Archive | 2017/07/06

Leszek Kołakowski: Antysemici. Pięć tez nienowych i przestroga

Leszek Kołakowski: Antysemici. Pięć tez nienowych i przestroga

Leszek Kołakowski


Leszek Kołakowski

Motłoch może być tylko narzędziem reakcji politycznej. Działa tylko przy jawnych widokach bezpośredniej skuteczności, tylko w warunkach liczebnej przewagi, a ustępuje tylko przemocy. Antysemityzm jest ulubioną formą, jaką można nadać jego zaciemnionej świadomości – pisał Leszek Kołakowski.

Dzielą się na różne odmiany, jak złośliwe insekty: jedni żądają rżnięcia Żydów, studiują broszurki o mordach rytualnych, inni mówią o niższej rasie, inni tylko o „kulturalnej obcości”, inni jeszcze zadowalają się animozją często trudno uchwytną, która bez pomocy teorii dochodzi łatwo do głosu w życiu codziennym.

Jednakże – i to jest teza pierwsza niniejszych uwag – między rozmaitymi odmianami antysemityzmu zachodzi tylko różnica ilościowa, różnica stopnia. Elementarnym warunkiem krwawych pogromów żydowskich, rzezi i okrucieństw była zawsze społeczna atmosfera emocjonalna tolerująca antysemityzm nawet w najbardziej złagodzonej i rozwodnionej postaci. System dyskryminacji i nieufności, choćby zgoła na pozór niegroźnych, wszędzie tam, gdzie później rodziły się zbrodnie, kumulował zawsze rezerwuary destrukcyjnej energii społecznej, które żywiły i hodowały zbrodniarzy. Umiarkowany antysemityzm sanacji w jej urzędowej postaci, choćby ograniczony do „ekonomicznego bojkotu” kupców żydowskich, podtrzymywał i podsycał aurę, W której rozkwitały Falangi, księża Trzeciakowie, późniejsi donosiciele Gestapo i szantażyści okupacyjni. Ustawy norymberskie nie zawierały, jak wiadomo, programu eksterminacji Żydów, tylko zasadę rasowej niższości. Kiedy w getcie warszawskim wprowadzono tramwaje konne, ukazał się W prasie okupacyjnej artykuł „dowodzący”, że posunięcie to miało na celu przystosowanie warunków w getcie do ducha rasy żydowskiej, albowiem pojazdy konne lepiej odpowiadają naturze Wschodu niż tramwaj elektryczny.

Ustawy norymberskie święciły swój potworny tryumf po Wielkanocy 1943 roku i za drutami Majdanka. Jednak pogromy i rzezie nie mogą trwać nieprzerwanie. Upowszechnienie postaw antysemickich społeczeństwa jest nieustającą rezerwa reakcji, magazynem społecznego dynamitu, zdolnego eksplodować w chwili stosownej, magazynem, w którym od wieków polityczni przywódcy wstecznictwa pracowicie usiłowali gromadzić całość negatywnego napięcia w społeczeństwie, żeby udaremnić jego wybuchy w miejscach właściwych.

W ten sposób antysemici dobroduszni rodzą antysemitów-zbirów; antysemici łagodni pielęgnują antysemitów uzbrojonych w kastety i noże, antysemici bierni i wstrzemięźliwi tworzą organizatorów pogromców. Rozsiane i niegroźne z pozoru, z osobna wątłe atomy antysemityzmu można w stosownych warunkach błyskawicznie skupić w piorunującą mieszankę, która wybucha zbrodnią. Tolerancja antysemityzmu w najsłabszych objawach dzisiejszych jest dlatego tolerancją jutrzejszych pogromów. Trzeba chwytać za gardło cień zbrodni, póki nie obrośnie mięsem. Przywołujemy sprawę na porządek dzienny tylko dlatego, że istnienie ognisk antysemityzmu w czasach obecnych jest tajemnicą poliszynela, której nie trzeba objawiać.

