Archive | 2015/10/02

Życie po Zagładzie

Życie po Zagładzie – Rozmowa z prof. Katarzyną Prot

Anna Ciałowicz



Problem psychologicznych skutków Zagłady jest ważny zarówno dla ocalałych i ich rodzin, jak i dla świadomości zbiorowej. Psychoterapią osób dotkniętych zespołem stresu pourazowego (PTSD) zajmuje się prof. Katarzyna Prot, przewodnicząca Izraelsko-Polskiego Stowarzyszenia Zdrowia Psychicznego (IPMHA).

Co to jest zespół stresu pourazowego?

Zespół stresu pourazowego to odpowiedź psychiki na do- świadczenie ekstremalne. Zauważono, że w konsekwencji wydarzenia traumatycznego pojawia się zespół specyficznych objawów. Obserwacje dotyczące reakcji osób na zagro- żenie życia miały miejsce już po pierwszej wojnie światowej, ale pierwsze systematyczne badania dotyczyły ocalałych z Zagłady w związku z rekompensatami wojennymi. Ze zdziwieniem stwierdzono, że nawet po wielu latach ocalali mają objawy wyraźnie związane z traumą wojny. Wtedy powstała koncepcja „zespołu ocalałego”. Za podstawową cechę tego zespołu uznano poczucie winy. Poczucie winy jest wła- ściwie niezgodne z myśleniem w kategoriach psychologii popularnej – przecież osoba, która doznała takiej traumy, powinna mieć raczej poczucie krzywdy. Natomiast ocalali bardziej lub mniej wprost mówili o poczuciu winy. To uznano za „jądro” tego zespołu. Kolejne masowe badania osób, które doznały traumy, objęły kombatantów wojny wietnamskiej. Wtedy wrócił temat reakcji na traumę i „zespół stresu potraumatycznego” (PTSD – Posttraumatic stress disorder) trafił do klasyfikacji psychiatrycznej.

Czy łatwo stwierdzić występowanie poczucia winy?

W rozmowach z ocalałymi na zadane wprost pytanie: „Czy masz poczucie winy? rzadko usłyszy się odpowiedź twierdzącą. Natomiast często w ich opowieściach pojawia się wątek innego członka rodziny – osoby wyjątkowo utalentowanej, dobrze rokującej, która w opinii rozmówcy była bardziej warta ocalenia niż on sam. To jest, moim zdaniem, wyrażone nie wprost poczucie winy za to, że ja żyję, kiedy inni zginęli. Poczucie winy jest obecnie uwzględniane, jako dodatkowa charakterystyka zaburzenia stresu pourazowego, ale nie kryterium diagnostyczne. Ocalali przeżywają flashbacki, to znaczy nagłe wrażenie, jakby przeżyta trauma wydarzała się tu i teraz. Mają koszmary senne związane z traumą. Tego rodzaju objawy powodują z kolei stałe napięcie i wycofywanie się z życia, aby unikać sytuacji przypominających wydarzenie traumatyczne. Ten opis dotyczy dorosłych osób narażonych na traumę. Inaczej jest z dziećmi, które nie pamiętają sytuacji traumatycznych. Osoby ocalałe, jako dzieci często doświadczyły separacji od rodziców, braku właściwej opieki macierzyńskiej, tak ważnej na wczesnym etapie życia. Częściej niż dorośli mają niespecyficzne objawy świadczące o pamięci ciała.

Co decyduje o wystąpieniu zespołu stresu pourazowego?

