Archive | 2018/05/17

Noam Zylberberg – Mieszkanie w Śródmieściu


Noam Zylberberg – Mieszkanie w Śródmieściu

Rozmowa: Ewa Mielczarek
Zdjęcia: Maciek Niemojewski
Korekta: Kinga Słowik


Zanim Noam Zylberberg przyjechał do Polski, studiował w Jerozolimskiej Akademii Muzyki. Później dyrygował i aranżował w Izraelu, ale pewnego dnia postanowił wrócić do miasta swoich przodków żeby założyć tu Małą Orkiestrę Dancingową, która przywraca zapomniane dźwięki przedwojennej Warszawy. Na początku lipca wydadzą pierwszą płytę. Z Noamem spotykamy się w jego słonecznym mieszkaniu w Śródmieściu. Rozmawiamy o muzyce, przeszłości, dziadkach, polskiej kuchni i współczesnej Warszawie. Ale przede wszystkim popijamy kawę mieloną w drewnianym młynku. I słuchamy muzyki.

Rozmowwa: Zacznijmy od historii Twojej rodziny. Twoi dziadkowie pochodzą z Warszawy.

Noam Zylberberg: Tak, babcia urodziła się w Warszawie w 1911 roku. Pochodziła z prawdziwie warszawskiej rodziny, związanej z tym miastem od ponad dwustu lat. Była dumna, że jest stąd i uwielbiała język polski. Chodziła do warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Rodzina babci była bardzo religijna, ale też wykształcona i otwarta. Jej tata znał polski, rosyjski, jidysz i hebrajski. Mieszkali przy Świętojerskiej. Rodzina dziadka przyjechała ze sztetlu, Ożarowa Świętokrzyskiego. Dziadek urodził się w 1907 roku i był pierwszym pokoleniem urodzonym w Warszawie. Dziadkowie wzięli tajemny ślub.

R: Naprawdę?! Opowiedz o tej historii.

NZ: Poznali się w ruchu młodzieży syjonistycznej. Dziadkowie byli syjonistami i chcieli wyjechać do Palestyny. Brat mojego dziadka już tam mieszkał. W tamtym okresie trzeba było dostać pozwolenie, żeby móc wyemigrować. Dziadek dostał zgodę i chciał zabrać babcię ze sobą. Była najmłodsza w rodzinie – jej starsze siostry jeszcze nie wyszły za mąż.

R: Ile lat miała Twoja babcia, kiedy wyszła za mąż?

NZ: Dwadzieścia dwa. Bardzo młoda. Babcia niezwykle podziwiała i szanowała swojego ojca. To jego reakcji bała się najbardziej. Obawiała się powiedzieć mu, że chce wyjść za mąż, wyjechać do Palestyny i do tego związać się z „prostszym chłopakiem”. Wzięli ślub po kryjomu. Po ceremonii każdy wrócił do swojego domu. Po jakimś czasie ojciec się dowiedział. Powiedział do niej: „Broniu, słyszałem, że wzięłaś ślub z jakimś chłopakiem. Mogłabyś przynajmniej zaprosić swojego ojca” (śmiech). Wyjechali do Palestyny i zamieszkali w Tel Awiwie. Reszta rodziny została w Warszawie i wszyscy tu zginęli. Moi dziadkowie nigdy później nie wrócili do Warszawy. Nie wiem, czy dziadek czuł się mocno związany z tym miastem, ale babcia na pewno. Myślę, że powrót byłby dla niej zbyt trudny. Nic tu dla niej nie zostało. Nic na nią nie czekało. Jej miasto się nie zachowało. Babcia mieszkała w Izraelu siedemdziesiąt lat, ale zawsze w głębi duszy została Polką. Moi rodzice nie mówili po polsku. To bardzo typowe, że drugie pokolenie nie zna języka. Rodzice chcą, żeby dzieci jak najbardziej wtopiły się w społeczność, nie byli „inni”. O Polsce i o przeszłości nie chcą opowiadać, a dzieci nie chcą słuchać. Otwierają się dopiero przed swoimi wnukami, które mają już więcej dystansu.

R: Jak zapamiętałeś swoich dziadków?

