja, masz dziś sto prawie lat i straciłaś pamięć. Mylisz mnie, twoją córkę, z twoją siostrą, dlatego opowiem ci twoje życie. Przyrzekam ci, mamo, że będziemy stąpać ostrożnie, na czubkach palców, omijać z daleka miny bólu, trzęsawiska niedopowiedzeń. Ciszę wokół tych, co zginęli, rozpostarłaś jak całun. Dzielnie pełniłaś swoją rolę matki. Codziennie ulatują twoje siły, ulatuje życie, więc teraz ja, twoja córka, stoję na jego straży, wdmuchuję w ciebie ciepło moich uczuć, od których ożywiasz się…

Autorka o tym, co lubiła najbardziej mała Ginczanka. Lubiła klucze z babcinej szuflady, gwiżdże na nich różne smutne melodyjki, bo piszczą tak śmiesznie: ciiiieniiiiutko, leciiiiutko. Autorka o tym, co czuje, kiedy dziś w Warszawie na Szpitalnej 5 odwiedza mieszkanie, w którym mieszkała Ginczanka. Czuje jej oddech, który łaskocze jej kark. Dobra, to jeszcze nie boli, ale to już tak – otóż wie Maria Stauber, co Zuza chce jej powiedzieć, a mianowicie: Idź. Proszę cię. Idź dalej. Tak trzeba. I w tym momencie obowiązkiem moim jest napisać, co następuje: tak jak istnieje karp po żydowsku, tak istnieje w literaturze kicz po żydowsku.

 

I jeszcze gdyby ta rzecz miała indeks nazwisk i nazw miejscowości, to miałby on… No, nie tyle stron co sama książka, ale długi byłby jak rozciągnięty miech akordeonu. Ja rozumiem, świadectwo pamięci, ale na miłość Boską, naprawdę trzeba podać wszystkie nazwy wszystkich składów aptecznych z ul. 3 Maja w Równem?

Paradoks inteligentki zasymilowanej

Dobra, wystarczy tego ględzenia. Tym bardziej że im dalej w książkę, tym lepiej, bo więcej drzew. Teraz o tym, co jest jej zaletą główną, czyli o tym, czego bym nie wiedział, gdybym „Musisz tam wrócić” nie przeczytał.

Sierotka Ginczanka. Jedynaczka. Naprzód opuszcza ją ojciec, za wielki oryginał na tak małe miasto, Ameryka dla niego jak ulał. Ponoć zostaje tam aktorem, wysyła jej swoje zdjęcia, plakaty filmowe, ale nie ma po nim jako aktorze śladu do dziś. Potem z domu zabiera się matka, życia żądna i przygód z czeskim inżynierem, specjalistą od drożdży, wyjeżdża do Hiszpanii. Dostawać listy z Ameryki, dostawać listy z Hiszpanii, z takich pięknych, dalekich krajów! Doprawdy, dzieciństwo i wczesna młodość jak z bajki, jej koleżanki i koledzy nie mają takiego szczęścia i takich listów nie dostają, bo rodzice uparli się, żeby ich nie opuścić. Ginczanka przestaje być córką, a staje się wnuczką, opiekuje się nią babcia. Mieszka za to w dwóch domach, drugim jest poezja. Siedzi w niej tak mocno, że siedzieć musi drugi rok w tej samej klasie, przez matematykę.

Debiut w gazetce szkolnej, lat 14: Wgryzam się zębami uczuć w kraśne jabłka dni czerwonych/ I do kosza serca chowam skórki wspomnień już zjedzonych.

Pierwsza miłość, starszy o cztery lata gimnazjalista: …a teraz zaciśnij usta i chłodno, twardo mnie potęp:/ oto masz moje noce, gołe, wyłuskane jak groch.

Lat 17, takie coś: że niby: lat siedemnaście, że niby: jestem szczęśliwa, a przecież jestem nadziana na pal, na własny kręgosłup.

Jej oczy, jedno niebieskie, drugie brązowe. W innym miejscu, że jedno zielonkawe, drugie piwne, ale nie będę małostkowy, Stauber napisze, że jasne to słowiańskie, a ciemne żydowskie. Ładne, ale z tym ciemnym na wyrost. Jedyne, co ją łączyło z żydostwem, to to, że urodziła się jako Żydówka i jako Żydówka zginęła. Między startem a metą Polska, tylko i wyłącznie Polska.

