Archive | November 2022

Wilhelm Koppe – „Mały Himmler”

Wśród współpracowników Koppe dorobił się przydomka „Mały Himmler”. Podwładni mówili zaś o nim „Dziki Koppe”


Wilhelm Koppe – „Mały Himmler”

Maria Procner


„Na ulicach Krakowa należy rozstrzeliwać codziennie 50 Polaków” – nawoływał Wilhelm Koppe, szef SS i policji w okupowanej Polsce. Nigdy nie został ukarany.

.

W reportażu Jak „Mały Himmler” po wojnie został dyrektorem fabryki czekolady, opublikowanym w książceZbrodnia bez karyKatarzyna Domagała-Pereira i Anieszka Waś-Turecka piszą: „W okupowanej Polsce Wilhelm Koppe ma funkcję ważniejszą od poselskiej: stoi na czele niemieckiego aparatu policyjnego. Szerzy krwawy terror. Jest współodpowiedzialny za niemal każdą zbrodnię na terenach, które ma pod swoim zarządem (…). To on wydaje rozkazy, przygotowuje plany, uczestniczy w naradach. Najpierw w Kraju Warty, potem w Generalnym Gubernatorstwie”. Jak to się stało, że ten drobny przedsiębiorca zmienił się w brutalnego zbrodniarza? I dlaczego nigdy nie poniósł odpowiedzialności za swoje czyny?

Z miłości do nazizmu

Nic nie zapowiadało, że urodzony 15 czerwca 1896 roku w Hildesheim Wilhelm Koppe, syn komornika sądowego i weteran I wojny światowej, zostanie masowym mordercą. Po 1918 roku utrzymywał się z kupiectwa. Miał małą hurtownię środków spożywczych i wyrobów tytoniowych w Hamburgu. I zapewne dożyłby swoich lat jako spokojny, przeciętny obywatel, gdyby na jego drodze nie stanęli naziści. 
W 1932 roku Wilhelm Koppe zaczął robić karierę w SS pod skrzydłami Heinricha Himmlera.fot.NAC/domena publiczna

W 1932 roku Wilhelm Koppe zaczął robić karierę w SS pod skrzydłami Heinricha Himmlera.

Ideologia promowana przez Hitlera i skupionych wokół niego ludzi porwała hamburskiego kupca. Zafascynowany ich hasłami, „z czystego idealizmu” oraz „z uwagi na sytuację polityczną” już we wrześniu 1930 roku wstąpił do NSDAP. Rok później był już członkiem SA – „oddziałów szturmowych” partii, a w 1932 roku zaczął robić karierę w SS pod skrzydłami Heinricha Himmlera. Szybko awansował w strukturach organizacji. W listopadzie 1933 roku zasiadł jako poseł w Reichstagu. Sporo się też przeprowadzał – dowodził oddziałami SS w Münsterze, Wolnym Mieście Gdańsku, Lipsku i Dreźnie. Już wtedy dawały o sobie znać jego agresywne skłonności. W pełni miał je rozwinąć jednak dopiero po wybuchu II wojny światowej.

Akcja germanizacja

W okupowanej Polsce Koppe otrzymał specjalne zadanie. Już 26 października 1939 roku Himmler mianował go Wyższym Dowódcą SS i Policji oraz pełnomocnikiem Komisarza Rzeszy ds. Umacniania Niemczyzny w Kraju Warty. Miał zająć się realizacją polityki germanizacyjnej – i bynajmniej nie zawiódł swoich przełożonych. Janusz Smykowski opisuje:

„Wsławił” się licznymi egzekucjami oraz deportacjami Polaków i Żydów do pobliskiego Generalnego Gubernatorstwa, bo przecież Wartheland miał być docelowo wolny od tego rodzaju niepożądanego z punktu widzenia polityki niemieckiej „elementu”. Można też powiedzieć, że jeszcze przed Auschwitz był pionierem używania gazu do szybkiej i masowej eliminacji pacjentów oddziałów psychiatrycznych w maju i czerwcu 1940 r.

Tekst powstał m.in. w oparciu o zbiór reportaży i wywiadów „Zbrodnia bez kary” (Wydawnictwo M, 2022).

Tekst powstał m.in. w oparciu o zbiór reportaży i wywiadów „Zbrodnia bez kary” (Wydawnictwo M, 2022).

W krótkim czasie Koppe zorganizował prężnie działającą machinę terroru. Poza SS składały się na nią Policja Bezpieczeństwa (m.in. Gestapo), Kryminalna (Kripo) i Porządkowa (OrPo), a także Służby Bezpieczeństwa i innych formacji policyjnych. Kierował deportacjami do getta łódzkiego. Kazał zabijać niepełnosprawnych pacjentów ośrodka opiekuńczego w Działdowie za pomocą samochodowych komór gazowych. Na jego rozkaz w Chełmnie nad Nerem utworzono jeden z pierwszych obozów zagłady – swego rodzaju poligon doświadczalny przed ludobójstwem na szeroką skalę.

Wśród współpracowników Koppe dorobił się przydomka „Mały Himmler”. Podwładni mówili zaś o nim „Dziki Koppe” z uwagi na „gorączkowy, nadmiernie niespokojny i spontanicznie agresywny styl zarządzania”.

