Archive | 2015/10/19

Timothy Snyder: Nie jestem lekarzem polskich chorób

Timothy Snyder: Nie jestem lekarzem polskich chorób

Jarosław Kuisz


„Opisuję Holokaust na nowo nie po to, żeby niektórzy czuli się lepiej czy gorzej, ale po to, żeby wyjaśnić przyczyny. Szukając przyczyn, dochodzę do wniosków dla czytelnika nieoczekiwanych”, mówi amerykański historyk.

Jarosław Kuisz: Właśnie ukazała się pańska nowa książka „Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie”. Na początku przypomina pan w niej światopogląd Adolfa Hitlera, który dziś zwykle traktuje się jako rodzaj umysłowej aberracji. Pan jednak traktuje poglądy Hitlera poważnie, jako rodzaj przestrogi na przyszłość. W chwilę później zwraca pan uwagę na istotne różnice między przedwojennym antysemityzmem polskim i niemieckim. Antysemityzm polski nie chciał fizycznej zagłady Żydów, ale wyekspediowania ich z kraju. Antysemityzm hitlerowski zaś oznaczał pragnienie unicestwienia Żydów jako rasy. Pamiętając, że dziś określa się antysemityzm jednoznacznie jako zło, a tzw. kłamstwo oświęcimskie jest w wielu państwach karalne, chciałbym zapytać, jakie znaczenie ma, pana zdaniem, wyszukiwanie tych różnic? Czy cieniowanie antysemityzmów nie prowadzi do wniosku, że istnieją antysemityzmy lepsze czy gorsze, mniejsze czy większe?

Timothy Snyder: Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie uważam się za lekarza polskich chorób. Ale właśnie dlatego mogę sobie pozwolić na to, by zwrócić uwagę na te różnice pomiędzy antysemityzmami w latach 30. Sądzę bowiem, że mają one ogólniejsze znaczenie. Z pewnością antysemityzmów nie można jednak określać jako „mniejsze” lub „większe”. Chodzi przede wszystkim o ideę polityczną, która występuje w różnych wariantach – tak jak są różne rodzaje nacjonalizmu, patriotyzmu czy socjalizmu. Ale analizowanie Holokaustu według „ilości antysemityzmu” to straszne uproszczenie. Gdybyśmy tak robili, niczego byśmy nie rozumieli.

Laikowi wydaje się, że na temat Holokaustu napisano mnóstwo książek. Jakie pytania warto jeszcze dziś zadawać?

Warto zastanowić się nad tym, dlaczego Holokaust zaczął się w Niemczech, gdzie akurat publiczne przejawy antysemityzmu wcale nie były silne. Warto zadać pytanie, jak to możliwe, że większość kolaborantów, którzy z bronią w ręku uczestniczyli w Holokauście, to byli obywatele sowieccy, podczas gdy Związek Radziecki był właściwie jedynym anty-antysemickim krajem w Europie. Wreszcie, warto pytać o to, jak wyjaśnić, że ogromną większość Żydów holenderskich zabito, a większość francuskich Żydów przeżyła, mimo że nastroje antysemickie były dużo silniejsze we Francji niż w Holandii.

I przy próbie odpowiedzi na te pytania pojawia się wiele antysemityzmów?

Przede wszystkim chodzi mi o to, żeby czytelnik zrozumiał, jak radykalny był hitlerowski wariant antysemityzmu. Nie każdy antysemita uważa, że żydowskie jest wszystko, co metafizyczne, wszystko, co polityczne i wszystko, co naukowe. Można być antysemitą, nie mając takich poglądów, ale Hitler tak właśnie sądził.

