Reunion 68

Archive | March 2020

400,000 People Worldwide Tune in for Livestreamed Concert by Idan Raichel

400,000 People Worldwide Tune in for Livestreamed Concert by Idan Raichel

JNS.org


Idan Raichel. Photo: Wikimedia Commons.

More than 400,000 people from around the world tuned in to watch renowned Israeli musician Idan Raichel’s livestreamed concert from his Tel Aviv living room on Sunday evening.

As part of the special event hosted by the Jewish Agency for Israel on its Facebook page, Raichel performed some of his most popular and uplifting songs, including his hit breakthrough song “Bo’ee” (“Come With Me”), while sending a message of hope and togetherness as the world grapples with the coronavirus pandemic.

“This is a time of solidarity around the world and of shared responsibility among Jewish communities, wherever they may be. At a time when there are no social gatherings, we sought to bring a message of hope from Israel into the hearts and homes of people across the globe,” said Jewish Agency Chairman Isaac Herzog.

Hundreds of Jewish Agency shlichim (“emissaries”) who are volunteering in communities throughout the Jewish world joined in, as well as individuals and families from dozens of countries.

Raichel is considered to be one of the most prominent and successful musicians in Israel, who has brought his soul-stirring music to some of the world’s biggest stages.

As the leader of The Idan Raichel Project, he acts as a musical ambassador representing a hopeful world in which artistic collaborations break down barriers between people of different backgrounds and beliefs. Over the years, Raichel has collaborated with musicians such as India.Arie, Dave Matthews and Alicia Keys. Earlier this year, he co-wrote the song “Feker Libi” by Eden Alene, which will represent Israel in the Eurovision Song Contest 2020.

“I want to thank all our great friends from the Jewish Agency’s communities all over the world,” said Raichel during the performance. “The Tel Aviv streets are very, very quiet and very, very silent, but we’re going to make some noise all over the world. … To feel today that we are all as one.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Wyzwolenie Auschwitz. Żołnierze Armii Czerwonej bali się podejść do więźniów niepodobnych do ludzi

Wyzwolenie Auschwitz. Żołnierze Armii Czerwonej bali się podejść do więźniów niepodobnych do ludzi

Bartłomiej Kuraś


Więźniowie KL Auschwitz wyzwoleni w styczniu 1945 r. przez żołnierzy Armii Czerwonej. Zdjęcie wykonane po wyzwoleniu obozu. (Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau)

W oddali stały grupy ludzi. Najpierw nie rozumieli, co się dzieje, potem zaczęli machać rękami w geście pozdrowienia, coś krzyczeli. 27 stycznia 1945 roku Armia Czerwona wyzwoliła Auschwitz.

*

Więźniowie, których ujrzeli za płotem z drutu kolczastego, cierpieli na gruźlicę i biegunkę głodową – chorobę w przedwojennej Europie prawie już nieznaną. Jej objawy to zanik funkcji trawiennych, skrajne wyczerpanie organizmu i gwałtowny spadek wagi ciała.

Część uwolnionych z obozów Auschwitz II – Birkenau, gdzie znajdowały się komory gazowe i krematoria, oraz Auschwitz III – Monowitz, w którym zamknięci byli pracownicy przymusowi koncernu chemicznego IG Farben, została przeniesiona do bloków obozu głównego Auschwitz I, bo były tam trochę lepsze warunki. Wygłodzonych ludzi stopniowo przyzwyczajano do jedzenia, podając im niewielkie ilości posiłków – trzy razy dziennie po jednej łyżce zupy z przecieranych ziemniaków.

Przez wiele tygodni po wyzwoleniu pielęgniarki znajdowały pod ich siennikami i materacami chleb, który chowali w obawie, że obozowe piekło powróci. Na wizytę w łaźni albo zastrzyk reagowali panicznym lękiem – jeszcze kilkanaście dni wcześniej jedno i drugie mogło oznaczać śmierć.

Nadchodzą Sowieci

Gdy w lipcu 1944 r. Armia Czerwona stanęła nad Wisłą, było jasne, że jej dalszy marsz na zachód jest tylko kwestią czasu. Na kilka miesięcy wstrzymał go jednak wybuch powstania warszawskiego, dzięki czemu Niemcy zyskali czas m.in. na przygotowanie ewakuacji Auschwitz-Birkenau i zniszczenie dokumentacji obozowej.