Odpowiedzialność zbiorowa

Po czterech latach rezydowania w Poznaniu Koppe został przeniesiony do Krakowa – stanowisko zachował to samo, z tym że w Generalnym Gubernatorstwie. Przy okazji objął stanowisko sekretarza stanu ds. bezpieczeństwa w rządzie GG. I tu dał się poznać od najgorszej strony. Katarzyna Domagała-Pereira i Anieszka Waś-Turecka referują:

„Dziki Koppe” sieje terror również w Generalnym Gubernatorstwie. Jest bardziej radykalny od poprzednika i nie ma skrupułów. Pod koniec czerwca 1944 roku wydaje rozkaz, w którym zarządza „mordowanie najbliższych krewnych członka ruchu oporu, który by dokonał zamachu na Niemca albo też szczególnie dotkliwie odczuwanego przez okupanta aktu sabotażu”.

(…) Na jednym z ostatnich posiedzeń rządu GG, 9 grudnia 1944 roku, Koppe jest orędownikiem odpowiedzialności rodowej. Chce masowego rozstrzeliwania ujętych członków ruchu oporu. Karze mają podlegać mężczyźni w wieku od szesnastu do sześćdziesięciu lat. Oświadcza ponadto, że „na ulicach Krakowa należy rozstrzeliwać codziennie 50 Polaków, którym w 60 procentach udowodniono popełnienie jakiegokolwiek zbrodniczego czynu”.

Nieudany zamach

Po tym jak Koppe na przełomie stycznia i lutego 1944 roku nakazał rozstrzelanie 100 więźniów politycznych w odwecie za próbę (nieudaną) zamachu na gubernatora Hansa Franka, Polskie Państwo Podziemne skazało go na śmierć. Do wykonania wyroku oddelegowano żołnierzy z Batalionu „Parasol” Kedywu KG AK. Na czele grupy stanął Stanisław Leopold ps. „Rafał”. Wśród jego ludzi znaleźli się też m.in. uczestnicy akcji zlikwidowania Franza Kutschery, dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski, który zginął 1 lutego 1944 roku – „Kruszynka”, „Ali” i „Dewajtis”.

Zamach pierwotnie zaplanowano na 5 lipca, jednak z przyczyn losowych datę przekładano kolejno na 6 i 7 lipca. Ostatecznie próbę zabicia „Małego Himmlera” podjęto 11 lipca – niestety nieskuteczną. Janusz Smykowski opisuje:

Około godz. 9.20, gdy jego samochód zbliżał się do miejsca akcji, grupa uderzeniowa, która jako pierwsza miała otworzyć ogień, nie zrobiła tego, prawdopodobnie z powodu dezorientacji wywołanej brakiem ochrony Koppego. Plan akcji nie brał pod uwagę przejazdu Koppego po Krakowie bez eskorty, gdyż nigdy wcześniej nie było takiego przypadku. Ostrzał pojazdu rozpoczął na rogu ul. Powiśle z pl. Kossaka sam „Rafał”, po nim zaś strzelali „Mietek” i pozostali żołnierze, lecz mercedes Koppego nie został zatrzymany. Sam Koppe natychmiast po pierwszych strzałach osunął się na podłogę pancernego auta, co prawdopodobnie ocaliło mu życie. Pomimo pościgu kierowcy Koppego udało się odskoczyć na bezpieczną odległość. Cała operacja trwała niecałą minutę.

Dziewięć miesięcy później Generalne Gubernatorstwo przestało istnieć. W kwietniu 1945 roku Koppe objął funkcję Wyższego Dowódcy SS i Policji na obszarze „Południe” w Monachium. Stamtąd obserwował upadek III Rzeszy.

Bilans ofiar

Po wojnie Koppe zdołał uciec i ukryć się z rodziną. Pod nazwiskiem panieńskim żony – Lohmann – przez 15 lat wiódł dostatnie życie – najpierw kupca, potem przedstawiciela handlowego, a wreszcie dyrektora fabryki czekolady w Bonn. W końcu został zidentyfikowany. Aresztowano go w 1960 roku. W zamknięciu spędził niemal dwa lata i trzy miesiące. Wyszedł za kaucją wynoszącą 50 tysięcy marek.

Wilhelm Koppe i Arthur Greiser przed kompanią honorową Wehrmachtu (Poznań, listopad 1939)fot.Bundesarchiv, Bild 183-E12108 / CC-BY-SA 3.0

Wilhelm Koppe i Arthur Greiser przed kompanią honorową Wehrmachtu (Poznań, listopad 1939)

Akt oskarżenia przygotowany przez prokuraturę w Bonn na podstawie zeznań przeszło 200 świadków liczył 348 stron. „Małemu Himmlerowi” zarzucano udział w mordowaniu i podżeganie do zabójstwa. Oskarżyciele oszacowali, że uczestniczył w morderstwie co najmniej 145 tysięcy osób. W rzeczywistości ofiar zbrodniarza było zdecydowanie więcej. Wojciech Wichert wylicza:

Do lata 1941 r. podległe Koppemu SS-Sonderkommando Herberta Langego zlikwidowało przy pomocy ciężarówki-komory gazowej ponad 5,5 tys. psychicznie chorych z kilku zakładów leczniczych na terenie Kraju Warty. Ponadto jako Wyższy Dowódca SS i Policji przygotowywał plany oraz wydawał rozkazy związane z eksterminacją Żydów na tym terenie. Kierował deportacjami do getta łódzkiego i był jednym z głównych inicjatorów powstania obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof), gdzie zamordowano ogółem ok. 200 tysięcy osób, w większości pochodzenia żydowskiego.

