Archive | 2018/05/13

Rywka Lipszyc. Dziewczynka, która odzyskała imię

Rywka Lipszyc. Dziewczynka, która odzyskała imię

KATARZYNA ANDERSZ


Zdjęcie karty Rywki z obozu dla dipisów pochodzi z wystawy, którą do końca marca można było oglądać w Żydowskim Muzeum Galicja w Krakowie. /Fot. Chidusz 2017

MOGŁA PRZEŻYĆ I – TAK, JAK MARZYŁA – ZOSTAĆ PISARKĄ. PRZESZŁA PRZEZ ŁÓDZKIE GETTO, AUSCHWITZ, PODOBÓZ GROSS-ROSEN, MARSZ ŚMIERCI, W KOŃCU TRAFIŁA DO BERGEN-BELSEN. PO KOLEI TRACIŁA OJCA, MATKĘ, BRATA, SIOSTRY, JAKO JEDYNA DOCZEKAŁA KOŃCA WOJNY. 15 WRZEŚNIA 1945 SKOŃCZYŁABY SZESNAŚCIE LAT. 10 WRZEŚNIA JESZCZE ŻYŁA – Z TEGO DNIA POCHODZI OSTATNI DOKUMENT INFORMUJĄCY O MIEJSCU JEJ POBYTU. „WIEM, ŻE TERAZ, GDY CHCĘ UMRZEĆ, NIE UMRĘ, LECZ UMRĘ WTEDY, GDY BARDZO BĘDĘ CHCIAŁA ŻYĆ, GDY BĘDĘ MIAŁA PO CO ŻYĆ” – PISAŁA W 1943 ROKU W ŁÓDZKIM GETCIE.

Kim była Rywka Lipszyc?

Najprościej, a jednocześnie najgorzej byłoby powiedzieć, że była polską Anną Frank.

Obie urodziły się w 1929 roku, obie prowadziły dzienniki, o których istnieniu nie wiedzieli ich bliscy. Anna ukrywała się z rodzicami w Amsterdamie, Rywka, osamotniona, walczyła o przetrwanie w łódzkim getcie. Ich ucieczką było pisanie. Twarz Anny jest rozpoznawalna na całym świecie. Twarz Rywki nie tylko pozostaje nieznana, ale jeszcze niedawno nie było nawet pewne, czy uda się ustalić jej tożsamość.

Z jednej strony porównywanie Rywki do innej ofiary Zagłady, osoby o odrębnych przeżyciach, uczuciach i marzeniach, to niegodziwość względem obu. To właśnie w osobistych zapiskach, które mogą przeżyć ich autorów, wiele osób dopatrywało się szansy na bycie zapamiętanym. Była to jedyna walka, jaką mogli podjąć. W warszawskim getcie pisali o tym członkowie grupy Oneg Szabat: Izrael Lichtensztajn („Chcę, by wspomniano o mojej żonie Geli Seksztajn, zdolnej artystce-malarce […] Chcę, by wspomniano o mojej córeczce. Margolit ma dzisiaj dwadzieścia miesięcy”) i Nachum Grzywacz („Pamiętajcie, nazywam się Nachum Grzywacz”). Rywka, mimo że nie pisała, by ocalić pamięć o sobie, dzięki swojemu dziennikowi nie jest anonimowa.

Z drugiej strony, porównanie do Anny Frank mogłoby pomóc dziennikowi pisanemu przez Rywkę zyskać właściwą rangę i uwagę, której jeszcze się nie doczekał. Dotychczas zyskał nikły rozgłos.

Kim zatem była Rywka? Jej samej pewnie dużo radości sprawiłoby powiedzenie, że była przyszłą pisarką. Pisała wiersze, należała do kółka literackiego w getcie, marzyła, że o swoich wspomnieniach z czasów wojny przeczyta kiedyś dzieciom: „Wczoraj, idąc ulicą, marzyłam… Przed oczami moimi stanął obraz taki: pokój lekko przyświetlony, ciepło, kilkoro dzieci siedzi przy stole, zajęte czymś albo słuchają, co czytam. Ach, ja czytam getto, opowiadam im, widzę ich zdziwione oczy, nie mieści im się w głowie, [że] coś podobnego mogło się dziać…”.