Napisałem bardzo konserwatywną książkę, w której próbuję wyjaśnić, jak to możliwe, że następowały poszczególne etapy Holokaustu. Rozdział o Polsce w „Czarnej ziemi” napisałem po to, aby, po pierwsze, pokazać, że chociaż antysemityzm był rozpowszechniony w społeczeństwie, a od 1935 r. był też oficjalną ideologią polskiego rządu, ten wariant antysemityzmu nie był antypaństwowy, ale wręcz propaństwowy. Celem była przede wszystkim konsolidacja polskiego państwa, a jednym ze sposobów na osiągnięcie tego celu było udzielenie pomocy Żydom w stworzeniu ich własnego państwa. Czy to jest właściwe, czy nie – to inna sprawa. Ja osobiście uważam, że niewłaściwe. Ale warto przypomnieć, że taki sposób myślenia, ten antysemityzm propaństwowy był całkowicie obcy nazistom, dla których państwo było kategorią rasową. W oczywisty sposób nie mogli więc popierać budowy państwa izraelskiego.

Po drugie, chciałem też w nieco innym świetle ukazać genezę II wojny światowej. Jeśli bowiem dojdziemy po prostu do wniosku, że i Polska, i Niemcy były w latach 30. państwami antysemickimi, to… dlaczego walczyły ze sobą? To jest kluczowe pytanie dla Żydów, bo przecież bez II wojny światowej nie byłoby Holokaustu. Żeby rozumieć początek wojny, to właśnie trzeba rozumieć: dlaczego Polska i Niemcy nie mogły współpracować w kwestiach istotnych dla obu państw.

Opisując historię lat 30., przypomina pan, jak różne było nastawienie do problemu osadnictwa żydowskiego w Palestynie z perspektywy brytyjskiej, niemieckiej i polskiej. „Londyn przychylnie zapatrywał się na państwowość żydowską (w odległej i nieokreślonej przyszłości), jednak wtedy (w tym momencie) sprzeciwiał się dalszej masowej migracji Żydów. Berlin nie życzył sobie państwowości żydowskiej, ale chciał, aby Żydzi opuścili Niemcy najszybciej, jak to możliwe, udając się w nieokreślone odległe miejsce. Warszawa opowiadała się zarówno za masową emigracją Żydów z Europy, jak i za powstaniem państwa żydowskiego w Palestynie”. Następnie przypomina pan mało znany epizod, jak polskie wojsko udzielało pomocy Haganie – najważniejszej syjonistycznej organizacji samoobrony w Palestynie. Polacy pomagają Żydom, aby się ich pozbyć z II RP. Ich polityka jest pozornie zbieżna z celami III Rzeszy. Pisze pan m.in. o pewnej ślepocie naszych dyplomatów i wojskowych w drugiej połowie lat 30. XX w.: „Polscy przywódcy nie pojmowali, że istotą dla nazistów nie jest wykonalność konkretnego planu deportacji, ale stworzenie ogólnych warunków pozwalających zniszczyć Żydów w ten czy inny sposób”. Pokazywanie odcieni antysemityzmu niemieckiego i polskiego w latach 30. XX w. może wywołać w Polsce i Niemczech pewne poruszenie…

Ja opisuję to wszystko na nowo nie po to, żeby niektórzy czuli się lepiej czy gorzej, ale po to, żeby wyjaśnić przyczyny. Szukając przyczyn, dochodzę do wniosków dla czytelnika nieoczekiwanych.

Zadam to pytanie wprost: czy nie obawia się pan, że czytelnik polski może odnieść wrażenie, że przedstawiając takie epizody z lat 30., jak pomaganie Irgunowi czy Haganie, można nieco wybielić polski antysemityzm? Oto w przeszłości istniał taki niegroźny, pocieszny, polski antysemityzm propaństwowy, zaś po drugiej stronie znajdował się zły, brunatny antysemityzm nazistów?

Póki co polskojęzyczne recenzje mojej książki nie idą w tym kierunku. Polacy wolą raczej podtrzymywać tradycyjny pogląd, że Żydzi byli komunistami, a komuniści Żydami. Ja chciałem pokazać, że to nie jest fakt, który był przyczyną Holokaustu, ale mit – mit, który był skutkiem Holokaustu i między innymi polskiego w nim współudziału.

