Archive | 2022/01/24

Dlaczego ojciec Anne Frank nie ujawnił nazwiska człowieka, przez którego córka trafiła do Auschwitz?

Anne Frank (Archiwum)


Dlaczego ojciec Anne Frank nie ujawnił nazwiska człowieka, przez którego córka trafiła do Auschwitz?

Marta Grzywacz


Zespół Vince’a Pankoke’a pokazał kluczowy list wnuczce człowieka, który wydał Anne Frank i jej rodzinę: – To dla mnie bardzo trudne, ale rozumiem, że tę historię trzeba opowiedzieć światu.

.

Nazwisko osoby, która zdradziła Niemcom, gdzie ukryły się holenderska Żydówka Anne Frank i jej rodzina, przez blisko 80 lat pozostawało tajemnicą. Teraz badacze twierdzą, że wiedzą, kto ją wydał. Najdziwniejsze jest jednak to, że prawdopodobnie tożsamość zdrajcy znał również ojciec Anne, Otto Frank. I nigdy jej nie ujawnił.

Dwa policyjne śledztwa w 1948 i w 1963 r., a także badania prowadzone przez zastępy historyków latami snujących własne teorie nie przyniosły żadnych rezultatów. Dopiero gdy do sprawy wrócił nowy zespół śledczych, z emerytowanym agentem FBI na czele, można było ogłosić sukces. W dużej mierze za sprawą nowoczesnych technik kryminalistycznych i technologii, które pozwoliły lepiej przyjrzeć się najsłynniejszej tajemnicy holenderskiego Archiwum X.

Pożegnanie z plażą

Vince Pankoke był już od dwóch lat na emeryturze i miło spędzał czas na Florydzie, gdy pewnego dnia, wiosną 2016 r., odebrał telefon. Dzwonił kolega z Niderlandów. – Jeśli masz już dość leżenia na plaży, jest dla ciebie sprawa – powiedział. Pankoke był agentem specjalnym FBI z 30-letnim stażem, specjalizował się w walce z kolumbijskimi kartelami narkotykowymi. Jedno ze śledztw zaprowadziło go kiedyś do Holandii, gdzie jego metody dochodzeniowe zrobiły duże wrażenie, więc niderlandzcy koledzy go zapamiętali. – Czy byłby zainteresowany pracą nad śledztwem, kto zdradził autorkę jednego z najsłynniejszych dzienników na świecie? – padło pytanie. Tak. Vince był zainteresowany.

Anne FrankAnne Frank (Wikipedia)

Do sprawy postanowił wrócić Thijs Bayens, niderlandzki reżyser i dokumentalista, gdy pewnego dnia zobaczył długą kolejkę przed domem – Muzeum Anne Frank w Amsterdamie. „Zastanowiło mnie – mówił w jednym z wywiadów – kogo bronimy w czasach ucisku. Kogo odrzucamy? Te pytania dziś znów są aktualne. Martwię się tym, co widzę wokół mnie, wykluczeniem całych grup, brakiem tolerancji. Opowieść o zdradzie Anne Frank wydała mi się najlepszym sposobem na zwrócenie na to uwagi”.

Bayens szukał doświadczonego detektywa, który chciałby popracować nie tylko nad rozwikłaniem zagadki, kto zdradził Anne Frank, ale przede wszystkim nad odpowiedzią na pytanie dlaczego. „Dzielnica, w której mieszkała Anne, była normalna, spokojna, ciepła – mówił.

– To było miejsce, gdzie pracowali obok siebie rzeźnik, lekarz, policjant. Lubili się nawzajem, żyli obok siebie. I nagle zaczęli się zdradzać. Co się stało?

Ta historia jest tym bardziej poruszająca, że ta zdrada dotknęła młodej, niewinnej, ślicznej, zabawnej i zdolnej dziewczynki, która była światełkiem w ciemności. I nagle sami sobie pokazaliśmy, jacy naprawdę jesteśmy”.

