Archive | 2020/01/31

Zagłada nie odniosłaby takich straszliwych rezultatów, gdyby nie dobrowolna pomoc narodów europejskich

Zagłada zorganizowana przez nazistów nie odniosłaby takich straszliwych rezultatów, gdyby nie dobrowolna pomoc narodów europejskich

Paweł Smoleński


Węgierscy Żydzi na rampie kolejowej w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Bezpośrednio po przyjeździe esesmani mówili im, że pójdą do łaźni się wykąpać, w rzeczywistości prowadzili ich bezpośrednio do komór gazowych. Według obliczeń badaczy z obozu Niemcy zgładzili w nim około 1,1 mln ludzi – ta… (NAC)

Z książki Laurence’a Reesa o Holokauście płynie nauka: na nic zdałyby się “Mein Kampf”, hitlerowskie bojówki i antyżydowskie tyrady Goebbelsa, gdyby nie brak reakcji na zło. Drogę do Auschwitz wybudowała nienawiść Hitlera i jego totumfackich, ale wybrukowała ją obojętność ludzi, również przyzwoitych

Żeby doszło do zbrodni, poprzedzić ją musi słowo. Jesienią 1919 r. nikomu wówczas nieznany Adolf Hitler napisał list do Adolfa Gemlicha, współtowarzysza broni z okopów I wojny światowej. Wśród nas żyje obca, nieniemiecka rasa, która nie chce i nie potrafi wyrzec się swoich cech – cytuje list Hitlera szkocki pisarz, historyk i filmowiec Laurence Rees w książce „Holokaust” – a mimo to cieszy się takimi samymi prawami politycznymi jak my. Wrogiem jest – objaśnia dalej przyszły dyktator – Żyd. Wszystko, co każe ludziom walczyć o wyższe sprawy, czy to będzie religia, socjalizm, czy demokracja, dla niego jest tylko narzędziem do osiągnięcia celu, zaspokojenia żądzy bogactwa i dominacji. Jego działalność wywołuje wśród narodów rasową gruźlicę. Hitler dodaje, że ostatecznym celem każdego niemieckiego rządu powinno być bezwzględne i całkowite usunięcie Żydów.

To epistolarne bredzenie kiepskiego malarza i rozczarowanego kombatanta, który wycierał bruki Wiednia i Monachium, klepał biedę i podlizywał się, a jakże, żydowskim marszandom, przeszłoby bez echa, gdyby nie późniejsza złowroga biografia autora. Ale i tak warto postawić pytanie: ile podobnych listów napisano wówczas w Niemczech i w Austrii, w całej Europie i na innych kontynentach? Podejrzewam, że tysiące. Wszak świat lizał rany po Wielkiej Wojnie, a niektórzy na gwałt szukali winnego nadzwyczajnego, jak sądzono naiwnie, przelewu krwi. Żydzi pasowali tu jak ulał, naznaczani przez 2 tys. lat chrześcijańskiego antysemityzmu jako „lud perfidny” oraz „pragnący śmierci Jezusa Chrystusa”.

Wiara w antyżydowską mitologię była tak powszechna, że – pokazuje Rees – uległy jej wszystkie narody Europy. Powstał więc sprzyjający klimat dla największej zbrodni w dziejach ludzkości, choć jej zapowiedź kryła się jeszcze w prywatnych listach sfrustrowanych artystów opatrzonych pocztowymi znaczkami.

Gleba

Po I wojnie światowej nacjonalistyczna oraz antysemicka edukacja przyspiesza jak Europa długa i szeroka. Antysemityzmem szczycili się chrześcijańscy demokraci i proletariat zrzeszony w narodowych partiach robotniczych, monarchiści, konserwatyści i wyznawcy np. pangermanizmu. W Niemczech nabiera siły ideologia volkistowska wskazująca na mistyczny i nadprzyrodzony związek między ludźmi mówiącymi tym samym językiem, wyrosłymi w jednakim kodzie kulturowym i zakochanymi w ojczystej ziemi. Swoje dołożyła rozwijająca się pseudonauka o rasach oraz eugenika, ale akurat Niemcy wcale nie byli tu prekursorami, ustępując miejsca Francuzom i Anglikom. I choć spełzły na niczym próby wynalezienia naukowego testu krwi określającego, kto Aryjczyk, a kto nie, wiadomo było, że do nowej europejskiej układanki opinii i poglądów Żydzi zupełnie nie pasują. Antyżydowskie plany snuto na całym kontynencie, przygotowywano antysemickie ustawodawstwo. Na przykład pomysł wysiedlenia Żydów na Madagaskar narodził się w II RP, a dopiero później z uwagą zaczęli mu się przyglądać hitlerowcy.