*

Wszakże antysemityzm niezorganizowany bywa często trudno uchwytny. Albowiem – i to jest teza druga – antysemityzm nie jest teorią. Nie tylko dlatego, że w środowiskach intelektualnych, a więc tych, które rodzą teorie, jest skompromitowany. Głównie dlatego, że jest, jak większość zjawisk umysłowych powstających w walce z postępem, z istoty irracjonalny i stąd absolutnie odporny na próby krytyki, nieubłaganie bezmyślny, totalnie bezkrytyczny. Nie jest doktryną nadająca się do krytyki, jest postawą, której społeczne korzenie są takie, iż nie zmuszają jej do szukania uzasadnień. Nie można mu przeciwstawiać argumentacji, ponieważ kojarzy się nieuchronnie ze sposobami reakcji, którym argumentacje jako sposób myślenia są obce i nienawistne. Jest antykulturą i antyczłowieczeństwem, antyteorią i antynauką. Przekonał się o tym każdy, kto miał sposobność prowadzenia z antysemitą beznadziejnych dyskusji, zawsze podobnych do nauczania zwierzęcia obcego języka.

Jak reakcje głosowe zwierząt nie są innym od naszego językiem, ale nie są językiem ludzkim, tak postawy antysemickie nie są po prostu innym poglądem na świat – a każdy pogląd może być przedmiotem krytyki – ale najwyżej pozorną artykulacją słowna irracjonalnych stanów, którym nie trzeba uzasadnienia. Przeciwieństwem antysemityzmu nie jest teoria racjonalna, ale sam nawyk myślenia racjonalnego; nie nauka, ale postawa ludzka. Czy można wyjaśniać antysemitom, że samo pojęcie żydostwa rozumianego jako przynależność rasowa, nie zaś religijna, obyczajowa lub narodowa – jest wysoce zagadkowe? Że nawet definicja Żyda zawarta w tychże ustawach norymberskich jest rzadkim przykładem bezpośredniego błędnego koła w definicji (,,Żydem jest ten, kto pochodzi od czworga dziadków pełno-żydowskich” – Hitlergesetze, XIII, III b, 2), w wyniku czego pojęcie żydostwa stało się w praktyce hitlerowskiej pojęciem religijnym, nie antropologicznym? Subtelności nazbyt zawiłe dla umysłów antysemickich. Czy można przytaczać niezliczone przykłady walk z uciskanymi mniejszościami narodowymi w rozmaitych krajach, gdzie zawsze ten sam prostacki proceder wychowawczy jest stosowany: przypisywanie narodowi zwalczanemu wszystkich ujemnych cech na podstawie przykładów zawsze łatwych do znalezienia i pomijanie przykładów odwrotnych? Że wśród ludzi pochodzących ze środowisk żydowskich i wyemancypowanych z zabobonów mozaizmu byli twórcy kultury nowoczesnej – Spinoza, Heine, Marks, Einstein, Ehrlich, Picasso, a także geniusze wielkich błędów – Freud, Bergson, Husserl? Że Proust, że Tuwim, że Chagall? Dla antysemity to tylko argument, żeby znienawidzić te nazwiska. Że chrześcijaństwo (a antysemici są na ogół dobrymi chrześcijanami) powstało jako produkt rdzennie żydowski i że z drugiej strony chrześcijanie w okresach prześladowań przez władze rzymskiego cesarstwa byli zwalczani za pomocą tych samych, od stuleci niezmiennych haseł, jakimi posługuje się antysemityzm współczesny? Że rasizm żydowski jest dokładnie tak samo bezmyślny, tak samo okrutny i tępy jak rasizm antyżydowski, a religia mozaistyczna dla myślenia racjonalnego tak samo obca i zabobonna jak chrześcijańska? Próżny trud. Antysemityzm nie jest rezultatem żadnego przekonania dotyczącego Żydów, każdy okruch myśli, każdy pozór okruchu, każda niedorzeczność wystarczają mu najzupełniej jako niewzruszone oparcie, które nie jest przecież uzasadnieniem, lecz tylko sankcją.

