Reunion 68

Archive | 2018/11/05

Andrzej Koraszewski: Po co Izraelowi konstytucja?

Po co Izraelowi konstytucja?

Andrzej Koraszewski


Arabski poseł do Knesetu, Ayman Odeh, wznosi na placu Rabina w Tel Awiwie transparent z napisem „Równość” podczas protestu przeciw konstytucyjnej ustawie o państwie żydowskim. 14 lipca 2018 EPA-EFE/ABIR Sultan

Dawid Warszawski (Konstanty Gebert) włączył się do międzynarodowego chóru zatroskanych o kształt konstytucyjnych zapisów państwa Izrael. Izrael nie ma konstytucji, ma kilka ustaw uznawanych za zasadnicze. Ustawa, o której mowa, dyskutowana była od siedmiu lat i precyzuje kilka spraw, które zazwyczaj w konstytucjach są definiowane. Dawid Warszawski nie podaje odnośnika do samego tekstu ustawy, ani też nie kłopocze się jej rzetelnym referowaniem. (Dla zainteresowanych podaję link do angielskiego tekstu ustawy.) Zaczyna od stwierdzenia, że prawo narodów do samostanowienia jest fundamentalne, ale jego zdaniem nikt nie wie, co to takiego ten naród żydowski.

„Nie istnieje jego definicja, poza prawem religijnym, a spory o to,
kto jest Żydem, nadal wstrząsają Izraelem i zagrażają jego stosunkom z diasporą.”

Nie wtajemnicza nas Dawid Warszawski w te izraelskie spory związane z tym, kto ma prawo osiedlenia się w Izraelu. A są one istotne ze względu na artykuł 5 tej ustawy głoszący, że „państwo będzie otwarte na żydowską imigrację i łączenie wygnanych”. Nic nowego, bo Izrael powstał jako miejsce, w którym prześladowani (lub tylko chętni) Żydzi całego świata mogą zawsze znaleźć schronienie. Religijna tradycja powiada, że Żydem jest ten, kto urodził się z matki Żydówki. Czasem tłumaczono to tym, że prześladowany na całym świecie lud żydowski doświadczał często brutalnych prześladowań, kobiety były gwałcone, nie chciano odrzucać dzieci poczętych z gwałtu. Niezależnie od źródeł tej definicji Żyda, nowe państwo żydowskie nie zamierzało akceptować odrzucania tych, którzy związani są z żydostwem tylko przez ojca. Dodatkowym problemem jest często trudność przedstawienia dokumentów. Jest więc o czym dyskutować, ale Dawid Warszawski pozostawia nas z domysłem, że oni sami nie wiedzą, kto jest Żydem. Martwi się również Dawid Warszawski o inną sprawę:

…nie wiadomo też, jakie są granice Państwa Izraela. Linie zawieszenia broni z 1949 r., które przetrwały do wojny 1967 r.? Obecne, czyli granice brytyjskiej Palestyny mandatowej, obejmujące wszak także okupowany Zachodni Brzeg? (podkreślenie moje) Ewentualne zakończenie okupacji zależy nie tylko od Jerozolimy, ale treść uchwalanego przez Kneset prawa – już tak.

Jeśli pominąć przekłamanie, które kazałoby interpretować, że Warszawski uważa, iż Izrael anektował Zachodni Brzeg (może to była tylko niezręczność stylistyczna), to prawda, że granice Izraela zostały zatwierdzone w traktatach z Egiptem i Jordanią, ale nie z Syrią i Autonomią Palestyńską. Izrael nigdy nie anektował okupowanej przez Jordanię między rokiem 1948 a 1967 Judei i Samarii, uznając, że te oczyszczone przez Jordańczyków z Żydów tereny mogą być kartą przetargową, pozwalającą na wynegocjowanie traktatu pokojowego. Jak pamiętamy, Liga Narodów początkowo przeznaczyła na „dom Żydów” cały Mandat Palestyński, następnie Brytyjczycy przeznaczyli 78 procent tego obszaru na państwo Arabów palestyńskich (Transjordanię), a obszar po zachodniej stronie rzeki Jordan (wraz z Judeą i Samarią) miał zostać „domem Żydów”. Potem znów zmienili zdanie, zaś Watykan konsekwentnie domagał się międzynarodowego statusu Jerozolimy. Ostatecznie granice Izraela zostały ustalone w wyniku działań wojennych, czyli odpierania kolejnych agresji połączonych armii arabskich. Dawid Warszawski to wszystko wie, ale nie chce przemęczać czytelników zbędną wiedzą.