Zanim o Rywce

Rywka prowadziła dziennik przez około sześć miesięcy na przełomie 1943 i 1944 roku. Przebywała wtedy w getcie w Łodzi. Pisała po polsku, od czasu do czasu wtrącając po jednym, dwóch zdaniach w jidysz, szczególnie, kiedy bardzo się czymś emocjonowała lub gdy zwracała się do Boga z błagalnymi modlitwami. Pierwsza publikacja dziennika miała miejsce w Stanach Zjednoczonych w 2014 roku, w języku angielskim. Potem wydany został jeszcze w kilku krajach, ale na polskie tłumaczenie trzeba było czekać aż do jesieni 2017 roku. Ukazało się nakładem wydawnictwa Austeria, dzięki finansowemu wsparciu Fundacji Koret i organizacji Jewish Family and Children’s Services. Nadano mu tytuł „Dziennik z getta łódzkiego”.

Tak jak trudno było znaleźć polskiego wydawcę, tak kilka lat wcześniej trudno było rękopisem pamiętnika zainteresować jakąkolwiek instytucję badawczą w Stanach Zjednoczonych.

Z Syberii do San Francisco

Anastazja Berezowskaja, Rosjanka mieszkająca w Stanach, jest wnuczką Zinaidy Berezowskiej, lekarki, która wraz z żołnierzami Armii Radzieckiej brała udział w wyzwoleniu Auschwitz 27 stycznia 1945 roku. W pobliżu ruin krematorium III w Birkenau Zinaida odnalazła szkolny zeszyt. Jeszcze w Polsce, a potem w Moskwie, podejmowała próby odczytania zapisków, które się w nim znajdowały, po czym zabrała go ze sobą do Omska na Syberii. Po śmierci Zinaidy zeszyt wraz z innymi pamiątkami trafił do domu jej syna, gdzie w 1995 roku odnalazła go Anastazja i zabrała ze sobą do Kalifornii.

W 2008 roku trafiła do Jewish Family and Children’s Services, żydowskiej organizacji pomocowej z siedzibą w San Francisco, która prowadzi także centrum edukacji o Zagładzie. Jednostka ta nie zajmuje się działalnością badawczą, ale to właśnie ona jako jedyna wyraziła chęć bliższego przyjrzenia się dziennikowi, który opisała Berezowskaja. Przez ponad dekadę inne instytucje, z którymi się kontaktowała, nie traktowały jej na tyle poważnie, aby mogła im zaufać, a sam pamiętnik nie wywołał wielkiego zainteresowania.

W kolorowej kopercie z herbem Nowogrodu Wielkiego, w której Zinaida przechowywała karty pamiętnika, znajdowały się jeszcze wycinki z gazet i jej własnoręczne notatki. Przy zdjęciu ilustrującym obszerny artykuł o wyzwoleniu obozu, Zinaida zaznaczyła, gdzie dokładnie odnalazła zeszyt. Na osobnej kartce napisała: „Wiele razy próbowałam uzyskać tłumaczenie tego pamiętnika!”. Z notki wynika, że Polacy, których prosiła o pomoc, twierdzili, że pamiętnik napisany jest „nowoczesnym językiem żydowskim w połączeniu ze starożytnym”, natomiast rosyjscy Żydzi nie byli w stanie zrozumieć ani słowa. Na podstawie tego, co powiedziały jej osoby próbujące odczytać tekst, Zinaida napisała, że autorem pamiętnika jest matka, która została rozdzielona ze swoją córką. Przytoczone są nawet słowa rzekomej autorki, w których mówi: „Boże, o Boże! Wczorajsza noc gorsza była od tamtej Nocy Betlejemskiej [rzeź niewiniątek – red.], bowiem więcej zamęczono na śmierć, powieszono, spalono tutaj z nami. A ty gdzie jesteś, moja droga córeczko!” [tłum. na podstawie tekstu angielskiego]. W pamiętniku Rywki, napisanym bardzo wyraźnym charakterem pisma, po polsku, takiego zdania nie ma. Zinaida musiała więc albo trafić na ludzi, którzy zmyślili treść czytanych słów, co byłoby o tyle dziwne, że notuje ona nie tylko ich ogólny sens, a rozbudowane literacko zdanie, albo odnalazła jeszcze jakiś tekst, który jednak z niewiadomych powodów nie trafił do koperty, odziedziczonej przez jej wnuczkę Anastazję. Tej tajemnicy raczej nie uda się już rozwikłać.