Na początku 1945 r. radziecka ofensywa znów ruszyła, 18 stycznia Kraków został zajęły przez wojska 1. Frontu Ukraińskiego, ale jego dowództwo nie wiedziało, że niedaleko znajduje się obóz śmierci. W ZSRR jedyna wzmianka o Auschwitz ukazała się w kwietniu 1943 r., gdy “Prawda” przedrukowała lakoniczną depeszę agencji TASS o istnieniu obozu. Sowiecki wywiad od 1944 r. otrzymywał wprawdzie informacje (także od zachodnich aliantów) o zagładzie Żydów w obozach, jednak nie dzielił się nimi z armią.

Auschwitz w 1945 roku, tuż przed wyzwoleniem (fot. wikimedia Stanisław Mucha / CC-BY-SA 3.0 [CC BY-SA 3.0 DE ) Auschwitz w 1945 roku, tuż przed wyzwoleniem (fot. wikimedia Stanisław Mucha / CC-BY-SA 3.0 [CC BY-SA 3.0 DE )

Kilka dni po zajęciu Krakowa sowieckie dowództwo wiedziało już o obozie, ale informacje wciąż były skąpe i sprowadzały się do stwierdzenia, że to miejsce, gdzie przetrzymywani są więźniowie. W tym czasie strażnicy Auschwitz pełniący służbę na wieżach opuścili już obóz, którego nadal pilnowali esesmani i w którym pojawiali się także żołnierze Wehrmachtu.

Wyzwolenie Auschwitz

Od strony Krakowa lewym brzegiem Wisły nacierała 60. Armia 1. Frontu Ukraińskiego, a w rejonie Oświęcimia walczyły jej cztery dywizje, w tym 100. Lwowska Dywizja Piechoty generała-majora Fiodora Krasawina. W piątek 26 stycznia 1945 r. czerwonoarmiści przekroczyli Wisłę pod Oświęcimiem i następnego dnia około godz. 9 pojawili się na terenie obozu Auschwitz III – Monowitz. Znajdująca się tam fabryka koncernu IG Farben częściowo leżała w gruzach, bo od sierpnia do grudnia 1944 r. alianci zbombardowali ją aż czterokrotnie. Powstrzymali się jednak przed nalotami na Auschwitz i Birkenau w obawie, że mogą się one wiązać z dużą liczbą ofiar wśród więźniów.

Po południu żołnierze radzieccy ruszyli z Monowitz w stronę Auschwitz, a następnie Birkenau. Niemcy stawiali zaciekły opór, w walkach w rejonie Oświęcimia zginęło 231 czerwonoarmistów, ale około godz. 15 Sowieci otworzyli bramy obozu.

Więźniowie i czerwonoarmiści pod bramą ze sławetnym napisem: ‘Arbeit macht frei’. Niektórzy mieli jeszcze tyle sił, by wkrótce wyruszyć w rodzinne strony BE&W

– Było wilgotno, padał mokry śnieg. Kiedy podeszliśmy w pobliże obozu, zobaczyliśmy płoty z rzędami drutów kolczastych – opowiadał w 2013 r. Iwan Stiepanowicz Martynuszkin, w 1945 r. starszy lejtnant, dowódca kompanii karabinów maszynowych w jednym z pułków 322. Dywizji 60. Armii 1. Frontu Ukraińskiego.

– W oddali stały grupy ludzi. Najpierw nie rozumieli, co się dzieje, potem zaczęli machać rękami w geście pozdrowienia, coś krzyczeli. Kiedy żołnierze zobaczyli pierwszą grupę więźniów, bali się do nich podejść, byli niepodobni do ludzi. Walki trwały też w samym miasteczku, a przed moją kompanią, z której pozostało zaledwie 50 ludzi, postawiono zadanie: oczyścić z Niemców tereny przylegające do ogrodzonych obiektów. Nie mieliśmy pojęcia, że to jest obóz śmierci, dopiero potem zrozumiałem, jakie miejsce wyzwoliliśmy.

Obóz staje się szpitalem

Czerwonoarmiści zastali w obozie około 7 tys. więźniów, w większości chorych i skrajnie wyczerpanych, których esesmani nie zdążyli ewakuować albo wymordować. Natknęli się też na zwłoki około 600 rozstrzelanych lub zmarłych z wycieńczenia – miesiąc później, 28 lutego 1948 r., Polski Czerwony Krzyż zorganizował im uroczysty pogrzeb we wspólnej mogile niedaleko obozu.

