Archive | 2022/04/09

Rozejm negocjują sami mężczyźni. Czy będą pamiętali o zgwałconych Ukrainkach

Vadim Ghirda / AP Photo


Rozejm negocjują sami mężczyźni. Czy będą pamiętali o zgwałconych Ukrainkach

Katarzyna Wężyk


Fot. Vadim Ghirda / AP Photo

Gwałt to broń, która eliminuje równie skutecznie, co broń konwencjonalna, ale dużo mniejszym kosztem

.

W pierwszy weekend kwietnia w Polsce spadł śnieg i Instagram zalały ośnieżone forsycje, balkony w pierzynkach, ogrody, w których budzącą się wiosnę przysypała warstwa malowniczego puchu. Na Facebooku pełno narzekań na jakże nie w porę atak zimy. Na Twitterze uaktywnili się przeciwnicy tezy, że w ogóle mamy jakieś globalne ocieplenie.

W pierwszy weekend kwietnia w Buczy śniegu nie było. Wiosny też nie. W Buczy cykl pór roku w pierwszą niedzielę kwietnia zatrzymał się na typowym wschodnioeuropejskim przedwiośniu: niskie szare chmury, szare, bezlistne drzewa, szarawa, pozimowa trawa, szara ziemia, czarne od deszczu ulice.

A na tych ulicach trupy.

Z miasteczka dzień wcześniej wycofali się Rosjanie, zostawiając za sobą przykład, jak w praktyce wygląda russkij mir. Jednego mężczyznę zastrzelili, gdy jechał na rowerze; leżał na boku, z ramą wciąż między kolanami, jakby miał zaraz wstać i jechać dalej. Inny upadł na siatkę, taką sznurkową, ekologiczno-babciną, z siatki na ziemię wysypały się ziemniaki.

Najczęściej jednak agencje publikowały zdjęcia dłoni. Kobiecej, leżącej na asfalcie, z długimi czerwonymi hybrydami – na serdecznym lakier odprysł. Dłoni poczerniałej już, z której wysypały się klucze do samochodu z brelokiem w kształcie unijnej flagi. Dłoni związanych na plecach białym plastikiem.

Tych najgorszych obrazów nie szukałam. Podobno Rosjanie po zwłokach przejechali czołgiem. Podobno torturowali nastolatków. Podobno zgwałcili kilka kobiet, a ich ciała, aby nie było dowodów, próbowali spalić.

Zdjęcia z Buczy to dowody zbrodni wojennych. I międzynarodowe trybunały pewnie będą próbowały Rosjan z nich rozliczać; czy uda im się, to inna sprawa. Ale jest zbrodnia wojenna, którą rozliczyć najtrudniej. Która wciąż bardziej obciąża ofiary niż sprawców.

Herodot: Gdyby same nie chciały…

“Gwałt to najtańsza broń znana ludzkości. Niszczy rodziny i pustoszy wioski. Zmienia młode dziewczyny w wyrzutki. Płodzi dzieci, które ich matkom codziennie przypominają o ich cierpieniu. I jest niemal zawsze ignorowany przez podręczniki do historii”, pisze Christina Lamb, autorka książki “Our Bodies, Their Battlefield. What War Does to Women”.

Najtańsza i najskuteczniejsza. Narzędzia do mordowania stają się coraz bardziej wyrafinowane – przeszliśmy daleką drogę od maczugi do bayraktara – a gwałt na wojnie się nie zmienia. Kobiece ciało wciąż traktowane jest jak łup. A sam gwałt przez mężczyzn – tych prowadzących wojny, tych piszących o wojnach i tych rozliczających jej zbrodnie – był i wciąż często jest bagatelizowany. “Niech drzewa nie przysłaniają nam lasu. Musimy się skupić na torturach i morderstwach”, powiedział argentyński sędzia, gdy w procesie junty w 1985 roku jedna z ofiar zaczęła zeznawać, jak została zgwałcona.