Ze względu na miejsce znalezienia pamiętnika, jedna z pierwszych hipotez zakładała, że należał on do któregoś z członków Sonderkommando. Po wojnie odkryto w sumie osiem podobnych manuskryptów, które więźniowie zakopali właśnie w pobliżu krematorium III. Pamiętnik Rywki zachował się jednak w bardzo dobrym stanie, a dla osoby sprawnie władającej językiem polskim jego odczytanie nie stanowiło trudności. Amerykańscy badacze powierzyli zadanie transkrypcji treści dziennika Ewie Wiatr z Centrum Badań Żydowskich Uniwersytetu Łódzkiego. To ona przywróciła Rywce Lipszyc tożsamość.

Dziennik, spisany na pięćdziesięciu sześciu kartkach szkolnego zeszytu w kratkę, zaczyna się od informacji, że minęły właśnie święta Rosz ha-Szana. Rywka, której imienia jeszcze nie znamy, pisze o swoich kuzynkach, koleżankach, znajomych, ale przez wiele stron nie ujawnia niczego, co mogłoby pomóc poznać historię jej pochodzenia. W końcu w tekście pojawia się „dziadziuś Lipszyc”, w liście do przyjaciółki „twoja Rywcia”, a niemal pod koniec dziennika przywołana jest rozmowa, w której padają słowa, że wiersz na akademię napisała „Rywcia Lipszyc”.

Imię i nazwisko Rywki było więc znane już w 2009 roku. Miejsce znalezienia pamiętnika pozwalało przypuszczać, że dziewczynka zginęła w Auschwitz. Wkrótce okazało się, że to kolejna błędna hipoteza.

Koperta, w której Zinaida Berezowska przechowywała dziennik Rywki. /Fot. Chidusz 2017

Co wiemy o Rywce?

Dzięki podstawowym informacjom z dziennika oraz poszukiwaniom w archiwach, o rodzinie Rywki udało się dowiedzieć całkiem sporo. Dziewczynka była blisko spokrewniona z jedną z najbardziej szanowanych i wpływowych łódzkich rodzin. Brat jej ojca ożenił się z Chają Iską Segał, wnuczką i córką kolejnych naczelnych rabinów Łodzi. Miało to niemałe znaczenie w getcie, w którym protekcja była często jedyną szansą na nieco większą rację żywnościową, przydział węgla, łatwiejszą pracę, czy uchronienie przed „wysiedleniem”, a zatem przeżycie. Ojciec Rywki zmarł w czerwcu 1941 roku, matka – rok później. O tęsknocie do obojga, uświadamianej sobie coraz mocniej z upływem czasu, dziewczynka często wspomina w pamiętniku. Po śmierci rodziców prawną opiekę nad Rywką (i jej żyjącym jeszcze wtedy rodzeństwem) przejęła ciotka Chaja Iska, a po jej śmierci – jej dwudziestodwuletnia wówczas córka Estera. To ten okres obejmuje pamiętnik Rywki.