Okolice Auschwitz Niemcy zaminowali, w Birkenau wysadzili komory gazowe i krematoria, spalili też tzw. Kanadę, jak w obozowym żargonie nazywano baraki z rzeczami odebranymi więźniom. Obóz główny, Auschwitz I, pozostał niemal nienaruszony, jedynie dwa budynki miały spalone dachy.

Niektórzy mieli jeszcze tyle sił, by wkrótce wyruszyć w rodzinne strony, ale często wyglądali tak jak na zdjęciu (luty 1945 r.), na którym radziecki lekarz bada pochodzącego z Wiednia inżyniera Rudolfa Scherma. BE&W

Ocaleni witali żołnierzy ze łzami w oczach, nie dowierzali, że to koniec gehenny. Radzieckie służby medyczne zorganizowały w obozie dwa szpitale polowe, PCK kolejny, którym zarządzał doktor Józef Bellert. W szpitalach tych znalazło się ponad 4,5 tys. obłożnie chorych więźniów, a niektórzy wyjechali dopiero po czteromiesięcznym leczeniu. Pacjenci, głównie Żydzi, pochodzili z ponad 20 państw, wśród nich było ponad 400 dzieci, m.in. bliźnięta, które pseudomedycznym eksperymentom poddawał lekarz SS Josef Mengele.

– Mnie i mojej siostrze Miriam udało się przeżyć – opowiadała Eva Mozes Kor podczas wizyty w Auschwitz w 2010 r. – Pamiętam dzień, w którym wyzwolili nas sowieccy żołnierze. Było bardzo zimno, a my nie mieliśmy ciepłych ubrań. Byliśmy wychudzeni, głodni i schorowani.

Powrót do domu

Ocalałymi, którzy czuli się trochę lepiej i nie musieli się leczyć w szpitalach, zaopiekowali się mieszkańcy, m.in. z pobliskich Brzeszcz. Niektórzy więźniowie mieli na tyle sił, że wkrótce wyruszyli w drogę do rodzinnych miejscowości. Jednym z nich był znany rzeźbiarz Xawery Dunikowski. – Byłem wyczerpany, ważyłem tylko 40 kg, ale pojechałem do Krakowa – opowiadał.

Więźniom organizowano transporty, które często okazywały się bardzo skomplikowane logistycznie – kilkuset Żydów z Europy Zachodniej i Bałkanów wracało do domów przez Związek Radziecki – najpierw pociągiem do Odessy, a potem statkiem do Marsylii. Wielu trafiło do obozów przejściowych w Słucku na Białorusi i Czerniowcach na Ukrainie, gdzie czekali na dalszy transport.
W lutym i marcu 1945 r. z Auschwitz wywieziono dzieci, w większości sieroty, które trafiły do ośrodków charytatywnych i domów dziecka. Te dramatyczne sceny rejestrowała ekipa filmowa Armii Czerwonej, a jej wstrząsający film dokumentalny pt. “Kronika wyzwolenia obozu” wyświetlany jest w muzeum obozowym.


Sceny z wyzwolonego obozu nakręcone w styczniu i lutym 1945 r. przez radziecką ekipę filmową

– Auschwitz było najbardziej poruszające i najstraszniejsze spośród tego, co zobaczyłem i sfilmowałem podczas wojny – wspominał Aleksander Woroncow, jeden z radzieckich filmowców. Zinowij Tołkaczew, utalentowany plastycznie czerwonoarmista pochodzenia żydowskiego, dokumentował obóz w szkicach, które po wojnie zostały wydane w Polsce, Izraelu i ZSRR.

Stosy ludzkich prochów

W pierwszych miesiącach po wyzwoleniu na terenie obozu działały dwie specjalne komisje – radziecka i polska, które zabezpieczały dowody zbrodni. Podczas śledztwa prokuratury 1. Frontu Ukraińskiego (w wizjach lokalnych uczestniczyło m.in. sześciu mieszkańców Oświęcimia i pięciu byłych więźniów) odkryto zwały ludzkich prochów oraz około siedmiu ton włosów.

Zebrany materiał dwa lata później wykorzystał polski Najwyższy Trybunał Narodowy w procesach przeciwko komendantowi Auschwitz Rudolfowi Hössowi i 40 innym członkom załogi.


Korzystałem z opracowania historycznego Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau autorstwa Andrzeja Strzeleckiego 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Stop the madness, Blue and White! Form a national-unity government now!

Stop the madness, Blue and White! Form a national-unity government now!

ISI LEIBLER


It is scandalous that while the majority of the nation are isolated in their homes, Blue and White leaders are still playing petty, inciting politics.