Jest oczywiście prawdą, że niekiedy antysemityzm szuka pomocy quasi-teoretycznej i że jego oddziaływanie staje się wyczuwalne również w pracach niektórych, niekiedy wybitnych uczonych (przykładem Hellenizm a judaizm Tadeusza Zielińskiego); w takich wypadkach mamy do czynienia raczej z rozkładową dywersją irracjonalizmu w obrębie samej nauki niż z racjonalizacją antynauki, którą antysemityzm stanowi. Antysemityzm jest składnikiem życia społecznego w takim stopniu, w jakim jest ono antyintelektualne; jest nieuchronnie bronią reakcji społecznej nie tylko przez swoje polityczne powołanie, ale również przez skrajny antyintelektualizm, opancerzony skutecznie przeciwko wszelkim zakusom rozumu.

Z tej właśnie racji antysemityzm staje się często schorzeniem trudno uchwytnym, kiedy nie jest politycznym programem. Umie przybierać kształty utajone, rezygnować z deklaracji programowych, przebijać się drogami źle widocznymi i zatruwać atmosferę moralną ową szczególną mieszaniną głupoty, okrucieństwa, fanatyzmu i nienawiści. Nikt nie staje się antysemitą w drodze namysłu: jest się takim z reguły wskutek wychowania rozpoczętego w najwcześniejszym dzieciństwie i z tej racji niezmiernie trudnego do przezwyciężenia w swoich późniejszych skutkach. Bezwład tradycji działa i wtedy kiedy zgasły źródła pierwotne, które ją powołały do życia – ale antysemityzm współczesny nie działa samą mocą tradycji: gdziekolwiek toczy się walka wstecznictwa z naporem społecznego postępu, będzie on podsycany i hodowany, będzie jedną z form, w jakich zbrodnia posługuje się od wieków ciemnotą jako swoim narzędziem.

*

Albowiem – to jest teza trzecia – antysemityzm jest środkiem wytwarzania symbolu społecznego. Walka z Żydami rzadko bywa celem dla siebie. Nienawiść do Żydów, z punktu widzenia swojej najogólniejszej funkcji społecznej, ma być ogniskiem irradiacji rozciągającej swój wpływ na właściwy przedmiot walki, który organizatorzy antysemityzmu w ten lub inny sposób usiłują w świadomości społecznej kojarzyć z żydostwem. Najczęściej hasła walki z Żydami łączone też są z innymi, stanowiącymi właściwą, polityczną treść walki. Historia dostarcza pod dostatkiem takich połączeń, w których zwalczano na przykład Żydów i chrześcijan, Żydów i komunistów, Żydów i demokratów.

Utrzymywanie antysemityzmu potrzebne jest politycznej reakcji zwłaszcza tam, gdzie chodzi o skupienie uwagi ludności na urojonych źródłach społecznych nieszczęść, w celu odwrócenia jej od źródeł rzeczywistych. Niewątpliwie historia antysemityzmu ukazuje często jego korzenie w bezpośrednio ekonomicznych interesach: pogromy żydowskie, które zalewały krwią dziesiątki miast średniowiecznych Niemiec, Hiszpanii i Francji, podobnie jak masowe wypędzanie Żydów, przeprowadzane w różnych okresach w szeregu krajów europejskich, kierowane były również zwykłą żądzą rabunku, uprawiano na żydowskich handlarzach i bankierach. Nie brakowało tych motywów również w antysemityzmie hitlerowskim – analizowanym z tego punktu widzenia w powieściach Feuchtwangera – a także w polskim faszyzmie; w obu krajach wykorzystywano do tego celu konflikty na tle handlowej czy przemysłowej konkurencji i majątkowych zawiści.

