Archive | 2019/06/01

Polskie dzieci pozdrawiają inne dzieci

Polskie dzieci pozdrawiają inne dzieci

Piotr Osęka


18 kwietnia 1951 r. Bolesław Bierut obchodzący 59. urodziny w towarzystwie dzieci. Rok później, gdy dobiegł sześćdziesiątki, prasa cytowała życzenia rzekomo od dzieci zaczynające się od słów: ”Ukochany Towarzyszu i Nauczycielu! Wszyscy ludzie Cię kochają, bo wiedzą, jak pod Twoim… (Fot. Wikipedia)

Małym Bułgarom, Węgrom i Niemcom (tym z NRD) mali Polacy gratulowali sukcesów w budowie socjalistycznej ojczyzny. Koreańczyków i Wietnamczyków zapewnili o solidarności w walce z imperialistycznymi agresorami. Żyjącym w nędzy dzieciom z USA wysłali współczujące listy. A najwięcej atencji okazali dzieciom radzieckim. Był 1 czerwca 1951 r.

Z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka odbyła się w Warszawie uroczysta akademia pod hasłem walki o pokój i zabezpieczenie jasnej i szczęśliwej przyszłości młodemu pokoleniu” – obwieszczał w 1950 r. spiker Polskiej Kroniki Filmowej. 

W jej trakcie Irena Piwowarska, sekretarz Centralnej Rady Związków Zawodowych, omówiła sytuację dziecka w Polsce Ludowej. Okazało się, że o ile podczas rządów burżuazji istniały w Polsce zaledwie 32 żłobki, to teraz, w Polsce Ludowej, liczba żłobków dochodzi do 500, a w blisko 8 tys. przedszkoli korzysta z opieki 340 tys. dzieci. Co więcej Plan Sześcioletni przewiduje budowę tysięcy nowych żłobków i przedszkoli, w których zatrudnione będą wykwalifikowane wychowawczynie. 

Kamera Polskiej Kroniki Filmowej pokazała też salę widowiskową wypełnioną dziećmi słuchającymi referatu. Najmłodsi siedzą na kolanach opiekunów i wiercą się ze znudzonymi minami, ale gdy tylko z mównicy padało słowo “Stalin”, wszyscy odpowiadali gorączkowymi oklaskami. 


PKF na Dzień Dziecka

Dzień Dziecka – święto państwowe

Pod koniec lat 40., kiedy w podporządkowanym ZSRR obozie postępu totalitarne rytuały przeniknęły do wszystkich sfer życia, również dzieciństwo znalazło się we władzy ideologii. Międzynarodowy Dzień Dziecka miał być nie tylko pretekstem do sprawiania dzieciom przyjemności, ale też urastał do rangi jednego ze świąt państwowych. I podobnie jak 1 Maja lub rocznica rewolucji październikowej miał służyć propagandowej mobilizacji. 

W 1952 r. Dzień Dziecka obchodzono w Polsce jako “dzień wzmożonej walki o pokój i lepsze jutro”. W Warszawie odbył się wiec harcerski, na który ściągniętych zostało 10 tys. dzieci, a uczennica jednej ze szkół odczytała taki oto apel: 

Dziś nasze wielkie i radosne święto. Razem z dziećmi z całej Polski, dziećmi z ZSRR i krajów demokracji ludowej radujemy się, bo dobrze nam jest w naszej ukochanej Ojczyźnie Ludowej. Rząd nasz robi wszystko, abyśmy wyrośli na zdrowych, mocnych ludzi, na dobrych obywateli. Nasz drogi i kochany Prezydent Bolesław Bierut troszczy się o nas jak najlepszy ojciec. Naszym podziękowaniem za wszystko są piątki na cenzurach, piątki, których musi być coraz więcej. 

Następnie dzieci uformowały pochód i śpiewając “Międzynarodówkę”, pomaszerowały złożyć kwiaty pod pomnikiem Feliksa Dzierżyńskiego. 