Obowiązującą przez stulecia narrację ustanowił już pierwszy historyk, Herodot, w V wieku p.n.e., pisząc, że “rozsądni ludzie zgoła nie troszczą się o porwane kobiety: boć przecie to jasne, że gdyby same nie chciały, nie zostałyby uprowadzone”. W muzeach pełno jest płócien i rzeźb przedstawiających gwałt: czymże innym jest porwanie Europy i wszystkie pozostałe “miłostki” Zeusa albo porwanie Sabinek. Przez stulecia temat był dla artystów okazją do przemycenia do galerii trochę nagiego ciała – cycki mitologiczne czy biblijne, w przeciwieństwie do po prostu aktu, nie są wszak nieprzyzwoite, tylko edukacyjne – i nikt się nie pochylał nad tym, co czuły porwane i gwałcone.

W wojnach, które przez stulecia przetaczały się przez europejski kontynent, gwałt na kobietach wroga i łupienie miast były traktowane jako forma zapłaty żołnierzom: żołd był nieregularny, jedzenie podłe, więc armia przynajmniej zapewniała łupy. Nikt gwałcicieli nie rozliczał ani nie zbierał zeznań od zgwałconych: ot, życie, nad czym tu się rozwodzić.

Tej zbrodni Norymberga nie objęła

Reguły traktowania ludności cywilnej, przynajmniej na papierze, zaczęły się cywilizować na początku XX wieku. Komisja powołana do zbadania zbrodni popełnionych podczas I wojny światowej uznała gwałt i wymuszoną prostytucję za przestępstwa – ale też nikogo nie ścigała.

Podczas II wojny światowej, która skalą masowej, przemysłowej i zracjonalizowanej potworności przekroczyła wszystkie poprzednie, także przemoc seksualna osiągnęła nieznane wcześniej rejony. Japońska armia regularnie gwałciła setki tysięcy chińskich, koreańskich i filipińskich seksualnych niewolnic, zwanych drwiąco “kobietami do towarzystwa”. Armia niemiecka nie oszczędzała Słowianek. A Armia Czerwona w triumfalnym pochodzie na Berlin miała zgwałcić nawet dwa miliony Niemek – w tym 40 proc. gdańszczanek i co trzecią mieszkankę Berlina. Powojenne trybunały w Tokio i w Norymberdze nie skazały jednak nikogo za gwałt. A w 2014 roku Putin podpisał ustawę, która za oczernianie uczestników Wielkiej Wojny Ojczyźnianej przewidywała karę do pięciu lat więzienia. “Nie było nawet przeprosin. Tylko cisza. Przez dekady gwałt był najbardziej lekceważoną zbrodnią wojenną”, pisze Lamb.

W 1949 r. do konwencji genewskiej dołączono zapis, że “kobiety powinny być szczególnie chronione przed każdym atakiem na ich honor, zwłaszcza gwałtem”. Nie przeszkodził on pakistańskim żołnierzom zgwałcić między 200 tys. a 400 tys. kobiet podczas wojny o niepodległość Bangladeszu w 1971 r. Pakistański generał A.A.K. Niazi wprost nakazał żołnierzom gwałty: kobiety z “wschodniego Pakistanu” miały rodzić dzieci o odpowiednim profilu genetycznym. Australijski ginekolog wspominał potem, że robił aborcje “na przemysłową skalę”, sto dziennie w samej Dakce. Pakistan nigdy za ten ludobójczy gwałt nie przeprosił.

Gwałty masowo stosowali też wojskowi w argentyńskich katowniach w latach 70. Pierwszego skazano za tę zbrodnię dopiero w 2010 r.; w sumie odpowiedziało tylko 26 sprawców.