Pankoke stanął na czele zespołu złożonego z kilkudziesięciu osób, w tym z psychologa dochodzeniowego, detektywa z wydziału zabójstw, historyków, kryminologów i archiwistów. Mając świadomość, że materiału będzie więcej, niż jego zespół zdoła przerobić, od razu zdecydował, że posłuży się sztuczną inteligencją.

Z Achterhuis do Auschwitz

Otto Frank, żołnierz niemieckiej armii w I wojnie światowej, z zawodu bankier, opuścił Niemcy w 1933 r. po dojściu Hitlera do władzy. Razem z rodziną przeniósł się do do Amsterdamu, gdzie założył własne przedsiębiorstwo. Po ataku Niemców na Holandię zaczął załatwiać dla siebie i rodziny przeniesienie do Ameryki albo na Kubę. I rzeczywiście, dostał wizę kubańską, jednak zaledwie dziesięć dni później, 11 grudnia 1941 r., Niemcy wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym i Hawana anulowała Frankom pozwolenie na wjazd. Kryjówkę dla rodziny postanowił przygotować po tym, jak jego starsza córka, 16-letnia Margot, została wezwana do „obozu pracy”. List przyszedł 5 lipca 1942 r., a już następnego dnia rodzina Franków ukryła się w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu, w domu zwanym Achterhuis, który był przybudówką biura Ottona. Dom stał na tyłach kamienic przy jednym z głównych amsterdamskich kanałów Prinsengracht 263. Do rodziny wkrótce dołączyła czwórka znajomych Żydów. Jedzenie donosili im współpracownicy Ottona.

Dom, w którym ukrywała się rodzina Anne Frank, stał na tyłach kamienic przy jednym z głównych amsterdamskich kanałów Prinsengracht 263Dom, w którym ukrywała się rodzina Anne Frank, stał na tyłach kamienic przy jednym z głównych amsterdamskich kanałów Prinsengracht 263 Fot. Wikimedia Commons

Osiem osób mieszkało w ukryciu, w pokoju, do którego wchodziło się przez drzwi przesłonięte biblioteczką z książkami, ponad dwa lata. W ciągu dnia wszyscy musieli zachowywać absolutną ciszę, ale nocami rozmawiali i słuchali radia. Doniesienia z lata 1944 r. dały im nadzieję, że wojna niedługo się skończy – na plażach Normandii wylądowali alianci, Anne zanotowała tę informację w swoim dzienniku. Ostatni wpis datowany jest na 1 sierpnia 1944 r. Anne miała 15 lat. Trzy dni później około 10.30 do budynku weszło kilku holenderskich policjantów współpracujących z nazistami. Dowodził nimi oficer o nazwisku Silberbauer. Kazali się oprowadzić po domu. Stanęli przed biblioteczką. Wiedzieli, gdzie szukać, bo znali amsterdamskie domy, wcześniej sprawdzili już wiele z nich. Silverbauer wziął teczkę, w której znajdowały się zapiski Anne, wytrząsnął zawartość, zapakował znalezione w domu pieniądze i złoto i wyszedł. Jeszcze tego samego wieczoru do Achterhuis zakradła się Miep Gies, przyjaciółka rodziny, i pozbierała walające się po podłodze zeszyty i kartki z nadzieją, że przekaże je Anne, gdy ta wróci.

Cała ósemka ukrywających się została wywieziona do obozu przejściowego w Westerbork, a 3 września 1944 r. ostatnim transportem do Auschwitz. Margot, Anne i ich matka trafiły stamtąd do Bergen-Belsen. Wiadomo z zeznań świadka, że siostry zmarły na tyfus na przełomie lutego i marca 1945 r.

Sztuczna inteligencja

Ich ojciec, jako jedyny z całej grupy ukrywających się w oficynie, przeżył Auschwitz, wrócił do Amsterdamu, a w 1947 r., zgodnie z życzeniem Anne, opublikował jej dziennik.