Wszystkie dzieci witają premiera

Rok wcześniej 1 czerwca 1951 r. władze zorganizowały przyjęcie dla przodowników nauki z całego kraju. Jak donosiły media Premier Rządu RP Józef Cyrankiewicz gościł w Pałacu Wilanowskim 500 dziewczynek i chłopców. Dzieci górników śląskich, włókniarek łódzkich, dzieci z Ziem Zachodnich i Białostocczyzny, z pięknych gór polskich i z Wybrzeża, z polskich miast i wsi burzą żywiołowych oklasków i śpiewem witają Premiera, który w imieniu Rządu i własnym serdecznie pozdrawia swoich miłych gości. Stary, piękny park wypełnia się radosnym gwarem. Mali goście Premiera otaczają go, jak również obecnych na przyjęciu przedstawicieli najwyższych władz państwowych i czołowych działaczy politycznych i społecznych. Dzieci z zapałem opowiadają o swym życiu i nauce, w której osiągają tak dobre postępy. 

Kamera Polskiej Kroniki Filmowej uchwyciła sceny, w których dziewczęta w zetempowskich mundurach przytulają się do Jakuba Bermana, jednego z trzech obok Bolesława Bieruta i Hilarego Minca najważniejszych osób w państwie, albo wiążą czerwoną chustkę na szyi chichoczącego premiera Cyrankiewicza. 

Dzieci dzieciom

Obowiązkowym rytuałem towarzyszącym obchodom Dnia Dziecka było wysyłanie pozdrowień dla dzieci z całego świata. Małym Bułgarom, Węgrom i Niemcom (naturalnie tym z NRD) gratulowano sukcesów w budowie socjalistycznej ojczyzny. Koreańczyków i Wietnamczyków zapewniano o solidarności w ich walce z imperialistycznymi agresorami. Żyjącym w nędzy dzieciom amerykańskim wysyłano listy pełne współczucia. 


USA w PKF z 1953 r.

Na największą atencję mogły liczyć dzieci radzieckie żyjące w bohaterskiej ojczyźnie socjalizmu – wysyłano im nawet paczki przygotowane przez polskich uczniów – pytanie, czy adresaci na pewno się cieszyli, skoro przesyłki zawierały gazetki ścienne, modele wybudowanych szkół i świetlic, lalki w strojach krakowskich, albumy z ilustracjami obrazującymi piękno wsi, miasteczek i zakładów pracy. 

Zabawa w plan

Stalinowska propaganda odmawiała dzieciom prawa do zabawy dla samej przyjemności. Wszystko, co robiły, miało być świadectwem zaangażowania ideowego – ich świat miał być imitacją świata dorosłych. Zabawy organizowane pod egidą Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w przedszkolach, szkołach i świetlicach fabrycznych miały łączyć rozrywkę z indoktrynacją.

Szczególną atrakcję stanowiła wielka, pomysłowo wykonana mapa Polski – pisała “Trybuna Ludu”. – W tych miejscowościach, gdzie powstają wielkie budowle socjalizmu, dzieci umieszczały odpowiednio dobrane obrazki przedstawiające poszczególne budujące się obiekty. Widowisko sceniczne “Dwaj Panowie z Lumbakuku”, które zakończyło zabawę, w sposób doskonale dostosowany do poziomu i zainteresowań dziecięcych obrazowało walkę światowego obozu pokoju z podżegaczami wojennymi.

Jedną z rozrywek była też “zabawa w wykonanie planu”. Malcy uczyli się np. budować mur z ogromnych klocków imitujących cegły. Na ścianach świetlicy wieszano hasła zagrzewające do przekraczania norm i sławiące osiągnięcia socjalistycznej gospodarki, dzieci otrzymywały dyplomy przodowników pracy. Zabawa naśladująca życie dorosłych miała kształtować przyszłych obywateli. 

