Archive | 2022/07/24

Putin z błogosławieństwem moskiewskiej Cerkwi udoskonalił bolszewizm

W drugiej połowie XIX w. na Syberię z całego Imperium Rosyjskiego co roku trafiało 10-15 tys. zesłańców, a ich liczba przekraczała 250 tys. Żeby zmniejszyć śmiertelność wywołaną trudami długiej podróży, władze wybudowały kilkadziesiąt więzień etapowych, gdzie skazani odpoczywali w drodze na Sybir. Na ilustracji obraz Jacka Malczewskiego ‘Śmierć na etapie’ (1891 r.). Fot. BE&W


Putin z błogosławieństwem moskiewskiej Cerkwi udoskonalił bolszewizm

Paweł Smoleński


Putin sięga po sprawdzony przez Stalina sposób działania. Chce sterroryzować i połknąć Ukrainę.

.

Rosja wszelkich odmian i rodzajów akurat w tym sposobie masowego torturowania, jakim jest zesłanie, wprawę ma niemożebną. Nikt Rosji w tym nie dorówna, co wiadomo od wielu dziesiątek lat. Moskwa organizowała wywózki już w odległych czasach imperium Romanowych, by później tylko doskonalić się w bestialstwie. Wszak biegłość osiąga się dzięki długiej praktyce, a widać to choćby w działaniach rosyjskiej armii w Ukrainie, nadzwyczaj sprawnej w rabunkach, mordach i gwałtach. Lecz to, co działo się za Aleksandrów i Mikołajów, zdaje się niewinną igraszką w porównaniu z zsyłkami leninowsko-stalinowskimi. Putin, co raczej pewne, wistuje co najmniej oczko wyżej niż jego bolszewiccy mentorzy w zbrodni .

Nikt nie wiedział, czy obejmie go wywózka

Musimy bowiem uznać, że za carów zsyłka jako rodzaj tortury był czymś w rodzaju klapsa w pupę malucha, czyli metodą wychowawczą, jaką w dzisiejszej Polsce postuluje obecny rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak oraz katolicki „Gość Niedzielny”. To prawda, że wystarczyła powątpiewająca mina, kiedy monarcha opowiadał o sobie, jaki jest dobry, szczodry i mądry, by skończyć gdzieś pod Jakuckiem lub w dorzeczu Leny.

Skazaniec nie dojadał, zęby chwiały się od szkorbutu, sypiał w towarzystwie pluskiew, cierpiał od mrozu, grzązł w śniegach lub wiosennym błocie. Wielkie mi halo, skoro zachował imię i nazwisko, miał prawo pisania listów, a niekiedy na zesłanie dobrowolnie jechała z nim rodzina.

Taki Benedykt Dybowski odkrył podczas zesłania ponad setkę skorupiaków z rodziny obunogów, nieznanych wcześniej nauce, oraz sześć gatunków ryb. A Bronisław Piłsudski doskonale opisywał kultury rdzennych ludów najdalszej Syberii. Rosyjska bolszewia nie była aż tak wspaniałomyślna i łaskawa, bo uznała, że zsyłki należy udoskonalić.

Najbystrzejszy w tym względzie był bez wątpienia towarzysz Soso, dziobaty po mordzie konus, maestro terroru. Ten niedoszły mnich ruchem palca przesiedlał całe narody, w jego polityce wywózka i zsyłka miała być doświadczeniem jak najbardziej powszechnym. Pojechali więc w azjatyckie stepy i syberyjskie zimności kaukascy Czeczeni oraz Tatarzy krymscy. Stalin wywiózł tysiące Estończyków, Łotyszów i Litwinów. Swoje wzięli Polacy z podbitych przez bolszewików po wschodnich terenów II RP.

Nikt nie wiedział, czy obejmie go wywózka. Raz brano z tej wioski, raz z owakiej, z tej albo tamtej kamienicy. Niby nie było w tym składu i ładu, doskonały bałagan zamiast logiki, choć – gdy posowiecka Rosja na chwilkę otworzyła archiwa – okazało się, że zbrodnia jest skrupulatnie udokumentowana, każdy zesłaniec ma swoją rubryczkę w niekończących się buchalteryjnych tabelach.

W transportach tłoczyli się ludzie pozbawieni jednostkowej tożsamości, za to przekonani, iż zapodzieją się gdzieś w bezkresach rosyjskiego Wschodu i Północy i pies z kulawą nogą nie pozna miejsca ich pochówku. Najbliżsi nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. Jeśli kogoś zamordowano lub umarł od chorób, głodu i pracy, rodzinie wysyłano wiadomość o np. dziesięcioletnim zakazie korespondencji. Za to zesłańcy byli pewni, że dotarli do dna piekieł, a ich straszliwy los jest definitywnie przesądzony. Trafiali w niebyt, na – jak pisał Józef Czapski – „nieludzką ziemię”, gdzie nic nie było na ludzką miarę i wyobraźnię, a przeżycie oznaczało cud, boską interwencję.