Rywka pochodziła z bardzo religijnego domu. Nawet w dramatycznie różnych od normalności warunkach getta dbała o to, żeby przestrzegać szabatu, a o sobotach, w które musiała zjawić się w „resorcie” (tak mieszkańcy getta nazywali zakłady przymusowej pracy), choćby po to, żeby podbić kartę pracy, pisała z nieskrywanym cierpieniem. Dziewczynka wiele razy podkreślała, że to w swojej wierze ma największą podporę, Boga nazywała Ojcem, a Torę – Matką. Swoje żydostwo traktowała jako wyróżnienie. „Ach, jak dobrze być Żydem, ale prawdziwym Żydem, Żydem w pełnym tego słowa znaczeniu!” – pisała w lutym 1944 roku w getcie, gdy tęsknota za rodzicami i rodzeństwem była dla niej nie do zniesienia. Marzeniem, które pomagało przetrwać jej najtrudniejsze chwile, była Palestyna. To tam wyobrażała sobie swoje życie po wojnie i w takim duchu była edukowana przez nauczycieli w tajnych szkółkach w getcie.

Wiemy, że Rywka cierpiała nie tylko z powodu głodu (o czym, zwłaszcza na początku, pisze mało), tęsknoty za rodzicami i rodzeństwem, które deportowano z getta (zdarzało się jej za to obwiniać), zimna (węgiel do ogrzania mieszkania nosiła sama na plecach, na nogach mając przemoknięte buty), ale także z samotności i braku zrozumienia. To właśnie pamiętnik Rywki – dorastającej dziewczynki, która próbuje odseparować się od wojennej rzeczywistości i zastanawia się, kim jest w otoczeniu, którego nie rozumie, i które nie rozumie jej, jest najbardziej poruszającym świadectwem. O zewnętrznym świecie getta wiemy sporo. Wewnętrzny widzimy zbyt rzadko, by uświadomić sobie, że mógł być podobny do naszego.

Koleżanki i kuzynki

Świat Rywki to świat dziewczynek, dorastających nastolatek i kobiet. Rywka zdecydowanie dystansuje się od swoich rówieśniczek, uważa, że jest od nich dojrzalsza i ma większy głód wiedzy, który może zaspokoić tylko przebywanie ze starszymi koleżankami. Jej mentorką jest o osiem lat starsza Surcia, która zainspirowała ją do pisania dziennika i której Rywka od czasu do czasu daje go do przeczytania. „Surcia czytała pamiętnik… Napisała mi list, który będę mogła dużo, dużo razy czytać, w nim znajdować ciągle nowości…” – notuje Rywka. Surcia jest dla Rywki najbliższą osobą, bo jako jedyna zdaje się rozumieć, że nie można zatracić się w codziennej, nużącej walce o przetrwanie i cierpieniu, ale warto poświęcić czas na czytanie, pisanie, na bycie w samotności. Pomaga Rywce wyjść z momentów załamania i w środku piekła jest głosem, który każe jej wierzyć w koniec wojny i wyjazd do wymarzonej Palestyny.

Rywka nazywa Surcię gorącym płomieniem „wśród lodowatej i mroźnej atmosfery”. Ta atmosfera to dom, którym zawiadują – dosłownie – jej starsze kuzynki. To one dyktują, kiedy gasi się światło i jakie obowiązki Rywka powinna wykonywać. Przede wszystkim jednak wymagają od niej zupełnej powagi i pragmatyczności, a swoje obowiązki względem niej i jej młodszej o siedem lat siostry Cypki wykonują bez emocjonalnego zaangażowania. Estusia, najstarsza z kuzynek, często denerwuje się na Rywkę, nazywa ją leniem, w pamiętniku jest wiele opisów przykrych kłótni, pełnych wyrzutów Estusi względem Rywki. Dziewczynka czuje się niesprawiedliwie traktowana i wyczuwa, że kuzynki uważają, że powinna lepiej spłacać swój dług wdzięczności. Ma przytłaczające uczucie bycia zupełnie samej, mimo że kuzynki zdają się starać o to, aby materialnie ich życie w getcie było możliwie najlepsze. Jedynie poza domem, wśród starszych koleżanek, znajduje zrozumienie. „Żebym wtedy poszła do domu, potrzebowałabym trochę ciepła, a byłoby przeciwnie, wszystko by mnie zmroziło…” – notuje.