I niemal od razu zaczął szukać tego, kto ich zdradził. Jednak po kilku latach nagle przestał.

Vince Pankoke był tym bardzo zdziwiony. To także była zagadka, którą chciał rozwikłać.

Pankoke i jego zespół postanowili sprawdzić wszystkie tropy i wszystkie wskazówki, nawet te najmniej prawdopodobne. Przebadali raz jeszcze nie tylko wnętrze domu, ale także jego otoczenie, do dziś prawie niezmienione. Podwórko nadal pozostaje zamknięte, otoczone sąsiednimi budynkami – wystarczy kaszlnięcie czy wychylenie głowy, żeby zostać dostrzeżonym. Dlatego początkowo śledczy przypuszczali, że ktoś usłyszał albo zobaczył ukrywających się ludzi. W starych policyjnych aktach odnaleźli więc zeznania sąsiadów Franków i mieszkańców okolicznych ulic przepytywanych przez policję w 1948 r. i jeszcze raz je przeanalizowali. Na podwórku sąsiadującym z kryjówką Franków odnaleźli na przykład mieszkanie członków NSDAP, a także kilku znanych policyjnych informatorów. Pojawiło się więc pytanie, jak to się stało, że rodzina była w stanie ukrywać się tak długo. Przy okazji Pankoke doszedł do wniosku, że oba śledztwa z 1948 i z 1963 r. spartaczono. Akta były niepełne, brakowało raportów, a dowody zostały rozrzucone po różnych archiwach. Zespół Pankoke’a zebrał to wszystko w całość, a także spędził kilka lat, przeszukując amsterdamskie archiwum miejskie, gdzie swego czasu skrupulatnie prowadzone przez Holendrów rejestry wiodły nazistów prosto pod adresy żydowskich domów. Przejrzano wszystko – listy, mapy, zdjęcia, nawet książki, a zebrane dane wprowadzono do specjalnie przygotowanego na potrzeby śledztwa programu komputerowego, który miał za zadanie łączyć fakty, ludzi, daty i miejsca.

Anne Frank. Powiem ci, kto zdradził

Szczególną uwagę grupa zwracała na rejestry aresztowań. W 1942 r. rodzina Franków znalazła się wśród 25 tysięcy Żydów holenderskich, którzy mieli zostać „wysiedleni” z Holandii w ramach ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Każde aresztowanie zaczynało się od przesłuchania, na którym padało pytanie: „Czy wiesz, gdzie ukrywają się Żydzi?”. Zespół archiwistów prześledził więc wszystkie dostępne zeznania sprzed aresztowania Franków i tuż po nim, w nadziei, że te informacje jedna po drugiej doprowadzą do tego, kto zdradził kryjówkę w Achterhuis.

Prace Pankoke’a i jego ludzi przyniosły efekty. Bardzo szybko powstała długa lista podejrzanych, z Willemem van Maarenem, pracownikiem Ottona Franka, na czele. Van Maaren był kombinatorem i złodziejem, dlatego podejrzenia padły na niego już po wojnie, jednak zarówno wtedy, jak i dziś został wykluczony. Wiedział, że jeśli Frank zostanie aresztowany, on straci pracę. Zrobiłby krzywdę sam sobie. Ans van Dijk, Żydówka skazana po wojnie za współpracę z nazistami, także została wykluczona z grona podejrzanych, bo przebywała wówczas w Zeist w centrum kraju. Grupa szukała dalej. Przede wszystkim osoby, która miałaby wiedzę i motyw. Mogły nimi być antysemityzm, pieniądze, inne korzyści. Bram van der Meer, policyjny psycholog, przeanalizował zachowanie podejrzanych, których życie także często wisiało na włosku, i uznał, że w takim kontekście zdrajcą mógł być każdy, więc śledczy zmienili kierunek – zaczęli szukać osoby, która nie budziła podejrzeń. Mogła nie mieszkać w okolicy, nie pracować u Franka, nawet go nie znać. Instynkt nie zawiódł Pankoke’a.

