Archive | 2017/10/09

Nieznane zdjęcia z egzekucji oprawców ze Stutthofu

Nieznane zdjęcia z egzekucji oprawców ze Stutthofu

Marcin Tymiński


Jedno z najciekawszych, przypadkiem odnalezionych zdjęć oprawców z niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof. Prawdopodobnie zrobiono je 24 maja w Gdańsku, gdy podsądni wyjeżdżali na wizję lokalną do obozu. Na zdjęciu stoją w drugim rzędzie od lewej, m.in.: Jan Breit, Wacław Kozłowski, Jan Preiss. W pierwszym rzędzie od lewej stoją nadzorczynie z obozu: Gerda Steinhoff, Jenny Wanda Barkmann, Ewa Paradies oraz SS-oberscharfuhrer Johann Pauls./Repr. Fundacja Bowke/Muzeum Stutthof

Zabijał ludzi drągiem, chochlą do zupy lub topił w szambie. W czwartek, 4 lipca 1946 roku, Wacław Kozłowski wraz z dziesięcioma innymi oprawcami z niemieckiego, nazistowskiego obozu koncentracyjnego Stutthof zawisł na szubienicy podczas publicznej egzekucji w Gdańsku. Do Muzeum Stutthof w Sztutowie trafiły nowe, oryginalne odbitki z tego wydarzenia.

To była przedostania publiczna egzekucja w powojennej Polsce. W dniu wykonania wyroku, na Wysokiej Górze (niem. Stolzenberg) przy ul. Pohulanka, w miejscu, gdzie dziś stoi osiedle mieszkaniowe i mieści się Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków zobacz na mapie Gdańska, już od rana gęstniał tłum. Każdy chciał zająć jak najlepsze miejsce. Ludzie zwalniali się z pracy, miasto zapewniło specjalne połączenia komunikacyjne, a na miejsce egzekucji dotarło też wiele zorganizowanych grup.

Kaźń obozowych katów oglądało łącznie kilkadziesiąt tysięcy gapiów. Milicjanci ledwo panowali nad zgromadzonymi ludźmi.

Do czasów dzisiejszych zachowała się oficjalna dokumentacja fotograficzna z tego wydarzenia. Na miejscu kaźni zdjęcia mogli robić tylko niektórzy dziennikarze i przedstawiciele władz. Opinia publiczna mogła zobaczyć m.in. fotoreportaż z egzekucji zamieszczony w “Przekroju” w numerze 66 z 1946 roku.

Niemal dokładnie 70 lat później, Muzeum Stutthof w Sztutowie otrzymało kilkanaście nowych, prawdopodobnie nigdy wcześniej niepublikowanych zdjęć z tej egzekucji. Muzealnikom przekazała je Fundacja Bowke, badająca m.in. najnowsze dzieje Pomorza.

– To cenny materiał dokumentalny – mówi Wirgina Węglińska, kustosz z działu oświatowego Muzeum Stutthof. – Prawdopodobnie wykonał je funkcjonariusz MO, Służby Bezpieczeństwa albo dziennikarz. Fotografie staną się uzupełnieniem naszych zbiorów.

Skazana Ewa Paradies tuż przed egzekucją rozmawia z ewangelickim pastorem. Jego na miejsce egzekucji przywieźli funkcjonariusze UB. Według relacji byłego naczelnika więzienia, inny pastor odmówił posługi przy skazanych. / Repr. Fundacja Bowke/Muzeum Stuttho

Pierwszy tak duży proces oprawców ze Stutthofu był wielkim wydarzeniem nie tylko w Gdańsku. Bardzo obszernie relacjonowały go ówczesne media, władzom zależało też na odpowiednim propagandowym nagłośnieniu wydarzenia. Mimo iż na ławie oskarżonych zasiedli szeregowi ss-mani, strażniczki z obozowej załogi i funkcyjni więźniowie, Polacy, w mediach przyrównywano go nawet do procesu w Norymberdze.

Aktem oskarżenia objęto wówczas łącznie 15 osób. Na ławie oskarżonych zasiedli: Johann Pauls, Niemiec, funkcjonariusz SS, nadzorczynie: Jenny Barkmann, Elizabeth Becker, Wanda Klaff, Eva Paradies, Gerda Steinhoff, Erna Beilhardt.