Do tego należałoby doliczyć ofiary egzekucji na Polakach dokonywanych z jego rozkazu – m.in. w Tuchorzy 9 lipca 1942 roku.

„Nigdy nie ukarany!!!”

Mimo licznych dowodów winy, ostatecznie Koppe nie został pociągnięty do odpowiedzialności. W 1966 roku sąd krajowy w Bonn zawiesił postępowanie. Uznał, że stan zdrowia zbrodniarza nie pozwala mu uczestniczyć w procesie. Wilhelm Koppe dożył 79 lat. Zmarł 2 lipca 1975 roku z przyczyn naturalnych. W akcie zgonu odnotowano jedynie, że był „generałem policji”.

Katarzyna Domagała-Pereira i Anieszka Waś-Turecka piszą:

Na cmentarzu w Bonn Wilhelm Koppe nie zaznaje spokoju. Na jego grobie regularnie pojawia się tabliczka z napisem „Nigdy nie ukarany!!!”. Ktoś umieszcza tekst na żółtym lub czerwonym tle i laminuje kartkę. Nie jest duża, ale rzuca się w oczy na zadbanym grobie, który były wyższy dowódca SS i policji w Kraju Warty, a potem Generalnym Gubernatorstwie, dzieli z żoną Käthe i synem Manfredem. Pracownik cmentarza cierpliwie usuwa tabliczki.


Bibliografia:

  1. Zbrodnia bez kary, praca zbiorowa, Wydawnictwo M 2022.
  2. Janusz Smykowski, Bestie na służbie zbrodni: Wilhelm Koppe – od pucybuta do milionera w wersji SS, Muzeum Powstania Warszawskiego (dostęp: 17.11.2022).
  3. Wojciech Wichert, Wilhelm Koppe – nieukarany zbrodniarz hitlerowski, Przystanek Historia (dostęp: 17.11.2022).


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Giving Thanks in Synagogue

Giving Thanks in Synagogue


JENNA WEISSMAN JOSELIT


In the late 19th century, when Thanksgiving was a new holiday, American Jews created religious services to mark the day. They didn’t last.

.
German Jewish refugees at a sermon at the Fort Washington Synagogue, New York, 1938GETTY IMAGES

With all the hoopla that attends the annual celebration of Thanksgiving, you’d think the holiday had been around forever. American Jews of the late 19th century certainly thought so, or acted as if they did, publicly maintaining that a day dedicated to taking stock of and thanking the Almighty for one’s blessings was “no Yankee notion,” but an ancient Israelite one. “Like a good many things, [it] is derived from Hebrew laws,” claimed “Sopher,” a Jewish resident of the nation’s capital in 1886.

By insisting on Thanksgiving Day’s biblical antecedents, American Jews papered over its novelty as an artifact of the post-Civil War era, an exercise in national reconciliation. At the same time, they made a point of aligning Jewish history with American history, intimating that the two went together like turkey and cranberry sauce.

History wasn’t the only thing that endeared Thanksgiving to America’s Jews. Contemporary events had much to do with it, too. When comparing their blessed lot with that of their co-religionists in the Old World—“For freedom to worship Thy name; For manhood delivered from shame,” as a Thanksgiving hymn composed by poet S. Solis Cohen in the 1870s would have it—they had every reason to be grateful. “None ought to love this country more than Israelites,” the American Israelite declared a few years later.

Little wonder, then, that American Israelites embraced the November holiday, prompting the American Hebrew in an unusually lighthearted frame of mind to observe that the toothsome smells of a bird roasting in the oven was another one of those things that “tends to make us love our country for the excellent turkeys it produces on our tables.” Even those reared on duck or goose took to turkey and its trimmings with relish, making sure that the less privileged among them—the residents of old age homes and orphan asylums—might also enjoy a “grand dinner.”

No festivity, of course, was complete without a soupçon of grumbling. Some American Jews at the grassroots looked askance at their co-religionists’ fulsome reception of Thanksgiving. Labeling it an example of “chuckas hagoyim,” the emulation of gentile ways, they chalked up its popularity to assimilation, to the collective desire to fit in, and worried lest it betokened a withering away of Jewish identity. If only the holiday’s Jewish champions would fulfill their Jewish ritual obligations with as much enthusiasm, critics sniffed.

American Jews observed “national turkey day” in the same manner as their Christian neighbors, “picking the bone with as much gusto,” with one telling exception: Where the latter attended church services—making good on both the spirit and the letter of presidential proclamations that not only invoked the “enduring mercy of Almighty God,” but also recommended that Americans “withdraw themselves from secular cares and labors” by attending a religious service—latter-day Israelites sat it out and stayed put in the parlor. For most Christians of the late 19th century, related the New York Observer and Chronicle, the “home vies with the church in giving thanks,” or, as one of its church-going readers put it more colloquially, “First I pray, then I stuff.” Most Jews just “stuffed.”

American Jewry’s religious leaders were none too pleased with this state of affairs, which resulted in “beggarly” attendance at Thanksgiving Day synagogue services. They made known their disappointment publicly, wondering why they bothered to organize a one-hour gathering at either 11 a.m. or at 3 p.m.