Poza tym nigdy nie nazwałbym także żadnego antysemityzmu „dobrym”, nawet w cudzysłowie. W „Czarnej ziemi” moim zasadniczym celem jest pokazanie anarchizującego elementu nazistowskiego antysemityzmu.

Właśnie to, że Hitler i jego zwolennicy byli wrodzy instytucji państwa, miało fundamentalne znaczenie. Z punktu widzenia etycznego można bowiem każdy antysemityzm uznać za tak samo zły jak inne, ale z punktu widzenia praktyki politycznej to fakt, że naziści byli przeciwko państwom jako takim, miał praktyczne konsekwencje dla Żydów. Zniszczenie państw, takich jak Polska, umożliwiło Holokaust.

To dla mnie bardzo ważne, by czytelnicy zrozumieli, że nie możemy wyjaśnić Holokaustu po prostu akumulacją antysemityzmu. To nie działa. Należy więc szukać innych przyczyn.

W polskiej debacie publicznej – szczególnie wśród części prawicy – modny jest ostatnio pogląd, zgodnie z którym więcej polskich Żydów można było ocalić dzięki zawarciu układu z Adolfem Hitlerem niż dzięki podjęciu decyzji o wojnie z nim. Pan takiej możliwości, jak rozumiem, nie dopuszcza, bo te dwie perspektywy, czyli polski romantyczny etatyzm, budowanie państwa dla Polaków, a potem dla Żydów w Palestynie, oraz nazistowski anarchizm – czyli niszczenie kolejnych państw, Austrii, Czechosłowacji, Polski etc. – po prostu nie mogły się spotkać.

Tego rodzaju analizy kontrfaktyczne to gry, do których trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. Trzeba wyrażać się bardzo konkretnie – by zrozumieć, co dokładnie się proponuje. Czy chodzi o to, że Józef Beck mógł się zachowywać inaczej niż się zachowywał? Nie sądzę, bo Beck był Beckiem i przedstawiał jasny pogląd, zgodnie z którym Polska nie mogła być sojusznikiem ani Niemiec, ani Sowietów. Nie sądzę więc, żeby to było możliwe i nie uważam też, żeby obóz rządzący wówczas Polską – choć bardzo niedoskonały i pełen rożnych wad – był w stanie zaakceptować nazistowski światopogląd, zgodnie z którym dobrze by było zniszczyć państwa europejskie, zaczynając właśnie od polskiego.

Każdy, nawet najgłupszy z tych ludzi, rozumiał, że sojusz z Niemcami nazistowskimi oznaczałby zniszczenie państwa polskiego. Rozumieli oni, że gdyby Polska wspólnie z Hitlerem przystąpiła do wojny przeciw Sowietom, natychmiast stałaby się satelitą, a nie samodzielnym państwem. Nie mogli rozpatrywać takiego wariantu jako ratunku państwowości polskiej. Właśnie stąd bierze się ten patos Becka, kiedy mówi o honorze. Wie, że kiedy wojsko niemieckie przejdzie przez jego kraj, to już nie będzie suwerennej Polski. I ma w tym absolutną rację.

Ale jeśli dzięki temu udałoby się uratować setki tysięcy ludzi?

Współpraca z Niemcami nie zatrzymałaby Holokaustu. Ostateczne rozwiązanie przybrałoby inną formę i wiązałoby się z aktywną współpracą państwa polskiego. W tym wariancie nasza dzisiejsza debata o winie Polaków także wyglądałaby inaczej. Nie mówilibyśmy wtedy o współpracy indywidualnej Polaków albo obywateli polskich. Mówilibyśmy o Polsce jak np. o Rumunii, ale na pewno gorzej.

Czyli z perspektywy „Czarnej ziemi” można byłoby powiedzieć, że zniszczenie państwa polskiego jesienią 1939 powinno nas skłaniać do bardziej zniuansowanej oceny polskich postaw w czasie Holokaustu?