Podczas wojny w byłej Jugosławii na początku lat 90. ofiarami przemocy seksualnej padło 20-60 tys. kobiet. Serbowie, podobnie jak Pakistańczycy, chcieli zmienić profil etniczny wrogiego kraju, dlatego kobiety i dziewczęta miesiącami były przetrzymywane w obozach – tak długo, by na aborcję było za późno. To po tej, dobrze udokumentowanej, orgii przemocy seksualnej w 1998 r. gwałt jako zbrodnia wojenna został wpisany do statutu Międzynarodowego Trybunału Karnego. Przez pierwsze 20 lat działalności MTK nie skazał jednak nikogo za gwałt; pierwszy był, w 2019 r., kongijski watażka Bosco Ntanga.

W 1998 r. specjalny trybunał ds. rozliczenia zbrodni w Rwandzie wydał wyrok dożywocia dla Jean-Paula Akayesu za dziewięć zbrodni przeciwko ludzkości, w tym za – po raz pierwszy zaliczony do tego grona – gwałt. Szacuje się, że podczas stu dni rzezi zgwałconych zostało między 250 tys. do pół miliona kobiet. 250 do 500 dziennie. To dzięki pięciu z nich, które zdecydowały się zeznawać przeciwko Akayesu, doszło do uznania gwałtu za akt ludobójstwa, o ile popełniane są z zamiarem zniszczenia konkretnej grupy. “Od niepamiętnych czasów gwałt uważano za wojenny łup. Za efekt uboczny wojny, bez żadnego zrozumienia dla skutków, jakie rodzi dla kobiet. Teraz będzie uznawany za zbrodnię wojenną”, podsumowała sędzia Nava Pillay.

Bojownik dokupił sobie dziesięciolatkę

Co z tego uznania przez ćwierć wieku wynikło dla kobiet w strefach konfliktu? Niewiele.

Lamb, reporterka wojenna z 30-letnim doświadczeniem, w “Our Bodies, Their Battlefield” rozmawia z ofiarami wojennych gwałtów na całym świecie. Lektura jej książki jest jak schodzenie do coraz niższych kręgów piekieł. Masz ochotę, jak te trzy małpki, zasłonić uszy, oczy i usta, to może zło samo zniknie.

Jazydka Naima została sprzedana, po kolei, 12 bojownikom Państwa Islamskiego. Każdy traktował jej ciało jak swoją własność (“Robił mi wszystko. Bicie, seks, ciągnięcie za włosy, seks. Leżałam i próbowałam sprawić, żeby mój umysł unosił się nad ciałem, tak jakby to działo się komuś innemu, żeby nie mógł mnie całej ukraść”). Pamięta imiona i nazwiska wszystkich, bo chce, żeby zapłacili za to, co jej zrobili.

Jazydka Rojian była gwałcona kilka razy dziennie przez sześć tygodni. Potem jej “właściciel” z ISIS dokupił sobie drugą sabiyę, niewolnicę: dziesięcioletnią dziewczynkę. “Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak krzyczał. Płakałam bardziej z powodu tej małej dziewczynki niż siebie”.

Nigeryjka Zara Shetima porwana przez Boko Haram: “Zgwałcił mnie. Oni wszyscy mnie zgwałcili. Jeśli się opierałam, zmuszali mnie do patrzenia, jak zabija ludzi”. Zara jest w obozie dla uchodźców, jej społeczność ją odrzuciła. Byłe niewolnice Boko Haram nazywane są annova, zła krew.

Rohindżka Munira: “Zgwałciło mnie pięciu mężczyzn, jeden po drugim. Bili mnie, kopali i gryźli. Gdy wstało słońce, byłam ledwo przytomna. Nie mogłam iść, czołgałam się. Wokół były martwe ciała”. W etnicznej czystce, którą buddyjscy Birmańczycy urządzili swoim muzułmańskim sąsiadom, Munira straciła męża i syna. Birmański rząd zaprzeczył, jakoby dochodziło do gwałtów; minister powiedział dziennikarzom, że Rohindżijki są za brzydkie, by ktoś chciał je zgwałcić.