President Rivlin meets with Benjamin Netanyahu and Benny Gantz about forming an emergency unity government due to coronavirus
(photo credit: KOBY GIDEON/GPO)

We are experiencing a global nightmare that could result in millions of deaths. No one could have anticipated the extent of the coronavirus impact. The tragic images emerging from Italy, where patients over 60 are unable to obtain medical aid from the limited available medical services, are now being replicated in Spain and France. They could become a global pattern. They send shudders through all of us. We are still trying to comprehend and learn how to navigate through this nightmare.

In this context, the efforts of Prime Minister Benjamin Netanyahu and Health Ministry officials deserve the highest praise. While it is unfortunately unlikely that Israel will be able to prevent the spread of the virus, the Netanyahu government has nevertheless been leading the Western world in imposing strict measures to slow the pace.

Netanyahu has carefully explained the severity of the crisis to the country without creating panic and has done his utmost to create the optimal balance between maintaining essential services and introducing regulations to achieve social distancing and probably an ultimate total lockdown of the country. Without minimizing the extent of the possible emerging disaster, he has inspired confidence in the people that, under his mature leadership, our government will be able to make difficult decisions and navigate this crisis in the best possible manner. Ultimately, the outcome may depend on the compliance of civilians with all guidelines and restrictions.

As of now, most Israelis, including many who voted against him, are relieved that Netanyahu is currently in control. They shudder at the thought of inexperienced opposition leaders like Benny Gantz, Moshe Ya’alon or Yair Lapid governing the nation and making life-and-death decisions over how to manage the coronavirus.

One would assume that in face of such an unprecedented global health crisis, it would be obvious that a national-unity government would be formed. But not so in this country, where the hatred of Bibi has apparently driven some people insane and caused them to lose any sense of national responsibility.

If ever there was a time for a national-unity government, it is now. There is a consensus across the entire population that it is imperative, so why can’t our politicians get their act together? Are they so detached from the urgency of the situation that they do not see what everyone else sees?
It is beyond belief when one reads columnists in Haaretz pontificating that Bibi is a far greater threat than the coronavirus. They argue that first we need to get rid of Bibi, and only then can we direct our efforts to curbing the coronavirus. Have they lost their senses?

It is scandalous that while the majority of the nation are isolated in their homes, Blue and White leaders are still playing petty, inciting politics. Netanyahu appeared on the main TV channels on Saturday night and set out the terms of his offer for a national-unity government. He offered the Blue and White Party equal government representation with the right-wing bloc (even though it holds 33 seats to the 58 held by the right-wing bloc), with the key ministries of Defense and Foreign Affairs, and undertook that he would resign as prime minister after 18 months. An extremely generous offer, given the election results.

Hearing Netanyahu outline the offer and confirming that the terms of a national-unity government have essentially been formulated, most Israelis were hugely relieved.

But within minutes, Lapid tweeted that Bibi is a liar and that Blue and White will persist in its efforts in the Knesset to oust him. Ya’alon proclaimed on TV that it really doesn’t matter what Netanyahu says or offers – he cannot be trusted and he must resign.

I have always respected Ya’alon as a man of integrity who placed the nation above all. But his bitter hatred has blinded him. In the midst of an unprecedented crisis of major proportions, he wants the only experienced leader with the ability to reassure the nation to step down in favor of an inexperienced politician lacking any governmental expertise. Does he really believe Gantz is capable of leading Israel in this crisis? And even if we set aside all reservations about him, is now the time to replace a leader who has demonstrated that he was ahead of the rest of the world in tackling this crisis?

Gantz has been offered the opportunity to become prime minister in 18 months, when hopefully the coronavirus will be behind us. Now is the time for Gantz to demonstrate true leadership qualities and to reject those who, because of their obsessive hatred of Netanyahu, are pressuring him to lead the county into disaster and reject a unity government.

For the sake of the country, we urge opposition leaders to set aside their hatred and focus solely on the welfare of this nation. There is no alternative but to form a national-unity government at this time of emergency. Those who oppose this are literally putting our lives at risk. History will not forgive them.


The writer’s website can be viewed at www.wordfromjerusalem.com. He may be contacted at ileibler@leibler.com


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Your News From Israel- Mar. 23, 2020

Your News From Israel- Mar. 23, 2020

   ILTV Israel News



The public safety administration begins to crack-down hard, as the coronavirus continues to spread exponentially. The high court of justice demands that the Knesset resume functions. And an incredible new service helps young couples tie the knot; in spite of strict social-distancing guidelines.