“Wszystko jest poezją”: Katarzyna Herman czyta wiersz “Maj 1939” Zuzanny Ginczanki

Napisała, moja mowa jest dla mnie krajem. Chałaciarze, pejsy i brody budziły w niej niechęć, ich gardłowa mowa też. Mało, w stolicy omija żydowskie dzielnice, źle się w nich czuje, na ich religijność reaguje pytaniem, to ma być moja nacja? W Warszawie, w której jedna trzecia mieszkańców to Żydzi i wychodzi 129 pism, 48 tygodników i 26 dzienników w języku żydowskim, ona nie ma o nich pojęcia. Jej codzienną lekturą jest „Skamander”, „Wiadomości Literackie” i „Sygnały”, a Talmudem wiersze Słowackiego, potem Leśmiana, Tuwima… No właśnie, oto paradoks polskich Żydów, kompletnie zasymilowana inteligentka polska stała się nią ze względu na miłość do polskiej poezji tworzonej przez polskich zasymilowanych Żydów.

Mała Ziemiańska na Mazowieckiej, Skamandryci, Broniewski, Gombrowicz, niebo literackie Warszawy, ona jako jego gwiazda. Tak ją nazywają starcy, Gwiazda Syjonu. O wilgotnych oczach sarny. Piękna i niedostępna, subtelna i tajemnicza, mężczyźni ją pociągają, ale niekoniecznie fizycznie, czeka na wielką miłość i wtedy spełnienie. Ziemiańska ma ślinotok, kiedy przechodzi między stolikami. Zuzanna i starcy, to komentarz Tuwima, ktoś tam rzuca pomysł, żeby odegrać z nią scenę z obrazu Rembrandta. Męczy ją ta sprośna admiracja, te pytania, czy jesteś jeszcze dziewicą, ta obleśna samczość, te lubieżne dowcipy w rodzaju, przyłóżmy jej zapałkę do ust, sprawdzimy, czy się pali. Tego akurat nie rozumiem, o co chodzi? Zapaloną zapałkę czy niezapaloną? I co w związku z tym?

Tuwim zachwyca się jej wierszami, debiutuje tytułem „O centaurach”, pytana w Ziemiańskiej, dlaczego właśnie centaury, odpowiada, bo oto głoszę namiętność i mądrość ciasno w pasie zrośnięte jak centaur. Druga połowa lat 30., zły czas dla poezji, dobry czas dla ultrapolskich łowców żydowskich głów. Ten jej fragmencik jakby wyjęty z dobrej piosenki Jacka Kleyffa: Pędzą myśliwi w zamierzchłe dzieje,/ gdzie ślad porasta i trop czernieje,/ w gąszczach przeszłości z uporem mrówki/babki szukają, babki – żydówki… („Łowy”, 1937). Coraz częściej opuszcza wykłady, w bramie uniwersytetu w dniach patriotycznych rocznic stoją bojówkarze Młodzieży Wszechpolskiej, pilnują, żeby Żydzi nie wchodzili na teren uczelni. Okrzyki: „Precz z Żydami! Żądamy ghetta dla Żydów!”, przyjmuje z dumną wyższością. Potrafi też być cool, na bal maskowy do Hotelu Europejskiego przychodzi z małą walizką z napisem „Jutro na Madagaskar”. Młodzież ma laski, laski mają ukryte żyletki, jeśli jakiś student rasy polskiej ma romans z Żydówką, zdarza się, że mu kiereszują twarz. Wychodzą nowe zarządzenia:Żydzi muszą stać w czasie wykładów, to życzenie niektórych profesorów.

Rok 1940, Lwów. Jej pierwsza miłość jest wysoka, chuda, ma okulary, jest grafikiem, nazywa się Janusz, przynosi jej skądś racuchy (w tym czasie!), uczy się na pamięć jej wierszy i trzyma ją za rękę, kiedy wchodzą na Wysoki Zamek. Ale oto pojawia się druga pierwsza miłość, nie jest wysoka, ani chuda, jest prawnikiem i pasjonatem sztuki,na imię ma się Michał i pochodzi z dobrej żydowskiej rodziny. Nie przynosi racuchów, ale kwiaty, róże herbaciane, sztuk 50. Klęka i się oświadcza, i wygląda na to, że panna Zuzanna godzi się na małżeństwo z rozsądku, bo on jeśli książę, to przecież nie z jej bajki.