Still, they kept at it. In an attempt to beef up the number of those in the pews, several synagogues joined forces, hoping that a “united service” would result in a respectable yield. In 1879, for instance, Philadelphia’s Mikveh Israel, Beth-El Emeth, and Beth Israel joined forces; a year later, a number of New York synagogues followed suit. But these “experiments” also fell short, drawing only 100 souls in a space capable of seating several times that number.

When pressed to account for their absence, some American Jews pointed to the well-documented fact that they were not known to attend synagogue services throughout the year. Why, then, would anyone expect them to make an exception for an improvised service on a chilly day in November? Others attributed their “meager” participation to the holiday’s “spread-eagle style of oratory,” which had worn thin.

Still other stay-at-home American Jews brought more principled objections to bear, worried lest the conflation of Thanksgiving with worship mar the equally hallowed separation of church and state. From their perspective, Thanksgiving was meant as a “purely American institution, not a sectarian one,” to be celebrated around a dining room table, not within the confines of the sanctuary.

“A piece of sentimentalism, very pretty in its own way,” Thanksgiving, the American Israelite cautioned in 1878, should not be deployed as a religious occasion lest people come away with the notion that America was a Christian nation. Far better to believe that the “good God would infinitely prefer to be served in other and more practical ways.”

At a time when growing numbers of Americans thought otherwise, filling the air with statements like those made by the Rev. P.S. Henson—a Baptist preacher who insisted that the United States was “a distinctly Christian nation, barricaded and buttressed by Christian principles”—holding a synagogue service on Thanksgiving soon became a communal priority, tantamount to a rebuttal. During the closing decades of the 19th century, the English-language Jewish press, for its part, made sure to highlight America’s religious diversity by tabulating the number of synagogues that offered a Thanksgiving Day service and, in what soon emerged as a ritual all its own, publishing either the entirety of or an extract from notable Thanksgiving Day sermons.

Synagogues from coast to coast, in turn, redoubled their efforts by inviting sympathetic local Christian “divines” to address their congregants on Thanksgiving Day, hoping their presence in the pulpit might demonstrate that Jews and Christians were “more alike than we are different.”

Well-intended demonstrations of brotherhood, these performances often backfired when an anxious Christian clergyman put a foot wrong (or in his mouth) by calling a Jewish house of worship a church or, worse still, by making much of Jesus having been a Jew. Spare us this “clap-trap,” counseled the American Hebrew in 1880, discounting its impact on the Jewish body politic. Such “gush,” echoed the paper’s Philadelphia correspondent who styled himself “Phil A. Delphus.”

Though in a minority, America’s Jews were not alone. They had company in the nation’s freethinkers and secularists who also objected to Thanksgiving’s “religious tinge.” An example of what we today might call religious nationalism, the holiday’s identification of good citizenship with divine intervention stuck in their craw. “We have no objection to pumpkin pie,” declared one of their number, an avowed atheist, “but protest against its being seasoned with theology.”

To which, over time, a growing chorus of Americans said, “Amen.” Little by little, the holiday’s association with religion grew fainter and fainter, its place taken by football games and festive parades.

Now that’s something to chew on when sitting down to this year’s holiday repast.


Jenna Weissman Joselit, the Charles E. Smith Professor of Judaic Studies & Professor of History at the George Washington University, is currently at work on a biography of Mordecai M. Kaplan.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Iran Situation ‘Critical’ With More Than 300 Killed: UN Rights Chief

Iran Situation ‘Critical’ With More Than 300 Killed: UN Rights Chief

Reuters and Algemeiner Staff


An Iranian newspaper displays a photo of Mahsa Amini, a young woman who died in police custody. photo: Reuters/ Majid Asgaripour

The UN High Commissioner for Human Rights said on Tuesday that the situation in Iran was “critical”, describing a hardening of the authorities’ response to protests that have resulted in more than 300 deaths in the past two months.

“The rising number of deaths from protests in Iran, including those of two children at the weekend, and the hardening of the response by security forces, underline the critical situation in the country,” said a spokesperson for UN human rights chief Volker Turk at a Geneva news briefing.

The Islamic Republic has been gripped by nationwide protests since the death of 22-year-old Kurdish woman Mahsa Amini in morality police custody on Sept. 16 after she was arrested for wearing clothes deemed “inappropriate”.

Tehran has blamed foreign enemies and their agents for orchestrating the protests, which have turned into a popular revolt by Iranians from all layers of society, posing one of the boldest challenges to the clerical rulers since the 1979 revolution.

Iran‘s World Cup team declined to sing their anthem before their opening World Cup match on Monday in a sign of support for the protests.

Later this week, the U.N. Human Rights Council in Geneva will hold a debate on the protests expected to be attended by diplomats as well as witnesses and victims.

A proposal to be discussed at the session seeks to establish a fact-finding mission on the crackdown in Iran. Any evidence of abuses such a body might find could later be used before national and international courts, a U.N. document showed.

The Office of the High Commissioner for Human Rights (OHCHR) said that more than 300 people had been killed so far, including more than 40 children. These deaths occurred across the country, with deaths reported in 25 of 31 provinces.

In the same briefing, OHCHR spokesperson Jeremy Laurence also voiced concern about the situation in mainly Kurdish cities where it has reports of more than 40 people killed by security forces over the past week.