Arnold van den Bergh był notariuszem, miał żonę i dzieci, a podczas okupacji Holandii przewodził Radzie Żydowskiej w Amsterdamie, która na polecenie Niemców zarządzała sprawami gminy żydowskiej (w Polsce tę funkcję pełniły Judenraty).

Vince Pankoke dla CBS News: – Wiemy, że Rada Żydowska została rozwiązana w końcu września 1943 r. i wszyscy jej pracownicy zostali wysłani do obozów. Zaczęliśmy więc szukać Arnolda van den Bergha w różnych obozach, ale nigdzie go nie było. Ani nikogo z jego rodziny. A skoro nie trafił do obozu, to co się z nim stało? Gdzie był? Okazało się, że mieszkał do końca wojny w samym centrum Amsterdamu, przez nikogo nieniepokojony. To mogło oznaczać, że był człowiekiem wpływowym.

Jego nazwisko wypłynęło w aktach policyjnych w śledztwie z 1963 r., ale policja nie poszła tym tropem. Może dlatego, że van den Bergh nie żył od 1950 r. Na jego temat napisano dosłownie jedno zdanie, że podczas przesłuchania Otto Frank powiedział policji, że wkrótce po wyzwoleniu dostał anonimowy list, w którym ktoś napisał, że kryjówkę jego rodziny zdradził właśnie Arnold van den Bergh. List był dla Franka takim szokiem, że sporządził jego kopię, a oryginał ukrył u przyjaciela w sejfie.

Pankoke postanowił odszukać ten list. W 2018 r. trafił do syna nieżyjącego już policjanta Arenda van Heldena, który badał sprawę. Amerykański agent miał niebywałe szczęście, bo syn przechował papiery ojca. Wśród wielu pożółkłych kart znajdowała się kopia listu, który otrzymał Frank: „O twojej kryjówce w Amsterdamie poinformował Jüdische Auswanderung w Amsterdamie, Euterpestraat, A. van den Bergh, który mieszkał wówczas w pobliżu Vondelpark, O. Nassaulaan”.

Motyw, wiedza i możliwości

Vince Pankoke powiedział w wywiadzie dla CBS News, że nie był to może „dymiący pistolet”, ale jeszcze ciepła broń z leżącą nieopodal kulą. I że to był jedyny scenariusz, w którym zdrajca miał motyw, wiedzę i możliwości – trzy filary każdego śledztwa.

Technicy kryminalistyczni potwierdzili, że notatka jest autentyczna. Arnold van den Bergh prawdopodobnie za ratunek dla własnej rodziny nie tylko zdradził Niemcom kryjówkę Franków, ale też przekazał im całą listę adresów, pod którymi ukrywali się Żydzi. Przypuszczalnie nie wiedział, kto mieszka pod jakim adresem, znał tylko kryjówki, które Żydzi sami przekazywali Radzie Żydowskiej.

Przed zespołem Pankoke’a stanęło kolejne pytanie – dlaczego Frank, który umarł w 1980 r., nie wyjawił nazwiska zdrajcy, dlaczego nie prowadził dalej dochodzenia? Pankoke doszedł do wniosku, że nie chciał budzić jeszcze większego antysemityzmu niż ten, którego po wojnie wciąż doświadczano. Wyszedł być może z założenia, że gdyby ludzie dowiedzieli się, że Anne Frank i jej rodzinę zdradził pobratymiec, członek tego samego narodu, spowodowałoby to jeszcze większą nienawiść do Żydów.

Zespół Pankoke’a znaleziony list pokazał wnuczce van den Bergha. Zanim zareagowała, minęło parę tygodni, ale w końcu się odezwała: – Jeśli mój dziadek faktycznie przekazał nazistom adresy ukrywających się Żydów, mógł mieć tylko jeden cel – uratować własną rodzinę. To dla mnie bardzo trudne – powiedziała Pankoke’owi – ale rozumiem, że tę historię trzeba opowiedzieć światu.