Pozostali podsądni byli Polakami, pełnili w obozie różne funkcje, w tym kapo: Aleksy Duzdal, Tadeusz Kopczyński, Kazimierz Kowalski, Wacław Kozłowski, Józef Reiter, Franciszek Szopiński, Jan Breit i Marian Zielkowski.

Skąd na ławie oskarżonych znalazło się tylu Polaków? Perfidia niemieckiego systemu obozów koncentracyjnych polegała m.in. na tym, że część zadań niezbędnych dla utrzymania dyscypliny przerzucono na samych więźniów. Nagradzano tych bezwzględnych i brutalnych, którzy potrafili wywalczyć sobie lepszą pozycję wśród towarzyszy niedoli. Stojąc wyżej w obozowej hierarchii mogli bezkarnie znęcać się nad innymi i w różny sposób zabijać.

– W 1946 roku miałem 20 lat, chodziłem na proces – opowiada Czesław Maślak, emerytowany milicjant, zabezpieczający egzekucję, którego relacja znajduje się w zbiorach Muzeum Stutthof. – Sąd wielokrotnie pytał kapo Kozłowskiego, którego ujęto po wojnie w Wejherowie, dlaczego tak mordował. Zapadła mi w pamięć jego odpowiedź, którą powtarzał wielokrotnie, “dla chleba, dla chleba”.

Od orzeczeń Specjalnego Sądu Karnego w Gdańsku nie przysługiwała apelacja, od razu stawały się prawomocne. 1 czerwca 1946 roku zapadło 11 wyroków śmierci, dwie osoby skazano na kary więzienia, dwie uniewinniono. Prezydent Polski, Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Wbrew powszechnej praktyce, zgodnie z którą skazanych na śmierć o momencie egzekucji informuje się w ostatniej chwili, do jedenastki ze Stutthofu wiadomość o tym, że będą straceni dotarła dużo wcześniej. Jeden ze skazanych próbował popełnić samobójstwo, ale go odratowano. Wszyscy skazani pracowali w więziennych warsztatach krawieckich, szewskich, szwalni i pralni. W tym czasie jedna z byłych obozowych strażniczek wyszyła w trakcie pracy makatkę z polskim orłem.

W numerze 7/2003 Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej ukazała się rozmowa z Alojzym Nowickim, byłym naczelnikiem więzienia przy ul. Kurkowej w Gdańsku. Na niego spadł ciężar przygotowań do egzekucji, m.in. znalezienia ewangelickiego pastora, który towarzyszyłby skazanym Niemcom.

– Dostałem namiar z UB, że jeden pastor niemiecki ukrywa się w Sopocie. Dali mi adres, pojechałem samochodem, wlazłem na strych. Trafiłem go, jak raz był w szatach liturgicznych, z walizką. No to do samochodu i do więzienia. Parę dni posiedział z tymi więźniami. Jak wyjeżdżało te jedenaście samochodów, na każdym był jeden skazany, obok niego w pasiakach był jeden egzekutor, ten, który miał założyć stryczek, były więzień Stutthofu, a na jednym wozie kobieta. Do jednej szoferki wsiadł ksiądz, do drugiej pastor. Tylko ksiądz był do końca przy egzekucji, pastor «zginął» gdzieś w tłumie – wspominał Alojzy Nowicki.

Repr. Fundacja Bowke/Muzeum Stutthof

– 4 lipca przed godziną 17 ledwo panowaliśmy nad ludźmi, były nas trzy kordony, staliśmy mocno trzymając się za ramiona, by nie dopuścić ludzi do ciężarówek, które wjechały na miejsce egzekucji – mówi Czesław Maślak.

Po dopełnieniu wszystkich procedur, gdy skazańcom założono na szyję pętle, samochody ruszyły ponownie. Oprócz jednego. Gdy ten nie mógł zapalić, była więźniarka zepchnęła Wandę Klaff z platformy auta. Po chwili nikt nie panował już nad zgromadzeniem. Ludzie wyrywali sobie kawałki odzieży powieszonych, każdy chciał też dostać chociaż kawałek sznura, gdyż takowy wedle ludowych przesądów przynosi szczęście. Gdy emocje opadły, zwłoki powieszonych zbrodniarzy przewieziono do Akademii Medycznej w Gdańsku.