Iranian state media said last month that more than 46 security forces, including police, had been killed in the protests. Government officials have not provided an estimate of any wider death count.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


“Od Rzeki do Morza”: Hamas wyjaśnia, czego chcą brytyjscy studenci

Karta Hamasu z 1988 roku wzywa do mordowania Żydów na całym świecie. Tę jawną nienawiść do Żydów wygodnie pominięto w politycznym oświadczeniu z 2017 roku, które zaprojektowano tak, by poprawić wizerunek Hamasu i nabrać ludzi Zachodu, że organizacja zreformowała się. W 2019 roku jednak członek politbiura Hamasu, Fathi Hammad (na zdjęciu) powtórzył: “Macie Żydów wszędzie i musicie atakować każdego Żyda na planecie masakrując i zabijając”.(Zdjęcie: Mahmud Hams/AFP via Getty Images)


“Od Rzeki do Morza”: Hamas wyjaśnia, czego chcą brytyjscy studenci

Richard Kemp
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


“Uwonić, uwolnić Palestynę – od rzeki do morza”. To wszechobecne hasło skandowali na mój widok protestujący (jak często robili także w innych miejscach), kiedy w zeszłym tygodniu przyjechałem na University of Essex, żeby wygłosić wykład. Jaka rzeka? Jakie morze? Wątpię, by wielu z nich wiedziało. Większość tych studentów otrzymuje takie gotowe hasła, kiedy kampusowi podżegacze namawiają ich, by przyszli na demonstrację – trochę rozrywki w monotonii studenckiego życia w jesienny wieczór.

Ta rozrywka kosztuje. Nie mnie – widziałem i słyszałem to wszystko wiele razy, często wywrzaskiwane z większą energią i większym jadem. Koszt ponoszą żydowscy studenci na kampusie, którzy – choć nie są Izraelczykami – są prawdziwym celem Tygodni Izraelskiego Apartheidu i nieustannej agitacji przeciwko państwu żydowskiemu i każdemu, kto je popiera. Żydowscy studenci także słyszeli już to wszystko, ale muszą żyć obok kolegów, a czasami profesorów, którzy żądają zlikwidowania narodowej ojczyzny Żydów.

Takie jest, oczywiście, znaczenie “od rzeki do morza” – zniszczenie państwa Izrael i zastąpienie go państwem islamskim. Dla tych, którzy pomysłowo zaprzeczają tej rzeczywistości, Hamas, twórca i właściciel tego hasła, raz jeszcze wyjaśnił, co zamierza aż do mrożących krew w żyłach szczegółów podczas niedawnej konferencji w Gazie.

Ta konferencja, która odbyła się we wrześniu, nosiła tytuł “Obietnica życia przyszłego – Palestyna po wyzwoleniu”. W liście do uczestników tej konferencji przywódca Hamasu, Jahja Sinwar napisał: “pełne wyzwolenie Palestyny od rzeki do morza” jest “sednem strategicznej wizji Hamasu”. Chodziło mu od rzeki Jordan do Morza Śródziemnego, innymi słowy, całe terytorium państwa Izrael.

Ci twórcy planu likwidacji demokratycznego państwa, będącego członkiem ONZ, wydali rekomendacje w kwestii praw, jakie mają być zaprowadzone w podbitym kraju, jego waluty, granic z sąsiednimi państwami, stosunków międzynarodowych, konfiskaty własności i użycia istniejących zasobów i infrastruktury.

Ustalili także, jak mają być traktowani Żydzi. Wojownicy, to znaczy, izraelscy żołnierze i inni, którzy będą opierali się agresywnej wojnie Hamasu, “muszą zostać zabici”, co wyraźnie oznacza masakrę setek tysięcy ludzi. Żydzi, którzy uciekają, mają być pozostawieni w spokoju, żeby uciekli. Część należy postawić przed sądem “za ich zbrodnie”. Inni zostaną “zintegrowani” lub otrzymają czas na wyjazd z kraju.

Żydzi, którzy mogą być użyteczni dla nowego państwa, włącznie ze specjalistami medycznymi, inżynieryjnymi i technologicznymi oraz ci, którzy pracowali w przemyśle zbrojeniowym, będą zatrzymani w kraju siłą, by można było użyć ich umiejętności.

Aktywni zwolennicy i pomocnicy Izraela z zewnątrz – Żydzi i nie-Żydzi – mają być ścigani w celu “oczyszczenia Palestyny i ojczyzny arabskiej i islamskiej od tej pełnej hipokryzji szumowiny “.

Z łatwością można przewidzieć, jak pozostali w nowym islamskim państwie Żydzi będą “integrowani”, ponieważ na konferencji ustalono, że jej konstytucja będzie bezpośrednią kontynuacją Paktu Umara Bin Al-Chattaba i rządów Saladyna w Jerozolimie. To znaczy, obywatelstwo drugiej klasy, płacenie okupu, wymuszone ustępowanie muzułmanom, ograniczenie praktyk religijnych, rekreacyjna przemoc wobec nich i wiecznie obecna groźba uwięzienia, tortur, wygnania lub śmierci.

