Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady: Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskiehistoria
.
Do dziś w wielu środowiskach pokutuje teza, że Żydzi nie bronili się, szli jak owce prowadzone na rzeź. Tymczasem żydowski opór to zupełnie nieznana karta tej wojny. We wszystkich obozach istniała konspiracja, która doprowadziła do zbrojnych wystąpień i buntów. Trzy z nich to logistyczny i militarny majstersztyk, w dwóch wypadkach uwieńczony spektakularnym sukcesem. Również za sprawą kobiet – heroicznych żydowskich mścicielek.
Michał Wójcik odpowiada na krytykę: Nie ja tendencyjnie dobieram źródła
Michał Wójcik
Dr Władysław Dering – lekarz w KL Auschwitz (Fot. Muzeum Auschwitz-Birkenau)
Dr Adam Cyra rozstrzyga, które źródła są wiarygodne, a które nie. Które należy brać pod uwagę, a które można sobie darować. Łapie za stary sprawdzony wytrych i tu jego “wprawne oko historyka” ani drgnie. Starszy kustosz Muzeum Auschwitz szyje obrzydliwymi nićmi.
.
W „Ale Historia” „Gazety Wyborczej” znalazła się polemika z moją najnowszą książką „Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady. Treblinka, Sobibór, Auschwitz” zatytułowana tak, by czytelnik nie miał żadnych złudzeń: „Tendencyjna literatura faktu. Michał Wójcik chciał zohydzić Witolda Pileckiego”.
Tekst wyszedł spod pióra dr. Adama Cyry, jak można przeczytać w dołączonej przez niego notce, „starszego kustosza Muzeum Auschwitz-Birkenau” i autora publikacji o Witoldzie Pileckim. Z obowiązku dodam, że pan kustosz jest również autorem bloga o daleko idącej nazwie „Wprawnym okiem historyka”.
To wprawne oko dostrzegło w moim tekście błędy, przeinaczenia, przypadkowo dobrane źródła, tendencyjne ich interpretowanie, złą wolę, nieuprawnione oskarżenia, w końcu zaś – zamiar celowego zohydzenia pamięci słynnego „ochotnika do Auschwitz”. Strasznie dużo jak na jeden rozdział książki o powstaniach w obozach zagłady. Odpowiem tylko na główne. Dotyczą konspiracji Pileckiego w obozie.
Kto był „czwórką”, a kto nie?
Piszę o dwóch jego współpracownikach. W swoim raporcie z 1945 r. Pilecki ukrył ich tożsamość za numerami, mowa tu o 2 i 4. Pierwszy to warszawski ginekolog i chirurg dr Władysław Dering, znajomy rotmistrza jeszcze z przedobozowej konspiracji, oraz Alfred Stössel, który rządził w szpitalnym bloku nr 28.
Po wojnie, w zgodnych relacjach wielu ocalonych ich postawa, zachowanie i czyny w obozie zostały uznane za pomaganie nazistom w mordowaniu więźniów. Co dokładnie robili? Dr Dering przeprowadzał na więźniarkach i więźniach eksperymenty albo, jak kto woli, „zabiegi medyczne”, które skutkowały śmiercią lub trwałym kalectwem. Stössel zaś specjalizował się w zastrzykach z fenolu i – jak upiera się świadek, więzień Stanisław Głowa – ruch oporu naliczył ich 4 tys. Ludzi. Nie numerów, nie pasiaków, tylko ludzi.
Jak wyglądała taka śmierć? Ci, którzy czytali i słyszeli o ostatnich chwilach o. Maksymiliana Kolbego, prawdopodobnie wiedzą, o czym mowa, choć opisy, które ja miałem przed oczami, każą powątpiewać, czy można to sobie w ogóle wyobrazić.
Kustoszowi Cyrze kontekst, w jakim umieszczam obu panów, ewidentnie nie leży. Tu się zgadzamy. Potem już nie.
Zdaniem p. Cyry Stössel nigdy nie należał do pierwszej piątki Pileckiego ani do żadnej z czterech następnych.
I dalej o Pileckim: „Jednak przeczy sobie w raporcie z 1945 r. lub ten raport został źle odczytany przez historyków”.
Czyli to sam Pilecki się pomylił, a błąd powielili potem historycy? Wydaje mi się, że pan kustosz może tu pisać jaśniej. Przed laty to on utrwalał informację, że Stössel to “czwórka”. Pisząc moją książkę, opierałem się na jego, Cyry, wydaniu raportu Pileckiego, gdzie wielokrotnie wiąże “czwórkę” z tym więźniem. U mnie to błąd, u siebie pan kustosz tego tak nie widzi. To drobiazg, choć symptomatyczny, o tym potem.