Okazuje się, że bardzo ważne jest to, co wydarzy się po doświadczeniu traumatycznym. W indywidualnej traumie dziecka jest to obecność osoby dorosłej, która jest w stanie zrozumieć, co się stało, nazwać to, nie przestraszyć się – i w tym sensie uleczyć. To jest to, co powinna zrobić dobra matka, czyli taka, która nie mówi: „nic się nie stało”, „bądź mężczyzną”, „przestań beczeć”. Dobra matka – matka holdingująca – sama nie powinna być bardziej przerażona niż dziecko. W traumie zbiorowej, którą był Holokaust, ważna jest reakcja społeczna. Społeczeństwo może spełnić matczyną rolę – uznać cierpienie ofiar. Można powiedzieć, że żadne społeczeństwo nie było dla Żydów po Holokauście taką „holdingującą matką”. Sytuacja społeczna ocalałych po wojnie opisywana jest, jako „zmowa milczenia”. Żydzi wyszli z wojny bardzo poranieni, z poczuciem winy, ale też z poczuciem poniżenia. Nie chcieli i nie mogli o tym mówić. „Inni” – przede wszystkim bliżsi lub dalsi obserwatorzy Zagłady – nie chcieli o tym słuchać. Tak było na całym świecie, także w Izraelu, gdzie ocalali nie pasowali do obrazu dzielnego Żyda, który buduje państwo na pustyni. Więc nigdzie to „objęcie” czy „trzymanie” powojenne się nie odbyło. W Polsce mamy do czynienia z bardzo złożonym zjawiskiem – więk- Życie po Zagładzie Problem psychologicznych skutków Zagłady jest ważny zarówno dla ocalałych i ich rodzin, jak i dla świadomości zbiorowej. Psychoterapią osób dotkniętych zespołem stresu pourazowego (PTSD) zajmuje się prof. Katarzyna Prot, przewodnicząca Izraelsko-Polskiego Stowarzyszenia Zdrowia Psychicznego (IPMHA). szość społeczeństwa biernie obserwowała eksterminację Żydów, ale też wielu Polaków z unicestwienia Żydów skorzystało ekonomicznie. Budzi to poczucie winy i uruchamia kolejne obrony po stronie polskiej. Byliśmy tego niedawno świadkami podczas debaty prezydenckiej. To nie ułatwia przepracowania traumy ani po stronie żydowskiej, ani polskiej.

Czy osoby, które aktywnie działały na rzecz swojego ocalenia, są mniej narażone na wystąpienie u nich PTSD?

To dotyczy każdej sytuacji traumy. Ktoś, kto może grać bardziej aktywną rolę, jest mniej narażony na skutki zdarzenia traumatycznego. Bardzo dobrze to widać na przykładzie osób, które przebywały w obozach. W narracjach obozowych bardzo podkreślane są momenty, w których coś wydarzyło się wbrew całemu systemowi obozowemu. To mogły być drobne rzeczy, w których ktoś wykazał aktywność. W mojej książce opisuję sytuację, w której jeden z rozmówców, trafiając do obozu, dowiaduje się, że działa tam organizacja pomagająca więźniom. Jej członkowie deklarują, że część swojej racji żywieniowej będą oddawać bardziej potrzebującym. Dla niego to było niesłychanie waż- ne, jako sytuacja, w której sam może o czymś zadecydować. Nawet o tym, żeby oddać kawałek chleba. Podobne historie powtarzają się dość często. To nie musiał być otwarty bunt, ale sytuacje, w których odzyskiwało się wpływ na kawałek rzeczywistości, kiedy można było wybrać. To dawało poczucie sprawczości. Znamienne, że obecnie coraz więcej mówi się o sile ocalałych, o ich zdolności przetrwania. Jest to także obecne w języku, z którego zniknęło słowo „ofiara”, a określenie „ocalony” zostało zmienione na „ocalały” w proteście przeciw myśleniu o bierności „ratowanych”.

W przypadku ocalałych z Zagłady trauma była długotrwała, często wiążąca się z przyjęciem fałszywej tożsamości.

Ukrywanie się na fałszywych papierach, zmiana tożsamości – to jest specyfika traumy polskich Żydów. Do dzisiaj powoduje to duże zamieszanie wokół tożsamości. Osoby starsze wiedziały dokładnie, kim są, jak się nazywają, jednak „na ten czas” musiały mieć zmienioną tożsamość. Czy możliwy jest powrót do poprzedniej tożsamości? Czy możliwy jest powrót do żydowskiego imienia? To są trudne i subtelne decyzje. Czasami zapominamy, że społeczność ocalałych stanowi bardzo „wyselekcjonowaną” grupę z przedwojennej spo- łeczności żydowskiej w Polsce. Ocalali to osoby, które musia- ły mieć jakąś styczność ze światem polskim, z reguły mówi- ły po polsku; ich szanse na przeżycie były większe niż tych, których podstawowym językiem komunikacji był jidysz. Ocalali w większości pochodzą z rodzin zasymilowanych. Oni lub ich rodzice nawet przed wojną powiedzieliby, że są i Polakami, i Żydami. Do dziś ocalałym zadaje się pytania: „Jak twoja rodzina obchodziła żydowskie święta?”. W przekazie kulturowym istnieje wyobrażenie Żyda ze sztetla – i z nim utożsamia się ocalałych. Młodsi ocalali często dowiedzieli się po wojnie, że mieli żydowskich rodziców. Wiele osób przez całe życie budowało tożsamość w oparciu o to, że ich polscy rodzice są prawdziwymi rodzicami – i nagle dowiadują się, że rzeczywistość jest zupełnie inna. Stanowi to bardzo trudne wyzwanie dotyczące tożsamości. W Muzeum POLIN otwarto niedawno wystawę „Moi żydowscy rodzice, moi polscy rodzice”. Dano głos osobom, które mają „podwójną parę” rodziców. Czują lojalność wobec żydowskiej rodziny, która z reguły nie prze- żyła, natomiast głębokie pozytywne emocje często związane są polskimi rodzicami, z polskimi świętami. Wystawa ta pokazuje też złożoność relacji z polskimi rodzicami. Ocalali po latach mają odwagę powiedzieć, że nie zawsze było dobrze, że często nie czuli się chcianym prezentem od losu…