Nie to wszakże określało istotę ruchu. Naczelna misją społeczną antysemityzmu jest stworzenie uniwersalnego symbolu zła, który następnie próbuje się związać w umysłach z tymi zjawiskami w polityce, kulturze, nauce, które trzeba zwalczać. Trzeba z żydostwa uczynić obelgę, którą będzie się piętnować wszystko, co ma być unicestwione, nosiciela nie zła określonego, ale zła w ogóle – abstrakcyjny symbol ujemny dający się łączyć z dowolną sytuacją, jeśli pragnie się ją jako ujemną przedstawić przed światem. Cokolwiek wtedy w kulturze, w polityce, w życiu ma być zohydzone i stać się przedmiotem nienawiści, może być przedstawione jako produkt żydowski; na to jednak potrzebne jest podtrzymywanie w społeczeństwie możliwie największej sumy antysemickiego irracjonalizmu. W tych warunkach antysemityzm wytwarza rodzaj społecznego systemu działającego na zasadzie magii: wszystko staje się zakazane i trefne, co można w jakikolwiek sposób zaprezentować jako skażone żydowskim dotknięciem. Że przy tej okazji przypisuje się samym Żydom oraz żydostwu jako takiemu własności najbardziej sprzeczne – okoliczność ta nie stanowi przeszkody albowiem pogarda dla zasady sprzeczności leży w naturze magii.

Na pierwszym polskim zjeździe filozoficznym w 1923 roku pierwszy referat wygłoszony przez Wincentego Lutosławskiego wyjaśniał, że cechą ducha żydowskiego jest skłonność do determinizmu oraz bytowania stadnego, w którym nie ma miejsca na wolność i indywidualność. Papini w swoim Gogu prezentował żydostwo jako nosiciela przewrotnego indywidualizmu, który szuka okazji do obalania wszystkich wartości społecznie uznanych. Antykapitalistyczna demagogia faszystów widziała narzędzie żydowskie w plutokracji i w ruchu robotniczym; oskarżano Żydów o mordowanie niemowląt i o rozkładanie ducha narodowego doktryna „zgniłego humanizmu”; Żydzi bywali twórcami burżuazyjnych demokracji liberalnych i bolszewizmu. We wszystkich wypadkach żydostwo występuje jako symbol abstrakcyjny, dający się z powodzeniem przenosić na dowolne treści, pod warunkiem że sam, w swojej gołej symbolicznej postaci, zostaje uczyniony przedmiotem abstrakcyjnej nienawiści. Stąd nieoceniona wartość, daje antysemityzm ruchom reakcyjnym, w szczególności w okresach napiętych walk społecznych lub klęsk i nieszczęść dotykających masy ludności: wielkie zarazy średniowieczne przedstawiane, wiadomo, jako dzieła żydowskie, stawały się również okazją pogromów; nie sposób bowiem wymyślić absurdu w sprawie żydowskiej, który wydałby się zbyt absurdalny antysemitom.