W Auschwitz ratował? Tak, ale tylko kolegów
Dalej Cyra zarzuca mi, że ze świadectwa więźnia Aleksandra Góreckiego wyciągam tylko to, co jest mi wygodne. Czy naprawdę czytał moją książkę, czy raczej wyobraził ją sobie po lekturze tytułu? Wyraźnie pisałem o pozytywnych i negatywnych sądach na temat dr. Deringa, zresztą nie tylko u Góreckiego. On akurat był zatrudniony jako fleger, czyli salowy – poznał doktora Deringa dość dobrze. Twierdził, że doktor cieszył się w obozie pełnym zaufaniem esesmanów. Dalej udajemy, że nie rozumiemy, co kryje się za tymi słowami?
Ale p. Cyra brnie dalej i odpowiednio selekcjonuje moje cytaty. Znowu Górecki: „Jest mi wiadomo, że w licznych wypadkach ob. Dering ratował kolegów od gazu, od zastrzyków z fenolu, (…) że wyciągnął z narażeniem się kolegów z karnych lub ciężkich transportów”.
Skoro p. Cyra cytuje ten fragment, dlaczego nie zwraca uwagi na kluczowe słowo: koledzy. Tak, dr Dering uratował wielu swoich kolegów, piszę o tym wyraźnie. Biada jednak temu, kto do jego kolegów nie należał. Wtedy skrupuły były mniejsze.
„Wiadomo mi, że ob. Dering dokonywał kastracji Żydów i Żydówek” – zeznał Górecki i odsyłał do słynnej lekarki w Auschwitz, dr Aliny Brewdy. A ona, żebym nie wiem jak łagodnie obszedł się z jej opisem, zarzuca lekarzowi rzeczy straszne: zabiegi robione niedbale, na wyścigi, co musiało i skutkowało śmiercią „pacjentek”. Nie ona jedna. Podobnie Felicja Pleszowska, dr Dora Lorska (w obozie Kleinova) oraz czeski chirurg dr Karel Sperber. Ta pierwsza twierdziła, że Dering pracował jak rzeźnik, druga zaś, że jego głównymi motywami były sadyzm i nienawiść rasowa.
Być może właśnie tu dotykamy przyczyny, dla której moja książka panu Cyrze się nie podoba. Pisząc o wiarygodności dr Brewdy, rozstrzyga, które źródła są wiarygodne, a które nie. Które należy brać pod uwagę, a które można sobie darować. Łapie za stary sprawdzony wytrych i tu jego „wprawne oko historyka” ani drgnie. Starszy kustosz Muzeum Auschwitz (sic!) szyje obrzydliwymi nićmi.
Żyda boli mniej?
Otóż – podpowiada czytelnikowi – dr Alina Brewda to Żydówka, a co gorsza – po wojnie lekarka Polikliniki Centralnej Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Czyli – czerwona lampka! – UB. Podobnie kolejny mało wiarygodny świadek Dawid Szarbel, syn Abrahama i Liby, który „…po wojnie pracował w UB w Żarach (woj. lubuskie)”. Szkoda, że pan kustosz nie podpowiada wprost, co mamy z tą informacją zrobić. Wyręczę go zatem: czyżby wycinanie jąder (a wcześniej gwałt gumową pałą) żydowskie ofiary bolało mniej? Może mniej obchodziło? A może w ogóle Żydzi mieli to w nosie, bo przecież już kombinowali, jak będą utrwalać władzę ludową? Zeznanie Szarbela, którego Cyra dyskredytuje, jest wstrząsające. Opis 15-minutowej operacji, której został poddany, jeży wszystkie włosy na głowie.
Zabieg przeprowadzili niemieccy lekarze, którym liderował dr Dering. Razem „…robili ironiczne uwagi, że dzisiaj będzie duża ilość jaj na jajecznicę”. Dla Cyry to jakieś przekłamanie. Świadek może i rozpoznał lekarza na zdjęciu, ale musiał się pomylić. Z kolei uwagę ofiary: „poddano mnie temu zabiegowi, bo jestem Żydem” – p. Cyra już sobie darował. Psuje mu perspektywę.