Szubienice na Pohulance były przedostatnimi, jakie można było oglądać publicznie. 10 dni później w Poznaniu, także z udziałem publiczności, powieszono Arthura Greisera, gauleitera Poznania, wcześniejszego przewodniczącego Senatu w Gdańsku. W czasie egzekucji Greisera także doszło do ekscesów, władze odstąpiły więc od publicznego wykonywania wyroków śmierci.

Sprawiedliwość dopadła zaledwie kilka procent ludzi, którzy przyczynili się do śmierci kilkudziesięciu tysięcy ludzi w obozie. Spośród członków obozowej załogi na szubienicę trafił m.in. były komendant Max Pauly, człowiek, który według obozowej karty SS nie wyróżniał się żadnymi szczególnymi umiejętnościami. Na śmierć skazali go Brytyjczycy, nie odpowiadał jednak za zbrodnie w Stutthofie, a obozie w Neuengamme, gdzie przeniesiono go ze Stutthofu. Drugi komendant, Paul Werner Hoppe otrzymał w pierwszym procesie w 1955 r. karę pięciu lat i trzech miesięcy więzienia. W drugim procesie, w 1957 r., dziewięć lat. Wyszedł 1,5 roku przed upływem kary.

W Polsce, w 1947 roku udało się skazać na śmierć i wykonać wyroki na dziewięciu SS-manach, którzy pełnili w obozie wyższe funkcje. W trzecim i czwartym procesie w Polsce przed sądem stanęło 39 SS-manów i jeden więzień funkcyjny. Sąd wydał wówczas wyroki jednego dożywocia i kary od trzech miesięcy do piętnastu lat pozbawienia wolności.

W czasie gdy funkcjonował obóz przewinęło się przez niego ponad dwa tysiące członków SS. Przed sądami w Niemczech stanęło tylko pięciu SS-manów wyższych stopniem i dwóch więźniów funkcyjnych ze Stutthofu. Prokuratura w Bochum chciała postawić przed sądem głównego obozowego lekarza, Otto Heidla, ten jednak popełnił w więzieniu samobójstwo. Wszyscy, którzy byli sądzeni w Niemczech otrzymali łagodne wyroki, najwyższy wyniósł 12 lat więzienia. Łącznie wymiar sprawiedliwości osądził tylko stu SS-manów i sześć nadzorczyń, którzy pełnili służbę w Stutthofie.


Obóz koncentracyjny Stutthof – ponad 65 tysięcy ofiar

Maleńki krzyżyk z blachy aluminiowej wykonany przez więźniów Stutthofu. Znaleziono go podczas poszukiwań na terenie, który niegdyś zajmował obóz. / Fot. Materiały prasowe

Obóz w Stutthofie był pierwszym takim miejscem na obecnym terenie Polski, ale także najdłużej funkcjonującym spośród wszystkich niemieckich obozów koncentracyjnych w Europie. Przygotowania do jego budowy rozpoczęto już w połowie sierpnia 1939 roku. Pierwszymi więźniami obozu byli Polacy, członkowie Polonii w Wolnym Mieście Gdańsku. W kolejnych latach do obozu trafili więźniowie 23 narodowości. Polacy w 1945 roku stanowili zaledwie 35 proc. więźniów. Wśród osadzonych w Stutthofie znaleźli się m.in. norwescy policjanci, którzy nie chcieli kolaborować z III Rzeszą czy członkowie niemieckiej arystokracji zamieszani w zamach na Adolfa Hitlera.

Jednym z najbardziej tragicznych epizodów w historii Stutthofu był tzw. “marsz śmierci”, gdy Niemcy zarządzili likwidację obozu. W kolumnach ewakuacyjnych, które wychodziły z obozu głównie zimą 1945 roku zginęło 18 tysięcy więźniów. Położony ok. 35 kilometrów na wschód od Gdańska obóz zajmował łącznie ok. 120 hektarów powierzchni pomiędzy Stegną a Sztutowem. Oficjalnie przestał działać 9 maja 1945 roku, gdy Niemcy podpisały kapitulację. Wtedy też poddały się jednostki broniące się na Mierzei Wiślanej.