Tyle się mówi o modzie na poszukiwanie korzeni…

Określenie typu „moda na poszukiwanie korzeni” jest bardzo upraszczające. Polska jest krajem, gdzie kultywuje się przeszłość. Ludzie szperają po herbarzach, a mimo to nie ma zrozumienia dla osób, które odczuwają wielki brak, jakim jest niewiedza na temat rodziców czy dziadków. A przecież naszą tożsamość budujemy w oparciu o przekaz wielopokoleniowy. Poszukiwanie wiedzy o przodkach jest naturalną i bardzo silną potrzebą. Wielokrotnie widziałam wzruszenie osób, które nie znały nigdy swojej biologicznej rodziny i nagle odnajdywały rodzinne zdjęcia. Teraz mogły się przekonać, jak wyglą- dał dziadek lub kuzyn. Odkrycie faktu, że jest się do kogoś fizycznie podobnym, to niesłychanie ważne przeżycie. Za mało robimy, żeby pozwolić innym empatycznie zrozumieć, jakie to jest ważne. Bo rzeczywiście, jeśli ktoś ma dużą rodzinę, wie, skąd pochodzi, ma podobnych kuzynów, to trudno jest mu się wczuć w sytuację, kiedy nie ma się nikogo podobnego. Powinna odbyć się jakaś praca, żeby to było postrzegane nie jako fanaberia, lecz jako rzeczywista wewnętrzna potrzeba.

Badaniami objęła Pani ocalałych z Polski i Rumunii. Czy te grupy czymś się różnią?

Trudno jest mówić o Rumunii jako całości. W 1930 roku w Rumunii było około 757 tysięcy Żydów. Stanowili oni w zależności od regionu odmienne społeczności żydowskie. Żydzi z terenów Bukowiny, Besarabii i Maramuresz tworzyli społeczności typu wschodnioeuropejskiego (mówili po rosyjsku, niemiecku lub w jidysz), w Siedmiogrodzie i Banacie typu węgierskiego (mówili po węgiersku lub niemiecku). Żydzi z terenów Wołoszczyzny byli w największym stopniu zasymilowani z rumuńską większością, byli jedynymi związanymi z kulturą rumuńską. Przebieg Zagłady był odmienny w każdym z regionów, ale podobnie jak w Polsce największe szanse ocalenia miały osoby zasymilowane. W Rumunii jest spora grupa Żydów związanych z kulturą węgierską, którzy przeżyli Auschwitz. Zostali wywiezieni w 1944 roku z Siedmiogrodu. Nie ma natomiast zjawiska zmiany tożsamości, ukrywania się „na aryjskich papierach”. Tak więc problemy psychologiczne różnią się.

Czy objawy PTSD z czasem przybierają na sile?