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Niemiecki publicysta Henryk M. Broder: Skala degeneracji w społeczeństwie niemieckim poraża (?)

Niemiecki publicysta Henryk M. Broder: Skala degeneracji w społeczeństwie niemieckim poraża

Wojciech Osiński


– Forsowana przez niektórych polityków UE teza, jakoby płeć nie była wytworem biologicznym, lecz ‘konstruktem społecznym’, jest jednym z największych szwindli ludzkiej cywilizacji. Fakt, że w Niemczech już na ponad stu uczelniach może funkcjonować taki kierunek jak Gender Studies, który podpiera tę szaleńczą tezę szczodrze finansowanymi ‘rzetelnymi badaniami’, dowodzi kompletnej degrengolady – uważa Henryk Broder, niemiecki pisarz i publicysta die Welt pochodzenia polsko-żydowskiego, w rozmowie z Wojciechem Osińskim.

zbiory Henryka M. Brodera

– W swojej najnowszej książce ‘Wer, wenn nicht ich’ (‘Kto, jeśli nie ja’) opisuje pan aktualną rzeczywistość polityczną w Niemczech, rozprawiając się m.in. z neonazistami i islamistami, licytującymi się w coraz radykalniejszych pomysłach na sprowokowanie oburzenia Żydów…

– Tak, choć dodałbym jeszcze trzecią grupę – lewicę. Dzisiejszy importowany antysemityzm jest bowiem oparty na wizji świata bez państwa izraelskiego, sformułowanej niegdyś przez przywódcę Iranu Ajatollaha Chomejniego, wspieranego do dziś przez niektórych zaciekłych komunistów. Przy czym nie chodzi tylko o lewicę stricte niemiecką. Na przykład lider brytyjskiej Partii Pracy Jeremy Corbyn uchodzi za jawnego przeciwnika państwowości Izraela. Ale o tej ‘modzie’ pisałem już dawno temu i gdzie indziej, choć wtedy przezywano mnie jeszcze ‘siewcą paniki’. Jak widać, wczorajsza panika jest dzisiejszą rzeczywistością. Natomiast w mojej nowej książce rozprawiam się raczej z regresem niemieckiej kultury politycznej. Wspominam co prawda o antysemityzmie, który jednak wciąż pozostaje zjawiskiem marginalnym – niezależnie od jego politycznego czy religijnego zabarwienia. Prawdziwy problem polega na tym, że totalitaryzm zapanował w niemieckim mainstreamie.

– Nie przesadza pan?

– Skądże, przecież Angela Merkel nieustannie nie przestrzega konstytucji. Kiedy ostatnio w Turyngii wbrew oczekiwaniom premierem został wybrany Thomas Kemmerich z FDP, a nie dotychczasowy szef rządu Bodo Ramelow z Lewicy, przebywająca akurat w Afryce kanclerz zażądała powtórki wyborów w erfurckim landtagu. Tyle tylko, że szefowa rządu federalnego nie ma prawa do ingerencji w wewnętrzne sprawy któregoś z krajów związkowych. A już na pewno nie ma prawa do anulowania demokratycznych wyborów. Też chciałbym odwrócić jej nominację na kanclerza, ale muszę uszanować werdykt większości. I dlatego właśnie zachowanie Merkel ociera się o totalitaryzm, ponieważ zakłada, że może sobie w każdej chwili uruchomić wehikuł czasu i unieważnić wynik wyborczy. Już nie mówiąc o innych zasadach w UE.

 
– Czyli nie przeszkadza panu, że Kemmerich został wybrany dzięki głosom Alternatywy dla Niemiec?

– Wie pan, to co wydarzyło się ponad miesiąc temu w Turyngii, jest solą demokracji. A ten ustrój ma to do tego, że wynik wyborczy jest często nieprzewidywalny. Jeśli ktoś sobie życzy przewidywalnych rezultatów, to musi się wybrać do Korei Północnej.

– Wróćmy jeszcze na chwilę do zjawiska antysemityzmu w Niemczech. Pan jest przekonany, że opiera się on dziś na krytyce państwa Izraela. Czy wobec tego nie możemy już krytykować rządu izraelskiego? W świetle takiej definicji mielibyśmy bowiem zakneblowane usta, bo każdy nawet uzasadniony zarzut byłby określany ‘antysemityzmem’.

