Archive | 2022/10/28

Cały smutek utopii, czyli Stanisław Lem o szczęśliwych społeczeństwach

Spektakl na podstawie "Solarisa" Stanisława Lema na lotnisku Neuhardenberg, 2004, fot. Lieberenz / ullstein bild / Getty ImagesSpektakl na podstawie “Solarisa” Stanisława Lema na lotnisku Neuhardenberg, 2004, fot. Lieberenz / ullstein bild / Getty Images


Cały smutek utopii, czyli Stanisław Lem o szczęśliwych społeczeństwach

Karolina Rychter


Lem w swoich powieściach pokazywał, że granica między utopią a dystopią jest płynna. Powszechną szczęśliwość osiąga się pewnym kosztem. Cena, którą trzeba za nią zapłacić, sprawia, że szczęśliwość ta podszyta jest smutkiem i melancholią lub też okazuje się całkowicie iluzoryczna.

.

Labirynt niekończących się korytarzy

“Poczułem nieruchomy, biały labirynt, który za tą cienką przegrodą czekał niewzruszenie na moją, równie jak on, nieskończoną wędrówkę, sieci jego korytarzy, oddzielone dźwiękoszczelnymi ścianami pokoje, każdy gotów był wciągnąć mnie w swoją historię, aby zaraz wypluć na powrót”– w nagłym przebłysku rozpoznania opisuje swoje położenie bohater “Pamiętnika znalezionego w wannie”, jednej z najbardziej intrygujących i najwyraźniej filozoficznych powieści Stanisława Lema. Można ją czytać jako satyryczny obraz rozrośniętej do monstrualnych rozmiarów, pożerającej samą siebie biurokracji, ale także jako wizję egzystencjalnej sytuacji człowieka, który dowiaduje się, że na pytanie o cel jego Misji, która jest zarazem jedynym celem jego życia, “nie będzie odpowiedzi”. W szpiegowskim świecie podwójnych agentów, pozorów, symulakrów i zaszyfrowanych wiadomości nie sposób bowiem znaleźć sensu:

Rozłamany szyfr jest dalej szyfrem. Pod okiem fachowca złuszczy z siebie osłonę po osłonie. Jest niewyczerpalny. Nie ma kresu ani dna. Można zagłębiać się w jego warstwach coraz trudniej dostępnych, coraz głębszych, ale to wędrówka nieskończona.

Tę ponurą możliwość dotyczącą naszych zdolności poznawczych i naszego położenia w świecie Lem przedstawia z pomocą ironicznie i z humorem opisanej, ale jednak dojmująco zimnej i przerażającej wizji tego, jak może wyglądać społeczeństwo w niedalekiej przyszłości. W ten sposób “Pamiętnik znaleziony w wannie”wpisuje się w szereg utworów Lema, w których podejmuje on polemikę z myśleniem utopijnym, pokazując, jak płynna może być granica między utopią a dystopią. Gmach, po którym błąka się bezimienny bohater powieści, jest totalny, wszechogarniający i wszechwiedzący. Przypomina policyjne państwo totalitarne kontrolujące każdy, najmniejszy ruch swoich obywateli. Bohater nie ma – już nie ma albo nigdy nie miał – żadnych osobistych wspomnień, żadnych punktów zaczepienia pozwalających mu orientować się w upływie czasu: nastawia na chybił trafił zegarek, widzi w lustrze swoją coraz bardziej zmęczoną i przerażoną twarz. Powieść może być studium szaleństwa, ale też obrazem społeczeństwa, w którym jednostki są pozbawione przestrzeni prywatnej. Nawet ostatni skrawek takiej przestrzeni – łazienka – jest zimnym, “podobnym do chirurgicznej salki” pomieszczeniem, które również zapewnia samotność tylko wtedy, gdy akurat nikt inny jej nie zajmuje. Jednak to ona jest jedynym miejscem, gdzie bohater może się zdrzemnąć lub spróbować zebrać myśli. Poza tym porusza się wyłącznie w sferze urzędowej – wraz z anonimowym tłumem petentów przemierza niekończące się korytarze, jeździ windą, pije biurową herbatę, od czasu do czasu znajduje się w stołówce wydającej niesmaczne, pozbawione właściwości jedzenie. Wszystko to przypomina “nie-miejsce”, które francuski etnolog i antropolog kulturowy Marc Augé opisywał jako “przestrzeń, której nie da się określić ani jako tożsamościowej, ani znajomej, ani historycznej”, zaliczając do niej charakterystyczne dla nadnowoczesności anonimowe lotniska, supermarkety, autostrady.