W sierpniu 1944 roku, podczas likwidacji getta, wszystkie Lipszycówny zostają deportowane do Auschwitz. Selekcję udaje się przeżyć kuzynkom: Estusi, Minie i Chanie. Udaje się Rywce, ale nie jej młodszej siostrze Cypce, która trafia prosto do komory gazowej.

Co stało się z Rywką?

Kiedy polska transkrypcja dziennika była już gotowa, zaczęto sprawdzać, czego jeszcze można dowiedzieć się o Rywce. Przeszukanie bazy danych instytutu Yad Vashem szybko dało pozytywny rezultat. Okazuje się, że kuzynka Rywki, Mina, przeżyła wojnę i tak jak wielu innych ocalałych, także ona wpisała nazwiska swoich zmarłych krewnych do specjalnie w tym celu przygotowanego formularza.

Mina swoje świadectwo złożyła w 1955 roku, mając 29 lat. Podaje w nim imię Rywki, Cypki, ich brata Abrahama, ale nie pamięta już imienia najmłodszej siostry Lipszyców (Tamarci), która była ofiarą „Wielkiej Szpery” w getcie. Jako miejsce zgonu Rywki podaje obóz Bergen-Belsen. To duże zaskoczenie, do tej pory wszystko wskazywało na to, że Rywka zginęła tam, gdzie znalazł się jej pamiętnik, czyli w Auschwitz.

Wkrótce wiadomo też, że wojnę przeżyła nie tylko Mina, ale i Estusia. Informacja o istnieniu pamiętnika jest dla nich szokiem. Mina miała powiedzieć swojej córce: „Teraz, kiedy wreszcie o niej zapomniałam, ona do mnie wróciła”. W Bnei Braku, ortodoksyjnej dzielnicy Tel Awiwu, obie ponadosiemdziesięcioletnie panie odwiedza Anita Friedman, dyrektorka JFCS i Fundacji Koret. Mina i Estera zaczynają przypominać sobie więcej szczegółów.

PRENUMERATA

Okazuje się, że z Auschwitz Rywka, Mina, Estusia i Chana (siostra Miny i Estusi) trafiły do obozu Christianstadt (dzisiejsze Krzystkowice w powiecie zielonogórskim), filii Gross-Rosen. Pracowały tam prawdopodobnie przez kilka miesięcy w fabryce Dynamit A.G. Nobel, przy produkcji granatów. Ewakuowane przed zbliżającą się Armią Radziecką, w marszu śmierci doszły do Bergen-Belsen, gdzie zostały wyzwolone. Chana zmarła na tyfus, stan Rywki nie dawał żadnych rokowań – tak przynajmniej twierdził lekarz, z którym rozmawiała Mina. Ona sama, wraz z Estusią, została zabrana na leczenie do Szwecji. Rywce dawano kilka dni życia, więc Mina zostawiła ją w szpitalu w poczuciu, że nic już nie da się zrobić.

Dokumenty, które udało się odnaleźć, wskazują jednak na to, że Rywka nie zmarła w Bergen-Belsen. Wbrew temu, co twierdził lekarz, Rywka żyła jeszcze co najmniej kilka miesięcy. Została zabrana do szpitala w nadbałtyckim Niendorfie, a potem do obozu przejściowego w Lubece, w brytyjskiej strefie okupacyjnej. 10 września 1945 roku wypełniono kartę rejestracyjną Rywki, w której zaznaczono, że jej zamiarem jest wyjazd do Palestyny. To ostatni ślad. Choć nie ma jej na liście osób pochowanych w tamtym okresie na cmentarzu żydowskim w Lubece, nic nie wskazuje też na to, że mogłaby rzeczywiście wyjechać do Palestyny. Najprawdopodobniej zmarła w szpitalu w Niendorfie lub innej miejscowości i przez zaniedbanie nie została uwzględniona w spisie pochówków.