– Oczywiście, możemy krytykować każdy rząd, także ten izraelski, który na pewno nie jest wolny od błędów i wypaczeń, choćby w jego nastawieniu do Polski. Lecz tu chodzi o coś fundamentalnego: niektóre kraje islamskie, wsparte przez europejską lewicę, podważają rację bytu państwa izraelskiego. A jednocześnie milczą, kiedy w Chinach są prześladowani Ujgurzy oraz Tybetańczycy albo gdy Erdoğan szantażuje Unię Europejską.

 
– Jeden z liderów niemieckiego odłamu radykalnego ruchu klimatycznego ‘Extinction Rebellion’ ośmielił się niedawno zaznaczyć, jakoby bierność polityków wobec globalnego ocieplenia pociągała za sobą więcej ofiar śmiertelnych niż Holocaust. Czy podobne porównanie zasługuje już na miano szaleństwa? 

– Już od zarania dziejów ludzkości klimat ulega regularnym zmianom. To nic nadzwyczajnego. Lecz to, co do niedawna wyprawiali na niemieckich ulicach tzw. ‘ekodziałacze’, graniczyło już z ideologicznym obłędem. Dzisiejsza ‘zmiana klimatu’ jest produktem politycznego koniunkturalizmu, skonstruowanym w ludzkich umysłach. Z czystej ciekawości wybrałem się kilka razy na manifestacje ‘Fridays for Future’. Spotykałem dzieci, które uważają, że nie ma już sensu odrabiać lekcji, bo biorą udział w jakimś ‘historycznym przełomie’. Spotykałem młodych lekarzy, którzy zrezygnowali ze swojego zawodu w przeświadczeniu, że muszą ‘ratować planetę’, a nie zwykłych ludzi. I nie brakowało tam zagubionych radykałów, którzy dla ‘dobra klimatu’ chcieliby zlikwidować demokrację, która tylko ‘hamuje szybkie zmiany’. Jeśli przetrwamy obecną pandemię i zechcemy zobaczyć coś kompletnie irracjonalnego, wybierzmy się na jedną z piątkowych manifestacji klimatycznych.

– Są i tacy, którzy twierdzą, że ‘szczypta idealizmu’ żadnemu dziecku nie zaszkodzi…

– Jestem wyznawcą poglądu, że w najgorszym przypadku idealizm może doprowadzić do katastrofy. Przecież niemieccy naziści też byli ‘idealistami’, chcącymi ‘zrobić porządek’, zwalczyć bezrobocie, podnieść poziom życia zwykłych Niemców itd. Również ekodziałacze mają szczytne cele, tyle że ich idealizm jest chory. Owszem, emisja dwutlenku ma ujemny wpływ na klimat, ale na pewno nie wyłącznie. Zresztą np. mieszkańcy Grenlandii czują się beneficjentami globalnego ocieplenia, bo nareszcie mogą uprawiać warzywa w ogródkach. I przy okazji znaleźli ślady świadczące o tym, że już przed wiekami ich przodkowie robili to samo. Jeszcze raz – zmiany klimatu następowały od początku istnienia naszej planety.

– Ideolodzy LGBT też się uważają za niestrudzonych ‘idealistów’…

– Forsowana przez niektórych polityków UE teza, jakoby płeć nie była wytworem biologicznym, lecz ‘konstruktem społecznym’, jest jednym z największych szwindli ludzkiej cywilizacji. Fakt, że w Niemczech już na ponad stu uczelniach może funkcjonować taki kierunek jak Gender Studies, który podpiera tę szaleńczą tezę szczodrze finansowanymi ‘rzetelnymi badaniami’, dowodzi kompletnej degrengolady. Jeżeli można nawet już płeć sprowadzić do konstruktu społecznego, to można to uczynić ze wszystkim, pogrążając się w całkowitym bezładzie. I tu nie chodzi jedynie o ideologię LGBT, tylko o pewne zjawisko postępującej degeneracji, obejmującej coraz więcej sfer życia codziennego. Jeśli np. znajduję w skrzynce pocztowej ulotkę restauracji, która specjalizuje się w wegetariańskich ‘potrawach z owadami’, to sobie myślę: już niżej niemieckie społeczeństwo nie może się stoczyć.

– Pan sam też słynie z kontrowersyjnych porównań. Z kryzysem epidemiologicznym zbiegł się kolejny kryzys migracyjny. Na grecko-tureckiej granicy obdywają się dantejskie sceny. Pan twierdził, że ciągnąca się od 9 lat wojna w Syrii jest gorsza niż zbrodnie dokonane w Auschwitz. Czy ofiary wojny można porównać z systematyczną zagładą różnych grup etnicznych?