Chociaż każdy z kolejnych ekscentrycznych agentów, których nasz bohater napotyka w swojej wędrówce po urzędowych pokojach, stara się wciągnąć go w swoją historię i przeciągnąć na swoją stronę, to żadne sojusze, więzi czy przyjaźnie nie są w tym świecie możliwe. Bohater szybko uświadamia sobie, że ekscentryczność i indywidualność są tu pozorne. W Gmachu wszystko przebiega wedle ustalonego planu, a jego własny los wyznaczają te same trajektorie, co losy jego poprzedników. Augé twierdzi, że “to właśnie w anonimowości nie-miejsc doświadcza się samotnie wspólnoty ludzkiego przeznaczenia”, ale w “Pamiętniku znalezionym w wannie” świadomość, że peregrynacje bohatera są powtórzeniem wędrówek innych agentów nie daje mu poczucia wspólnoty, ale raczej uświadamia, że jest trybikiem bezlitosnej, wszechwładnej, a zarazem w przygnębiający sposób banalnej maszyny. O ile początkowo pragnie, żeby w rzekomo zaszyfrowanych wiadomościach był ukryty sens, a nie kolejne warstwy coraz bardziej prymitywnych i absurdalnych interpretacji, to z czasem zaczyna liczyć na omylność gmachu, na obecność w nim czynnika ludzkiego, równoznacznego z jakimś marginesem wolności, możliwością choćby minimalnej zmiany z góry wyznaczonego i prozaicznego losu:

Wpisując niewyraźnie numer pokoju, dopuszczono się względem mnie przeoczenia, jakże ludzkiego, i to utwierdziło mnie w przekonaniu, że mimo wszystko działa wokół czynnik omylności, która dopuszcza istnienie tajemnicy i swobody.

W tym trywializującym ludzkie życie braku swobody Lem zdaje się widzieć mroczną i niebezpieczną stronę odgórnie urządzonych społeczeństw. Z pozoru tylko dużo szczęśliwszych – jak te przedstawione w “Kongresie futurologicznym” czy w “Powrocie z gwiazd” – niż zamknięta społeczność funkcjonująca w Gmachu. Bohater w pewnym momencie konstatuje, że w całym swym gorączkowym uwikłaniu nie pomyślał ani razu o Wielkiej Bramie, wyjściu z Gmachu:

Dlaczego dotąd nie pomyślałem o ucieczce, o próbie pozbycia się wszystkiego wraz z Misją, instrukcją, raczej jej pozorem, z fałszywym spiskiem, który spalił się na panewce? Trudno by mi było tłumaczyć się samym tylko strachem; oczywiście bałem się, że straże nie przepuszczą mnie, że zażądają przepustki, ale mogłem był przynajmniej zamyśliwać ucieczkę, tymczasem wcale nie brałem jej pod uwagę. Dlaczego? Że nie miałem dokąd iść, do czego wracać? Że Gmach mógł dosięgnąć mnie wszędzie?

Kafkowski świat Gmachu pozostaje w nieubłagalny sposób cykliczny i zamknięty, nie ma z niego ucieczki – jest jak koszmar senny, z którego nie można się obudzić. Jak dystopijny zły sen.