Ja przynajmniej tak uważam. Nie jestem etykiem, ale wydaje mi się, że są przynajmniej dwa poziomy dokonywania oceny. Jeden to zachowanie poszczególnych osób, a więc pytanie o to, czy pojedynczy Polacy ratowali Żydów czy nie. Drugi to zachowanie polskiego państwa. Teraz Polacy mogą przynajmniej powiedzieć, że ich państwo walczyło przeciw Hitlerowi. Gdyby było inaczej, gdyby Polska walczyła po stronie Niemców i gdyby żołnierze polscy na wschodnim froncie zachowywali się np. jak rumuńscy czy węgierscy, wówczas zabijaliby Żydów nie tylko jako indywidualne osoby, ale także jako żołnierze w polskich mundurach.

Chciałbym jednak podkreślić, że nasze próby kategoryzowania Holokaustu wyłącznie według klucza etniczności albo narodu trzeba zakwestionować. Fakt, że ludzie wówczas byli Niemcami albo że byli Żydami, ma mniejsze znaczenie niż nam się wydaje. Ludzie, którzy nie byli Niemcami, w podobnych sytuacjach postępowali podobnie. Ludzie, którzy z kolei nie byli Żydami, np. jeńcy sowieccy, zachowywali się podobnie – znów – w podobnych sytuacjach. Nie jest też tak, że Polacy zachowywali się inaczej niż inni ludzie, którzy znajdowali się w analogicznych sytuacjach.

W „Czarnej ziemi” na przykład próbuję wyjaśnić sukces Hitlera w Niemczech nie według specyficznej niemieckiej sytuacji, ale szerzej, politycznie.

To oderwanie się od klucza wyłącznie etnicznego pozwala na uniwersalizację doświadczenia Holokaustu.

Tak. Z jednej strony kwestionowałbym właśnie wychodzenie w refleksji o Holokauście od etniczności albo od narodu. Z drugiej zaś, kiedy myślę z dzisiejszego punktu widzenia albo nawet z punktu widzenia jakiejś przyszłości, wydaje mi się, że lekcje z Holokaustu muszą być uniwersalistyczne. Jeśli nie są, to nie ma ich w ogóle. Nie można mówić, że przeciętny Niemiec dzisiaj jest taki sam jak 70–75 lat temu albo że taki sam jest dzisiaj przeciętny Żyd.

Dziś często postrzegamy Holokaust albo w sposób przesadnie ukontekstualizowany, jako zależny od szeregu specyficznych czynników, albo w ogóle bez kontekstu, bez historii, jako po prostu z nią niezwiązany. Jeżeli moja interpretacja jest w jakiejś mierze słuszna, to znaczy, że lekcje na dzisiaj odnoszą się nie tylko do Niemiec, nie tylko do Polski czy do Europy…

Ale do całego globu?

Jeżeli zniszczenie państwa prowokuje sytuację, która pozwala na ludobójstwo, to stosuje się to zarówno do państw europejskich, jak i afrykańskich. Jeżeli panika etniczna jest niezdrowa politycznie, to jest niezdrowa również dla Amerykanów i dla Rosjan, nie tylko dla Niemców. Z dzisiejszego punktu widzenia bardzo ważne jest, że jeżeli chcemy jakichś lekcji, musimy przyjąć, że lekcje są uniwersalne. W przeciwnym razie nie mają one znaczenia.

Uniwersalizm rozumiem przy tym w ten sposób, że można z niego wyciągać konkluzje, które mają zastosowanie do innych sytuacji. Łatwiej zrozumieć ludobójstwo w Rwandzie czy to, co obecnie spotyka ludzi w Syrii, kiedy się dobrze rozumie Holokaust.