Historycy szacują, że w obozie w latach 1939-1945 przetrzymywano prawie 110 tysięcy osób. Ponad 65 tysięcy z nich zginęło. Od zeszłego roku na terenach, które zajmował niegdyś obóz (poza obszarem dzisiejszego muzeum mającego status Miejsca Pamięci) trwają prace poszukiwawcze prowadzone przez archeologów. Zorganizowało i koordynuje je Muzeum Stutthof. Ich celem jest pozyskanie zarówno nowych eksponatów związanych z historią obozu, jak i uporządkowanie terenu byłego obozu, by zminimalizować działalność nielegalnych eksploratorów.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


HOW CHRISTIAN ZIONISTS CAN SOLVE THE WESTERN WALL CRISIS

HOW CHRISTIAN ZIONISTS CAN SOLVE THE WESTERN WALL CRISIS

RABBI TULY WEISZ, NAPHTALI “TULY” WEISZ


Christian Zionists can hold down the fort in the US to ensure that America stands strong with her main Mideast ally.

ARCHBISHOP OF CANTERBURY Justin Welby prays at the Western Wall.. (photo credit:MARC ISRAEL SELLEM/THE JERUSALEM POST)

Progressive American Jews are up in arms about the latest crisis regarding egalitarian prayer access to the Western Wall. Jewish groups are considering boycotts, canceling trips and in my hometown of Columbus, Ohio, the Jewish Federation threatened to “reconsider” funding to Israel as a result.

“We are extremely disappointed and upset with the government’s decision,” the Federation expressed to Israel’s Consul-General Dani Dayan. “This could be the straw that will break the camel’s back and cause us to reconsider our financial support and whether we should continue to send missions to Israel.”

The Jewish Agency canceled its gala dinner with Prime Minister Benjamin Netanyahu and threatened the government as a result of Israel’s cabinet decision. “Outraged at Netanyahu Over Western Wall, Jewish Agency to Rethink Ties With Israeli Government” warned the front-page headline of Haaretz on Tuesday. Union for Reform Judaism president Rabbi Rick Jacobs declared that his constituents would not be “second class citizens” at the Western Wall.

Many are alarmed at the perceived deepening divide between American Jews and the Jewish state and worried about future support from progressive movements in the US. There is one group, however, whose support for Israel is unaffected by the current conflict: the pro-Israel Christian Zionist community.

Speaking to several Christian Zionist leaders here in Israel, I was surprised by the responses I heard. For the most part, my ordinarily very emotional and excitable Christian friends were restrained and reserved. Even when pressed to voice an opinion about the uproar, they respectfully declined to discuss internal Jewish issues.

As one Christian leader told me, “This is a family matter for you guys to sort out.”

I was surprised, because in my work as director of Israel365, an organization serving as the bridge between Evangelical Christian Zionists and Israel, I frequently hear hysterical criticism leveled at Christians in Israel. Namely, that those who are here are covert missionaries looking to take over or have an undue influence on the Jewish state. However in all my conversations this week, I heard only the opposite. Our true Christian friends have no interest in exploiting any potential gap between Israel and the Jewish community to serve some nefarious agenda. On the contrary.

“Christians I know are not interested in filling any gap between Israeli and American Jews,” said Chris Mitchell, Jerusalem bureau chief of the Christian Broadcasting Network, in an interview. “Instead, as Isaiah 40 says, they seek to comfort and stand alongside the entire Jewish People in good times and bad, and pray Psalm 133, that “how good and pleasant it is for brothers to dwell together in unity.”

If only more Jews were as sincerely concerned about Jewish unity, we wouldn’t be fighting over who can pray at the Western Wall in the first place.

Some Jews who work with Christian Zionists agreed that it is not appropriate for Christians to weigh in on the crisis.

“I don’t believe American Christians should get involved in any way in what is clearly an intra-Jewish debate,” Sondra Oster Baras of Christian Friends of Israeli Communities said in an email.

Nevertheless, even without taking sides on internal Jewish issues, the pro-Israel Christian community can play a constructive role in the crisis and help resolve the debate.

“For years, American Jews have told me and others, in response to our encouragement to them to make aliya, that American Jewish support is vital for Israel,” continued Baras. “And for the past two decades, since becoming so involved in Christian support for Israel, I have responded: we need our Jews in Israel. Our American Christian friends can help us strengthen American support for Israel. There are at least 50 million Christian supporters and only about five million Jews.”

Christian Zionists can hold down the fort in the US to ensure that America stands strong with her main Mideast ally. American Jews who are genuinely concerned about the future of the Jewish state don’t have to threaten to pull funding in order to influence policy here. If they disagree with any government policy, they can always move to Israel where they will be first class citizens with a vote and a voice.