Walka trwa

Do swych wymagań propagandyści dopasowywali także bajki i opowiadania drukowane w dziecięcym piśmie “Płomyczek” i młodzieżowym “Płomyk”. Zwierzęta zakładały w lesie spółdzielnię produkcyjną, szewczyk, zamiast zabijać smoka, wypędzał z królestwa czarodzieja oszusta niepozwalającego mieszkańcom korzystać ze zdobyczy nauki. 

Polscy komuniści wzorowali się na radzieckiej propagandzie, która już od połowy lat 30. przedstawiała Stalina jako wielkiego przyjaciela dzieci.

Plakaty Stalina tulącego do piersi małych pionierów upowszechniane były na masową skalę.

W opowiadaniu “Pionierskie słowo honoru” młody Wołodia dotrzymał przyrzeczenia i na czas wykonał okolicznościową gazetkę ścienną, dzięki czemu odzyskał zaufanie kolektywu klasowego. Redaktorzy drukowali w odcinkach opowieść o młodych latach Stalina, a także wiersze o walce klasowej: 

Jeśli traktor nie może orać
jeśli siew nie osiągnie skutku,
jeśli łamie się w ręku norma,
a od majstra zalatuje wódką,
jeśli zamarł warsztatu ruch,
spalił serce motor – to fakt,
że działa klasowy wróg.
Walka trwa. 

Lenin i dzieci

Żelazną pozycją w repertuarze przewidzianym na Dzień Dziecka było opowiadanie “Lenin wśród dzieci”, gdy wódz rewolucji z najmłodszymi świętował nadejście nowego roku.

Wokół przystrojonego drzewka powstało taneczne koło. Lenin sam wśród dzieci bawi się zachwycony, zagradza drogę kotkowi, ułatwia ucieczkę myszce. Dzieci zrozumiały, że Lenin, którego widziały po raz pierwszy, jest ich największym przyjacielem i towarzyszem. Dzieci odłączyły się od dorosłych i poszły wraz z Leninem na herbatkę; nakładały mu konfitury. A on częstował je orzechami, nalewał im herbatę, opiekował się nimi, jak gdyby to były jego dzieci. Lenin gorąco i szczerze kochał dzieci, a one czuły to i odwzajemniały się głęboką miłością. 

Przedszkolaki na pochód

Już przedszkolaki zmuszano do udziału w ideologicznych ceremoniałach. Pięcio- i sześciolatki rysowały piece Nowej Huty i słuchały pogadanek o rewolucji październikowej i uchwaleniu Konstytucji PRL.

Często bardzo tematyka zajęć, zwłaszcza z zakresu wychowania patriotycznego, była nie na miarę możliwości psychicznych dziecka – wspominała pewna nauczycielka. – Pamiętam zajęcia prowadzone na temat Stalina i jego zasług dla Polski – nazywano go dobrym dziadziusiem. Dzieci nie interesowała taka tematyka. 

Kuratoria zalecały też, by przedszkolaki angażować do pierwszomajowych zobowiązań produkcyjnych. W sprawozdaniu z takiej akcji można przeczytać, że grupa starszaków przyrzekła zacerować fartuszki w grupie maluchów. Maluchy z kolei obiecały, że aby uczcić Święto Pracy, zrobią porządek w kredkach i zabawkach.

Z kolei uczniowie VI i VII klasy z Grabówka pisali do “Płomyka”: 

My, dzieci, jesteśmy do Partii za mali. Ale ona o nas pamięta i dla nas stworzyła naszą organizację – harcerstwo, żebyśmy nauczyli się żyć społecznie, wzmacniać nasze charaktery, dojść do lepszej nauki i wykonywania przyszłego zawodu. 


Więc, “Płomyku”, nasz nowy wzmocniony zastęp podjął takie zobowiązanie: w klasie, która cała zapisała się do harcerstwa, nie będzie trójek, bo o dwójkach to nie ma co mówić. A jeżeli komuś trójka się zdarzy, to my ją temu koledze czy koleżance poprawimy wspólnymi siłami. 