Sowieckie łagry i zesłania nie były represją za konkretne przewinienia wobec władzy; za domniemany grzech jednostki odpowiadały całe narody i grupy społeczne. Tak wyglądała metoda na urządzenie państwa totalitarnej dyktatury. I – w przypadku krajów zagarniętych przez Sowiety – sposób na spacyfikowanie podbitych ziem.

Putin chce połknąć Ukrainę

Nie ma się więc czemu dziwić, że Putin sięga po sprawdzony przez Stalina sposób działania. Chce sterroryzować i połknąć Ukrainę, więc wywózki bardzo mu się przydają. Piszą o tym gazety od Rzymu po Nowy Jork: tysiące ludzi ze wschodu Ukrainy – poprzez obozy filtracyjne, czyli rosyjską odmianę nazistowskich koncentraków – trafiają na zesłanie od Uralu po Syberię.

Pomysłodawcom zsyłek Ukraińców warto polecić „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna. Stoi tam jak wół, że Stalinowi udało się złamać łagrami i zesłaniami Rosjan, Bałtów, Polaków i Czeczenów, ale z Ukraińcami nie dał sobie rady. To oni wszczynali bunty i rebelie, więc jeśli komuś się zdaje, że dzięki wywózkom Ukraińców osiągnie normalizację i ciszę jak na cmentarzu, głęboko się myli.


Paweł Smoleński – pisarz, publicysta, reporter „Gazety Wyborczej”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


O niezwykłej postaci Racheli Auerbach rozmawiały Karolina Szymaniak i Sylwia Chutnik.

O niezwykłej postaci Racheli Auerbach rozmawiały Karolina Szymaniak i Sylwia Chutnik.

Karolina Szymaniak, Sylwia Chutnik, Justyna Czechowska, Piotr Kieżun


Auerbach_plakat
Pisarka, dziennikarka, publicystka, tłumaczka, krytyczka, której przyszło parać się też historią. W czasie wojny współpracownica Ringelbluma, po wojnie pracownica Jad Waszem. O niezwykłej postaci Racheli Auerbach rozmawiały Karolina Szymaniak i Sylwia Chutnik.

„«Ona jest kapkę uparta, ale co to za talent!» – notowała w dzienniku pod datą 7 maja 1944 roku Basia Temkin-Bermanowa, komentując jedną z prac Racheli Auerbach napisanych po wyjściu z getta na zlecenie Żydowskiego Komitetu Narodowego. Tak, bez wątpienia ta wciąż niedostatecznie znana pisarka, krytyczka i dziennikarka, tworząca po polsku i w jidysz, była uparta i utalentowana, niezwykle zdeterminowana, często zapewne szorstka i swoją bezkompromisowością nie zawsze jednała sobie ludzi. Miała jednak poczucie misji i odpowiedzialności wobec zamordowanych”.

Tak o Racheli Auerbach pisze badaczka jej twórczości i zarazem redaktorka jej dzieł Karolina Szymaniak. Kim jest Rachela Auerbach? Jak wygląda jej twórczy dorobek? Dlaczego wiemy o niej tak mało? Szansą na przybliżenie postaci tej niezwykle ciekawej i barwnej żydowskiej pisarki są jej dzienniki i teksty zamieszczone w tomie „Pisma z getta warszawskiego”, który ukazał się nakładem Żydowskiego Instytutu Historycznego. Z tej okazji 26 lutego br. „Kultura Liberalna” i Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury zorganizowały dyskusję wokół pism Auerbach z udziałem Karoliny Szymaniak oraz Sylwii Chutnik. Partnerem wydarzenia był Żydowski Instytut Historyczny. Poniżej prezentujemy skrócony zapis tej rozmowy.

Justyna Czechowska: Czy pamiętacie swoje pierwsze spotkanie z twórczością i postacią Racheli Auerbach?

Karolina Szymaniak: Moje pierwsze spotkanie – nie wiem, czy to nie będzie też pierwsze spotkanie Sylwii Chutnik – zdarzyło się na zajęciach „Poetyka makabry” prof. Jacka Leociaka. Tekst otrzymaliśmy w kserokopii. Wówczas w ten sposób kolportowano jej teksty z getta, a ona sama jako autorka pozostawała niemal całkiem nieznana. To pierwsze zetknięcie z Rachelą, 16 lat temu, głęboko we mnie zapadło, choć przez dłuższy czas nie zajmowałam się jej twórczością. Raczej śledziłam to, co robią inni – Jacek Leociak czy Marta Janczewska. Do Auerbach wróciłam, kiedy zajęłam się modernizmem galicyjskim. Dopiero gdy parę lat temu w ŻIH-u zrodził się pomysł ponownego wydania jej dziennika z getta, wróciłam do jej wojennego pisarstwa i już mnie ta Rachela na dobre pochłonęła.