Wróćmy jednak do tekstu ustawy, która stwierdza, w artykule pierwszym, że

A. Ziemia Izraela to historyczna ojczyzna żydowskiego ludu, w której ustanowiono państwo Izrael.

B. Państwo Izrael jest narodowym domem żydowskiego ludu, w którym [żydowski lud] może egzekwować swoje naturalne, kulturowe, religijne i historyczne prawo do samostanowienia.

C. Prawo do egzekwowania narodowego samostanowienia w państwie Izrael jest unikatowe dla żydowskiego ludu.

(Ten punkt C narobił sporo hałasu, ale kiedy mówimy, że Polacy w Niemczech, czy na Litwie nie mogą żądać samostanowienia, sprawa staje się nieco bardziej zrozumiała i mniej kontrowersyjna.)

Dalej ustawa definiuje symbole narodowe, informuje, gdzie jest stolica państwa Izrael, stwierdza, że oficjalnym językiem jest  hebrajski (dodając w punkcie B artykułu 4, że  „Język arabski ma specjalny status w państwie, a regulacja korzystania z arabskiego w instytucjach państwowych i przez te instytucje będzie określona w przepisach prawnych.” (pewnie chcielibyśmy mieć taką konstytucyjną klauzulę dla języka polskiego na Litwie, no ale nie o Litwie mowa).

Zapewne można oczekiwać niekończących się dyskusji na temat artykułu 7, o żydowskich osiedlach, który stwierdza: Państwo uważa rozwój żydowskich osiedli za wartość narodową i będzie działać w celu zachęcania i promowania ich zakładania i konsolidacji.

Ponieważ „osiedla” w antyizraelskich kampaniach kojarzone są wyłącznie z terytoriami spornymi, więc zapewne będzie to interpretowane jako zapowiedź budowania dalszych osiedli za zieloną linią. Po pierwsze takie ograniczenie nie jest uprawnione, po drugie osiedla za zieloną linia są wyłącznie właśnie na terenach spornych, które przestaną być sporne po zawarciu pokojowego traktatu i jak wiemy na podstawie deklaracji oraz doświadczenia w Gazie, tam gdzie kończy się suwerenność Izraela, tam osiedla żydowskie są likwidowane.

Bardzo ciekawy komentarz do tej ustawy prezentuje w „Wall Street Journal” profesor prawa międzynarodowego Eugene Kontorovich. Kontorovich pokazuje, że sformułowania analogiczne jak w tej ustawie znajdują się w wielu konstytucjach państw europejskich, nie budząc żadnych zastrzeżeń, po drugie, że ustawa nie narusza żadnych praw jakiejkolwiek grupy obywateli izraelskich, w tym Arabów izraelskich, nie tworzy również żadnych przywilejów dla żadnej grupy obywateli.

Komentując artykuł ustawy o osiedlach, Kontorowicz zwraca uwagę,  że jest to powtórzenie polityki przyjętej przez społeczność międzynarodową w zaleceniu Ligi Narodów dla Palestyny, by zachęcać do tworzenia osiedli żydowskich. Przy okazji przypomina, że izraelski Sąd Najwyższy orzekł, iż Arabowie mają prawo tworzenia osiedli mieszkalnych w Izraelu, gdzie Żydzi nie mogą mieszkać, a w innym przypadku orzekł, że Żydzi nie  mają takiego prawa wykluczania obywateli będących Arabami. Autonomia Palestyńska karze wyrokiem śmierci sprzedaż ziemi Żydowi, a niedawno mufti Jerozolimy wydał fatwę zakazującą sprzedaży arabskiej własności Żydowi pod karą infamii lub śmierci. Jak już mowa o Autonomii Palestyńskiej, to być może warto zwrócić uwagę, że ani Dawid Warszawski, ani żaden dziennikarz brytyjskiego „Guardiana” czy amerykańskiego „New York Timesa” od 2003 roku, kiedy ten projekt zatwierdzono, nie krytykował zapisów w projekcie konstytucji Autonomii Palestyńskiej, który stwierdza, że Palestyna jest częścią arabskiego świata (artykuł 1), Jerozolima jest stolicą Palestyny (artykuł 3), Islam jest oficjalną religią w Palestynie, a zasady szariatu będą główną podstawą ustawodawstwa (artykuł 4).