Otóż historyczne okoliczności sprawiły, że do odgrywania roli takiego symbolu trudno zaiste było znaleźć lepszy obiekt niż Żydzi. Rozproszeni po całym świecie najłatwiej nabierali charakteru zła uniwersalnego i międzynarodowego. Wszędzie stanowiący bezbronną mniejszość, najskuteczniej mogli być ofiarami okrucieństwa i zbrodni. Wobec jaskrawo wyróżnionych obyczajowością, religią, językiem, izolowanych kulturalnie i z tej racji wyobcowanych w stosunku do otoczenia – najszybciej można było przezwyciężyć wszelkie skrupuły i wszelkie uczucia ludzkie; najprościej także dawali się odróżnić i wskazać palcem. Nawet częściowa emancypacja Żydów dodała sił ich symbolicznemu działaniu: zasymilowani w najrozmaitszych środowiskach, narodach, klasach, partiach politycznych, zawodach, światopoglądach, kulturach, zawsze dostarczali pod dostatkiem przykładów w dowolnej walce; z jakimkolwiek zjawiskiem społecznym chciało się walczyć, można je było demaskować jako płód żydowski odpowiednimi ilustracjami: bywali Żydzi-komuniści i Żydzi-anarchiści, Żydzi-liberałowie i Żydzi-rasiści, Żydzi-fabrykanci i Żydzi-przywódcy robotników. Co więcej, los historyczny pchnął ongiś dużą ilość ludności żydowskiej do zawodów łatwo ściągających na siebie niechęć publiczną – handlu, lichwiarstwa. Czy trzeba opisywać korzyści, jakie dawało przedstawianie lichwiarza-Żyda jako Żyda, nie jako lichwiarza? Czy trzeba przypominać owych wiejskich karczmarzy szlacheckiej Polski, których istnienie stawało się łatwym chwytem propagandy antysemickiej o wpływach widocznych nawet u pisarzy postępowych, jak Staszic? Antysemityzm był pomysłem w prostocie swej znakomitym i niezastąpionym, programem o bezcennej łatwości, przyswajalnym i zrozumiałym bez chwili namysłu, a zarazem stosowalnym do wszystkich okoliczności i wszystkich sytuacji społecznych, rozstrzygającym wszystko.

*

Z jednym wszakże zastrzeżeniem. Jakkolwiek uniwersalność warunków życia ludu żydowskiego pozwalała czynić zeń symbol w każdej walce, to jednak, z kimkolwiek ją prowadzono, mogła to być tylko walka prowadzona ze stanowiska wstecznictwa, z prawicy. To jest teza czwarta: antysemityzm może być tylko narzędziem reakcji. Na pozór zdawać się może, że symbol mitologiczny o tak uniwersalnym zastosowaniu daje się użyć we wszelkiej walce politycznej. Faktycznie jest to, oczywiście, niemożliwe, skoro się zważy, że symbol ten zawiera założenia o konsekwencjach skrajnie przeciwnych historycznej tendencji ruchu robotniczego: założenie przyrodzonej nierówności ludzi, konfliktu biologicznej natury, więc nie do przezwyciężenia – między grupami etnicznymi lub narodowymi, jaskrawy irracjonalizm. Stąd tradycja ruchu rewolucyjnego obejmuje walkę przeciw wszelkim formom dyskryminacji i prześladowań narodowych, również wtedy kiedy wymierzone są bezpośrednio w pewne odłamy burżuazji lub drobnomieszczaństwa. Przykładem sprawa Dreyfusa. W Historii współczesnej Anatol France przytacza dyskusje toczone wśród robotników na temat tej afery. Stolarz Roupart opowiada o zebraniu socjalistycznym, na którym padł głos następujący: „Niech się kapitaliści żrą między sobą. Załóżcie ręce i czekajcie na antysemitów… Gdy przyjdzie do wywłaszczania kapitalistów, czemuż nie mielibyśmy zacząć od Żydów?”. „I wtedy towarzysze wzięli się do pięści… Bo mnie się zdaje, że socjalizm, który jest prawdą, jest także sprawiedliwością i dobrocią, a wszystko, co dobre i sprawiedliwe, rodzi się bez cudów, jabłko na jabłoni. Tu nie ma żadnych krętactw. Mnie się zdaje, że walczyć z niesprawiedliwością to pracować dla nas, proletariuszy, na których ciąży niesprawiedliwość całego świata”.

France opowiada tu założenie społecznej egzystencji proletariatu jako klasy, która, mówiąc słowami Marksa, ,,stanowi całkowite zaprzepaszczenie człowieka, a więc tylko przez całkowite odzyskanie człowieka może zyskać samą siebie”.