Estusia, Mina, Surcia

Głos młodszej kuzynki z zaświatów nie przywołał żadnego miłego obrazu z przeszłości Estery i Miny. W pamiętniku nie pojawia się żaden pozytywny opis kuzynek. Rywka, jeśli wspomina jakiś miły uczynek Miny, robi to w dość kąśliwy sposób. „Mina mi przewlokła pościel i pościeliła łóżko, tyle przy tym gadała, że jest dobrą kuzynką itd., wciąż mi mówiła, żebym to zapisała” – to jeden z łagodniejszych fragmentów jej dziennika. Do tego dochodzą opisy błahych sprzeczek przeradzających się w przykre awantury, kradzieże jedzenia z domu, o które podejrzewane są wszystkie dziewczęta, przytłaczające poczucie samotności Rywki. Dla starszych kobiet, które dla własnych dzieci, wnuków i prawnuków były żyjącymi pomnikami symbolizującymi najlepsze żydowskie wartości i wolę przetrwania, taka konfrontacja musiała być trudna. Odnaleziony pamiętnik Rywki przyniósł rodzinie radość i dumę, ale Minę i Esterę wysłał w podróż w przeszłość, w której nic nie jest takie, jakie się wydawało. Upływ czasu spowodował stworzenie bezpiecznej wersji rzeczywistości, w której alternatywny wariant trudno uwierzyć.

Krytyczne komentarze do fragmentów tekstu dziennika na wystawie w Galicji przygotowały wyłącznie kobiety, dlatego że to właśnie historię kobiet opowiada Rywka. Wystawa ilustrowana była zdjęciami trójki fotografów z łódzkiego getta. Nie przetrwało żadne zdjęcie Rywki, ale może jakaś anonimowa twarz z na wpół zniszczonej kliszy to właśnie ona?

Wbrew temu, co wynika z tekstu dziennika, Mina twierdzi, że nie wiedziała, że Rywka pisze; nigdy nie widziała jej z piórem w ręku. Ciężko było jej też się na ten temat wypowiadać. Tylko Estera zdecydowała się napisać kilka zdań do posłowia w angielskim wydaniu „Dziennika”, natomiast w imieniu Miny pisała jej córka Hadasa. Estera zdaje się usprawiedliwiać swoje zachowanie, może w rzeczywistości nie tak złe, ale nam znane przecież tylko z przekazu Rywki. Pisze o swojej odpowiedzialności za wszystkie dziewczynki – dwie siostry i dwie kuzynki – stanowczo za dużej jak na jej wiek. Przyczynę dotkliwej krytyki Rywki widzi w jej sztubackim przekonaniu o swojej dorosłości. „Wszystko to było szczególnie ciężkie, biorąc pod uwagę, że Rywka była najstarszą ze swojego rodzeństwa, także wśród nas chciała się czuć ‘dużą dziewczynką’, a podporządkowanie się mojemu autorytetowi było dla niej niezmiernie trudne” – pisze. Hadasa z kolei przywołuje wspomnienia matki i ciotki, w których narzekały na Rywkę, znikającą z domu i zaszywającą się we własnym świecie w momentach, kiedy jej pomoc była najbardziej potrzebna.