Dla społecznych nastrojów nie miało znaczenia, że radykalni antysemici nie mieli jeszcze w Niemczech władzy. Po nieudanym puczu piwiarnianym w 1923 r. (nazistów uwiodły sukcesy Benita Mussoliniego i udany marsz Czarnych Koszul na Rzym, więc myśleli, że im też się uda) Hitler trafił do więzienia. Siedział zresztą w komfortowych warunkach – w celi przyszłego wodza III Rzeszy powstał niemal magazyn „szynek, kiełbas, ciast, czekoladek i wielu innych specjałów”. Podczas odsiadki napisał „Mein Kampf”, zrazu uznawaną za bełkot, ale też wykładnię tego, co niebawem może nastąpić.

Lecz ciągle nazistów można było nakryć czapkami. Tyle że sprzyjający klimat narastał z dnia na dzień, podgrzewany gospodarczymi kryzysami, bezrobociem, skorumpowaniem i bankructwem Republiki Weimarskiej. Demokracja pokazywała, jak bardzo jest bezradna w starciu z populistyczną, rasistowską demagogią. W końcu Hitler nie był jedynym, który nienawidził Żydów. Przykleiła się do niego garść podobnie zwichrowanych, niespełnionych facetów z ambicjami, klinicznych psychopatów, cwanych prostaków, a później również koniunkturalistów. Na dodatek okazało się, że demokrację można załatwić w demokratycznych procedurach. W 1933 r. NSDAP wygrała wybory, a Hitler szybko został kanclerzem Niemiec.

Spirala

Potem poszło z górki. Wystarczyło kilku przekabaconych polityków, którym zdawało się, że powiodą na sznurku hitlerowskich kmiotków, i kilka złamanych lub napisanych na nowo ustaw. Suweren dostał zaś płomienne przemowy na masowych wiecach. Hitler, NSDAP i niewyrażona jeszcze otwarcie zapowiedź „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” z dnia na dzień zyskiwały na popularności.

Przy czym marsz ku nieograniczonej niczym władzy odbywał się spokojnie, krok po kroku. Już w zasadzie nie było czym oddychać, lecz zostało odrobinę powietrza, można się jakoś przyzwyczaić. Np. gdy Niemcy uchwalili rasistowskie ustawy norymberskie, z wielu szacownych ust padły argumenty, że w USA też panuje apartheid. Złapali się na ten sposób myślenia nawet niektórzy niemieccy Żydzi przekonani, że dyskryminujące zapisy wyznaczą granicę prześladowań, za którą nikt się już nie posunie; lepsza jest wyznaczona prawem represja niż bezprawna dowolność. Zajadłości we wprowadzaniu dyktatorskich i antyżydowskich porządków nie zmierzy się przecież naukowymi metodami. Zawsze więc można powiedzieć, że wzrost nastrojów antysemickich to tylko niesprawdzalne, indywidualne wrażenie.

No i jest jeszcze druga strona medalu. Pod rządami hitlerowców bezrobocie w Niemczech spada z sześciu do dwóch milionów. Żyje się lepiej, rośnie stopa życiowa, młodzież dostrzega przyszłość. Można też się pocieszać, że antysemicka retoryka władz nie trafia do wszystkich. Większość ludności ignoruje szkalowanie Żydów; jawnie wybierają nawet zakupy w żydowskich domach towarowych i nieżyczliwie odnoszą się do szturmowca, który pełni tam służbę – cytuje Rees pewnego socjaldemokratę z Saksonii.