Kontorovich przypomina również, że arabski poseł do Knesetu podarł projekt ustawy w izraelskim parlamencie, a inny nazwał tę ustawę „oficjalnym początkiem faszyzmu i apartheidu”. Dawid Warszawski wydaje się zgadzać z tą opinią, chociaż może wyraża ją nieco ostrożniej.  (Nie chcę tu sugerować, co by spotkało kurdyjskiego posła, który podarłby projekt rządowej ustawy w parlamencie w Ankarze, czy marzącego o pokoju z Izraelem posła palestyńskiego, który zrobiłby coś takiego w Ramallah).

Dawid Warszawski pisze:

Ale izraelskim Arabom nie jest do śmiechu: jasne jest bowiem, że komukolwiek i do czegokolwiek ustawa ta daje prawo, to ich go pozbawia. Dotąd wszystkim wystarczała obietnica z deklaracji niepodległości z 1948 r.: „Państwo Izraela (…) zapewni całkowitą równość praw społecznych i politycznych wszystkim jego mieszkańcom”. Izraelscy Arabowie rzeczywiście mieli równe prawa (z wyjątkiem prawa do służby wojskowej), choć istnieje rozległa dyskryminacja w praktyce. Od środy jednak równych praw już nie mają.

Rzeczywiście? To interesujące, gdzie w tej ustawie Warszawski znalazł anulowanie któregokolwiek z praw izraelskich Arabów? A już jak na pierwszego specjalistę Rzeczpospolitej od spraw izraelskich chyba jednak przesadził z tym krzywdzącym pozbawieniem arabskich obywateli prawa do służby wojskowej. (Arabowie izraelscy nie mają obowiązku służby w wojsku, ale mają możliwość dobrowolnej służby w armii, z czego wielu Arabow korzysta, osiągając w tej armii wysokie pozycje i odznaczając się w warunkach bojowych.) Czy to znaczy, że nie ma dyskryminacji? Takie stwierdzenie byłoby nadużyciem, trwający konflikt wywołuje napięcia i tworzy antagonizmy, a ponieważ Żydzi to ludzie, a ludzie są różni, więc i różne zachowania można w ich społeczeństwie zaobserwować. Warszawski wydaje się wiedzieć, że nie ma w Izraelu dyskryminacji prawnej mniejszości arabskiej i insynuuje, że ta ustawa ją ustanawia, zapewne wie, że przypadki dyskryminacji nieformalnej spotykają się ze społecznym potępieniem, i wygląda na to, że odpycha od siebie wszelkie informacje o wysiłkach rządu zmierzających do zrównania szans ludności arabskiej z tymi, które stworzono dla ludności żydowskiej. Warto tu również przypomnieć dziesiątki wypowiedzi izraelskich Arabów powtarzających swoim rodakom, że Arabowie izraelscy mają więcej praw obywatelskich niż Arabowie w jakimkolwiek arabskim kraju.)

Kończąc swój komentarz do tej ustawy w Eugene Kontorovich stwierdza:

Być  może najlepszym dowodem, że Izrael potrzebuje konstytucyjnego potwierdzenia  swojego statusu suwerennego państwa żydowskiego, jest zapał, z jakim tak wielu kwestionuje i uznaje za niedemokratyczne kroki, które są uważane za banalne i oczywiste w każdym innym miejscu na świecie.

Dawid Warszawski  dorzucił swoje trzy grosze dla wzmacniania tego dowodu.