Czy Surcia, która była najbliższą powierniczką Rywki, ale i dobrze znała jej kuzynki, mogłaby coś jeszcze dodać do tej historii? Być może, ale kiedy udało się odkryć jej pełne imię i nazwisko, niewiele mogła już powiedzieć. Zdawała się w ogóle jej nie pamiętać.


polecane 10 majaa 2018 – historia / kultura / CHIDUSZ 43 – 10/2017


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


List otwarty do niemieckiej kanclerz

List otwarty do niemieckiej kanclerz

Smadar Bat Adam
tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Szanowna Pani, popieranie Izraela oznacza uznanie Jerozolimy jako jego stolicy. Uznanie miasta, które jest święte dla trzech religii, ale założone przez lud Izraela, jest najbardziej moralną rzeczą, jaką mogą zrobić Niemcy pod Pani rządami. Ogromna szkoda, że przyłożyła się Pani do potępienia uznania tego miasta za naszą stolicę przez prezydenta Trumpa.

W Pani Berlinie mężczyzna zdjął pasek i na środku ulicy zaczął bić mającego na głowie jarmułkę przechodnia, krzycząc „Żyd”. Przygnębia odkrycie, że antysemityzm, odmawiający narodowi żydowskiemu prawa do istnienia, nadal buzuje pod powierzchnią aury moralności Niemiec. Inne wydarzenia, jak zdewastowanie synagogi w Mecklenburgu i fakt, że żydowskie instytucje w Pani kraju muszą mieć uzbrojonych strażników, jest jedną stroną tej samej monety nienawiści wobec nas. Drugą stroną jest demonizowanie Izraela i moralistyczna postawa praktykowana przez instytucje w Niemczech i w innych europejskich krajach – przy równoczesnym poparciu radykalnych, skrajnie lewicowych organizacji i szkalowaniu mojego kraju i jego sił obronnych.

Francuski filozof Bernard-Henri Lévy uważa, że demonizacja, której celem jest odmalowanie żydowskiego kraju jako morderczego państwa, łagodzi poczucie winy, jakie ma wielu Europejczyków w kwestii Holocaustu. W 2010 r. Lévy ostrzegał przed niebezpieczeństwem ze strony przede wszystkim lewicowych ruchów ideologicznych. Niewątpliwie jest Pani świadoma antysemickich postaw znacznej części Pani rodaków, jak ujawniły zatrważające świadectwa zebrane przez Tuvię Tenenboma w książce Spałem w pokoju Hitlera.

Gest Pani ministra spraw zagranicznych, Heiko Maasa, który na Twitterze zamieścił swoje zdjęcie z jarmułką na głowie – był wzruszający. Wywiad, jakiego Pani udzieliła izraelskiej telewizji, by zaznaczyć 70 lat naszej niepodległości, wiernie pokazywał, jak głęboko czuje się odpowiedzialny Pani rząd za bezpieczeństwo Izraela. W wyważonych słowach wyjaśniła Pani, że nie jest zadaniem Pani kraju atakowanie syryjskiego dyktatora; że Pani rząd woli okropną umowę nuklearną z Iranem niż jej alternatywę; że sprawę Jerozolimy strony powinny omawiać miedzy sobą. To nie wystarcza.

Proszę zrozumieć, zobowiązanie wobec naszego bezpieczeństwa nie oznacza, że staje Pani po stronie prawa narodu żydowskiego do kraju, do którego Żydzi modlili się przez tysiące lat wygnania. Pani Niemcy, które nie tylko noszą brzemię zredukowania narodu żydowskiego o 6 milionów, ale także o wielokrotność ich nienarodzonych potomków, nie może siedzieć okrakiem na barykadzie. Także dzisiaj może Pani usłyszeć ocalałych, opowiadających o tym, jak wtedy, na tej innej planecie dziesiątki lat temu, między morderczą pracą a komorami gazowymi, Żydzi szeptali nazwę Jerozolimy. Czy może Pani, przedstawicielka pokolenia pokuty, ignorować ich modlitwy? Pani, najpotężniejsza przywódczyni w Europie, symbol dla kobiet takich jak ja, nie może tego robić. Pani uznanie Jerozolimy jako stolicy Izraela byłoby wyrazem poparcia dla syjonizmu, aktem historycznej sprawiedliwości. Ponadto, antysemicki terror islamistyczny nie karmi się strachem; nie może być pokonany przez samo postawienie uzbrojonej straży koło żydowskich instytucji. Wręcz przeciwnie, karmią go ci, którzy odrzucają prawo narodu żydowskiego do naszej odwiecznej stolicy. Dziesięciolecia niepowodzeń społeczności międzynarodowej w zaprowadzeniu pokoju w naszym regionie wymagają pójścia nową drogą: droga do pokonania terroru i wykucia pokoju idzie przez poparcie dla Syjonu i uznanie Jerozolimy za naszą stolicę. To jest w Pani rękach.