PKF z 1950 r., 1 maja – dzieci odwiedzają Belweder

Samokrytyki i narady

Władza starała się upowszechnić w szkołach obyczaj składania samokrytyki. “Płomyk” opisywał “narady wytwórcze”, podczas których uczniowie zastanawiali się, dlaczego ich klasa ma słabe wyniki w zbiórce makulatury lub nie przygotowała dekoracji na pochód pierwszomajowy. Dzieci miały publicznie przyznawać się do błędów i obiecywać poprawę, a kolektyw klasowy oceniał, czy samokrytyka była szczera. 

Dziękujemy ci, tow. Prezydencie

Dziecięce postacie stawały się swoistym ornamentem w spektaklu władzy. Propaganda przy każdej sposobności podkreślała, że dzieci uwielbiają przywódców partii i państwa, a oni nade wszystko cenią sobie towarzystwo najmłodszych. 

W ten sposób narodził się jeden z kluczowych rytuałów powtarzanych podczas pochodów pierwszomajowych w Warszawie. Oto do trybuny, z której przywódcy pozdrawiali defilujący tłum, podbiegało dziecko niosące bukiecik kwiatów. Strzegący obiektu ubecy usłużnie brali dziecko na ręce i podnosili tak, by mogło przekazać swój dar Bierutowi. Prezydent i towarzyszący mu dygnitarze chwytali kwiaty, całowali malca w policzek i głaskali po włosach. 

Przywódcę pozdrawiali też maszerujący uczniowie, niosąc portrety ukochanego wodza i nauczyciela, a także transparenty z hasłami w rodzaju: “Dziękujemy Ci za szczęśliwe dzieciństwo, tow. Prezydencie”. 

Z okazji 60. rocznicy urodzin Bieruta prasa drukowała listy z życzeniami – rzekomo od dzieci. 

Ukochany Towarzyszu i Nauczycielu! Wszyscy ludzie Cię kochają, bo wiedzą, jak pod Twoim mądrym kierownictwem wzrasta i coraz piękniejszy staje się nasz kraj. W dniu Twych urodzin wszyscy ślą gorące i serdeczne życzenia. Myślimy jednak, że najgorętsze będą one od nas – dzieci, które tak bardzo kochasz i troszczysz się bezustannie o to, abyśmy byłe szczęśliwe i mogły spokojnie uczyć się w jasnych, pięknych szkołach. Pragniemy naśladować Twoje życie, bo chcemy wyrosnąć na mądrych i dzielnych obywateli. Chcemy uczyć się od Ciebie, jak mamy pracować i kochać swój kraj. 

Bierut całuje w usta

Specjalne wydanie Polskiej Kroniki Filmowej zarejestrowało z tej okazji przebieg akademii w Teatrze Wielkim. Kiedy zakończyły się przemówienia, a jubilat odebrał życzenia od delegatów, na salę wbiegł orszak dzieci niosących naręcza goździków. Rozpromienieni członkowie Biura Politycznego oklaskiwali “niespodziewanych” gości, orkiestra grała marsza, marszałek Konstanty Rokossowski chusteczką ocierał łzy. 

W pewnym momencie Bierut przechylił się przez stół prezydialny, chwycił w objęcia najmłodszą z dziewczynek, przycisnął do piersi i długo całował w usta. Scenie tej towarzyszył aplauz stojących obok dygnitarzy. Następnie dziewczęta zawiązały prezydentowi na szyi czerwoną chustkę, a pozostałe dzieci podbiegły do Bieruta i zarzuciły go bukietami kwiatów… 

Minęło kilka lat i dzieci uczone miłości do partyjnych przywódców i zagrzewane do walki z imperializmem zdały maturę i poszły na studia. W marcu 1968 r. dziesiątki tysięcy spośród nich wzięło udział w wielkim buncie przeciwko partyjnej dyktaturze i kłamstwom propagandy. Komunistyczny plan “wychowania nowego człowieka” zakończył się fiaskiem. 