Artykul Konstantego Geberta redakcja urozmaiciła zachętami do dalszych lektur:

Po co premierowi Izraela szampan, skoro nie pije. Beniamin Netanjahu pójdzie do więzienia za korupcję?
Netanjahu: To „punkt zwrotny” w historii syjonizmu.
Polsce coraz bliżej do Izraela, a PiS i Likud to partie bliźniacze

Komentarz zbędny. Chociaż byłoby ciekawe dowiedzieć się, co Konstanty Gebert sądzi o tych zalecanych tłustym drukiem lekturach uzupełniających jego tekst.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


THE PITTSBURGH MASSACRE AND THE RABIN ASSASSINATION

THINK ABOUT IT: THE PITTSBURGH MASSACRE AND THE RABIN ASSASSINATION

SUSAN HATTIS ROLEF


Incidentally, it was Ambassador Ron Dermer who decided to mix Farrakhan’s name with the Pittsburgh massacre, apparently as a tactical ploy to divert attention from the true culprits in this affair.

A POLICE barricade around the synagogue that was the site of the Pittsburgh massacre. (photo credit: REUTERS)

The other day I asked one of my American friends, who voted for Donald Trump in 2016, whether he thought the US president was in any way responsible for the murder of 11 Jews in the Tree of Life synagogue in Pittsburgh.

“Of course not”, he replied. “Trump is not an antisemite, and besides, Robert Bowers [the killer] does not support Trump, and is connected to the antisemitic Louis Farrakhan, who is one of Obama’s mentors.”

I checked. True, Bowers does not support Trump, because Trump, who in his opinion is not sufficiently right-wing, is not a true anti-globalist, and has too many Jews around him. The only connection of Bower, who hates blacks as much as he hates Jews, to Farrakhan is that both believe the Jews are the sons of Satan. As to Obama’s connection to Farrakhan, they both attended a Black Caucus meeting in the US Senate back in 2005, and Farrakhan supported Obama’s candidacy for president later on, but on various occasions Obama – as a true liberal – publicly condemned Farrakhan’s virulent antisemitism. What the two have in common is the color of their skin.

Incidentally, it was Ambassador Ron Dermer who decided to mix Farrakhan’s name with the Pittsburgh massacre, apparently as a tactical ploy to divert attention from the true culprits in this affair – extreme right-wingers.

This reminds me of the current attempts by the extreme Israeli Right to clean itself from any blame for the assassination of prime minister Yitzhak Rabin, yesterday 23 years ago. A Martian landing on earth and viewing TV Channel 20 these days would get the clear impression that there was no connection between the man responsible for the assassination and the extreme religious Right – especially a few rabbis who claimed that din rodef applied to Rabin, who was consequently a legitimate target for a bullet in his back – and did not enjoy a tailwind from the inciting rhetoric that came from right-wing demonstrations, including ones organized by the Likud, in which Rabin was called a traitor who should be banished.

According to Channel 20 the main culprit in Rabin’s assassination was one Avishai Raviv, who was employed by the Jewish Department in the Shin Bet (Israel Security Agency) as a provocateur and informer, who had allegedly been seen distributing posters depicting Rabin dressed in an SS uniform at the infamous Zion Square demonstration (an allegation that TV presenter Rina Mazliah from Channel 13, who reported from that demonstration exactly one month before the assassination, totally denies). Whatever one might think of Raviv and his likes, his only responsibility for Rabin’s assassination was that he failed to inform the Shin Bet about Yigal Amir, to whose rhetoric he had been exposed. In fact, Raviv plays the same role in the case of Rabin as Farrakhan does in the case of the Pittsburgh massacre – that of a red herring.

As I said above, Trump cannot be described as an antisemite, even though a past saying of his – quoted in a 1991 book on him (in connection with the badmouthing of a black accountant employed in one of his casinos), that “the only kind of people I want counting my money are little short guys that wear yarmulkes” – smacks of benevolent antisemitism.