Wprawdzie nazistowska edukacja wmawia uczniom, że Aryjczycy są zdolniejsi od Żydów, ale co złego w takiej bredni? Słowo „niemiecki” odmienia się bez przerwy przez wszystkie przypadki (niemiecka kultura, niemieckie fabryki, niemieccy poeci, niemieccy wynalazcy itp.) w opozycji do żydowskości. Otworzono pierwsze obozy koncentracyjne, ale tylko po to – wierzą uczciwi Niemcy – by zapanował ład i porządek. Wnet zdarzy się co prawda noc kryształowa, pogromy, rabunki, pobicia i morderstwa, ale nazistowscy przywódcy wyjaśnią, że to wyraz gniewu narodowego suwerena. Choć od Kristallnacht Europa przestanie traktować Hitlera jak normalnego polityka, to jednak zauważy, że niektórzy Żydzi skarżyli się na bandytyzm w gestapo, a wielu Niemców im współczuło. No i trzeba ratować międzynarodowy pokój.

A kiedy dochodzi do wybuchu wojny – wedle hitlerowskiej propagandy wywołanej przez Żydów – przyszłej Zagładzie nie można już zapobiec.

Mechanizm

Konferencja w Wannsee w 1942 r., która kojarzy się z Zagładą, gdyż zebrali się tam główni (choć nie najgłówniejsi) inżynierowie ludobójstwa, i na której ukuto termin „ostateczne rozwiązanie”, była – uważa Rees – ledwie jednym z etapów na szlaku prowadzącym do wymordowania narodu żydowskiego. Żeby Holokaust mógł się powieść, trzeba było wcześniej wprowadzić program eutanazji niepełnosprawnych, przetestować efektywność komór gazowych oraz krematoriów w szpitalach psychiatrycznych. Potrzebny był wysiłek inżynierów i planistów organizujących getta w podbitej Polsce. Przydały się też dyskusje, z których wyszło bezspornie, iż Żydów nie da się wygnać z Rzeszy oraz terytoriów okupowanych np. na Madagaskar, bo jak to zrobić, skoro Niemcy nie panują na oceanach.

Wszystko układa się w logiczny ciąg: list Hitlera do kolegi z wojska, ustawy norymberskie, Kristallnacht, atak na Polskę i na zachód Europy, a w końcu na sowieckiego sojusznika, masowe mordy dokonywane przez Einzatsgruppen na Białorusi i Ukrainie. Żydzi muszą ginąć, bo są rasowym wrogiem i na dodatek walcząca III Rzesza marnuje na nich za dużo jedzenia. Skoro jednak głód, choroby, mordercza praca i plutony egzekucyjne nie dają sobie rady, trzeba wystawić fabryki śmierci.

Holokaust stworzył wiele problemów, z którymi tęgie nazistowskie głowy musiały się uporać. Nie da się np. rozstrzeliwać na przemysłową skalę, by nie pozostawiało to skutków psychicznych u rozstrzeliwujących (mordercy mieli koszmary, podupadali na zdrowiu). Co zrobić z tysiącami ciał, które gniją w zbiorowych mogiłach i może dojrzą je niepowołane oczy?

Nie wiedziano, co lepsze: spaliny z silników Diesla, tlenek węgla z butli czy granulki cyklonu B. Wymyślano sposoby, jak oszukać jadących na śmierć; stacja kolejowa w Treblince wyglądała jak peron w miejscowości wypoczynkowej, zaś w korytarzach wiodących do komór gazowych stawiano wiadra na nieczystości.

Na początku Zagładę skrywała tajemnica. Treblinkę, Bełżec i Sobibór – nazistowskie obozy zagłady – zbudowano na chwilę, aż wypełnią swoje zadanie. Komory gazowe i drewniane baraki trzech fabryk śmierci rozebrano, gdy w Generalnym Gubernatorstwie zabrakło Żydów. Kiedy po bitwie pod Stalingradem okazało się, że III Rzesza przegrywa wojnę, do tajemnicy dopuszczono wielu spoza nazistowskiej szpicy, by również tzw. zwykli Niemcy stali się współsprawcami ludobójstwa.