Nie można jednak twierdzić, że te wydarzenia są jak Holokaust. Bo Holokaust jest inny, jest bezprecedensowy w tym sensie, że nie ma w historii innej próby totalnego, fizycznego usunięcia całego ludu z planety. Ale mimo to pozwala nam zrozumieć inne doświadczenia, inne wydarzenia.

Wielu badaczy sprzeciwiało się porównywaniu Holokaustu do innych wydarzeń.

To zmieniło się jakieś 10 lat temu. Dziś większość twierdzi, że Holokaust jest potrzebny, żeby rozumieć inne zjawiska.

Ilustracja 2_Wywiad

Czytaj dalej tu: Timothy Snyder: Nie jestem lekarzem polskich chorób


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Wszyscy mówią, że walczą z Państwem Islamskim – i wszyscy kłamią

Wszyscy mówią, że walczą z Państwem Islamskim – i wszyscy kłamią

Seth J. Frantzman
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Wojownicy ISIS wysadzają świątynię Baal Szamin z czasów rzymskich w starożytnym mieście
Palmira.(zdjęcie: ISLAMSKIE MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE)

Wojownicy ISIS wysadzają świątynię Baal Szamin z czasów rzymskich w starożytnym mieście Palmira. (zdjęcie: ISLAMSKIE MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE)“Jedynym właściwym sposobem walki z międzynarodowym terroryzmem… jest działanie prewencyjne, zwalczanie i niszczenie wojowników i terrorystów na terenach, które już okupują, nie zaś czekanie na nich, by przyszli do naszego domu” – powiedział prezydent Władimir Putin na spotkaniu w Moskwie w ubiegłą środę. Tego samego dnia rosyjskie siły powietrzne przeprowadziły pierwsze naloty bombowe.

Słowa Putina mogłyby być słowami George’a W. Busha. W odróżnieniu jednak od Busha Putin zdobył poparcie wielu ludzi Zachodu, zarówno z lewicy, jak i z prawicy. Brytyjski komentator, Simon Jenkins, który szydził z wojny Busha z terrorem, określając ją jako „udzielenie przyzwolenia na nową głupotę… przekładającą się na globalną katastrofę, która przyniesie śmierć i nieszczęście milionom”, chwalił Putina w „Guardianie” w dniu 29 września. W artykule Dlaczego Zachód powinien słuchać Putina w Syrii pisał, że „jak wszyscy wiedza, jedynym sposobem zatrzymania rzezi w Syrii jest współpraca USA i ich sojuszników z prezydentem [Baszarem] Assadem – i skończenie z martwieniem się, co wygląda dobrze”. Putin przyniósł „dumę” i Zachód powinien współpracować z nim przeciwko „poważnemu zagrożeniu południa [Rosji] przez państwa muzułmańskie”.

Organizacja Stop the War Coalition w Wielkiej Brytanii napisała 18 września, że “bombardowanie jest niemoralne, głupie i nigdy nie wygrywa wojen”, a następnie twierdziła, że “jedyną interwencja, która prawdopodobnie zadziała w Syrii, jest ta obecna, z Moskwy”.

Przywrócenie przez Rosję “dumy” jej “walce z terrorem” i otwartość mówienia przeciwko “islamskiemu terroryzmowi” podziwiają ci sami ludzie Zachodu, którzy doszukują się “islamofobii” w słowie “terroryzm” we własnej prasie i sprzeciwiają się bombardowaniom, kiedy prowadzone są przez USA lub Wielką Brytanie. Mówi się nam, że dla „zatrzymania rzezi” w Syrii musimy sprzymierzyć się z dyktatorem, który dowodził rzezią 200 tysięcy Syryjczyków i pomógł zmienić około pięć milionów Syryjczyków w uchodźców.