Autor jest adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN, wykładowcą Collegium Civitas 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


NO HOLDS BARRED: 75 YEARS SINCE ELIE WIESEL WAS SENT TO AUSCHWITZ

NO HOLDS BARRED: 75 YEARS SINCE ELIE WIESEL WAS SENT TO AUSCHWITZ

SHMULEY BOTEACH


Elie Wiesel participates in a discussion on Capitol Hill in Washington, on March 2, 2015. (photo credit: REUTERS/GARY CAMERON)

SIGHET, Romania – Seventy-five years ago this week, Elie Wiesel was deported from this small town in the Carpathian Mountains at the age of 15. Within three days he would arrive at Auschwitz, where his mother, Sarah, and baby sister, Tziporah, would be instantly murdered.

Elie’s story of survival in the hell of Auschwitz, along with his father, Shlomo, who would later die at Buchenwald just before war’s end, would become the most famous Holocaust memoir of all time, equaled only by The Diary of Anne Frank.

Visiting Sighet and seeing Elie’s childhood home – today a museum – is a sobering experience. I was here as families of survivors of the four Sighet deportations of May 1944 gathered to commemorate the 75th anniversary of the deportations and subsequent slaughter, which saw 90% of Romanian Jewry annihilated.

Sighet in 1944 had about 27,000 inhabitants. A staggering 12,000 were Jewish. Then, in the space of just four transports taking place between May 16 and 22, 1944 (Elie Wiesel was on the final transport), the entire Jewish community was gone. Disappeared. Vanished. Three days later, upon arriving at Auschwitz, the vast majority went up in smoke, literally.

Over the past few years I have visited much of Europe’s Holocaust death camps and killing fields with my family. I have done so for my children to know what happened to our people and have written a manuscript titled “Holocaust Holiday: One Family’s Descent into Genocidal Memory Hell,” which is being readied for publication.

I have come even though it is immensely painful to my family and causes emotional rebellion among our children. I have come because I am certain the six million want us to come and demand to be remembered. I have come because I am a Jew and part of my identity is understanding the great triumphs and unspeakable tragedy of my people.

And I have come despite how it has made me feel toward God.

UNIQUE AMONG the chroniclers of the Holocaust, Elie Wiesel believed that the victims had the right to spar with God, show defiance at His seeming indifference, express righteous indignation at His apparent abandonment of the Jews of Europe.

Others misguidedly tried to find a reason, a purpose, a meaning behind something so utterly senseless.

Just down the road from Sighet, Rabbi Yoel Teitelbaum, the rabbi of Satu Mare, or Satmar, described the Holocaust as punishment for the Jewish people’s embracing of Zionism. They had no right to try to establish political autonomy without the Messiah.

Teitelbaum was born in Sighet and stemmed from an illustrious line of rabbinic figures. It seems incredible that Elie Wiesel – who would later become one of Israel’s most respected defenders and would leverage his unequaled credibility – stemmed from the same city that produced Zionism’s greatest religious opponent.

Other Orthodox rabbis spoke of the Holocaust as punishment for assimilation and intermarriage, primarily of German Jewry.
Elie Wiesel understood that such talk – blaming the Jews for their own annihilation – was itself an abomination.

Over Shabbat in Sighet, a debate broke out among the families of the survivors as to whether the Holocaust had any meaning.
Is it blasphemy to say it did not? Is it not greater blasphemy to say that it did?

Are we really to accept that God had a reason for the Holocaust that simply transcends our limited mortal understanding? In what universe, on what celestial plane, can a deity require the gassing of 1.5 million children to satisfy some cosmic need? And who would wish to worship a God that had any such requirement?

Is not human sacrifice expressly forbidden by the Torah as reprehensible before the deity? So what kind of God would seek the sacrifice of 1.5 million children?