Scena ze spektaklu “Planeta Lem”, Madryt, 22 lipca 2011. Na zdjęciu: Miron Jagniewski (Ijon Tichy), fot. Studio PANATOFuturologiczne majaki

W “Pamiętniku znalezionym w wannie” pojawiają się nawiązania do Szekspira i Calderóna, a jego udręczony bohater w pewnym momencie łapie się na myśli, że może niewzruszone mury Gmachu to tylko jego sen albo, że ktoś inny śni o nim samym błąkającym się po niekończących się korytarzach. Motyw trudności rozróżnienia między jawą a snem, rzeczywistością a halucynacją, istniejącym realnie światem a symulacją pojawia się też w innej silnie dystopijnej powieści Lema, a mianowicie “Kongresie futurologicznym”. Jej bohater, znany z wielu utworów pisarza Ijon Tichy przybywa w niej na Ziemię na obywający się w Costaricanie Ósmy Światowy Kongres Futurologiczny. Rzeczywistość nieradzącej sobie z ogromnym przyrostem demograficznym Costaricany jest dosyć koszmarna – pełna nierówności, wszechobecnej przemocy i atmosfery napięcia, zwiastującej wybuch rebelii, która przerywa w końcu obrady futurologów. Same obrady również przedstawiają się absurdalnie – z powodu dużej liczby wystąpień prelegenci wypowiadają tylko cyfry odsyłające do najważniejszych fragmentów swoich referatów. Skądinąd proponowane przez nich w ten sposób rozwiązania problemów przeludnienia również zdają się nie mieć zbyt wiele sensu. W chaosie, który zostaje wywołany starciami policji z wzburzonym tłumem, Tichy pogrąża się w kolejnych warstwach halucynacji. W najgłębszej i najbardziej sugestywnej z nich zostaje odmrożony ze stanu hibernacji w przyszłości – w 2098 roku. Świat, w którym się budzi, jest pozornie idealny – panuje dostatek i wysoki standard życia, Nowy York jest pełen zieleni, a jego opisy przywodzą na myśl miasto-ogród z projektów Ebenezera Howarda. W sklepach można kupić oryginalne obrazy Rembrandta i Matisse’a, a tuż obok zgłosić swoją kandydaturę do Nagrody Nobla. Państwa i granice istnieją, ale nie ma wojen i konfliktów, a ludzie są zawsze uśmiechnięci, uprzejmi i spokojni. Okazuje się, że to w dużej mierze zasługa psychemii, nauki o tym, jak z pomocą środków chemicznych “łagodzić i harmonizować” to, co w człowieku dzikie, egotyczne i irracjonalne. Spontaniczne uczucia są przez nowych ludzi uznawane są nieprzyzwoite – różnorodne psychemikalia są stosowane codziennie, na każdą życiową okoliczność. Początkowo zachwycony tym wspaniałym światem Tichy stosuje je jednak niechętnie i z czasem coraz więcej zaczyna go w tej idylli niepokoić, coraz więcej dostrzega w niej rys i anomalii. Zdzierając kolejne warstwy iluzji, odkrywa, że jest ona symulacją wywoływaną przez rozpylane wszędzie w powietrzu maskony, które działając na mózg, zastępują obrazy świata zewnętrznego obrazami fikcyjnymi. Nie budzi to podejrzeń społeczeństwa przyzwyczajonego do psychemii. Tichy jednak, podobnie jak Neo w Matriksie, pod wspaniałą dekoracją odkrywa przygnębiającą rzeczywistość – umierający, zlodowaciały, przeludniony świat, w którym wynędzniali i zdeformowani przed nadużywanie psychemikaliów ludzie żyją w niezwykle ciężkich warunkach. Rzekomo ze względów humanitarnych postanowiono tę straszną prawdę przed społeczeństwem zakryć i wykreować świat pięknego i luksusowego pozoru. Jak tłumaczy Tichemu George Symington, jeden ze strażników tego porządku:

Jesteśmy zniewoleni stanem rzeczy. Zagnał nas w kąt. Gramy takimi kartami, jakie nam społeczny los wcisnął w ręce. Przynosimy spokój, pogodę i ulgę jedynym zachowanym sposobem. Utrzymujemy na skraju równowagi to, co bez nas runęłoby w agonię powszechną. Jesteśmy ostatnim Atlasem tego świata. Chodzi o to, że jeżeli już musi ginąć, niechaj nie cierpi. Jeżeli nie można odmienić prawdy, trzeba ją zasłonić, to ostatni jeszcze humanitarny, jeszcze ludzki obowiązek.

Jego potrzeba uzyskania aprobaty, zrozumienia czy rozgrzeszenia istoty nienależącej do zmanipulowanego społeczeństwa przypomina tę widoczną w argumentach, którymi Mustafa Mond próbuje przekonać Dzikusa w “Nowym wspaniałym świecie” Aldousa Huxleya. O ile jednak sztuczny raj opisany przez Huxleya jest solidnie i statycznie umocowany w rzeczywistości, ten demaskowany przez Tichego jest iluzją mającą przysłonić zbliżającą się obiektywną katastrofę.

Pracownia Stanisława Lema, 1999, fot. Witold Górka / Forum
Między utopią a dystopią

Żyjemy w czasach, w których bardziej popularne są dystopijne wizje przyszłości niż przepełnione optymizmem projekty lepszego świata. W połowie XX wieku Bertrand Russell pisał:

w naszym pozbawionym iluzji świecie, nie wierzymy już w wizje utopistów, a społeczności, zrodzone z wyobraźni, reprezentują w przejaskrawionej formie zło, które znamy z codziennego życia.

Warto jednak zauważyć, że jeszcze przed gorzkimi doświadczeniami dwóch wojen światowych, już w utworach wymienianych przez Russella jako przykłady gatunku zwanego utopią – m. in. “Utopii” More’a, “Micromagesie” Woltera, “Podróżach Gulliwera” Swifta – występuje spora dawka ironii. “Podróże Gulliwera”są często wręcz traktowane jako krytyka myślenia utopijnego. Ich autorzy mogli już przeczuwać, że granica między utopią a dystopią może być cienka. Według Jerzego Szackiego:

utopia może przeobrażać się w negatywną utopię, eutopia w dystopię, jeżeli podejść do niej z innym systemem wartości, z innymi aspiracjami, interesami, potrzebami, gustami. Można tedy powiedzieć, iż granica między utopią pozytywną i negatywną jest do pewnego stopnia płynna: to, co powinno, może w oczach innego człowieka jawić się jako to, co właśnie być nie powinno.

Płynność tej granicy zdaje się polegać też na tym, że jak wskazuje w swoich powieściach Lem, powszechną szczęśliwość zawsze osiąga się pewnym kosztem (wykluczenia charakterystycznej dla człowieka skłonności do ryzyka jak w “Powrocie z gwiazd”, pozbawienia ludzi możliwości konfrontowania się z rzeczywistością jak w “Kongresie futurologicznym “). Cena, którą trzeba za nią zapłacić, sprawia, że owa szczęśliwość podszyta jest smutkiem i melancholią lub też okazuje się całkowicie iluzoryczna. Niebezpieczeństwa, jakie zafascynowany techniką i cybernetyką Lem widział w próbach wykluczenia czynnika ludzkiego, omylności, marginesu swobody i wolności sprawiały, że budowane przez niego obrazy przyszłych społeczeństw są pełne ironii i sceptycyzmu, często niejednoznaczne. I tak “Pamiętnik znaleziony w wannie” poprzedzony jest wstępem, który miał na celu z jednej strony uśpić czujność PRL-owskiej cenzury, z drugiej strony zdystansować tekst od jego autora, przedstawiając go jako odkryty w dalekiej przyszłości relikt bliskich nam czasów. Dystopijna wizja świata pogrążonego w wywoływanej chemicznie iluzji w “Kongresie futurologicznym” sama jest halucynacją. Można twierdzić, że obie te powieści przedstawiają niebezpieczeństwa utopii. Czy jednak podejrzliwi wobec utopii nie zatracamy jednocześnie nadziei na zmianę, a w konsekwencji przestajemy działać? Zwłaszcza w kontekście kryzysu klimatycznego można by się zastanawiać, czy nie przypominamy mieszkańców świata przedstawionego w “Kongresie”, którym wydaje się, żyją w roku 2039, podczas gdy naprawdę jest rok 2098, którzy uczepieni iluzorycznego minionego świata zmierzają ku katastrofie?