Wiedzieli więc, że III Rzesza dopuszcza się niepojętej zbrodni. Mówił o niej bez owijania w bawełnę szef SS Heinrich Himmler. Mieli jej świadomość nawet służący w obozach patologiczni sadyści. Bezpośredni wykonawcy Holokaustu zeznawali po wojnie, że kiedy skończyli swoje zadanie w Treblince lub w Sobiborze, Rzesza wysyłała ich na najbardziej niebezpieczne odcinki frontu. Mieli zginąć, by przed przyszłymi sądami nie świadczyć o ludobójstwie.

Pomocnicy

Nie udałaby się Zagłada sześciu milionów europejskich Żydów, gdyby nie postawa narodów podbitych przez Hitlera. Można było np. zachowywać się jak holenderscy urzędnicy, którzy skrupulatnie organizowali transporty Żydów na Wschód, podpierając się wymogami profesjonalizmu (ktoś zlecił pracę, a tę należy wykonać) i etosem urzędniczej służby. Przy ich pomocy hitlerowcy wywieźli 75 proc. żydowskiej populacji. Na drugim biegunie jest okupowana Dania. Duńczycy wywieźli kilka tysięcy Żydów rybackimi łodziami do Szwecji. Było to możliwe, gdyż okupacja przebiegała tu łagodnie (w Holandii raczej też), zaś hitlerowski namiestnik Danii, świadom klęsk Niemców na froncie wschodnim, przekazał Duńczykom informację o planowanej deportacji. Ale też przed wybuchem wojny Dania przyjęła prawo zabraniające przyjmować żydowskich uchodźców z Niemiec.

Oficjele francuskiego reżimu Vichy bez żenady opowiadali o antysemickich motywach represji, a francuska policja organizowała deportacje. Papież Pius XII nie powiedział o Zagładzie ani słowa potępienia (choć niektórzy włoscy księża ukrywali Żydów), a słowacki rząd kierowany przez katolickiego księdza Jozefa Tiso pilnie wypełniał nazistowskie instrukcje. Nie inaczej było na Węgrzech, gdzie już pod koniec wojny wywieziono do Auschwitz większość Żydów. Rumunia w początkach wojny zaskoczyła nazistów okrucieństwem w stosunku do Żydów, by później szukać ścieżki, jak wymiksować się z wątpliwego sojuszu i ludobójstwa. Bułgaria ocaliła większość swoich obywateli żydowskiego pochodzenia, lecz nie miała żadnych skrupułów wobec Żydów z terytorium okupowanej Macedonii i Tracji. W Grecji, gdzie antysemityzm był przed wojną na porządku dziennym, znalazło się zaskakująco wielu Sprawiedliwych. Ale z wolnej od antysemityzmu Norwegii wywieziono do Terezina kilkuset mocno zasymilowanych Żydów.

Za to niemieckich sojuszników musieli mocno zadziwić Włosi, skąd nie wysłano do Auschwitz żadnego transportu, póki nie upadł reżim Duce i nie rozpoczęła się hitlerowska okupacja. W regionach okupowanych przez włoską armię – w Grecji, Chorwacji, na Lazurowym Wybrzeżu – Żydzi czuli się względnie bezpiecznie.

Rees pisze też o Polakach. We wspomnieniach ocalonych pojawiają się liczne nazwiska Sprawiedliwych, ale też rzesze szmalcowników i donosicieli. W niektórych przypadkach niegodziwcy mogli liczyć na trzecią część majątku wydanego Żyda, choć częściej zapłatą była wódka lub święty spokój.

Przykry to wniosek, lecz zorganizowana przez nazistów Zagłada nie przyniosłaby tak straszliwych rezultatów, gdyby nie pomoc – wymuszona, lecz często dobrowolna – wszystkich europejskich narodów. To – prócz opisów zorganizowanej machiny śmierci – bodaj najważniejsza lekcja płynąca z lektury „Holokaustu”.

Słowa

Myślę o liście Hitlera z 1919 r. napisanym do kumpla z wojska. Można go bez problemu umieścić w internecie między dzisiejszymi nienawistnymi wpisami. A jest ich nadzwyczaj dużo – o Żydach, ale też o imigrantach, muzułmanach, Romach, kolorowych.