NZ: Pamiętałem ich, jak mieli już koło dziewięćdziesięciu lat. Babcia bardzo lubiła opowiadać o dzieciństwie w Warszawie. To miasto było zawsze mocno obecne w moim życiu. Wiedziałem, że babcia jest stąd, ale wtedy to brzmiało dla mnie jak dalekie miejsce, w nieprawdziwym, trudnym do wyobrażenia świecie. Babcia była niesamowicie dumna, że pochodzi z zamożnej rodziny Raabe, która miała fabrykę produkującą drewniane sztyfty do butów. Fabryka nazywała się „H.B. Raabe”. Ta nigdy niesprawdzona historia, wielokrotnie opowiadana przez babcię podczas rodzinnych spotkań, stała się dla nas nieprawdziwą anegdotą – traktowaliśmy ją jak zabawny żart. Po śmierci babci próbowaliśmy odnaleźć w internecie informacje o tej fabryce, ale nie wiedzieliśmy nawet, jak napisać tę nazwę. Myśleliśmy, że chodzi o zapis „Habe Raabe” i nic nie mogliśmy znaleźć. Dopiero po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że może chodzić o inicjały „H.B”. To świetny przykład braku komunikacji i porozumienia pomiędzy pokoleniami. Babcia opowiadała o fabryce tysiące razy, ale nigdy nie pomyślała, by wyjaśnić skrót „H.B”. A rodzice nigdy nie pomyśleli, by zapytać. Myślę, że w ten sposób straciliśmy bezpowrotnie wiele historii.

R: Chcieli umożliwić swoim dzieciom nowy start, bez bagażu wspomnień.

NZ: Tak. Z dziadkami rozmawialiśmy tylko po hebrajsku. Nigdy nie słyszałem, żeby babcia mówiła po polsku, ale przez siedemdziesiąt lat mieszkania w Izraelu co tydzień robiła nam na obiad rosół z makaronem, kotlety mielone z ziemniakami, a na deser szarlotkę i kompot (śmiech). Często ludzie pytają mnie o izraelską kuchnię, a dla mnie to jest właśnie izraelskie jedzenie! Lubię hummus. Mogę zjeść falafel. Czasem robię szakszukę, ale to nie jest moje jedzenie, które znam z najmłodszych lat. Gdy wychodzę na klatkę schodową, na której roznosi się zapach rosołu czy kotletów, przypomina mi się dzieciństwo i czuję wokół ducha mojej babci… Po jej śmierci zacząłem szukać informacji o historii rodziny. Dowiedziałem się, że „H.B” jest skrótem od Hersz Ber Raabe. Rodzina Raabe miała kamienicę na ulicy Zamenhofa i fabrykę w Białej Podlaskiej i Łomiankach. Jednym z kuzynów babci był Tadeusz Raabe. W czasie I wojny światowej jego rodzina musiała uciekać do Rosji – w młodości Tadeusz spędził dużo czasu w Moskwie i Sankt Petersburgu. Zobaczył tam nowoczesne, artystyczne kawiarnie. Kiedy po wojnie wrócił do Warszawy, chciał przenieść ten format tutaj. Razem ze swoimi przyjaciółmi Antonim Słonimskim i Julianem Tuwimem założyli kawiarnię „Pod Picadorem” przy Nowym Świecie 57. Babcia mi tego nie opowiadała, ale myślę, że musiała o tym wiedzieć. Mało ludzi pamięta o Tadeuszu Raabe, ale grupa, Skamander z którą był związany, mocno wpłynęła na polską kulturę. Tadeusz Raabe był prawnikiem, ale pisał wiersze. Mówiono o nim: „Najlepszy poeta wśród adwokatów i najlepszy adwokat wśród poetów”. Później został mężem Toli Mańkiewiczówny, aktorki i wielkiej gwiazdy, która w tamtym czasie grała w filmach z Aleksandrem Żabczyńskim. Odnalazłem na youtubie fragment filmu z Tolą, która śpiewa. Wtedy pierwszy raz usłyszałem polskie tango.

R: Niesamowite, że sam odkrywałeś te fascynujące historie. Jak rodzice zareagowali na Twój pomysł studiowania muzyki?

NZ: Studiowanie na Akademii Muzycznej było dla mnie najbardziej naturalnym wyborem. Wcześniej długo grałem klasykę i trochę jazz, ale na studiach poszedłem w kierunku dyrygentury. Skończyłem naukę, ale targało mną wiele wątpliwości. Ciągle myślałem, że nie jestem wystarczająco dobry w tym, co robię.

R: To typowo polska cecha – pesymizm.

NZ: Ja mam wszystko polskie. Zostałem wychowany na kotletach mielonych, więc czy mogę być Izraelczykiem? (śmiech) I co to właściwie znaczy „być Izraelczykiem”? Wiesz, że jak zapytasz w Izraelu: „Kim jesteś?”, to nikt nie odpowiada: „Jestem Żydem” albo „Jestem Izraelczykiem”. Tożsamość buduje się tam między innymi na podstawie miejsca, z którego pochodzą dziadkowie. Jak ktoś tam mnie pyta, kim jestem, odpowiadam, że jestem Polakiem.