Rezultaty badań zainicjowanych przez Thijsa Bayensa zostały właśnie opublikowane w książce wydanej w kilkudziesięciu krajach „The Betrayal of Anne Frank”. Jej autorką jest kanadyjska pisarka Rosemary Sullivan.


Źródła: Ellen Visser: Het was één klein briefje dat de onderzoekers op een spoor zette, Volkskrant, 18 stycznia 2022, Jon Wertheim: Investigating who betrayed Anne Frank and her family to the Nazis, CBS News, 16 stycznia 2022


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Saving Democracy From the Pandemic

Saving Democracy From the Pandemic

JOHN P.A. IOANNIDIS
and MICHAÉLA C. SCHIPPERS


Three years of crisis were used to justify the concentration of powers and suppression of freedoms that must be clawed back

DAVID MCNEW/GETTY IMAGES

COVID-19 has killed millions and threatened the prospects of democracy for billions more. Since early 2020, the world has witnessed a marked expansion of governmental decision-making regarding health. Lockdowns and curfews were instated in many countries, and many freedoms were taken away under the justification of a major health threat. Health authorities and politicians alluding to or exploiting health authorities acquired extraordinary power to regulate society at large, including the application of mandates. A Freedom House report found that democracy grew weaker in 80 countries during COVID-19, and that in 2020 the number of free countries reached the lowest level in 15 years. Countries that regressed included ones you’d expect like China and Belarus, but also democratic bulwarks like the United States, France, Denmark, and the Netherlands. The United States was listed as one of the 25 countries that witnessed the steepest declines in freedom. Even if the pandemic enters a less threatening endemic phase (as may already be the case in several countries), the legacy of authoritarian measures and mandates may leave behind a more enduring threat to democracy.

Several governments responded to the lethal pandemic by undermining the very systems that were in place to ensure accountability and to protect public health and well-being. No single individual can be blamed for this—it was a systemic problem, as decisions taken by one government or government agency instantaneously affected the decisions of others. But the result was the restriction of basic freedoms and the normalization of scapegoating and exclusion, both historically a prelude to atrocities. While some extreme actions were justified as efforts to achieve otherwise laudable goals (like increasing rates of vaccination), the attempt to isolate vast numbers of people while whipping the general population into agreement on aggressive public health policies probably damaged even these goals.

Some people, organizations, corporations, and lobbyists (or combinations thereof) saw this crisis as an opportunity to establish some version of a desired ideological utopia, which, in reality, benefited only a zealous minority confident in their “truth”, “science,” or whatever name they used to legitimate blind dogmas. In the end, half of the world’s working population suffered financially under lockdowns, creating massive ripple effects. Most people thrive when they can make their own decisions within the boundaries of the law, even during a crisis. But the loss of these basic freedoms was celebrated as a victory for public health, even as the loss of basic freedoms probably made public health outcomes worse in several countries. Many citizens of the United States and other democracies saw their businesses shutter, their life’s work disappear, and were not allowed to visit sick and dying loved ones or to even attend their burials. Younger generations were probably affected most, as students saw their schools close and their social lives thwarted with consequences we won’t fully understand for many years.

A critical mass of people, especially among those hit hardest by the crisis or whose concerns were marginalized by political and health authorities, may eventually conclude that their governments and leaders have failed them. Frustration may be expressed through peaceful, democratic means (voting officials out of office, for example), or through riots and revolution. Across the world, we have already seen instances of both. The outcomes of such social explosions are by nature chaotic and unpredictable.

The worst way to address such circumstances is to double down on trying to replace concrete values like freedom and equality with goals like safety and health under the guise of “science” and the greater good. No reasonable person would question that all of these values and goals are worthy of our efforts. But when they clash (or are portrayed as clashing), democratic societies must make decisions on priorities. Once individual freedom has been downgraded as a priority, it is difficult to ever get back.