Mieszkanka Bangladeszu Hasna: “Złapali mnie, a moją córkę rzucili na ziemię tak mocno, że pękła jej czaszka. Zmarła 15 dni później. Dwóch żołnierzy mnie potem zgwałciło. Krzyczałam, więc pobili mnie kolbami karabinów”.

Rwandyjka Cecile: “Jeden z mężczyzn krzyknął: nie mogę włożyć mojego penisa w to brudne miejsce, użyję kija”.

Bośniaczka Bakira. Argentynka Graciela. Filipinka Estelita. Każda z wysłuchanych przez Lamb historii, porażająco podobnych niezależnie od części świata, religii i kultury, pokazuje skalę barbarzyństwa, jakie wciąż, w XXI wieku, dotyka kobiety. I kiedy myślisz, że nic gorszego już nie przeczytasz, autorka odwiedza szpital dla ofiar gwałtów w kongijskim Bukavu. Jego dyrektor, laureat Pokojowej Nagrody Nobla dr Denis Mukwege, jest najlepszym na świecie specjalistą od operowania przetoki, która tworzy się między rozerwaną pochwą a odbytem lub pęcherzem moczowym.

Przez 20 lat jego szpital pomógł 55 tys. kobiet. Najmłodsza pacjentka miała cztery miesiące.

W gwałcie nie ma nic seksualnego

Gwałt – wbrew temu, jak się go usprawiedliwia (“miała krótką spódnicę”, “prowokowała go”) – najczęściej niewiele ma wspólnego z męskim pożądaniem, za to wszystko z władzą. Zwłaszcza ten wojenny, gdzie na władzę nakłada się bezkarność, presja grupy i możliwość upokorzenia wroga. Jakiej fizycznej przyjemności doświadcza mężczyzna niszczący narządy wewnętrzne kobiety zaostrzonym kijem czy butelką? “W gwałcie nie ma nic seksualnego”, uważa dr Mukwege. “Gwałt to sposób zniszczenia drugiej osoby, pokazania jej, że nie istnieje, że jest niczym. Chodzi w nim o to, żeby ludzie poczuli się bezsilni, i o zniszczenie tkanki społecznej. Gwałt to broń wojenna, która tak samo jak broń konwencjonalna – ale dużo mniejszym kosztem – eliminuje całe grupy demograficzne”.

W osobie, która go doświadczy, pozostawia nie tylko blizny fizyczne, ale i psychiczne, i te drugie goją się znacznie dłużej. Czasem nigdy.

Rozmówczynie Lamb mówią to samo: coś we mnie zabili. Odebrali mi coś, czego nigdy nie odzyskam. Zabrali nam wszystko, co było w nas piękne. Już się nie boimy, bo nie ma się czego bać. Gwałt jest gorszy niż zabójstwo, bo musisz z nim żyć. Nie ma magicznej różdżki, która wymazałaby to, co nas spotkało.

W patriarchalnych społecznościach ofiary gwałtu wiktymizowane są podwójnie – przez gwałt i jego stygmatyzację. W kulturach, w których honor rodu mieści się między nogami kobiety, a utrata “cnoty” naraża na ostracyzm, to ofiara, nie gwałciciel, zostaje zbrukana. To ona jest wybrakowana, zepsuta, niedotykalna. Gwałt dla mężczyzny – no, chyba że to on zostaje zgwałcony, wtedy mówimy o najwyższym możliwym upokorzeniu: zdegradowaniu do roli żeńskiej – jest niczym, dla kobiety wszystkim. Dlatego kobiety tak często milczą.

Jedyna wojna, na której nie gwałcą

Choć prawo międzynarodowe uznało gwałt za zbrodnię wojenną, strefy konfliktu wcale nie są dla kobiet bezpieczniejsze – przeciwnie, w ostatnich latach ich traktowanie stało się jeszcze bardziej brutalne. Gdy w 2018 roku Rwandyjki spotkały się ze zgwałconymi przez islamskich bojowników Jazydkami, wracały do domu przygnębione. Jedyną z nielicznych wojen, w której można mówić o niskim poziomie przemocy seksualnej, jest konflikt izraelsko-palestyński. Izraelska armia składa się w jednej trzeciej z kobiet.