Nie piszą wyraźnie o traktowaniu Arabów, którzy pracowali lub współpracowali z Izraelem, ale nie musieli tego robić. Będzie to kontynuacja obecnej praktyki. W zeszłym tygodniu Palestyńczyk został skazany przez sąd Hamasu w Strefie Gazy na śmierć przez powieszenie za “kolaborację” z Izraelem. Czasami takich “przestępców” ciągnie się żywych za motocyklami po ulicach Gazy, aż zostaje tylko pogruchotane martwe ciało.

Ta konferencja obnaża łatwowierność optymistów, którzy sugerowali, że ta grupa terroru w jakiś sposób złagodziła swoje stanowisko wobec Izraela. Ta narracja była szczególnie częsta od wydania w 2017 roku politycznego oświadczenia, które zaprojektowano tak, by poprawić wizerunek Hamasu i nabrać ludzi Zachodu, że organizacja zreformowała się. Choć niektórzy udają, że jest inaczej, ten dokument nie zastąpił ani nie zmienił Karty Hamasu z 1988 roku, gdzie stwierdza się wyraźnie: “Izrael będzie istniał i będzie kontynuował istnienie aż islam go unicestwi”.

Dokument z 2017 roku potwierdził to: “Hamas odrzuca każdą alternatywę do pełnego i całkowitego wyzwolenia Palestyny of rzeki do morza”, które zostanie osiągnięte przez “zbrojny opór”.

Karta Hamasu z 1988 roku wzywa do mordowania Żydów na całym świecie. Tę jawną nienawiść do Żydów wygodnie pominięto w politycznym oświadczeniu z 2017 roku. W 2019 roku jednak członek politbiura Hamasu, Fathi Hammad powtórzył: “Macie Żydów wszędzie i musicie atakować każdego Żyda na planecie masakrując i zabijając”.

Niezależnie od tego, co napisał lub powiedział Hamas i jego apologeci, wielokrotne ataki tej grupy na Izrael, włącznie z wystrzeleniem ponad 4 tysięcy rakiet na cywilną populację Izraela w ciągu 11 dni w maju tego roku, pokazują bezdyskusyjną rzeczywistość. Jak zwykle, całkowicie uprawniona reakcja Izraela na tę niesprowokowaną agresję została użyta jako wymówka do wściekłych demonstracji przeciwko Izraelowi – a czasami bezpośrednio przeciwko brytyjskim Żydom na uniwersytetach i na ulicach.

Rozumienie intencji Hamasu jest ważniejsze niż kiedykolwiek, ponieważ zyskuje on popularność wśród palestyńskiej populacji. W kwietniu prezydent Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas, odwołał pierwsze od 15 lat wybory, obawiając się upokarzającej porażki na rzecz Hamasu. Sondaż w czerwcu pokazał szybko rosnące poparcie dla tej grupy, 53% Palestyńczyków zgadza się, że Hamas “najbardziej zasługuje na reprezentowanie i przewodzenie palestyńskiemu narodowi”, jak podaje Associated Press.

Mylą się ci, którzy mówią, że Autonomia Palestyńska ma inną agendę niż Hamas. Mimo powszechnych wybiegów i podstępów w przedstawianiu sprawy międzynarodowej społeczności, włącznie z nieprzekonującymi twierdzeniami o poparciu dla rozwiązania w postaci dwóch państw, AP ma tę samą doktrynę “od rzeki do morza” dla zniszczenia Izraela, którą brytyjscy studenci na uniwersytetach uznali za tak atrakcyjną. To jest ciągły temat w oficjalnych mediach, publikacjach i podręcznikach szkolnych AP. Instytut badawczy Palestinian Media Watch ujawnił cztery pozycje w telewizji i drukowanych mediach AP z października, w których obiecywano koniec Izraela (w tym przemówienie najwyższego religijnego autorytetu AP, Wielkiego Muftiego, Muhammada Husseina).

Oczywiście, nic z tego nie zdarzy się, bo Izraelska Armia Obronna do tego nie dopuści. Złowrogie machinacje Hamasu na wrześniowej konferencji i ludobójcze plany prezentowane w niezliczonych audycji w mediach AP pozostają zaledwie fantazją – ale niebezpieczną fantazją, która gwarantuje dalszy rozlew krwi. Kiedy jednak studenci i inni wzywają, by “Palestyna” była wolna “od rzeki do morza”, tę właśnie fantazję przyjmują: zmasakrowanych Żydów, wygnanych, w niewoli, ściganych lub żyjących niepewnym życiem jako obywatele drugiej kategorii w represyjnym państwie islamskim.

Żądania likwidacji Izraela w żadnym razie nie są jedynym wyrazem wrogości wobec żydowskich studentów na uniwersytecie w Essex. W 2019 roku setki członków tamtejszego związku studentów, mimo istnienia kwitnących stowarzyszeń chrześcijańskich i muzułmańskich, próbowały nie dopuścić do założenia żydowskiego stowarzyszenia. Niestety, University of Essex dalece nie jest jedyny. Według badania Pinsker Centre, brytyjskiego think tanku, organy uniwersyteckie lub związki studentów w jednej czwartej najlepszych brytyjskich uniwersytetów opublikowały potencjalnie antysemickie oświadczenia, potępiające Izrael u szczytu konfliktu z Gaza w tym roku i z wyraźną korelacją między tymi oświadczeniami a antysemickimi incydentami na kampusie.