R: Myślisz, że to się zmieni za kilka pokoleń? Czy mieszkańcy Izraela będą się czuli Izraelczykami?

NZ: Dobre pytanie. Myślę, że tak, ale na pewno potrzeba na to więcej czasu. W większości mają silną tożsamość izraelską, ale jednocześnie mają świadomość drugiej tożsamości – po dziadkach. A czasem nawet trzeciej i czwartej.

R: Co robiłeś po studiach?

NZ: Historią rodziny zacząłem się interesować po śmierci dziadków, gdy byłem w gimnazjum. Po studiach mieszkałem w Tel Awiwie i pracowałem nad różnymi projektami muzycznymi. Zacząłem chodzić na lekcje języka polskiego do Instytutu Polskiego, bo chciałem poznać język babci. Już kilka lat minęło odkąd usłyszałem jak Tola Mankiewiczówna śpiewa polskie tango i zacząłem się coraz bardziej interesować tą muzyką. Pomyślałem, że mógłbym z tym coś zrobić. Chciałem grać polskie piosenki tak, jak były grane kiedyś.

R: Co to dokładnie znaczy?

NZ: Od początku XX wieku istnieje w wykonaniu muzyki klasycznej ruch „historically informed performance (HIP)”. W historii muzyki klasycznej nie było tradycji grania utworów z przeszłości – każda generacja grała własną muzykę. Po śmierci Jana Sebastiana Bacha nikt o nim nie pamiętał przez sto lat? Dopiero w XIX wieku Mendelssohn zagrał utwór Bacha i od tego czasu zaczął się właściwie ustanawiać kanon muzyki klasycznej. Ale wszyscy wtedy grali Bacha w ten sam sposób, w stylu swoich czasów. Jeśli posłuchasz nagrań z lat 20., 30., 40., a nawet 50., okaże się, że styl wykonania muzyki jest podobny do stylu wykonania Piotra Czajkowskiego. HIP postuluje, by grać muzykę zgodnie ze stylem panującym w epoce, z której ona pochodzi. Kompozytorzy z czasem dodawali coraz więcej informacji przy zapisach nutowych. Partytura Bacha ma bardzo mało instrukcji. Natomiast kompozycje z końca XIX wieku np. Mahlera będą miały notatki zawierające emocje związane prawie z każdą nutą. Nie ma nagrań wcześniejszych kompozycji, nie ma wskazówek, jak je grać. Jedynym źródłem są książki i eseje, które pisali kompozytorzy i muzycy. Słynne książki na ten temat pisał m.in. ojciec Mozarta. Był znany w całej Europie dzięki swojemu podręcznikowi gry na skrzypcach: „Versuch einer grundlichen Violinschule”. W tych podręcznikach jest zawarta cała wiedza, jak grać na instrumentach. Pisał o współczesnej mu muzyce, tak jak ją postrzegał – to co dla niego było oczywiste, ale dla nas już nie jest – dlatego ten podręcznik pomaga nam zrozumieć podejście tamtych czasów. Dawne instrumenty różniły się od tych współczesnych. Na przykład smyczek do skrzypiec był skonstruowany jak łuk, a dziś jest proste. Budowa niezwykle wpływa na dźwięk – brzmienie starych i nowych instrumentów jest inne. Podejście „historically informed movement” jest dziś właściwie mainstreamowe. Nawet jeśli muzycy często dziś grają Bacha na pianinie, mają świadomość że w jego czasach nie było pianina.

read more: Noam Zylberberg – Mieszkanie…


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Gaza’s Miseries Have Palestinian Authors

Gaza’s Miseries Have Palestinian Authors

Bret Stephens


Palestinians protesting at the Gaza border on Sunday. The large wooden key the boy is holding symbolizes the Palestinians’ belief in their right of return.CreditMahmud Hams/Agence France-Presse — Getty Images

For the third time in two weeks, Palestinians in the Gaza Strip have set fire to the Kerem Shalom border crossing, through which they get medicine, fuel and other humanitarian essentials from Israel. Soon we’ll surely hear a great deal about the misery of Gaza. Try not to forget that the authors of that misery are also the presumptive victims.

There’s a pattern here — harm yourself, blame the other — and it deserves to be highlighted amid the torrent of morally blind, historically illiterate criticism to which Israelis are subjected every time they defend themselves against violent Palestinian attack.