Sylwia Chutnik: Rzeczywiście, moje pierwsze spotkanie z tekstami Racheli Auerbach to wspomniane zajęcia z „Poetyki makabry”. Zajmowaliśmy się tam przez jakiś czas pamiętnikami z getta warszawskiego i przygotowywałam referat o kobiecych zapiskach z tamtego okresu. Oczywiście Rachela Auerbach również się w tym zestawieniu znalazła, ale oprócz tych pojedynczych kartek zapamiętałam przede wszystkim zdziwienie, że teksty te nie zostały wcześniej wydane. Z tego faktu wysnułam nawet coś w rodzaju teorii spiskowej, według której teksty te nie zostały opublikowane, ponieważ są na tyle wywrotowe, że nie mieszczą się w dyskursie i sposobie opowiadania o tamtych czasach, tamtym miejscu, tamtych wydarzeniach. To niesamowite, że Auerbach doczekała się w końcu swojej Hanny Kirchner, tak jak ma ją Zofia Nałkowska, i że jej zapiski zostały tak szczegółowo opracowane. Można w tym miejscu powiedzieć jedno słowo – wreszcie!

Piotr Kieżun: Opisując swoje pierwsze spotkanie z twórczością Auerbach, zaczęłyście od razu od „Pism z getta warszawskiego”. Jednak kiedy wybucha wojna Auerbach ma 40 lat, jest w pełni ukształtowaną osobą. Kim była Auerbach przed wojną? Z jakim bagażem doświadczeń weszła w ten trudny okres?

Karolina Szymaniak: To jest właśnie ta Rachela Auerbach, którą jako badaczka zajęłam się najpierw. Auerbach urodziła się w Łanowcach i pochodziła z rodziny wiejskich Żydów. Nie małomiasteczkowych, nie miejskich, tylko właśnie wiejskich. Bardzo tę swoją wiejskość podkreślała. Lubiła zresztą ironizować, że wygląda jak porządna, polska, wiejska dziewczyna. Te korzenie są o tyle ważne, że Łanowce powracają u niej jako kraina dzieciństwa w momencie, w którym pojawia się traumatyczne doświadczenie. Poza tym Łanowce dały jej tożsamość, która pozwoliła jej przetrwać po tzw. aryjskiej stronie. Auerbach od 1943 r. do końca wojny ukrywała się jako Aniela Dobrucka. Jest to imię i nazwisko najmłodszej córki sąsiadów z dzieciństwa. Jak pisała Auerbach: „od razu wiedziałam, kim jestem (…) nie można było wisieć w próżni. (…) To musiała być trójwymiarowa tożsamość”. Taką wiarygodną tożsamość mogła stworzyć dzięki znajomości rodziny Dobruckich. Dodatkowo, w imieniu Aniela zachowany jest ten sam układ samogłosek, co w jej imieniu własnym: a-e-a. W ten sposób Rachela może wpisać własną sygnaturę w cudze, przybrane imię, oswaja, czy też przyswaja tę nową tożsamość.

Karolina Szymaniak. Fot. Adam Suwiński

Z Łanowców Auerbach przenosi się z rodziną do Lwowa i tam zaczyna swoją przygodę intelektualistki i pisarki. Studiuje na Uniwersytecie Jana Kazimierza, m.in. u profesora Kazimierza Twardowskiego, i zdobywa wykształcenie filozoficzno-psychologiczne, co bardzo wyraźnie odbija się w całym jej pisarstwie, zarówno przedwojennym, jak i w pismach, które powstają w getcie. Ta formacja decyduje o tym, jak patrzy na zjawiska społeczno-psychologiczne getta, co pisze po wojnie, jak myśli o pracy z ocalałymi. Studiuje też historię. To ważne, bo często podkreśla się, że współpracownicy podziemnego archiwum getta warszawskiego często nie byli historykami, podobnie jak wielu pierwszych historyków-ocalałych. Należy tu więc podkreślić: Rachela Auerbach znała warsztat historyczny. Nie była historyczką, a pisarką, dziennikarką, publicystką, tłumaczką, krytyczką, aktywistką, której przyszło parać się też historią. Nie jest jednak tak, że rzemiosła historycznego wcale nie znała. Zdała nawet egzamin nauczycielski uprawniający do nauczania historii i propedeutyki filozofii w szkołach średnich. Studia w zakresie psychologii i historii usiłowała też kontynuować w latach 30. na Uniwersytecie Warszawskim, ale zapewne z powodów finansowych, szybko z nauki musiała zrezygnować.