To, że rzeczywistość zaczyna przypominać science-fiction, stanowi jeden z powodów, jakie podał Lem, odpowiadając w 1999 roku na pytanie, dlaczego przestał pisać w tym gatunku:

wiele zjawisk, problemów, rzeczy, spraw, o których pisałem jako o fantazmatach odległej przyszłości, stało się rzeczywistością. Nie mogłem więc już spokojnie pływać w fantazjach. Mój status wyglądał tak, jakbym znajdował się na łodzi podwodnej, podczas gdy głębokość wody, w której znajduje się łódź, gwałtownie się obniżała. Łódź staje wreszcie na dnie i zaczyna się jednocześnie wynurzać. To, co sobie wyobrażałem i umieszczałem w bardzo dalekiej, nieokreślonej przyszłości i co mnie ośmielało do rozwijania skrzydeł fantazji, zaczęło się stawać rzeczywistością. Kiedy coś wymarzonego staje się rzeczywistością, z reguły jest tak, że to, o czym się marzyło, realizuje się zawsze jako mniej nadobne, piękne, korzystne i pożyteczne dla ludzkości.

Być może dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy mądrej fantastyki naukowej – gatunku, do którego w dużej mierze przeniosły się i myślenie utopijne, i nasze lęki związane z przyszłością.


Karolina RychterKarolina Rychter – filozofka. Wykłada na Wydziale Artes Liberales UW. Zajmuje się związkami filozofii i literatury. Pisze też o winie i kulinariach.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Graffiti of knight from Middle Ages discovered in King David’s Tomb

Graffiti of knight from Middle Ages discovered in King David’s Tomb

JERUSALEM POST STAFF


IAA researchers discovered an inscription bearing the name and family emblem of a Swiss noble who made a pilgrimage to Jerusalem in 1466.

.
An inscription bearing the name of Swiss noble Adrian von Bubenberg, discovered in King David’s Tomb in Jerusalem / (photo credit: SHAI HALEVI / ISRAEL ANTIQUITIES AUTHORITY)

A piece of graffiti bearing the name of Knight Adrian von Bubenberg along with his family emblem was discovered on the wall of King David’s Tomb on Mount Zion, in Israel’s capital of Jerusalem, the Israel Antiquities Authority announced on Thursday.

Found as part of the IAA’s research project documenting pilgrims’ inscriptions, the researchers discovered the graffiti bearing the name of the Swiss noble, who was dubbed a Knight of the Holy Sepulchre following his pilgrimage to Jerusalem in 1466.

More than 40 inscriptions belonging to both Christian and Muslim pilgrims, in several languages, were discovered during the IAA’s project.

The research results were announced in a conference titled New Archaeological Studies in Jerusalem and the Vicinity, jointly held with the Hebrew University of Jerusalem and Tel Aviv University on Wednesday.

Who was Adrian von Bubenberg?

Bubenberg, born in 1424, was labeled a Swiss national hero for military conquests across Europe, specifically in the Battle of Morat, fought as part of the Burgundian Wars of the 15th century.

He died in 1479 and was buried in the Bern Minster, the cathedral of Switzerland’s de-facto capital Bern, where he was mayor for three separate terms.