Sprawiedliwość dla ofiar wciąż jest raczej wyjątkiem niż regułą. Filipińskie “kobiety do towarzystwa” nie doczekały się nawet przeprosin od japońskiego rządu. Pierwszy raport o skali i brutalności gwałtów w Kongo opublikowano w 2001 r. Dr Mukgawe wciąż czeka na reakcję międzynarodowej społeczności. Irackie trybunały skazują byłych bojowników ISIS za terroryzm, nie za gwałty na Jazydkach. Bojownicy z Boko Haram, którzy porwali nigeryjskie dziewczęta, nie stanęli nawet przed sądem.

Ofiary wciąż rzadko dostają odszkodowania – nie dostały go Rwandyjki, Rohindżki, “kobiety do towarzystwa” ani Bośniaczki. Mieszkanki Bangladeszu po latach otrzymują niewielką zapomogę. “Nie prosimy tylko o pieniądze, ale przyznanie, że to nam zrobiono krzywdę”, powiedziała jedna z nich. Bogate zachodnie organizacje pozarządowe, jak gorzko zauważyła bośniacka aktywistka, więcej pieniędzy przeznaczają na konferencje w sprawie gwałtów i hotele dla panelistek i panelistów niż dla samych ofiar.

Miasto Radości dla ofiar gwałtu

Lamb sporo miejsca poświęca leczeniu traumy. Przy szpitalu dr. Mukwege powstało Miasto Radości – ośrodek dla ofiar gwałtu. Spędzają tam pół roku: na terapię składa się muzyka, sztuka, medytacja i joga, a także zajęcia z samoobrony, fitnessu czy makijażu. “Zmieniamy ból w moc i dajemy ofiarom siłę do bycia liderkami ich społeczności”, deklaruje szefowa ośrodka Christine Schuler Deschryver. Niektórym nawet się udaje.

Niemcy przyjęli ponad 1 tys. Jazydek i zorganizowali im domy, gdzie dochodzą do siebie – terapeuci mówią, że działa, choć powoli, kontakt ze zwierzętami, lekcje malowania, ogrodnictwo.

Bośniaczki ze Srebrenicy posadziły róże. Sadzonki dostały od Holendrów – miały je hodować, a potem sprzedawać, by móc się utrzymać, ale najpierw obsadziły nimi domy. Zapach róż przypominał im o lepszych czasach.

Najbardziej ofiarom gwałtu pomaga jednak odzyskanie sprawczości i godności: skazanie sprawcy. Potwierdzenie, że to, co je spotkało, było złem, za które ktoś poniesie odpowiedzialność.

Dlatego Filipinki, panie bardzo już wiekowe, niezmordowanie domagają się sprawiedliwości dla “kobiet do towarzystwa”: uznania tego, co je spotkało, za zbrodnię wojenną, odszkodowania, wzmianki w podręcznikach. Narcisa: “Mój głos jest wszystkim, co mam, i będę używać go aż do śmierci”.

Dlatego Bośniaczka Bakira ściga zbrodniarzy wojennych. “Kiedy zobaczyłam, jak się jeszcze z nas śmieją, uznałam, że musimy przerwać ciszę. Jeśli nie będziemy mówić o tym, przez co przeszłyśmy, jeśli oni nie zostaną skazani, to czego możemy oczekiwać od ich dzieci poza tym samym czy nawet większym złem?”. Jej Stowarzyszenie Kobiecych Ofiar liczy 35 tys. członkiń: ponad 100 rozpoznanych przez nie gwałcicieli odpowiadało przed sądem. Sama sprawiedliwości nie otrzymała: jej oprawca siedzi, ale nie za gwałt – oskarżenie uznało, że łatwiej będzie go skazać za zabijanie cywili.