Ale to, co robi z zeznaniem kolejnej ofiary Hanocha Hipki – polskiego Żyda mieszkającego po wojnie w Izraelu – zdumiewa najbardziej. Wprawdzie p. Cyra cytuje słowa Deringa do asystujących przy operacji esesmanów („Proszę, niech i mi pozwoli pan zarżnąć tę świnię…”), ale twierdzi, że tym grubiańskim zachowaniem uratował więźniowi życie. Jak? W jaki to cudowny sposób? Bo skończył operację za Niemca, a dopiero potem wyciął mu drugie jądro. Naprawdę pan kustosz w to wierzy? Tak ma wyglądać ratowanie człowieka?
O czym wiedział Witold Pilecki?
Czy Pilecki mógł nie wiedzieć o tych wszystkich zbrodniach dr. Deringa, swojego najbliższego współpracownika? Dziunka – jak go pieszczotliwe nazywał. Bo tego, że po wyjściu z Auschwitz Dering przeniósł się do prywatnej kliniki kolegi Mengelego – dr. Clauberga, rzeczywiście mógł nie wiedzieć. Bądźmy poważni.
I tu znowu kontruje mnie p. Cyra. Przyznaje, że „prawdą jest, że w obozie Dering był źle postrzegany, ale głównie przez więźniów reprezentujących lewicę socjalistyczno-komunistyczną”.
Zatem zarzuty wobec doktora są wyssane z palca, bo nie tylko pochodzą od Żydów. Pochodzą przede wszystkim – tfuuu! – od komunistów. A ci przecież kłamali jak z nut, wie to każdy Polak mały.
Zatrzymajmy się tu na chwilę. Żydzi i komuniści to również bohaterowie mojej książki. Piszę o nich jako części składowej obozowego ruchu oporu. Ruch ten w wielkim kompleksie Auschwitz-Birkenau nie był monolitem, był podzielony, często skłócony, ludzie bardzo często sobie nie ufali. To była gigantyczna mozaika różnych światopoglądów, działań, postaw czy etyk. Pisanie dziś, że ten czy tamten składnik tej konspiracji był lepszy czy gorszy, nie wydaje mu żadnego świadectwa. Wydaje je temu, kto ośmiela się tak wyrokować.
Obawiam się, że pan kustosz posuwa się tu za daleko. Prawo do udziału w historii Auschwitz daje tylko katolickiej czy narodowej stronie. Zdaniem badacza tylko ona ma prawo konspirować. A co z resztą, na śmietnik pamięci?
Oprawca to nie morderca
I na koniec jeszcze raz Stössel. Opinii o jego postawie jest aż nadto. Fatalną wystawili mu tacy więźniowie-świadkowie jak Władysław Fejkiel, Witold Kosztowny, Stanisław Kłodziński czy Herman Langbein, zaś Czesław Ostańkowicz za zbrodnie “Czwórki” w obozie domagał się, aby go wręcz „wykreślić z listy godnych szacunku więźniów politycznych”.
Moim zdaniem Pilecki znał te zarzuty, wiedział, do czego jest zdolny kolega. Napisał przecież w raporcie, że „… ostatnio 4 miał pewną przykrą manię…”. Dokładnie tak napisał, to jedno krótkie zdanie. Nie jest wyciągnięte z kontekstu.
W swojej książce napisałem, że to zdanie mnie uwiera. Dla pana Cyry to tendencyjne dobieranie cytatów i próba zohydzenia sławnego rotmistrza. Mnie ono wali obuchem w głowę, pana kustosza nie. Do zgody między nami nie dojdzie.
Tym bardziej że pan kustosz robi coś, czego w cywilizowanej wymianie myśli się nie robi. W zasadzie jest chyba na tym polu prekursorem. Wsadza mi do książki słowa, których nie napisałem. Oskarża mnie mianowicie o stawianie filarowi konspiracji zarzutów, których nikt nigdy przede mną nie odważył się stawiać.
„Był nie tylko gorliwym wykonawcą niemieckich poleceń, był mordercą” – zacytował jakoby moje słowa.
W książce, którą napisałem, zdanie to brzmi: „Był nie tylko gorliwym wykonawcą niemieckich poleceń, był oprawcą“.
Oprawca a morderca to nie to samo. Ponieważ te słowa padły, chciałbym, aby pan kustosz ochłonął i jeszcze raz przyjrzał się nazwie swojego bloga. Przymiotnik „wprawny” powinien zastąpić czymś znacznie skromniejszym.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com