In that way, Christian Zionists really can help us solve the Western Wall crisis.


The author is the director of Israel365, a newsletter that connects 150,000 people to Israel every day, and serves as publisher of Breaking Israel News. Weisz is also editor of The Israel Bible, highlighting the significance of the Land and the People of Israel.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


PLAME KNEW WHAT SHE WAS TWEETING

PLAME KNEW WHAT SHE WAS TWEETING

ALAN DERSHOWITZ


Former CIA operative Valerie Plame Wilson poses during a photocall for the film Fair Game at the 36th American film festival in Deauville September 9, 2010. . (photo credit:VINCENT KESSLER/ REUTERS)

Valerie Plame had to know what she was tweeting. Plame retweeted a virulently antisemitic article by a well-known bigot, which she characterized as “thoughtful.” Now she’s trying to make excuses, but they don’t wash.

The article itself, by Phillip Giraldi, contains the usual antisemitic tropes: Jews are guilty of dual loyalty; they control politicians, the media and entertainment; they want the US to fight wars for the country to which they have real allegiance – Israel; they are dangerous to America. Giraldi has been pushing this garbage for years and Plame is one of his fans.

But this particular article goes much further in its neo-Nazi imagery. It advocates that the “The media should be required to label [Jews like Bill Kristol] at the bottom of the television screen whenever they pop up… That would be kind of like a warning label on a bottle of rat poison – translating roughly as ingest even the tiniest little dosage of the nonsense spewed by Bill Kristol at your own peril.”

In other words, Jewish supporters of Israel, like Kristol and me, should have to wear the modern day equivalent of a yellow star before we are allowed to appear on TV and poison real Americans. Nice stuff that Plame was retweeting and characterizing as thoughtful.

This was not the first time Plame retweeted Giraldi’s garbage. In 2014, she retweeted one of his screeds with the following notation: “Well put.” And after tweeting the current antisemitic article she described it as: “Yes, very provocative, but thoughtful. Many neocon hawks ARE Jewish. Ugh.” Nor is this the only time that Plame has retweeted other nonsense from the bigoted platform this piece came from – a platform regarding which she has pleaded ignorance. According to journalist Yashar Ali, Plame has tweeted at least eight other articles from the same website since 2014. Sounds like she is into some strange websites.

I actually read the Philip Giraldi article before I was aware of the Plame tweet. I read it on a neo-Nazi website, where Giraldi’s articles are frequently featured. That’s where Giraldi’s articles belong – on overtly antisemitic neo-Nazi websites. For Plame, a former CIA operative, to claim that she was unaware of the antisemitic content of Giraldi’s article is disengenuous. Plame had to know what she was doing, since she was aware of Giraldi’s bigotry. Her apologies ring hollow. Her true feelings were revealed in what she said before she realized that she would be widely condemned for her original retweet.

She must now do more than apologize. She must explain how she came upon the article. Who sent it to her? Does she regularly read bigoted websites? Why is she reading and retweeting a known antisemite? What are her own personal views regarding the content of the Giraldi’s article?

The Plame incident reflects a broader problem about which I have written. There is a growing tolerance for antisemitism. Even when some people themselves do not harbor these feelings, they are willing to support those who do, as long as the antisemites are on their side of the political spectrum. This is an unacceptable approach, especially in the post-Holocaust era. Unfortunately, Valerie Plame is the poster child for this growing tolerance. She must be called out on it, as must others who follow the same path of bigotry.

The problem exists both on the hard Right and the hard Left. Both extremist groups see the world in racial, ethnic and religious terms. Both engage in identity politics: the hard Left gives more weight to the views of certain minorities, while the hard Right gives less weight to the views of these same minorities. Both are equally guilty of reductionism and stereotyping. Neither group is prepared to judge individuals on their individual merits and demerits. Both insist on judging entire groups and on stereotyping.

American Jews – like other Americans – are deeply divided on important issues, such as the Iran deal, the current prospects for peace between the Israelis and Palestinians, and the Trump administration’s foreign policies. To generalize about “Jews” is both factually and morally wrong.

What the hard Right and hard Left share in common is special bigotry toward Jews: the neo-Nazi Right hates the Jewish People, and the hard Left hates the nation state of the Jewish People and those Jews who support it. Both views are bigoted and must not become acceptable among centrist liberals and conservatives.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com