Hujowa Górka, Cipowy Dołek

Dozorczyni, polska ręka sprawiedliwości niemieckiej. Po wojnie aresztowana, syn również. Jednym z dowodów na procesie był dołączony przez matkę autorki wiersz „Non omnis moriar”, w którym Chominową uwieczniła Ginczanka. Uwaga, wiersz jako dowód w aktach sprawy. Poezja jako świadectwo prawdy. Poniżej dołączam dokument następny, to, co oskarżona mogłaby powiedzieć w ostatnim słowie. Tako pierdoli Chominowa…

Prawdziwa Polka jestem, z dziada, proces mi robicie, a medal musiałabym dostać, za to, że Żydy w portki przede mną robiły ze strachu, kamienicą na Jabłonowskich rządziłam, mało takich we Lwowie, same najważniejsze parchy tam, z samym diabłem bym się zadała, żeby odebrać im to, co nagrabili, i wytępić, wszystkie schowki tych szczurów pokazałam, ja, Chominowa Zofia, i co z tego, że moja córka dorożką z Niemcami jeździła, co z tego, że syn w mundurze Niemcom służył, jak najgorszym wrogiem jest Żyd, a jak Niemiec się za niego wziął, to pomagać trzeba było, spełniłam tylko mój obowiązek prawdziwej Matki Polki, więc za co wsadzacie mnie na cztery lata, pytam się, za tę wychudzoną szczapę? Jak ją z mężem wyprowadzali Ukraińcy, to tylko splunęłam i powiedziałam,dobrze wam tak, Żydom, ale oni zaraz wrócili, bo przekupili tych głupich Ukraińców, to tylko powiedziałam, ja was, parszywych Żydów, jeszcze wytępię, na polskiej krzywdzie się wzbogacili, wszy, co naszą krew pili, to co, nie mogłam ja wzbogacić się na nich samych? Powiem na koniec tak, powiem o sprawiedliwości, kiedy ja ją widzę, widzę ją wtedy, jak idę do lustra.

Jeśli „Non omnis moriar” powstało właśnie wtedy, to możliwe, że pisała go w wannie, bo w łazience było najcieplej i leżała w niej bez przerwy. Kłopot, bo wszyscy dobijali się za potrzebą. Pukanie w drzwi, Ginczanka otwórz!, a Ginczanka skrobie na papierze, Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,/ Donosicielko chyża, matko folksdojczera.

To nie przez Chominową jednak ginie, jak się zwykło uważać. Następną i ostatnią jej stacją i kryjówką jest Kraków, aresztują ją, o ironio losu, przez zakochanego w niej ciągle Janusza. W swoim mieszkaniu trzyma w schowku trefne dokumenty, bibułę, pisma, ulotki, gdyby nauczył się ich na pamięć, tak jak jej wierszy, mogłaby przeżyć wojnę, rok został do końca. Do więzienia trafia z łapanki, torturowany, nie wydaje nikogo, ale gestapo przechwytuje jego greps, podczas rewizji znajdują schowek, aresztują też męża Ginczanki, który się tam ukrywa. W kolejnym grepsie do przyjaciół, też przechwyconym, nie mając już szans na przeżycie, prosi, żeby opiekowali się Ginczanką, podaje jej adres i hasło, po którym otwierano drzwi i już zaraz jego zaszczuta i wyniszczona dozgonna miłość w celi, na słomie, jak księżniczka na ziarnku grochu, bo sieczka kłuje ją w plecy. Śmiertelnie bojąc się o jej życie, wydaje ją na śmierć, Romeo i Julia po polsku.