In navigating such difficult circumstances, we need to ask ourselves: What kind of society do we want to have, and what legacy do we want to leave behind to our descendants? To stay healthy and thrive, human beings need positive reinforcement, engagement, close relationships, meaning, and a sense of accomplishment. Even if run by benign “experts” or agencies, top-down societies in which decision-making power is concentrated in the hands of a small group of people make it harder, not easier, for people to live these types of lives. It becomes still more difficult when small groups of people also preside over the concentration of wealth and information.

Many billionaires enjoyed a big expansion of not only their wealth but their influence over public decision-making during the pandemic. Some of them are no doubt brilliant human beings, well-intentioned benefactors, and generous philanthropists. But a big part of society’s increasing distrust of authorities has been the sense that elected representatives and health authorities have become too dependent on or susceptible to the lobbying and influence of tech and financial magnates.

Concern about the manipulation of power and influence has also been exacerbated by the performance of media and social media. It is critical in free, democratic societies that media never become a vessel for a single, state-sanctioned, official narrative at the expense of public debate and freedom of speech. The same applies for social media: Removing content considered “fake” or “false” in order to limit the ability of ordinary people to judge information for themselves only inflames polarization and distrust of the public sphere.

This is especially important in the realm of scientific debate. Anyone who believes that it’s possible to cleanse “science” of error through brute force censorship has no understanding of how science works or how accurate, unbiased evidence is accumulated in the first place. The idea of arbitrators who select what is correct and dismiss what is incorrect is the most alien possible concept to science. Without the ability to make errors or make (and improve on) inaccurate hypotheses, there is no science. The irony is that scientists understand (or at least should understand) and embrace (or at least should embrace) the fact that we all float in a sea of nonsense; it is the opportunist influencers and pundits, lacking in any understanding of the scientific method, who believe in the possibility of pure, unconflicted “truth.”

The population at large would benefit more from scientific skepticism (which doesn’t require a Ph.D.) than from the purging of “bias” by spurious information purifiers. Teaching free citizens about the risk of multifarious biases and how to prevent, detect, and avoid them is a job for educational institutions like schools and universities, not for tech companies, billionaires, federal bureaucrats, or online mobs. Being sensitized about bias has nothing to do with conspiracy theories, and may be the best way to diminish the alarming number of followers of conspiracy theorists. Willingness to acknowledge what we don’t know creates space for respect and dignity; pseudoscientific dogmatism only leads to bullying, violence, and repression. This is as true during times of crisis and emergency as it is during periods of peace and prosperity.

Many governments have demonstrated in the past three years that they can summarily impose decisions on free people without their consent, and can even whitewash their actions if they backfire. A balancing force is needed in a well-informed democracy to promote thoughtful discussion and the adoption of cautious and moderate policies, rather than conflicted agendas based on the proclamations of manipulated mobs. Intolerance and humiliation may seem like expedients, but tolerance and scientific humility may achieve even more.

As the pandemic ebbs, the years ahead will help determine whether we as democratic citizens and free people are still capable of making our own decisions, pursuing happiness, and refraining from harm, without falling prey to the authoritarian temptations that have felled democracies in the past.


John P.A. Ioannidis is Professor of Medicine and Professor of Epidemiology and Population Health, as well as Professor (by courtesy) of Biomedical Data Science and Statistics, at Stanford University. His complete COVID-19-related publications can be found here.


Michaéla C. Schippers is Professor of Behavior and Performance Management at the Rotterdam School of Management, Erasmus University, and Director of the Erasmus Centre for Study and Career Success.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


News From Israel- January 23, 2022

News From Israel- January 23, 2022

ILTV Israel News


Two earthquakes hit northern Israel in the span of less than 24 hours

Shas party leader Aryeh Deri resigns from Knesset as part of a plea deal…is prime minister Netanyahu any closer to reaching a deal?

The diaspora affairs ministry releases a grim report on antisemitism – incidents around the world skyrocketed in 2021


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com