Dożywocie dla sprawcy pomogło też Argentynce Gracieli: “Zawsze będę tym naznaczona. Ale to, że wojskowi zostali po latach skazani, oddało mi moje życie”.

Inne rozmówczynie Lamb nie są tak powściągliwe: “Chciałabym, żeby ich zabito”. “Niech ich powieszą”. “Gdybyśmy miały noże, zabiłybyśmy ich”. “Chcę, żeby umierali, ale nie szybko i humanitarnie, ale powoli, bardzo powoli, żeby poczuli, jak to jest robić ludziom złe rzeczy”.

Pokój negocjują sami mężczyźni

Także w niedzielę, 3 kwietnia, Human Rights Watch opublikował raport – na pewno nie ostatni – o zbrodniach wojennych na kontrolowanych przez Rosję terenach Ukrainy. Jest wśród nich obszerna relacja Olhy (imię zmienione), 31-latki z wioski pod Charkowem. Rosjanie weszli tam już 25 lutego. Mieszkańcy, około 40, ukryli się w piwnicy szkoły. Olha znalazła się tam z matką, młodszym rodzeństwem i pięcioletnią córką.

W nocy 13 marca rosyjski żołnierz wdarł się do szkoły. Grożąc bronią, kazał cywilom ustawić się w szeregu. Wybrał Olhę. Zabrał ją do jednej z klas, nakazał się rozebrać i zgwałcił ją, najpierw oralnie, z pistoletem przy twarzy, potem waginalnie. Gdy się ubierała, powiedział jej, jak ma na imię, że ma 20 lat i że Olha przypomina mu dziewczynę, z którą chodził do szkoły.

Rano zażyczył sobie jeszcze paczki papierosów i odszedł. Olha z rodziną uciekła do Charkowa. Gwałt zgłosiła śledczym. “Mam szczęście, że żyję”.

Ukraińskie władze poinformowały o kilku przypadkach przypadkach rosyjskiej przemocy seksualnej, ale oficjalne informacje nie oddają skali problemu. Po wycofaniu się Rosjan z części zajętych wcześniej terytoriów na policję, do mediów i organizacji pozarządowych zgłasza się coraz więcej zgwałconych kobiet i dziewcząt. Opowiadają to samo, co Jazydki i Argentynki, Rohindżki i Bośniaczki: o gwałtach zbiorowych, gwałtach na oczach dzieci, brutalności sprawców.

Ukraińskie MSW już zapowiedziało, że “każdy rosyjski żołnierz zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, jeśli przeżyje”. Podczas kolejnych rund rosyjsko-ukraińskich negocjacji pokojowych rozmawiają jednak sami mężczyźni. A w takim gronie rozliczenie wojennych gwałtów, jak pokazuje historyczne doświadczenie, nie jest traktowane priorytetowo.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Matza maneuvers and Israel’s crumbling coalition – opinion

Matza maneuvers and Israel’s crumbling coalition – opinion

RUTHIE BLUM


MK Idit Silman resigned from the government, leaving four different scenarios for how it may turn out.

MK Idit Silman attends a plenum session for the 73rd establishment of the Knesset, in the assembly hall of the Israeli parliament in Jerusalem, January 17, 2022. / (photo credit: YONATAN SINDEL/FLASH90)

Israel’s national camp celebrated the resignation of Coalition Chair (majority whip) Idit Silman on Wednesday, and with good reason. The Yamina Party MK’s move not only robbed the government of its razor-thin majority in the Knesset. It also paved the way for additional defectors to follow suit.

The immediate upshot of what is being dubbed as a political earthquake is not yet clear. There are four possible scenarios, among them a reshuffling of the existing parliamentary constellation and another election.

But one thing is certain. The depiction of the impetus behind the move by Silman, who also serves as chairwoman of the Knesset Health Committee, is purposely misleading.

Ostensibly, she couldn’t take it anymore due to a debate with Health Minister Nitzan Horowitz over the entry of leavened goods into hospitals during the week of Passover. In fact, the current untenable union of contradictory ideologies goes far beyond points of religious ritual – at least where the public is concerned.