– Naprawdę nie chciałem nikogo skrzywdzić i wiem, że szczególnie w Niemczech powinniśmy być ostrożni z takimi porównaniami. Ale niemieccy dziennikarze niemal codziennie ulegają pokusie porównywania wszystkiego ze wszystkim – Trumpa z Hitlerem, ośrodków dla imigrantów z obozami koncentracyjnymi i UE ze Świętym Cesarstwem Rzymskim. Owszem, uważam że sceny docierające z Syrii budzą większą grozę niż pożółkłe zdjęcia z Birkenau, nie tylko dlatego, że bomby Asada również są skierowane w szczególne grupy. Przy czym na pewno nie chciałem żonglować liczbami ofiar. Auschwitz jest historią, niezwykle dokładnie udokumentowaną, która już w tej formie się nie powtórzy. Natomiast wojna w Syrii wciąż trwa – za sprawą mediów na naszych oczach. Syria jest o tyle gorsza niż Auschwitz, że Zachód po zagładzie Żydów zasłaniał się argumentem, jakoby ‘nic nie wiedział’. W dobie mediów elektronicznych ten argument już nie jest wiarygodny. Nikt nie będzie mógł powiedzieć, że zamordowanie setek tysięcy niewinnych ludzi umknęło naszej uwadze.

– Wielu ekspertów obawia się, że w UE może dojść do kolejnego kryzysu uchodźczego. Czy Niemcy zniosłyby kolejną falę imigrantów jak w 2015 r.?

– Na pewno nie, zresztą kryzys z 2015 r. przecież wciąż trwa. Nigdy w najnowszej historii Niemiec nie przeżyliśmy w tak krótkim czasie tak intensywnych zmian społecznych nastrojów i politycznych emocji. Niemiecką prasę zdominowały niemal w pełni tematy imigrantów, islamu czy burek. Tak jakby wszelkie inne problemy zniknęły w mgnieniu oka, jakby w Niemczech nie było już bezdomnych, kłopotów z infrastrukturą, ze szkołami itd. To się odbiło na nastrojach, kryzys uchodźczy wprawił Niemców w stan ciągłego napięcia i niepewności. Dla pospolitych konsumentów prasy miliardy wydawane na ratowanie waluty euro były abstrakcją. Jednak teraz wychodzą oni na ulicę i widzą, że krajobraz się zmienia, a ich sytuacja pogarsza. Zamachy terrorystyczne, wykroczenia na tle seksualnym – to już namacalna rzeczywistość. I wtedy się zastanawiają: jak to, na ratowanie Unii i uchodcźców mieliście pieniądze, a co z nami, naszymi dziećmi, zrujnowanymi szkołami? Jeżdżę po całym kraju i widzę, że ludzie mają najzwyczajniej dość, optymistyczny przekaz Merkel kłóci się z ich realiami. Pani kanclerz wie, że w 2015 r. popełniła kardynalny błąd, którego już nie odwróci. Wyborcy odebrali jej najważniejszy mandat – przestali jej ufać. Dlatego myślę, że nie popełniłaby go po raz kolejny.

– Z tzw. ‘Willkommenskultur’ Angeli Merkel walczył pan, zanim to określenie trafiło do obiegu medialnego. Niedawno pan napisał, że ten, kto kieruje się jedynie współczuciem, jest pozbawiony rozumu. Niektórzy twierdzą, że pan przesadził.

– Przeczytał pan ten komentarz do końca? Otóż dodałem, że ten z kolei, kto czytając o wojnie w Syrii i kryzysie imigranckim nie ma współczucia, ten nie ma serca. Tyle tylko, że w obliczu obecnych wydarzeń współczucie jest czymś oczywistym, ale – niestety – nie wystarcza. Przed obecną sytuacją w Europie ostrzegałem już 14 lat temu. W wydanej w 2006 r. książce ‘Hurra, kapitulujemy’ krytycznie odniosłem się do postawy Zachodu, opartej na przekonaniu, że dzięki naszej ‘aksamitnej życzliwości’ poskromimy islamistów. Wtedy mówiono, że jestem skończonym wariatem i znów zatruwam przestrzeń publiczną niepotrzebną paniką. Pewien znany dziennikarz wyrzucił na wizji moją książkę do kosza. Jeszcze nie było ‘arabskich wiosen’, choć pod syryjską przykrywką już ostro wrzało. Na ironię zakrawa fakt, że dziś ta sama osoba ode mnie odpisuje. Proszę mnie zrozumieć, popieram każdą pomoc prawdziwym uchodźcom. Tyle że nasza ‘Willkommenskultur’ została zbudowana na nieprzyzwoitym fundamencie. Niemiecki rząd federalny od 2011 r. biernie obserwował, jak w Syrii przelewana była krew. Nikt na Zachodzie nie palił się do interwencji, obawiając się, że wybuchnie pożar na całym Bliskim Wschodzie. I co? Pożar i tak trawi tamten region, co gorsza – utorował sobie drogę do Niemiec. Zobaczyliśmy go przed własnymi drzwiami i dopiero wtedy zareagowaliśmy. I nie dość, że Zachód nie zainterweniował, zanim doszło do katastrofy, to następnie pod szyldem ’empatii’ kazał maszerować tym biednym ludziom tysiące kilometrów przez Europę.