In 1970, Israel set up an industrial zone along the border with Gaza to promote economic cooperation and provide Palestinians with jobs. It had to be shut down in 2004 amid multiple terrorist attacks that left 11 Israelis dead.

In 2005, Jewish-American donors forked over $14 million dollars to pay for greenhouses that had been used by Israeli settlers until the government of Ariel Sharon withdrew from the Strip. Palestinians looted dozens of the greenhouses almost immediately upon Israel’s exit.

In 2007, Hamas took control of Gaza in a bloody coup against its rivals in the Fatah faction. Since then, Hamas, Islamic Jihad and other terrorist groups in the Strip have fired nearly 10,000 rockets and mortars from Gaza into Israel — all the while denouncing an economic “blockade” that is Israel’s refusal to feed the mouth that bites it. (Egypt and the Palestinian Authority also participate in the same blockade, to zero international censure.)

In 2014 Israel discovered that Hamas had built 32 tunnels under the Gaza border to kidnap or kill Israelis. “The average tunnel requires 350 truckloads of construction supplies,” The Wall Street Journal reported, “enough to build 86 homes, seven mosques, six schools or 19 medical clinics.” Estimated cost of tunnels: $90 million.

Want to understand why Gaza is so poor? See above.

Which brings us to the grotesque spectacle along Gaza’s border over the past several weeks, in which thousands of Palestinians have tried to breach the fence and force their way into Israel, often at the cost of their lives. What is the ostensible purpose of what Palestinians call “the Great Return March”?

That’s no mystery. This week, The Times published an op-ed by Ahmed Abu Artema, one of the organizers of the march. “We are intent on continuing our struggle until Israel recognizes our right to return to our homes and land from which we were expelled,” he writes, referring to homes and land within Israel’s original borders.

His objection isn’t to the “occupation” as usually defined by Western liberals, namely Israel’s acquisition of territories following the 1967 Six Day War. It’s to the existence of Israel itself. Sympathize with him all you like, but at least notice that his politics demand the elimination of the Jewish state.

Notice, also, the old pattern at work: Avow and pursue Israel’s destruction, then plead for pity and aid when your plans lead to ruin.

The world now demands that Jerusalem account for every bullet fired at the demonstrators, without offering a single practical alternative for dealing with the crisis.

But where is the outrage that Hamas kept urging Palestinians to move toward the fence, having been amply forewarned by Israel of the mortal risk? Or that protest organizers encouraged women to lead the charges on the fence because, as The Times’s Declan Walsh reported, “Israeli soldiers might be less likely to fire on women”? Or that Palestinian children as young as 7 were dispatched to try to breach the fence? Or that the protests ended after Israel warned Hamas’s leaders, whose preferred hide-outs include Gaza’s hospital, that their own lives were at risk?

Elsewhere in the world, this sort of behavior would be called reckless endangerment. It would be condemned as self-destructive, cowardly and almost bottomlessly cynical.

The mystery of Middle East politics is why Palestinians have so long been exempted from these ordinary moral judgments. How do so many so-called progressives now find themselves in objective sympathy with the murderersmisogynists and homophobes of Hamas? Why don’t they note that, by Hamas’s own admission, some 50 of the 62 protesters killed on Monday were members of Hamas? Why do they begrudge Israel the right to defend itself behind the very borders they’ve been clamoring for years for Israelis to get behind?

Why is nothing expected of Palestinians, and everything forgiven, while everything is expected of Israelis, and nothing forgiven?

That’s a question to which one can easily guess the answer. In the meantime, it’s worth considering the harm Western indulgence has done to Palestinian aspirations.

No decent Palestinian society can emerge from the culture of victimhood, violence and fatalism symbolized by these protests. No worthy Palestinian government can emerge if the international community continues to indulge the corrupt, anti-Semitic autocrats of the Palestinian Authority or fails to condemn and sanction the despotic killers of Hamas. And no Palestinian economy will ever flourish through repeated acts of self-harm and destructive provocation.

If Palestinians want to build a worthy, proud and prosperous nation, they could do worse than try to learn from the one next door. That begins by forswearing forever their attempts to destroy it.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Lejb Fogelman- Hasło “Polska w ruinie” to nonsens. Była w ruinie w 1989 r.”

Lejb Fogelman- Hasło “Polska w ruinie” to nonsens. Była w ruinie w 1989 r.”

    Onet RANO



Gościem Bartosza Węglarczyka był Lejb Fogelman – prawnik.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com