Równie niepokojąca była reakcja całego świata akademickiego, kiedy kilka tygodni temu, po dochodzeniu niezależnej komisji, Bristol University musiał zwolnić z pracy jednego ze swoich profesorów. Profesor David Miller, czołowy orędownik BDS, był oskarżony o “nękanie, atakowanie i złośliwe diatryby skierowane… do studentów”. Dwustudziesięciu profesorów i wykładowców z 74 brytyjskich uniwersytetów podpisało list protestujący przeciwko zwolnieniu go i zapewniający o “solidarności” z nim.

W zeszłym tygodniu ponad 500 osób ze świata akademickiego podpisało petycję atakującą Glasgow University w Szkocji za wystosowanie przeprosin za antysemicki artykuł opublikowany w piśmie na witrynie internetowej uniwersytetu. Nie chodziło im o rażący antysemityzm w tym artykule, ale o fakt, że uniwersytet za to przeprosił.

W czasach, kiedy sprzeciw wobec rasizmu i dyskryminacji przeciwko wszystkim innym narodom słusznie jest na pierwszym miejscu wśród priorytetów władz uniwersyteckich i związków studenckich, dlaczego nie stosuje się to do Żydów? Dlaczego Żydzi są wyjątkiem? Wezwania do zlikwidowania przemocą jedynego państwa żydowskiego są nie tylko tolerowane, są aktywnie zachęcane przez niektórych profesorów, władze uniwersyteckie i przywódców związków studenckich. To powoduje, że wielu żydowskich studentów stara się o przyjęcie tylko do tych kilku uniwersytetów, o których wiadomo, że są mniej nietolerancyjne. Pora, by władze uniwersyteckie położyły kres tym nikczemnym demonstracjom antysemickiej nienawiści, a jeśli zaniechają tego, by rząd zaczął obcinać im fundusze.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


How Kanye West Became America’s Leading Antisemite

How Kanye West Became America’s Leading Antisemite

HUBERT ADJEI-KONTOH


The answer has less to do with Hitler than with Hotepism and iPhones

.
MEGA/GC IMAGES

Kanye tried to name his album Hitler, haven’t you heard? It’s funny because there was a popular Norwegian author named Karl Ove Knausgaard who titled his novels after Hitler’s famous antisemitic screed—“Min Kamp” in Norwegian. And, of course, one cannot forget the band Joy Division, named after the sex slave wing of the SS. There’s always a mix of provocation and titillation when it comes to touching the Holocaust, as art attempts to fit every action of man into its creator’s paradigm. But at this point, we’re not cutting Kanye any slack because he is officially an antisemite, and, quite reasonably, if someone is an open antisemite, there’s not really much of a reason to listen or to communicate anymore unless it’s to tell them they’re crazy, which Kanye also clearly is.

Still, I don’t know if going Death Con 3 on Kanye West’s delusional off-the-cuff statements, rants, and performances and turning him into the poster boy for the miasma of antisemitism that poisons our culture along with 17 other types of race hatred ginned up by political operatives of every persuasion is truly the right way to go. I don’t even really believe that West is an antisemite as much as he’s an insane person with way too much money who married into the most haram family in the world. West is angry at white liberals, and he’s angry at those closest to him, who, according to him, happen to be Jewish. Also, Kanye thinks he’s Jewish. Correct me if I’m wrong, but I don’t believe that Hitler did.

What West believes is actually pretty hard to figure out. Is it a mixture of Black Israelite testaments and manic delusion, or is it a manifesto for a new Black movement of capital? Whatever he thinks, he’s scared away the people who control his money, and made himself a convenient scapegoat (or sacrificial lamb) for people, including the ADL, who have decided long ago that they don’t much care about antisemitism, but they do care very deeply who has the right to call someone an antisemite.

Much before this focus on West started, Donald Trump told American Jews that they needed to “get their act together before it’s too late.” If you think Trump can’t be antisemitic because his son-in-law is a Jew and he moved the U.S. Embassy to Jerusalem, well I have a concept album to sell you. Why not focus on Trump’s statements then? The obvious answer would be skin color, but there is a less obvious one.

West is separated from Black people because he is an astoundingly wealthy man, and he is surrounded by yes-men who are encouraging him to delve further into Hotepism. What is Hotepism? It is a myth, but a powerful one. It comes from the writings of Wallace Fard Muhammad, an itinerant seller of garments, who is known for spreading the message of The Nation throughout America. The basic idea is that Black people were originally in power, until one of their own, a devil named Yakub, created the white race. Everything bad that happened to Black people since has stemmed from this unfortunate decision.

Is Hotepism absurd? Of course it is. In fact, I first came in contact with these ideas through satirical memes and jokes heard on podcasts that I won’t bother naming (along with a few books that I skimmed and then destroyed). Yakub is supposed to be the biblical Jacob—this is where the Jews come in. This is also the point where it gets confusing. Moses, to Hoteps, is a Black man who tries to annihilate demons with explosives. Oddly enough, this theory mirrors the Freudian assertion that Moses came from Egyptian lineage as opposed to being born to a captive Jew. White Europeans (and this includes Jews) are therefore seen as initiators of whiteness, as opposed to inheritors of it. Needless to say, neither of these origin stories has any basis in historical reality; they are both completely made up.