Włosy długie, to można je wyrywać, można ciągnąć za nie po ziemi. Wytrzyma to, bardziej boi się bicia, tego nie wytrzyma. Przenoszą ją na Czarneckiego, na oddział na terenie byłego już getta, parę ścian od Janusza i męża Michała. Mężczyzn rozstrzeliwuje się w obozie w Płaszowie, w miejscu zwanym wśród więźniów Hujowa Górka, od nazwiska nadzorującego egzekucje esesmana Alberta Hujara, dziś na mapach Google oznaczona jako H-Górka. Od lutego 1944 r. zmiana lokalizacji, rozstrzeliwania na drugim szańcu obozu, w miejscu zwanym wśród więźniów Cipowy Dołek, dziś na mapach Google oznaczony jako C-Dołek. 6 kwietnia 1944 r. ginie tam dwóch mężczyzn jej życia. Klasyk, skok z ciężarówki, rozbieranie się do naga, zejście do rowu i na przemian twarzą do ziemi, i strzał w kark. Potem następni na nich. Potem smętny technik dentystyczny z obcęgami w ręku, żniwo w postaci złotych zębów.

Z celi do Polskiego Komitetu Opiekuńczego (że takowy był?) pisze podania o pomoc. Chce żyć, ma lat tyle, ile członkowie Klubu 27. Starannie wypełnia rubryki, po polsku i po niemiecku. Prosi o grzebień, gęsty, bo włosy długie, nie może mieć spinek, dlatego rozpuszczone. I środek przeciwko wszom, pełno ich w tych włosach, ciągle musi iskać. Igły chce, szpilki chce i nici, nie chce paradować po celi i spacerniku w podartej sukience. I skarpetki wełniane, i reformy, i szalik, bo jeszcze przymrozki, a przecież cele nieogrzewane. I żywność, na przykład jabłka, i higiena, mydło, pasta do zębów, lignina, ręcznik. I jasna pasta do butów. Powtórzę, jasna pasta do butów. Co za klasa. I wszystko to dostaje, Ordnung muss sein.

 

 

Wiosna, drzewa kwitną, widać przez kraty. Ostatnia jej prośba, jak wiosna, to może buty wiosenne? Na sznurkowej podeszwie? Numer 38.

5 maja 1944 r. Przed egzekucją więźniarki musiały się rozebrać, więc wzięli i ukatrupili ją nagą. Ale zanim się rozebrała, jaka godność w Cipowym Dole! Doprawdy, jak Pani Wiosna, sukienka zacerowana, zęby wymyte, butki wypastowane, tylko we włosach trochę gnid, ale nie było widać.

Maria Stauber, „Musisz tam wrócić. Historia przyjaźni Lusi Gelmont i Zuzanny Ginczanki”, wyd. Marginesy, Warszawa


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Report: Trump Administration to Take Palestinian ‘Right of Return’ Off the Table

Report: Trump Administration to Take Palestinian ‘Right of Return’ Off the Table

Benjamin Kerstein


US President Donald Trump with Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu at Ben Gurion International Airport on May 23, 2017. Photo by Kobi Gideon / GPO

The Trump administration is prepared to announce a new policy that effectively cancels the so-called “right of return” for Palestinian refugees.

According to Israel’s Channel Two, the policy relates to both the refugees themselves and UNRWA, the UN agency that serves them.

UNRWA is controversial because it counts as refugees not only those Palestinians displaced in Israel’s 1948 War of Independence, but also their descendants. As a result, there are now over five million registered Palestinian refugees, an enormous number of whom have never set foot in what was British Mandatory Palestine.

The Palestinians insist the refugees must be allowed to return to Israel, which would effectively destroy the country and replace it with an Arab-majority state.

Channel Two reports that the Trump administration’s plan to solve the issue will be announced at the beginning of September and will have several stages.

First, a report will be issued on the Palestinian refugees, which will number them at approximately 500,000, rather than the five million registered by UNRWA.

Second, the US will formally reject UNRWA’s definition of refugee status as inheritable.

Third, UNRWA’s budget for operating in the West Bank will be cut.

Fourth, Israel will be asked to reconsider allowing UNRWA to operate in the West Bank altogether, in order to prevent the Arab countries from making up the shortfall from the US cuts.

According to Channel Two, the Israeli government sees the plan as a “historic step” on par with Trump’s decision to recognize Jerusalem as Israel’s capital and move the US embassy there. They see it as effectively taking the refugee issue — one of the thorniest in the Middle East conflict — off the table.

The White House had no comment on the story, saying only that it would make its stance clear at the appropriate time.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Senator McCain speaks to Arutz Sheva

Senator McCain speaks to Arutz Sheva

Arutz Sheva Staff


John McCain was in Israel in October 2015, when he spoke to Arutz Sheva about recent terror attack in Tel Aviv, and the proper US response.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com