The more I study about the Holocaust, the less I can come to terms with it. The closer I get to it, the more distant it seems. There is nothing about its scope, its magnitude, its utter comprehensiveness that makes any sense whatsoever. I have visited Auschwitz many times, including on this trip to honor the 75th anniversary of Elie Wiesel’s deportation. Each time I visit the death camp, I learn more and understand less.

I loved Elie Wiesel and had the great honor of his friendship, a privilege I continue today with his family. Beginning nearly 30 years ago, when he first spoke for me at Oxford, I was humbled to share unforgettable moments with him and watched as he gave every ounce of his being to the memory of the six million.

The Jewish community owes him so much, but one thing above all else: a total commitment to Holocaust memory, without brooking any compromise. We in the Jewish community must hold fast to every aspect of Holocaust history, whatever the consequences for Israel’s relations with other nations.

POLAND IS a strong ally of Israel, and there can be no question that the Polish people suffered unspeakably under Hitler’s barbarism. Hillel said, “That which you hate don’t do unto others.” We dare not diminish the suffering of the Polish people during World War II, lest our own suffering be diminished.

But we need not equate their suffering with our own either.

Nothing – absolutely nothing – compares with the Holocaust. The genocide of European Jewry was the single greatest crime in the history of the world and the most extensive mass murder the earth has ever witnessed. Even for the purposes of a closer relationship with the Jewish state, there can be no compromises on historical truths about the Holocaust, even if it means articulating painful facts to essential European allies.

Attacks against Poles as drinking in antisemitism from their mother’s milk is an affront to the thousands of Poles who risked their lives to save Jews during the Holocaust, not to mention the innumerable Poles who work tirelessly today to teach the Holocaust. Yad Vashem recognizes Poland as having produced a quarter of all Righteous Among the Nations.

But equally true is the fact that a great many Poles – far more than the country seems willing to accept – collaborated with the German Nazis in an individual, rather than national, capacity. And then there is Jedwabne and Kielce and other atrocities that were committed by Poles with little to no German instigation, participation or assistance.

Poland is responsible for Holocaust memory at the main extermination camps, and the country is doing an excellent job at preserving the sites where millions of our people were murdered. This is especially true of Auschwitz.

The Jewish people owes Poland gratitude. But recent comments from the Polish leadership that the Poles suffered more during the Second World War than any other group, including the Jews, are an unfortunate provocation and an affront to the six million.
To be sure, suffering is not a game of one-upmanship, and we Jews are in no race for bragging rights to having been the world’s most murdered victims. We wish it were not so. But genocide is genocide, and “the blood of your brother cries out from the grave” for appropriate validation and recognition.

Just as Israeli leaders should not be making the absurd and highly offensive claim that all Poles are antisemites, Polish leaders should not be equating their own country’s horrors at the hands of the Nazis to genocide.

No people has ever been more brutally massacred at any other time in history than the Jews under the Germans.
It behooves our Polish brothers and sisters to state the truth.

It likewise behooves the leaders of both Israel and Poland to de-escalate the current tensions and work together to honor the eternal memory of the men, women, and children whom the Nazis murdered and to whom Elie Wiesel devoted his life to ensure they would never be forgotten.


The writer, “America’s rabbi,” whom The Washington Post and Newsweek call “the most famous rabbi in America,” is the international best-selling author of 32 books, including his most recent, The Israel Warrior. He served as rabbi at Oxford University for 11 years. Follow him on Twitter @RabbiShmuley.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Złamiemy Amerykę, Izrael, Arabię Saudyjską

Złamiemy Amerykę, Izrael, Arabię Saudyjską

  Malgorzata Koraszewska



Zastępca dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej mówi o planach Iranu, o dżihadzie, o wojnie ze światem. “Miecz naszego narodu został wyciągnięty z pochwy. Nasi wrogowie powinni wiedzieć, że nie zostawimy ich w spokoju.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com