The problem is not whether Trump is or is not an antisemite, or what sort of Jews he likes, but the fact that much of his rhetoric – and toward the midterm elections this rhetoric has intensified – attacks liberal causes that the majority of American Jews are identified with, and to which they are committed at least partially as a result of Jewish history, such as refugees, gay rights, globalization, global warming etc. Bowers specifically mentioned support of refugees as one of the Jewish sins for which they deserve to die. Thus, one might say that through his rhetoric Trump gives the antisemites some very serious tailwind.

THE ISRAELI extreme Right – as demonstrated by Channel 20 and various right-winger spokesmen on other media channels – has started accusing the Left of incitement against Netanyahu that is much worse, according to them, than whatever incitement might have taken place against Rabin back in 1995.

As one of those whose writings frequently condemn Netanyahu’s allegedly unethical and possibly criminal personal conduct; his dictatorial inclination; his policy vis-à-vis the African asylum-seekers; his trucking with some of the most unwholesome and nastiest regimes in the world today; his steady sowing of seeds of disunity in society – I should like to answer this scandalous accusation.

First of all, neither I nor all the other left-wing, liberal publicists call Netanyahu a traitor, nor suggest that he should be physically harmed. At worst we call on the attorney-general to at long last decide whether there is sufficient evidence to indict him.

We do not deny that Netanyahu was legally and legitimately elected, and has a right to determine which policies Israel’s elected government follows, as long as he is prime minister. What we are doing is merely fulfilling our democratic right and duty to warn against the highly damaging, long-term consequences of Netanyahu’s continued rule.

Furthermore, there are no left-wing, liberal Yigal Amirs waiting on the sidelines for an opportunity to squeeze the trigger, nor left-wing, liberal spiritual and/or intellectual leaders saying that all the accusations we hurl at Netanyahu justify his assassination. Left-wing liberals do not advocate or implement political homicide, and they even object to death sentences against heinous criminals and terrorists (Nazi war criminals excepted).

A FINAL comment regarding Israel’s official reaction to the Pittsburgh massacre. We have already mentioned Ambassador Dermer’s deliberate attempt to divert attention from President Trump’s past or present neo-Nazi supporters to other antisemites who are in no way associated with Trump, but have nothing whatsoever to do with the current tragic event.

But there are several other disturbing official reactions to the massacre. No one publicly condemned Chief Ashkenazi Rabbi David Lau, who refused to refer to the Tree of Life synagogue as a synagogue, even though for millions of Jews in the US it is viewed as such, while the rabbi is now viewed by them as just another obscure, discriminating Orthodox rabbi. Can one imagine the pope refusing to refer to a Protestant church in which a massacre has taken place as a church, just because it is not Catholic?

And as to the decision to send Diaspora Affairs Minister Naftali Bennett to the Jewish community in Pittsburgh to comfort the bereaved and represent Israel – the same Naftali Bennett who stayed away from the annual meeting of the Jewish Federations of North America which took place in Tel Aviv a week before the massacre, and which dealt with the crisis in relations between Israel and the Diaspora, and who refuses to grant official status to the Reform and Conservative movements in Israel – this was the epitome of Israeli chutzpah and insensitivity. The 11 victims of the massacre in Pittsburgh were all members of the Conservative Tree of Life Congregation, whose rabbis cannot perform weddings in Israel, and whose conversions are not recognized here. They are also not considered worthy of having an independent area for prayer at the Western Wall.

I think it would have been much more befitting and much less hypocritical for Israel at this time to be represented in Pittsburgh by a more uniting and less divisive figure, like President Reuven Rivlin.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Izrael wymienia ambasadora w Warszawie

Izrael wymienia ambasadora w Warszawie

Bartosz T. Wieliński


Ambasador Izraela w Polsce Anna Azari poirytowana wychodzi po spotkaniu z marszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim (ws. pisowskiej nowelizacji ustawy o IPN). Warszawa, 31 stycznia 2018 r. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Według izraelskich mediów ambasador Annę Azari, która publicznie krytykowała Polskę za nowelizację ustawy o IPN, ma zastąpić Alex Ben-Zvi. Czy to znak ocieplenia relacji na linii Warszawa-Tel Awiw?