Za całym tym przeszeregowaniem “wojny z terrorem” stoi straszydło Państwa Islamskiego (ISIS). Ponad 62 kraje dołączyły od zeszłego roku do koalicji, żeby podobno „walczyć z ISIS”. Każdy miesiąc są nowe zgłoszenia chętnych do koalicji. W lipcu Turcja twierdziła, że dołączyła do „trwającej współpracy przeciwko Daesh [ISIS]”. 26 września parlament brytyjski przegłosował zgodę na misje powietrzne przeciwko islamistom (ten sam parlament w 2013 r. odrzucił prośbę Davida Camerona o zgodę na misje powietrzne przeciwko Assadowi). W tym samym czasie Belgia i Dania „dołączyły do rosnącej koalicji, która obejmuje Francję i Australię wraz z sojusznikami arabskimi, takimi jak Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie”. Także Iran, który już popiera Assada i milicje szyickie w Syrii i Iraku, powiedział, że może pomóc koalicji w walce z ISIS

Jeśli chcecie mieć trochę zabawy, znajdźcie portal on line, który pozwala kodować kolorem na mapie świata (ja lubię map chart.net). Kliknijcie wszystkie 62 kraje zaangażowane obecnie w „zwalczanie ISIS”, a większość świata będzie pomalowana na czerwono.

Kraje z najsilniejszymi armiami na świecie, najwyższym PKB i z ogromną liczbą ludności są sprzymierzone przeciwko ISIS. Niemal wszystkie kraje, które walczyły w II wojnie światowej w Europie, są sprzymierzone przeciwko ISIS. Niemcy, Włochy, Rosja, Francja, Wielka Brytania i USA, wszystkie są po tej samej stronie. Wspólnie te kraje posiadają najnowocześniejsze technicznie wyposażenie militarne, jakie kiedykolwiek istniało.

A z czym walczą? Państwo Islamskie jest przerażającą organizacją – jeśli jesteś cywilem irackim lub syryjskim, albo należysz do mniejszości Jazydów lub chrześcijan, których społeczności ISIS mordowało masowo. Odkładając jednak na bok propagandę, gwałcenie kobiet i mordowanie cywilów, szacuje się, że ISIS miała 31 tysięcy żołnierzy u szczytu swojej ofensywy we wrześniu 2015 r. Liczba ludzi pod panowaniem ISIS w Syrii to około dwa miliony, chociaż część uciekła. Obejmuje to ludność w prowincjach Aleppo, Hasakah, Rakka i na obszarach wokół Deir as-Zor. Wzmocnione przez 20 tysięcy zagranicznych ochotników formacje ISIS mogą rekrutować żołnierzy tylko z 200 tysięcy mężczyzn w wieku zdolnym do walki. Trochę więcej zasobów ISIS ma w Iraku. Jest jednak cienko rozciągnięte tak w Iraku, jak w Syrii, walcząc z milicjami szyickimi, Iranem i Kurdami z YPG w Syrii oraz peszmergą w Iraku. Sami Kurdowie mają większe siły w polu niż ISIS i pokonali ISIS w bitwach. Jeśli więc Kurdowie, zupełnie sami, z zamontowanymi na ciężarówkach karabinami kalibru .50 i AK-47 mogą pokonać ISIS, to dlaczego nie może tego zrobić „Koalicja do walki z ISIS” licząca 62 kraje? Jak to jest możliwe, że kraje, które walczyły po obu stronach w II wojnie światowej w Europie, nie mogą pokonać 40 tysięcy mężczyzn uzbrojonych w moździerze i jeżdżących półciężarówkami Toyoty? ISIS nie ma sił powietrznych. Nie ma obrony przeciwlotniczej. Nie ma czołgów.

ISIS improwizuje tworząc „pojazdy opancerzone” przez przyspawanie płyt metalowych do samochodów cywilnych i przez przechwytywanie Humvee od armii irackiej. Ponieważ nie ma możliwości naprawiania przejętego sprzętu, wiele pojazdów rozpada się. Gdyby dało się wskrzesić tylko jedną dywizję trzeciej armii Pattona z 1944 r., mogłaby ona pokonać ISIS. Dlaczego więc ISIS rośnie w siłę w Syrii i nadal walczy? Ponieważ koalicja 62 narodów i wszyscy jej przyjaciele w Ankarze i w Moskwie tak naprawdę wcale nie walczą z ISIS.