Smadar Bat Adam Publicystka gazety Israel Hayom.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


“Samobójstwo Zygielbojma miało wstrząsnąć sumieniem świata”

“Samobójstwo Zygielbojma miało wstrząsnąć sumieniem świata, ale tak się nie stało”

 jewish.pl


“Mam poczucie utraconej szansy. Nie zdążyłyśmy zadać ojcu pytań, na które dziś jest już za późno” – mówiła Aveda Ayalon, bratanica Szmula Zygielbojma, w trakcie otwarcia wystawy poświęconej członkowi Rady Narodowej przy Rządzie RP na uchodźstwie.

Szmul Zygielbojm był politykiem i działaczem społecznym. Alarmował świat o dramatycznej sytuacji polskich Żydów. Ale świat nie chciał słuchać jego apeli. Po upadku Powstania w Getcie Warszawskim, zraniony obojętnością Zachodu, popełnił samobójstwo. W związku z 75. rocznicą tych wydarzeń, ŻIH zorganizował wystawę prezentującą życie i dokonania Zygielbojma. Ekspozycja będzie czynna do 22 lipca.

Minister Jarosław Sellin z MKiDN porównał samobójstwo Zygielbojma do czynu obrońców Masady. – W chrześcijaństwie samobójstwo nie jest aktem akceptowanym etycznie. Ale są sytuacje, gdy w sensie moralnym, to czyn ważny dla przyszłości. Tak było w przypadku Masady i Szmula Zygielbojma. To był wybitny polski i żydowski patriota – powiedział Sellin.

– Samobójstwo Zygielbojma miało wstrząsnąć sumieniem świata, ale tak się nie stało – mówi Zuzanna Benesz-Goldfinger, kuratorka wystawy. – Po śmierci został postacią zapomnianą. Dopiero 20 lat po pogrzebie prochy przeniesiono z Londynu do Nowego Jorku, a miejsce pochówku upamiętniono pomnikiem.

Do Warszawy na otwarcie wystawy przyjechały bratanice Zygielbojma. Ich ojciec, Fajwel, przez całe życie starał się upamiętnić dziedzictwo brata. – Dla naszego ojca w ciągu roku były dwie ważne daty: Jom HaSzoa, czyli Dzień Pamięci o Ofiarach Zagłady, oraz jorcajt Szmula, którego nazywał Arturem. Fajwel organizował wtedy wieczory upamiętniające. Pisał setki artykułów poświęconych bratu. Publikował je w gazetach jidyszowych, a następnie ukazywały się tłumaczenia na angielski – wspomina Aveda Ayalon. – W latach 70. w izraelskiej telewizji pokazywano serial “Filary ognia”. W odcinku poświęconym gettu warszawskiemu nie wspomniano o Szmulu. Później dowiedziałam się, że to dlatego iż był bundystą. Wówczas nie było zrozumienia dla ludzi, którzy nie byli syjonistami. Dziś taka sytuacja by się nie wydarzyła.

Szmul Zygielbojm od 1942 r. pełnił funkcję członka Rady Narodowej przy Rządzie RP na uchodźstwie w Londynie. 12 maja 1943 r. popełnił samobójstwo. Miał 48 lat. Sprzeciwiał się niesprawiedliwości społecznej i odrębnemu statutowi Żydów jako obywateli polskich.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com