Nie ma formy ucisku czy dyskryminacji narodowej lub rasowej, która nie byłaby zarazem negacją komunizmu w samym sercu jego istnienia. Problemy narodowe stają przed ruchem robotniczym jako problemy znoszenia dyskryminacji i gwałtu. Zasada „jedności narodowej” może działać w interesach socjalizmu, skierowana przeciwko próbom zewnętrznym narodowego ucisku; „jedność narodowa” osiągana kosztem dyskryminacji i nienawiści narodowej bywa tylko narzędziem kontrrewolucji, środkiem mistyfikacji rzeczywistych stosunków społecznych i autentycznych konfliktów, produkcją zniekształconej świadomości społecznej. W edukacji socjalistycznej walka z przesądem rasistowskim nigdy nie przestaje być zadaniem każdego dnia, póki smugi jego tradycji zatruwają życie zbiorowe…

*

Podmiotem głównym antysemityzmu jest motłoch. Słowo dalekie, co prawda, od jakiejkolwiek jednoznaczności, za to naładowane dynamiczną treścią emocjonalna. Antysemityzm stałby się oczywiście zbędny, gdyby nie zaciemniał świadomości ludzi, których interesy rzeczywiste są przeciwne jego społecznym zadaniom. „Poprzez sugestię zbiorową ideologia rasistowska trafiać może do grup lub jednostek, które nie mają żadnych racjonalnych powodów do antagonizmów »rasowych«. Ideologia rozbudzona na podłożu konfliktów gospodarczych może stać się siłą działającą niezależnie od spraw, które ją powołały do życia’ (Stanisław Ossowski, Wieź społeczna i dziedzictwa krwi).

Podmiotem antysemityzmu jest motłoch. Motłoch to nie to samo co ,,ludzie zbędni”, w sensie, w jakim Stefan Czarnowski posługiwał się tym terminem, a więc mający miejsce określone, choćby negatywnie określone, w społecznej strukturze. Motłoch nie ma klasowej determinacji co do składu, ma ją natomiast co do swych zadań społecznych. Może się tworzyć z elementów o najrozmaitszej przynależności społecznej. Motłoch aktualizuje się w masie, a rozproszony nie zachowuje poczucia solidarności, tylko nie jasno uświadomioną gotowość do wznowienia owej więzi, która nie jest ani klasowa, ani narodowa, ani nie jest w ogóle żadną więzią trwałą, lecz tylko okazjonalną i mającą treść zmienną. Więź, jaką motłoch wytwarza, nie jest zdolna zbudować określonego programu; jest czysto negatywna i destrukcyjna, z konieczności wyzuta ze świadomości klasowej, dająca wyraz zbiorowy niezadowoleniu zdezorientowanemu, a wiec niezdolna do reakcji zracjonalizowanych, nie znosząca dyskusji, podległa sugestiom tylko najbardziej prymitywnym, bezwolna wobec demagogii, nieoceniona jako narzędzie zbrodni wykonywanej w cudzym imieniu.

Motłoch jest kumulacją zbiorowego napięcia negatywnego pozbawionego samowiedzy swoich źródeł i dającego sobie z tej racji narzucić niemal dowolny kierunek ekspansji, jeśli będzie dostatecznie prosty, konkretny, nie wymagający namysłu, samodzielności i zwalniający wszelkie hamulce, zarówno płynące z racji wyrozumowanych, jak z istnienia elementarnych reguł moralności ogólnoludzkiej. Motłoch może działać wbrew najoczywistszym interesom większości swoich uczestników, z reguły jednak jest kierowany świadomie z zewnątrz – sam nie jest w stanie wytworzyć formy swojego działania ani nadać mu organizacji, ponieważ zasadą jego istnienia jest również negacja wewnętrznej dyscypliny społecznej. Motłoch rozszarpał uczoną Hypatię na ulicach Aleksandrii, objawił swoje działanie w noc świętego Bartłomieja, w polskich tumultach antyróżnowierczych, w pogromach żydowskich. Motłoch może być tylko narzędziem reakcji politycznej. Działa tylko przy jawnych widokach bezpośredniej skuteczności, tylko w warunkach liczebnej przewagi, a ustępuje tylko przemocy. Antysemityzm jest ulubioną formą, jaką można nadać jego zaciemnionej świadomości.