– To rzeczywiście coś nieprawdopodobnego…

– To było niezwykle przykre i skandaliczne przedstawienie – ten, kto dotrze cały i zdrowy, zasłuży sobie na szansę pobytu w Europie Zachodniej. No dobrze, i co teraz? Uchodźcy dotarli do Niemiec i żyją w rozpaczliwych warunkach. Mieszkają w kontenerach, w halach sportowych. Tak im pomogliśmy? Przecież gołym okiem widzimy, że cały system zawiódł. Za granicą działają wywiady, niemieckie fundacje i nikt nie przewidział obecnej sytuacji? Niccolò Machiavelli trafnie zauważył, że najbardziej wątpliwe środki, które cel uświęca, należy wdrożyć zaraz z początku. Trzeba było wysadzić Asada z siodła, ponosząc cenę chwilowej destabilizacji. Zawiodły zresztą nie tylko Niemcy, ale cała UE.

rekomendował: Leon Rozenbaum

– W książce pt. ‘Ostatnie dni Europy – czyli jak pogrzebaliśmy dobry pomysł’ pan bezlitośnie rozprawia się z instytucjami UE. Co się stało, że nasza wspólnota pogrążyła się w kryzysie?

– O niektórych przyczynach już wspominałem, powiem tylko tyle: Unia zachowuje się jak pacjent z bólem zęba, który wzdraga się przed wizytą u dentysty. Dziś weźmiemy tabletkę, przynoszącą chwilową ulgę, ale w rzeczywistości odwlekamy problem, który niechybnie się powiększy. Szkoda tylko, że akurat w przypadku tego pacjenta kosztem tysięcy ludzi i naszych pieniędzy. Unię nie boli zresztą już jeden ząb, lecz cała szczęka, na domiar złego teraz jeszcze zakażona koronawirusem. Jedno jest pewne – po tym kryzysie UE będzie już wyglądać inaczej. Pandemia koronawirusa jest dla mnie niezbitym dowodem, że Bóg jednak istnieje.

– Co ma pan na myśli?

– Dotąd nie mogłem udowodnić, że istnieje, tak jak nie mogłem udowodnić, że nie istnieje. Ateizm jest przecież też tylko namiastką religii. Również sceptycy muszą najpierw uwierzyć w to, że nie wierzą. Ale od kilku tygodni naprawdę wierzę, że Bóg istnieje. Przyzwolił już na wiele – na katastrofy, wojny, Holocaust, masakry w państwach afrykańskich i na Bałkanie oraz neonazistowskie zamachy w Hanau. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że teraz cierpliwość Boga została wystawiona na próbę i miarka się przebrała. No i przysłał nam koronawirusa. Nie dlatego, żeby nas sprawdzić, ale żeby nas ukarać. Dlaczego? A no dlatego, że chcieliśmy Mu dorównać. Pogrążeni w bezkresnej pysze udawaliśmy Boga, poważnie zakładając, że możemy za niego sami rozwiązać problemy związane z globalizacją, biedą, ze zdrowiem czy zmianą klimatu. Wystarczą tylko apele do rewolucyjnego przewrotu oraz unijne dyrektywy pani von der Leyen. Nie modlimy się przed obiadem czy kolacją, ale za to ubóstwiamy Gretę Thunberg i Extinction Rebellion. Tymczasem autostrady są dalej zakorkowane, a Kościoły puste. Zabrakło nam najzwyczajniej pokory. W końcu Bóg powiedział ‘basta’ i nagle kanały w Wenecji się same oczyściły, emisja dwutlenku w Chinach uległa redukcji, a problemy demograficzne w Europie się rozwiązały. Pan Bóg ma dobre poczucie humoru, ale nie lubi, gdy ktoś Go robi w bambuko.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com