Ben-Zvi to doświadczony dyplomata. Do 2015 r. był ambasadorem na Słowacji, a wcześniej w Kostaryce. Obecnie jest zastępcą dyrektora generalnego w izraelskim MSZ i kieruje wydziałem ds. Eurazji. Zna biegle hiszpański i rosyjski.

Zaangażowany w dialog z Rosją

Z publikacji izraelskiej prasy wynika, że ostatnio był zaangażowany w rozmowy z Rosją w sprawie sytuacji w Syrii. Jerozolima domaga się od Moskwy zagwarantowania, że obecne tam irańskie oddziały będą trzymać się z daleka od wzgórz Golan. We wrześniu stosunki na linii Moskwa-Tel Awiw uległy zaostrzeniu po omyłkowym zestrzeleniu przez Syryjczyków rosyjskiego samolotu transportowego; Kreml obciążył za to winą Izrael. Zdaniem Rosjan izraelskie myśliwce bombardujące, które przeprowadzały nalot na cele w Syrii, próbowały ukryć się za rosyjskim samolotem przed syryjską obrona przeciwlotniczą…

W połowie października Ben-Zvi był w Moskwie na rozmowach. Spotkał się z wiceszefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Riabkowem.

Feralna ustawa o IPN

Teraz Ben-Zvi będzie poprawiał stosunki z Polską. Przeżyły one potężny wstrząs na przełomie stycznia i lutego tego roku, gdy Sejm i Senat przegłosowały – a prezydent Andrzej Duda podpisał – nowelizację ustawy o IPN, przewidującą karę więzienia za przypisywanie Polsce i Polakom współodpowiedzialności za Holocaust. PiS zamierzał w ten sposób walczyć z pojawiającymi się od czasu do czasu określeniami „polski obóz zagłady”.

Historycy z całego świata krytykowali te zapisy jako próbę zamknięcia ust ocalonym z Holocaustu i ograniczenia badań nad jego przebiegiem w Polsce.
Ambasador Anna Azari, urzędująca w Warszawie od 2014 r., publicznie – i to podczas obchodów rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau – skrytykowała polski rząd: – Nie mogę jednak milczeć w sprawie przyjętej ustawy o IPN. W Izraelu uważamy, że to prawo może skutkować karami za świadectwa ocalonych z Zagłady.
Ta krytyka, a także ujawnienie, że Azari od miesięcy próbowała w poufnych rozmowach odwieść polski rząd od wpisywania kar do ustawy o IPN, oburzyła prawicę. Publicyści związani z PiS domagali się uznania jej za persona non grata, a politycy tej partii nieoficjalnie przyznawali, że jej misja jest de facto zakończona, bo wyszła z roli dyplomaty i w Polsce niczego już nie załatwi. Decyzja w tej sprawie musiała jednak zapaść w Izraelu.

W międzyczasie okazało się, że Biały Dom uzależnił zaproszenie prezydenta Dudy do Waszyngtonu od wycofania się Polski z krytykowanych przez Izrael zapisów nowelizacji ustawy o IPN.Niespodziewanie stało się to 27 czerwca, gdy zmiany – błyskawicznie, bez dyskusji – przegłosowano w Sejmie i Senacie, a potem podpisał je prezydent. Pozwoliło to odmrozić relacje z Izraelem, we wrześniu Andrzej Duda spotkał się w Białym Domu z Donaldem Trumpem.

Tu PiS, tam Likud

Wymiana ambasadora to znak, że Izrael dąży do uspokojenia stosunków i powrotu do współpracy. Przed awanturą o nowelizację ustawy o IPN popierająca Izrael Polska uchodziła za jego najbliższego i najmniej krytycznego sojusznika w Unii EuropejskiejPojawiały się nawet opinie, że rządy w Polsce i w Izraelu są do siebie bardzo podobne.

– Ben-Zvi to zawodnik pierwszej ligi, w izraelskiej dyplomacji piastuje wysokie stanowisko. Nie stawiałbym jednak już teraz diagnoz, jeśli chodzi o powodzenie jego misji – mówi jeden z polskich dyplomatów.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com