*

Oto pięć tez nienowych. Nie są również, niestety, tak przestarzałe. Nie łudźmy się: pasożytniczy nalot antysemityzmu opiera się radosnej twórczości propagandystów na temat rezultatów socjalistycznego wychowania. Nie znika przez zamknięcie oczu.

Wniosek – przestroga:

Kiedykolwiek cień antysemityzmu, choćby najbardziej nikły, przemyka się pod bramami naszych domów – Uwaga! – kanalia stoi za rogiem, kontrrewolucja obnaża kły.

Leszek Kołakowski [1952]


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


IDF general talks about Israel’s scrapped plan to use nuclear weapon in 1967

IDF general talks about Israel’s scrapped plan to use nuclear weapon in 1967

Yitzhak Yaakov


New details emerge about a last-resort contingency plan prepared by Brig. Gen. Yitzhak Yaakov to detonate a nuclear device in the middle of the Sinai desert as a warning to Egyptian President Nasser; ‘The goal was to plant a nuclear device on a hilltop in the Abu-Ageila area, and to blow it up when the prime minister gives the order to do so,’ Yaakov says in series of interviews that were banned for publication by Israeli Military Censorship, but excerpts of which have been made public by a US think tank.

Brig. Gen. Yitzhak Yaakov, one of the founders of the IDF’s weapons development program, was in Washington in May 1967 to take part in a war games exercise at the RAND Corporation, a military research think tank.
“At the end of the war games, Israel used a nuclear weapon against Egypt, as a response to Egyptian surface-to-surface missiles that hit Tel Aviv,” Yaakov said.

(Photo: Yedioth Ahronoth)

“All of the other participants, who knew what I do for a living, had puzzled expressions on their faces. I told them Israel doesn’t have nuclear weapons and that this whole scenario was completely imaginary, a wild fantasy,” Yaakov continued.

But such a scenario was not entirely farfetched. As tensions mounted in the run-up to the 1967 Six-Day War, Yaakov was asked to return to Israel from the US posthaste and prepare a last-resort contingency plan for Israel to detonate a nuclear device in the Sinai Peninsula as a warning to Egyptian President Gamal Abdel Nasser to end hostilities against Israel in the event it found itself losing the war.

Brig. Gen. Yaakov revealed the details of that contingency plan, codenamed Operation Samson, in a series of interviews between 1999 and 2001 with Dr. Ronen Bergman and nuclear policy researcher Dr. Avner Cohen.

Yaakov and Elazar

The IDF censor barred the publication of the interview in Yedioth Ahronoth in 2001, but on Saturday the New York Times published excerpts from the interviews, while additional transcripts have been made public by the Woodrow Wilson Center for Scholars on Sunday as part of the think tank’s Nuclear Proliferation International History Project.

Over the course of these interviews, Brig. Gen. Yaakov admitted that before 1967 “nobody thought that we were close to using” the nuclear device that was being developed in Dimona and the idea to detonate the device in the Sinai Peninsula was “spontaneous rather than planned.”

“I don’t think that we thought that we are ready to start working on a bomb. There was even no fuse… I don’t think that anyone thought in terms of ‘we might need it anytime soon,'” he said.

Nevertheless, the use of unconventional weapons was not entirely alien to the IDF. “We prepared multi-year plans which also encompassed unconventional weapons. We presented those plans in General Staff discussions at least once a year, and there were discussions on these issues,” Yaakov said. “There were those who thought we were wasting money… The discussions were very substantive.”