Piotr Kieżun: Wróćmy jeszcze na chwilę do przedwojennego Lwowa. W jakich kręgach obraca się Auerbach? Z kim się spotyka? Kto ją inspiruje?

Karolina Szymaniak: We Lwowie Rachela wchodzi mocno w środowisko lwowskich modernistów i zaczyna je animować od jidyszystycznej strony. To nie jest oczywiste, bo Lwów nie jest centrum kultury jidysz, ale Rachela zdaje się lubiła takie trudne przedsięwzięcia. Sama jest całkowicie dwujęzyczna, funkcjonuje na pograniczu żydowsko-polskim. Jednak uważa, że to kultura jidysz powinna być centrum nowoczesnej tożsamości i kultury żydowskiej. We Lwowie Auerbach poznaje Deborę Vogel, którą namawia, by pisała w jidysz i pomaga jej w przejściu z polszczyzny na język jidysz. Vogel zresztą nie była jedyną osobą, którą na taką zmianę Auerbach próbowała namówić. Ocalał list Auerbach do Brunona Schulza, w którym pisze: „Jestem silnie przeświadczona o tym, że Pańskie rzeczy stać się mogą rewelacją na miarę światową, a skoro Pan nie pisze po żydowsku [tj. w jidysz] i nie należy do środowiska, z którego Pan wyrósł, to niechże Pan przynajmniej należy do… świata”. Ten list przypomina nam, że Auerbach była jedną z pierwszych, które rozpoznały talent Schulza. To między innymi za jej sprawą, jak słusznie wspomniał obecny tu Jan Gondowicz, przypisy Schulza do listów słanych do Vogel ujrzały ostatecznie światło dzienne jako „Sklepy cynamonowe”.

Inny aspekt to właśnie galicyjski modernizm i awangarda. W jej gettowych pismach widać zresztą, jak to modernistyczne doświadczenie znajduje odzwierciedlenie w języku i sposobie patrzenia. To jej kadrowanie – poszczególnych scen, form, ludzi – te filmowe ujęcia wyrastają z międzywojennych eksperymentów z montażem i kolażem. Zresztą teoretyczką montażu literackiego jest jej przyjaciółka Debora Vogel. Sama Auerbach w dwudziestoleciu międzywojennym para się głównie reportażem i publicystką, tłumaczeniami. Pisze strasznie dużo, bo musi się utrzymać, ale to pokazuje jej drogę do tych arcydzielnych tekstów, które napisze znacznie później i które do dziś powodują u czytelnika drżenie głosu. W dyskusji z praktykami m.in. grupy Przedmieście [1], zaczyna rozwijać zupełnie inny pomysł na to, czym powinien być reportaż.

Justyna Czechowska: Gdy czytałam „Pisma z getta warszawskiego”, próbowałam sobie wyobrazić, jaką Auerbach była 20-, 30-latką. Czy była popularna, lubiana? Czy jej czegoś zazdroszczono?

Karolina Szymaniak: Na pewno była osoba szalenie upartą i ambitną, i na pewno miała temperament organizatorki – niekoniecznie występując na pierwszym planie. Redagowała pismo, organizowała kongresy. Niesłychanie dużo pisała i tłumaczyła – dla prasy i wydawnictw – żeby móc się utrzymać. Czy była jednak sławna przed wojną? Raczej nie, ale była widoczna, jej rola wzrasta stopniowo dopiero po wojnie. Żydowski Instytut Historyczny wydał właśnie tom „Przemyśleć zagładę” i w genderowym rozdziale jest wspomniana „wpływowa Rachela Auerbach”. Tu rodzi się jednak pytanie, które tak dręczyło Sylwię: jeżeli Auerbach była tak wpływowa i ważna, to dlaczego dopiero teraz wokół niej zaczyna się coś dziać? Długo po prostu brakowało dostępu do jej tekstów, zresztą wciąż słabo znana jest jej twórczość międzywojenna, która pozwala, jak mówiłam, zobaczyć jej późniejsze teksty w nowym kontekście. Wracając do pytania, na pewno była fascynującą umysłowością, bo jako debiutująca w wieku dwudziestu paru lat autorka przyciągała do siebie wybitne osobistości.

Auerbach_Pisma
Czytaj dalej tu. O niezwykłej postaci Racheli Auerbach rozmawiały Karolina Szymaniak i Sylwia Chutnik.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Postcard from Israel: Eilat

Postcard from Israel: Eilat

21see


Video by Asi Aivas for ISRAEL21c
Production by Viva Sarah Press for ISRAEL21c

Special thanks to Eilat Municipality, Dolphin Reef, Underwater Observatory Marine Park, Israel Nature and Parks Authority and the Last Refuge restaurant.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com