Silman’s particular case is different matter. She has been under serious and unpleasant pressure from her base ever since she allowed Bennett to woo her, with a cushy post, into joining him in the maneuver that required handing the mandates he received from his voters to the Left. Even her own husband came to regret backing her decision to accept the fantasy of a tenable partnership with post – and anti-Zionists – all in order to abet Prime Minister Naftali Bennett in his con.

Prime Minister Naftali Bennett and MK Idit Silman seen in better days for them at a Knesset plenum session last July. (credit: OLIVIER FITOUSSI/FLASH90)

To get back at former supporters hurling epithets at her everywhere she went, she claimed to have been physically assaulted at a gas station by angry right-wingers. Her tale of woe backfired, however, as she kept altering the details of the alleged attack, which lacked both eyewitnesses and CCTV evidence.

Nor would she have jumped ship if Opposition leader Benjamin Netanyahu hadn’t promised her both the number 10 slot on the Likud list, guaranteeing her a seat in the next Knesset and the health portfolio, in place of her nemesis Horowitz.

In other words, the opportunism on her part that enabled the forming of the government a year ago is now catalyzing its demise. Upholding the ban on patients and their visitors bringing bread into medical facilities during Passover really has nothing to do with it. And she would have done well not to have argued that “people in the Holocaust fasted on Passover so as not to eat hametz [unleavened products], and a minister in the state of Israel within a coalition like ours unfortunately intends to introduce [it].” Jews starved by the Nazis didn’t have that luxury.

This is not to say that Silman was wrong for bolting, or that upholding Jewish tradition in the public sphere is unimportant to Israelis. Yet, with the uptick in deadly terrorism and out-of-control cost of living – alongside mass concern for atrocities committed in Ukraine – the hametz status quo wasn’t on anybody’s mind until Horowitz made a big issue of it.

UNWITTINGLY, HIS doing so gave Silman, an Orthodox Jew, a virtuous cause on which to pin her exit. Her resignation letter, reportedly formulated by Religious Zionism Party leader MK Bezalel Smotrich, thankfully doesn’t mention hametz-gate. On the other hand, it doesn’t refer to any other specific policy either.

“Some of our partners, who hold central positions in the coalition… are not willing to compromise on issues that are at the core of the worldview of the voters who put us in the Knesset,” she wrote. “Key values of my own do not jibe with the current reality. I am attuned to the protestations of those whose support we won… and to the pain of those who didn’t vote for us but who belong to the national camp. I can no longer bear the injury to [these] values… I call on you and the rest of my colleagues to admit the truth… The time has come to recalculate our route. To try to forge a nationalist, Jewish, Zionist government [and implement] the values on the basis of which we were elected and that represent most of the nation.”

The omission of the word religious in the list adjectives defining the kind of coalition she wants to see is not accidental. Contrary to what the local Left constantly contends and critics abroad believe, Israel is simultaneously proud of its Judaism and pluralistic. It is both the nation-state of the Jewish people and a vibrant mosaic made up of an ethnically diverse population.

Those who accuse it of apartheid and a slew of additional crimes might want to ask themselves why it’s such a magnet for tourists, refugees and foreign workers, including Palestinians. The same advice applies to the likes of Deputy Economy Minister Yair Golan, who bemoaned Silman’s “disastrous choice to strengthen the camp of the corrupt, extremist and ultra-Orthodox nationalists.”

This is the guy who in January called Jews demonstrating against plans to demolish the Homesh Yeshiva in northern Samaria and pleading with the government to rebuild the settlement destroyed there after the 2005 Gaza withdrawal “sub-humans.”

He then sneered about settlers “shouting [that plans to evacuate them are] a ‘shame’ and a ‘disgrace,’ yet failing to mention that they’ve been carrying out a pogrom [against Palestinians]. We, the Jewish people, who have suffered from pogroms throughout history, are now conducting pogroms against others.”