Objawy PTSD mają charakter fluktuujący. Jedna z teorii mówi, że Żydzi zaraz po wojnie musieli zająć się swoim życiem, nie mieli przestrzeni na wspominanie i że był to okres bezobjawowy. Inni twierdzą, że okres ten był tylko pozornie bezobjawowy i ocalali cierpieli w milczeniu. Myślę, że u części osób mechanizm obronny, niedopuszczający obrazów z przeszłości, był skuteczny, a inni rzeczywiście cierpieli w milczeniu. Z późniejszych rozmów lub relacji członków rodziny wiemy, że czasami widać było, że cierpią, ale o tym nie mówili. Widać to choćby w wywiadach zawartych w książce Mikołaja Grynberga Oskarżam Auschwitz. Istnieje też grupa „trudnych” ocalałych, którzy nie dawali sobie rady, wybuchali agresją, nadużywali alkoholu. O tym trudno jest wspominać ich dzieciom. Nie wiadomo, jak mówić o przemocowym ojcu lub zaniedbującej matce, którzy ocaleli z Zagłady i po latach wiemy, że nie radzili sobie z niewyobrażalną traumą. Czasami dzieci wybierają całkowity brak identyfikacji z ocalałym rodzicem, a tym samym także ze swoim żydowskim pochodzeniem. Wracając do objawów PTSD – bywa, że przybierają one na sile w wieku starszym. Z jednej strony następuje osłabienie mechanizmu obronnego w postaci aktywnego życia, z drugiej aktualne straty odtwarzają sytuację „tamtych” strat. Objawy też nasilają się w zawiązku z sytuacjami społecznymi. Jeśli powtarza się sytuacja niezrozumienia czy wręcz agresji wobec Żydów, lęk i obawy się nasilają. Na poziomie racjonalnym ocalali nie myślą, że Holokaust może się powtórzyć, natomiast lęk jest taki, jakby mógł wydarzyć się na nowo. Ocalali ostro reagują na negowanie Zagłady. Użyliśmy metafory matki i dziecka. Jeśli matka mówi: „Nic się nie wydarzyło”, jeśli następuje zaprzeczenie, że dziecku stała się krzywda, to jest to dla niego na tyle trudna sytuacja, że może z powrotem odtwarzać traumę, która na jakimś poziomie została zaleczona. Oczywiście można się zastanawiać, czy jest możliwe całkowite zaleczenie traumy Holokaustu. Być może w ogóle nie o to chodzi.

Jaki cel ma więc praca psychoterapeutyczna z ocalałymi z Zagłady?

Myślenie w tej kwestii się zmienia. Początkowo psychoterapeuci postulowali całkowitą rekonstrukcję osobowości, obecnie celem jest raczej możliwość wbudowania doświadczenia traumatycznego w swoją historię. Na pewno ważne jest stworzenie przestrzeni, by ocalali mogli opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Tu istotną rolę odgrywa Stowarzyszenie „Dzieci Holocaustu”. Opowiadanie i wysłuchiwanie tych historii należy do procesu leczącego – leczy ocala- łych, ale może też leczyć społeczeństwo.

Czy taką rolę spełnia Pani książka?

Książka jest niszowa. Wydawało mi się, że odbiorcami będą osoby, które naukowo zajmują się badaniem traumy. Natomiast okazało się, że książka jest czytana też przez ocalałych i ich dzieci. Nie ma poradnika, który by pokazywał, jakie są konsekwencje Holokaustu jako doświadczenia traumatycznego. Mam tę satysfakcję, że moja książka częściowo spełnia taką rolę. Rodzice dają ją swoim dzieciom. Ci, któ- rym trudno jest opowiadać, używają jej jako pośrednika, stwarzana jest przez to możliwość dialogu. Oczywiście na koniec rodzic musi z dzieckiem porozmawiać. Ta książka nie ma czegoś zastępować, ale może służyć zaproszeniu do rozmowy.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


It’s Disgraceful to Compare European Migrants to Holocaust Victims

It’s Disgraceful to Compare European Migrants to Holocaust Victims

Tibor Krausz


The gates of the Auschwitz death camp. Photo: Wikimedia Commons.If we are to believe Robert Frolich, Hungary’s chief rabbi, we’re witnessing scenes not seen in Europe since the Holocaust. “It was horrifying when I saw those images [of migrants in Europe],” Frolich told The New York Times. “It reminded me of Auschwitz.”

What were those images? Thousands of migrants had entered the Czech Republic illegally, and police had written numbers on the arms of some with markers, to help keep track of them. This simple procedure reminded the rabbi of the tattooing of concentration camp inmates marked for death. Meanwhile, Hungary, Bulgaria, Greece and France have been erecting flimsy razor-wire fences in a desperate and unsuccessful bid to keep out illegal immigrants who have been pouring across their borders en masse for weeks and months.