Zdobią te wpisy, często pozbawione reguł gramatyki i ortografii, rodzinne zdjęcia z dziećmi na rękach, z kotkami, z pieskami, zrobione w pejzażach, gdzie swojskie polskie bloki, ale też palmy, skały Morza Egejskiego lub piaski egipskiej Hurghady i, ma się rozumieć, wakacyjne „strefy Polaka”.

Więcej – list Adolfa Hitlera należałby do wpisów łagodnych, bo przecież „całkowite usunięcie Żydów” to szept mięczaka w porównaniu ze słowami „do gazu”. Na tym również polega wartość pisarstwa Laurence’a Reesa: pokazuje, jak niewiele dzieli kilka wypowiedzianych słów od bezprzykładnej zbrodni. Zważmy, że w Niemczech, nawet kilka lat przed Holokaustem, nikt Żydów do gazu nie wysyłał. Nie było też lajków pod nienawistnymi wpisami. Królował brak reakcji na rasizm. Skończyło się śmiercią milionów.

Ma rację sir Ian Kershaw, brytyjski historyk, który po przypadkowej wizycie w Monachium porzucił badanie średniowiecza na rzecz studiów nad historią Niemiec pierwszych dekad XX w., jeden z najlepszych specjalistów od III Rzeszy i autor monumentalnej biografii Adolfa Hitlera, gdy pisze, że „Holokaust” Laurence’a Reesa winien być przeczytany przez każdego, kto szuka wyjaśnienia genezy i przebiegu Zagłady. Tematyka zmieszczona na ponad pół tysiącu stron sprawia, że nie jest to lektura na jeden wieczór, a i lepiej czytać to w ciągu dnia, bo po prostu odbiera spokojny sen. Tom swoje waży, więc nie nadaje się również do szkolnego plecaka.

Niemniej wyczerpująco przerażająca jasność wywodu, przywołanie absolutnie koniecznych cyfr i statystyk oraz oddanie głosu naocznym świadkom powodują, że „Holokaust” można potraktować jak podręcznik objaśniający, do czego prowadzą nieokiełznana nienawiść, buta, pycha oraz megalomania mająca na swoich usługach propagandę, manipulację, pseudonaukę, terror oraz zgraję – niekoniecznie liczną – prymitywnych, sadystycznych morderców. Oraz brak reakcji tzw. zwyczajniej większości, często gardzącej prymitywnością nazistowskich pałkarzy.

Z książki Laurence’a Reesa płynie nauka podstawowa: na nic zdałyby się „Mein Kampf”, hitlerowskie bojówki i antyżydowskie tyrady Goebbelsa, gdyby nie obojętność na zło i wzruszenie ramionami. Droga do Auschwitz była wybudowana przez nienawiść Hitlera i jego totumfackich, ale wybrukowana obojętnością ludzi, również tych przyzwoitych. Nie wolno zamykać oczu, gdy trzeba mieć je szeroko otwarte.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Joseph in Egypt is an American Jewish dream gone bad

Joseph in Egypt is an American Jewish dream gone bad

JOEL H. GOLOVENSKY


Joseph came to the new country destitute, without a trade, education or family, yet rose to the highest level of influence, power, wealth and fame.

WAS IT a misguided dream? / (photo credit: REUTERS)

The story of Joseph, which we have just completed in our Shabbat synagogue reading, is seen by many as the classic success story for the Jewish experience in North America.

Joseph came to the new country destitute, without a trade, education or family, yet rose to the highest level of influence, power, wealth and fame.

Like those who came to America over a century ago, Joseph wanted more than anything, to belong to the New World, to fit in.

Thus, like the Jews in America and in early 20th-century Germany, he was super-patriotic and strove to contribute far more than the expected. He didn’t just save Egypt from famine: He deliberately built and strengthened Pharaoh’s governmental authority and wealth.

Wanting so desperately to belong, Joseph scrupulously paid respect to the elite. He married into it and protected it, making sure to exempt the clergy from taxation and interference. Joseph changed his name, dressed as an Egyptian and conformed to all society’s customs and deportment. His own brothers could not recognize him, and his father could not identify his sons as Hebrews.