Such imagery wasn’t new for Golan. During his tenure as deputy chief of IDF staff, he used the occasion of Holocaust Remembrance Day to express fear that signs of the “revolting processes that occurred in Europe [during World War II]… are here among us [Israelis] today in 2016.”

Examples of this attitude abound in the current government. Such a dim view of the majority of the public has no place in the coalition ruling it.

It should be unnecessary to add a caveat about Israel’s flaws, as though anywhere else on earth is perfect or even necessarily preferable. Still, it’s worth noting in the context of the disintegrating coalition that the worst thing about the Jewish state – other than its dangerously liberal, interventionist Supreme Court – is its electoral system.

After all, it is the latter that furnished Bennett and the rest of the “anybody but Bibi” crowd with the legal means to prevent Likud – the largest single party whose leader consistently polls above his rivals – from taking its rightful place at the helm. In addition, according to the latest surveys, if elections were held today, the impasse that forced four consecutive rounds would remain pretty much intact.

Netanyahu, thus, is working tirelessly to reassemble the puzzle pieces. His efforts, naturally, are bringing to the fore a common mantra recited by his detractors: that if only he would bow out and step down, a nationalist government could be established with no difficulty. These paragons of principle need to be reminded that Netanyahu won the Likud primary by a landslide, and the party with him at its head garnered the most votes.

It is hard to conceive of any politician quitting under such circumstances. Indeed, it’s the less popular ones who should be practicing what they preach and break the stalemate. Despite her matza machinations, Silman deserves credit for providing the possibility.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Scientists find leg of dinosaur that was killed by the great asteroid

Scientists find leg of dinosaur that was killed by the great asteroid

JERUSALEM POST STAFF


A dig site at Tanis has proven to be a landmine of archaeological evidence about the day the asteroid hit Earth.

Image courtesy of NASA shows an artist’s concept of a broken-up asteroid. Scientists think that a giant asteroid, which broke up long ago in the main asteroid belt between Mars and Jupiter, eventually made its way to Earth and led to the extinction of the dinosaurs. / (photo credit: NASA/JPL-CALTECH/HANDOUT VIA REUTERS)

Scientists have found a perfectly preserved dinosaur leg in the Tanis fossil site in North Dakota that they believe belonged to a dinosaur who was killed by the giant asteroid that wiped out the dinosaurs, the BBC reported on Thursday.

The leg is not the only remains found at Tanis. Among the remains were fish that breathed in the debris from the destruction, a fossil turtle skewered on a wooden stake, small mammals and smaller parts of various dinosaur species.

These remains will feature in a BBC documentary about the work done at Tanis that will be released next week and is narrated by Sir David Attenborough. Some of the discoveries will be seen by the public for the first time by the public in the documentary.

“We’ve got so many details with this site that tell us what happened moment by moment, it’s almost like watching it play out in the movies,” Robert DePalma, a University of Manchester graduate student who is leading the dig, told the BBC. “You look at the rock column, you look at the fossils there, and it brings you back to that day.”

While the impact site of the asteroid was identified as the Gulf of Mexico, the devastation carried for thousands of k.m., creating a mixture of remains of both sea and land animals at Tanis.

Dinosaurs (credit: Wikimedia Commons)

The fish in this mixture were found with small particles in their gills which were found to be spherules of glass from molten rock that were chemically and radiometrically linked to the asteroid’s impact site.

“When we noticed there were inclusions within these little glass spherules, we chemically analyzed them at the Diamond X-ray synchrotron near Oxford,” DePalma’s supervisor Prof. Phil Manning explained to the BBC.

“We were able to pull apart the chemistry and identify the composition of that material. All the evidence, all of the chemical data, from that study suggests strongly that we’re looking at a piece of the impactor; of the asteroid that ended it for the dinosaurs.”

There is still much debate about whether the object that crashed into Earth was an asteroid or a comet, and according to The New York Times, the remains may be able to help definitively identify which it was.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com