Myths attempt to account for the way certain things are and also how those conditions might be changed. “This year we are slaves, but next year we shall be free!” Believing that you are a descendant of one of the lost tribes of Egypt can enable you to want to change your current dark reality. It’s a way of finding connection to the people you are chained to.

Yet, Kanye West seems to be using the lost tribes story to say that he’s somehow powerless, in a way which is actually true. He is a producer of Black music, but to most of the business entities he is partnered with, he is a brand that can be sold. There’s a part of him that visibly chafes against the bizarre condition of being an idol, and he’s said for a while that he wants to be the real thing: the messiah. But I think he might be something else, a doomsayer.

For West, being Black is a private and public struggle. If everything—the fame, the money, the family—separates him from Blackness, a simple look at how he’s been treated during this public spectacle can function for us the way a look in the mirror might function for him. The shared oppression between West and his Hollywood accusers is that they both claimed to believe in a multiracial utopia where anything and everything could be discussed. Obviously, we all know that this place is not America, but there was, perhaps, a time, following two terms of a Black president, when it seemed like the country could withstand some form of not-completely-idiotic conversation. That hope was obviously a hallucination, and now that everyone is sober or at least medicated, it’s perhaps worthwhile to realize that this truce between oppressed peoples has always been just that, a truce.

If you look at the headlines now, it would appear that the truce is over. The harder truth to swallow is that the truce didn’t really exist in the first place, or if it did, it was shallow and uneasy at best. As Ishmael Reed has argued more than once in these pages, Black people, especially Black men, aren’t really allowed to be alive and speak for themselves in America. They can be stereotyped as celebrity rappers, entertainers, or ballplayers, or they can be dead martyrs. Once Obama was out of office, there was a national regression. It felt like being transported back to the ’90s, where the only time you would hear a Black man speak was at the OJ Simpson trial. All of this adds up to a darkening of the Black male image, and I would argue that due to corporate profiteering off that image, the path to enlightenment has become as black as the hooded robes West wears.

This is a time for crooks, snake oil salesmen, and false prophets. It’s also a time of not hearing a word that anyone says. It doesn’t matter that West routinely says that he’s about peace and love, or that he says he’s Jewish, or that he apologizes for his outbursts. Kyrie Irving has now joined him in Club Antisemite because, from what I understand, he posted a clip to a Hotep movie. Forgive me if I find the outrage outsized. It seems like a mania. As someone who has been working on a book on Hoteps for the past year, I can only say that all of the kooky shit they talk about is widely disparaged, both by them and the Black community. It’s a subcultural code employed by a bunch of weirdos who are doing their best to think through something large with the pitifully tiny, comically misshapen tools that they have.

No one needs to worry about Black Israelites, truly. That being said, completely dismissing them out of hand does not seem wise either. Right now, they have been activated by these comments, and have waved their particular banners across the city. I doubt any of this will culminate in any action, but they seem very ready to believe that they are the real oppressed minority. It’s nonsense that comes to the fore when Black institutions are destroyed and the Black male conception of self derided.

What does it actually say to anyone who is watching that the only people that we listen to about Black males are those that make much more money than any normal Black male is ever going to see in his lifetime? In a roundabout way, I think West is actually grappling with the fact that he is an inadvertent self-appointed and corporate-certified spokesman for the Black male experience, a prophet’s mantle that he is probably unable to cast off—and has probably decided he doesn’t wish to cast off. There are probably people reading this who are thinking of and know the names of 10 to 20 writers that they think would do a better job of it than Kanye West, and who, like me, wonder why this mantle goes to a rapper who lives in LA as opposed to a dozen other people who are better suited for the job. Welcome to America.

I don’t think prophets are perfect, but I think they exist, and that West might be one. What I can glean from the visions he puts out are that he has seen the community that he has come from destroyed, and that he is surrounded on all sides by corruption. It’s a stark prophecy, but I don’t think it’s wrong.

It is important to first acknowledge, before condemning prophet West, that the delusions that have been thrown into an antisemite cast—these are delusions, remember—do not come from nowhere. It is wildly interesting to watch the companies that paid him hundreds of millions of dollars all decide not to do business with him now. It’s not because the ludicrous is true, it’s because they care about how we perceive them. But how should anyone perceive Adidas? How did a company founded by Nazis creak into 2022 selling itself as the mass market tailor for Black entertainers?

None of the answers I can think of to the questions I am posing here really satisfies me. Still, I think it’s fair to say that placing everything in bite-size loops for your viewing pleasure from the time you were a toddler has led to a situation where manipulation is not only easy, it’s demanded. I used to laugh at the whole idea that the phones were the enemy, but now that I write this I cannot help but see that people are falling all over themselves to rail at Elon Musk, furnishing more data for a site that he owns, in order to tell him and their “friends” how awful he is, while also condemning Kanye West and Kyrie Irving for being antisemites and canceling their sneaker deals and demanding that they turn over bags of money to the ADL or whoever is posing as this week’s defender of the Jews against the dire threat of Hotepism.

Elon Musk doesn’t seem very scared to me. He owns Twitter. He is the richest man in the world, and he listens to people who don’t want to be called Nazis but say that stuff the Nazis did was pretty cool. Hey, whatever sells more ads for Elon, and more sneakers for Adidas.

Perhaps before we damn the artist, we should take stock of what drove them mad in the first place.


Hubert Adjei-Kontoh is an itinerant bookseller and fiction writer.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com