A bronze monument displaying the likeness of von Bubenberg can be found in the Swiss capital’s old city, in the Bubenbergplatz Plaza, named after the Middle Ages nobleman.

Statue of Adrian von Bubenberg, in Bern, Switzerland (credit: Wikimedia Commons)

Why was his name inscribed on the walls of King David’s Tomb?

The IAA project leaders, Michael Chernin and Shai Halevi, explained that “in the Mamluk period [of control of the Land of Israel], the building complex adjacent to the traditional tomb of King David was owned by the monks of the Franciscan Catholic Order.

“The building served as a monastery and a hostel for the Western pilgrims, who left their mark on the walls,” they said, noting that “technological methods developed today enable reading the faded inscriptions.”

These technologies use multispectral photography, the IAA said. By using different wavelengths invisible to the human eye, these ancient inscriptions that have since faded and been erased can be viewed.

“Believers, pilgrims and visitors seeking to make contact with sanctified Jerusalem, left traces that the IAA researchers reveal and record on a daily basis,” according to authority director Eli Escusido. 

“All these remains contribute to the fascinating picture,” he said: “Research carried out in Jerusalem embraces religions and cultures worldwide.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


UN Commission Announces Investigation of Israeli ‘Apartheid’

UN Commission Announces Investigation of Israeli ‘Apartheid’

Dion J. Pierre


StandWithUs holds a press conference outside the headquarters of the United Nations in New York, featuring Israeli Ambassador to the United Nations Gilad Erdan, October 27, 2022. Photo: Dion J. Pierre

A UN commission announced Thursday that it will investigate the allegation that Israel is an “apartheid state,” eliciting strong rebuke from pro-Israel organizations.

“We’re focusing on the root cause, which is the occupation, and part of it lies in apartheid,” said Navi Pillay, a member of the United Nations’ Commission of Inquiry on Israel, the West Bank, and Gaza (COI). “We will be coming to that. That’s the beauty of this open-ended mandate. It gives us the scope.”

Commissioner Miloon Kothari, who in July made comments about the undue influence of a so-called “Jewish lobby” on the media, said the COI would “have to look at issues of settler colonialism.”

“Apartheid itself is a very useful paradigm, so we have a slightly different approach, but we will definitely get to it,” he added.

The COI’s announcement follows the release of its second report on the Israeli-Palestinian conflict. The Commission was established last year following the 11-day war between Israel and Gaza’s ruling Hamas group in May. COI is the first UN commission to ever be granted an indefinite period of investigation, which has drawn criticism from the US State Department, members of US Congress, and Jewish leaders across the world.

StandWithUs, a nonprofit that educates the public about Israel and raises awareness of antisemitism, denounced the commission for its anti-Israel bias, at a press conference outside the United Nations headquarters in New York on Thursday.

“Dozens of organizations stood together against the hateful, predetermined, manipulative report by the United Nations Human Rights Council’s ‘Commission of Inquiry’ against Israel,” StandWithUs CEO Roz Rothstein told The Algemeiner. “People around the world who appreciate truth and stand against anti-Jewish bigotry should be proud.”

South African lawyer Olga Meshoe-Washington of the Institute for Black Solidarity with Israel (IBSI) also disputed the commission’s allegations that Israel is an apartheid state.

“Shame on the commission for continuing to appropriate the history of my people and trivializing my family’s pain, under the banner of human rights,” she said. “It erases the very real, very lived experience of the brutality of apartheid; a reality that includes millions of Black South Africans fleeing their country and living in exile under fear of persecution purely because of the color of their skin. This is not Israel.”

Israeli Ambassador to the United Nations Gilad Erdan also spoke, arguing that “this is a council that has condemned Israel, a liberal democracy, more than Iran, Syria, and North Korea.”

“Today, it’s no longer politically correct to blame Jews for all the world’s problems, so antisemites adapt,” he said. “Rather than burning Jews at the stake, antisemites burn the Jewish state at the stake.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com