Another outrage caused Kenneth Roth, Human Rights Watch’s Jewish executive director, to trot out his own Holocaust comparison. “Certainly those images of the trains can’t help but conjure up nightmares of the Holocaust,” he pontificated.

Roth was referring the trains carrying thousands of migrants from their points of illegal entry in sovereign nations like Hungary towards Germany, via Austria, where they had insisted on going, and where they would be housed in relative comfort – not shuffled off to their deaths in concentration camps.

“They tell them that the train was going to Austria and then take them to a camp instead,” Frolich chimed in. “[I]t is very similar to what happened to Jews in the 1940s.”

Is it? Such gratuitous comparisons to the fate of Jewish Holocaust victims are not only fatuous; they are disgraceful – especially coming from a rabbi and a human rights activist, both of whom should know better. It was the migrants themselves who had insisted on getting on those trains in the first place. When Hungarian authorities in Budapest tried to stop them, the asylum-seekers came close to rioting.

Nevertheless, Jonathan Greenblatt, the Anti-Defamation League’s national director in New York, couldn’t resist his own Holocaust comparison. “[T]he insensitivity and the ignorance of the imagery [the police’s] actions evoked is stunning; it’s just sickening.”

That’s not what’s sickening. It’s cheap moralizing and spurious comparisons that arouse nausea. Nor is it particularly commendable to keep reminding Europeans – be they the descendants of Nazi perpetrators or their erstwhile victims, like the Czechs – of the Holocaust any chance we get.

So let us remind Messrs. Frolich, Roth and Greenblatt: Jews who ended up being butchered by the Nazis were not stampeding across the borders of several sovereign European states to seek a better life. They were taken against their will. My grandparents’ generation in Hungary, hundreds of thousands of whom perished in Auschwitz, would surely have appreciated the kind of hospitality that Europeans, Germans included, have generally been showing these asylum-seekers.

Let us also remind these gentlemen that there are already hundreds of thousands of newly (and illegally) arrived people in Europe, a continent facing a massive humanitarian crisis, with potentially millions more on the way. Most of them happen to be young males, many of whom hail from as far away as Pakistan and Bangladesh, who surely could have found plenty of other safe havens en route if they had needed one.

Since most migrants carry no IDs of any sort (presumably on purpose), and routinely refuse to be processed administratively at their points of forced entry, we have no way of knowing who exactly they really are. Many are surely genuine refugees; many others almost certainly aren’t. The Islamic State has repeatedly boasted of embedding their fighters among the ranks of refugees, some of whom have burned off their fingertips with acid to foil efforts at being properly registered or potentially identified through fingerprinting.

Yet any attempts by European authorities at enforcing even a semblance of order and verification instantly remind Frolich, Roth and Greenblatt of the industrial-scale genocide of Jews. And this when Jewish communities across much of Europe are increasingly being targeted by militant Islamists.

It’s disgraceful and they should be ashamed.


avatarTibor Krausz
is a journalist and writer who has explored a broad range of subjects in North America, Europe, the Middle East and Southeast Asia. A correspondent for The Jerusalem Report, he has also written for The Christian Science Monitor, The Washington Post, The Sydney Morning Herald, The South China Morning Post, The National Post, CNN and other publications.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Orthodox Jewish neighborhood of Brooklyn

Orthodox Jewish neighborhood of Brooklyn

http://israelvideosfeed.com


Borough Park (usually spelled Boro Park by its residents), is a neighborhood in the southwestern part of the borough of Brooklyn, in New York City in the United States; Borough Park covers an extensive grid of streets between Bay Ridge and Prospect Park. Borough Park had its beginnings in a few streets of cottages called “Blythebourne” erected in 1887 by the speculative builder, Electus B. Litchfield.Another developer, William Reynolds, built more speculative housing in the area, which was served by a steam railroad, the Brooklyn, Bath and Coney Island West End Line.

Borough Park is home to one of the largest Orthodox Jewish communities outside of Israel, with one of the largest concentrations of Jews in the United States, and Orthodox traditions rivaling many insular communities. Since the average number of children in Hasidic and Hareidi families is 6.72, Borough Park is experiencing sharp growth. It is an economically diverse area, with rich, working class and poor people living side-by-side and going to the same schools and synagogues.

Its heart lies between 9th and 18th Avenues and 40th and 61st Streets. Borough Park is patrolled by the NYPD’s 66th [6] Precinct and by Boro Park Shomrim Citizen Safety Patrol


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com