Yet, despite all these efforts to belong, Joseph never really made it in Egyptian society. He remained “loathsome” to many Egyptians. He could never escape being the “Hebrew.”

This was when the economy was healthy, the markets were strengthening, and the upper classes were prospering. And then came the “new king.”

If before Joseph and his brethren were publicly tolerated and privately detested, now the Hebrews were declared public enemy number one and it was open season for abuse and defilement. What happened?

Egypt had become urbanized, and the Hebrews, having left the Goshen ghetto, were dispersed throughout the land. They were very rich (because of Joseph’s preferential treatment, no doubt) and they saw themselves as Egyptians!

It was not their prior acculturation that evoked this new, government led pogrom. This had happened generations earlier. Rather, as the Bible describes their situation under the new king, there were too many Hebrews and they were ubiquitous, dispersed and everywhere assimilated among the Egyptian people. What the new king saw was not a separate group of Hebrews succeeding, but their absorption into Egyptian society freed from their label. It was their efforts to become Egyptians, to socially assimilate and to abandon their identity as Hebrews that stirred the Egyptians’ fear of perfidy and domination.

Theodore Herzl believed that it was the destitute, ghetto Jew who looked so foreign and different that excited virulent antisemitism. The story of Joseph teaches a different lesson. While the ghetto Jew is often the first to be physically attacked, the actual tripwire for the scourge is the acculturated Jews’ efforts to wholly assimilate into the fabric of society. This is when violent antisemitism breaks out in the lower classes and when sophisticated strategies of delegitimization are aggressively promoted among the more educated and cultured.

IT IS WHEN the Jews seem to be everywhere – especially within their own families – that many become unhinged from the restraints of reason, culture and common sense.

This happened in Egypt and then again in Persia, in Spain and in Germany.
A few weeks ago, my wife and I had lunch with US friends from many decades ago. Proud Jews, they came to Israel with 15 family members to celebrate their grandson’s bar mitzvah. Both of their children are intermarried, and the grandchildren seemed to identify, in part, as Jews, largely because of their grandparents.

We know the US intermarriage statistics, but now we felt it. Our friends confided that this year was the first time they were afraid to place a Hanukkah menorah in their window! They live near Silicon Valley, not exactly the boondocks. I hope their fears are exaggerated, but they are real.

Another friend told me he feels anxious when traveling in a NYC subway wearing a kippah, and that to show up there with tzitzit (ritual fringes) exposed, is to tempt fate.

Still another friend told me about hearing openly antisemitic chatter on a public bus with the driver participating.

I hope and sincerely believe that what happened to us in the past elsewhere is not happening in the US. I believe in American exceptionalism. America was founded by adherents of the Hebrew Scriptures who admired and identified with the Jews and who saw the new continent as their “promised land.” America was built as a haven for all.

America was accepting, respectful, decent. In America, People are presumed good until they prove otherwise. Jews were generally accepted as equals from the very beginning. Not in every period (the 1930s, for example), not everywhere, but consistently and broadly.

Yet the rampant assimilation and intermarriage we see today does not portend well for those Jews who remain true to their identity. Anti-Israel invective is a key tool of today’s aggression, but I think most thoughtful observers long ago concluded that opposition to a Jewish state – any Jewish state in any format, in any borders – is merely the latest formulation of the oldest hate, the same hate inflicted on the Hebrews 3,800 years ago.

As in Egypt, the Jews of America are dispersed throughout society. As in Egypt, we are seen as economically advantaged, sometimes scandalously attributed (with historical resonance) to our cunning and single-minded avarice. And as in Egypt we are assimilating on a massive scale. Not surprisingly, today as then, we are being attacked as a people, a nationality, the “nation of Israel,” and not just as a religion.

Joseph’s story in Egypt did not turn out well. It was not a dream. What is happening today in the US, within and without the American Jewish community, must awaken us all to its danger. Assimilation never ends well for us.

The writer made aliyah from the US with his family and practices law in Israel and the US. He is the founding president of the Institute for Zionist Strategies.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Yiddish Medley

Yiddish Medley

ahitune


The original 3 Cantors, Meir Finkelstein, Alberto Mizrahi and David Propis sing some “mammeloshin” in this nostalgic yiddish Medley.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com