According to Brig. Gen. Yaakov, the scenario was even drilled. “I may be wrong (about the exact date) because it may not have been before 1967… (but) at a certain point we did a command and control exercise… in which we went over the entire process, from the moment of issuing the order to its implementation. It took about two hours… It was a telephone exercise,” he recounted.

Still, he said, “We didn’t think about it in operational terms at all, since we all understood it was a kind of a ‘doomsday weapon’… You won’t have a conventional war after using such a weapon.”

L-R Yaakov, Bergman

read more: IDF general talks about Israel’s scrapped plan to use nuclear weapon in 1967


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


LOOKING BEHIND THE CUR TAIN OF THE ACADEMIC CODE OF ETHICS

LOOKING BEHIND THE CUR TAIN OF THE ACADEMIC CODE OF ETHICS

DOUGLAS ALTABEF


Let’s be intellectually honest and accept that the real opposition to the code is about holding on to levers of power and influence.

Students sit in a library at the Ariel University Centre in the West Bank settlement of Ariel. (photo credit:REUTERS/Ronen Zvulun)

The release of a proposed Academic Code of Ethics, authored by Prof. Asa Kasher (who drafted the IDF’s code of ethics), has unleashed an unsurprising and expected firestorm of criticism, largely from those who believe they will be repressed or stifled by the new code.

But how would such repression actually work? The code reflects the glaring reality that Israeli academia is hardly a balanced universe in which a multiplicity of perspectives are constantly being shared and where students have the ongoing opportunity to hear differing points of view in the quest to shape their own opinions and judgments.

Instead, academia is something of a Greek chorus of groupthink, an intellectual echo chamber hardly resembling a marketplace of ideas.

Prof. Kasher sought to provide the fresh air of intellectual diversity and balance, and to reduce the possibility of professors as mere polemicists speaking to a captive audience.
The dirty little not-so-hidden secret is that the code is perceived to be an incursion on the hegemony currently enjoyed by an overwhelmingly dominant left wing, and often post-Zionist, faculty in the social sciences and humanities.

The arguments made by opponents of the code invoke appeals to free speech and academic freedom. But are free speech and academic freedom merely smokescreens for a resistance to the loss of hegemonic control? Let’s test that proposition by positing a diametrically different scenario.

What would the clamor sound like if an overwhelmingly religious Zionist faculty of the social sciences was exclusively and relentlessly teaching that the only acceptable way for Israel to conduct itself was to immediately assume sovereignty over Judea and Samaria and encourage all non-Jews living there to leave? Furthermore, what if students who disagreed with this point of view did so at their peril: grade-wise, and in terms of how they would be treated in the class? Do we really think that an enraged Left would be assuaged or placated by a rejoinder of “free speech” or “academic freedom”? No, of course not. They would focus on content, on results, rather than on process.

Let’s be intellectually honest and accept that the real opposition to the code is about holding on to levers of power and influence.

There is no interest in playing in the sandbox of ideas, nor in intellectual balance and diversity.

The real question is, what is in society ’s interest? Is it beneficial to our society to have a singular approach to many of the pressing issues t hat our next generation will have to confront? Does this educate them, let alone prepare them for struggles of their own to come? Conversely, doesn’t society, not to mention the students that will someday lead it, benefit from experiencing competing perspectives, so that students can make reasoned judgments based on a broader and more accurate reality?

As an undergraduate at Columbia during the tumultuous late 1960s, everything was being viewed through a political prism. I had many brilliant professors, with loads of their own opinions, who realized that they were doing us an important service by not injecting themselves into any given fray. Rather, they played the classic role of educators, forcing us to turn issues over rather than reaching presumptive conclusions, with the goal of making us discerning and open-minded students for life.

I can think of no more worthy goal for the Academic Code of Ethics. A democracy that refuses to allow for free and varied discourse is frittering away its greatest treasure: an empowered, engaged and discerning citizenry.


The writer is an executive board member of Im Tirtzu, and a board member of The Israel Independence Fund. He can be reached at dougaltabef@gmail.com


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com