Żyjemy w epoce zmyśleń, bombastycznych oświadczeń, biurokratycznego bełkotu i nonsensu, gdzie wypowiadanie pustych słów o “walce” jest zawsze przedkładane nad rzeczywistą walkę. Jeden z cudzoziemskich ochotników, który walczył u boku rzeczywiście walczących Kurdów, napisał wczoraj na Facebooku: „Co za niespodzianka, ‘walczenie z terroryzmem’ jest dobrą wymówką w tych dniach do zabijania każdego, kogo nie lubisz”.

Jego cyniczny komentarz jest zasadniczo poprawny. Kiedy Turcja twierdziła, że będzie “zwalczać ISIS”, w rzeczywistości rozpoczęła wojnę przeciwko wojowniczej grupie kurdyjskiej PKK w próbie zdobycia popularności przed wyborami listopadowymi.

Twierdzenie Putina, że będzie walczyć z ISIS, było po prostu sposobem zdobycia aprobaty od społeczności międzynarodowej na wejście głęboko do Syrii, by wesprzeć Assada i pokonać rebeliantów syryjskich. Nie jest niespodzianką, że po pierwszych uderzeniach powietrznych Rosji donoszono, iż Putin będzie prowadził „pilne rozmowy” z USA „po tym, jak Putin przeciwstawia się Zachodowi, ‘obierając za cel wspieranych przez USA rebeliantów’”. Wszystkie narody zrozumiały, że „walka z ISIS” jest przepustką do przeprowadzania innych planów politycznych. Dla Turcji był to sposób walki z Kurdami. Dla Rosji, sposób wspierania Assada. Dla Iranu, sposób pogłębienia swoich wpływów w Iraku i Syrii. Dla niektórych krajów, sposób zbliżenia się do USA lub przetestowania swojego wyposażenia militarnego.

Ostro zjechano kampanię USA przeciwko ISIS za wyolbrzymianie sukcesu przy bardzo nikłych osiągnięciach. Możecie to sami zobaczyć, czytając między wierszami dowolnego oświadczenia Pentagonu o uderzeniach powietrznych USA i owych „osiągnięciach”.

We wrześniu 2014 r., kiedy rozpoczęły się naloty, twierdzono, że miały na celu “warsztaty produkcyjne i obozy szkoleniowe”. W innym nalocie, w którym udział wzięły F-22 Raptory, F-15, F-16, bombowce B-1 i drony, celami były „kwatera główna, baraki obozów szkoleniowych i pojazdy wojskowe”. Pentagon twierdził: „Partnerzy koalicji brali udział w drugiej i trzeciej fali, wspierając całym wachlarzem możliwości bojowych, które zaczęły się od patroli powietrznych do właściwych uderzeń w cele”. Jeden z okrętów USA strzelał rakietami Tomahawk i uderzył w „centrum finansowe” ISIS w Rakka.

5 czerwca 2015 r. Pentagon twierdził: “Uderzenia powietrzne naszej koalicji są najbardziej precyzyjne i zdyscyplinowane w historii walk powietrznych”. Zapytany, jak ISIS zajął Palmirę, generał powiedział: „Nie powiedziałem, że nie robią taktycznych postępów. Powiedziałem, że nie dokonali strategicznych zwycięstw”.

Celem uderzeń powietrznych było “zarządzanie i zatrzymanie dopływu cudzoziemskich wojowników oraz zniszczenie finansowania Daesh, co może być ważniejsze”.

Inne odprawy opisują uderzenia powietrzne na motocykle i “pozycje walczące” ISIS, co zasadniczo znaczy miliony dolarów wydane na wysadzenie w powietrze worków z piaskiem. Koncepcją jest pokonanie ISIS żargonem, nie zaś wojną totalną. I dlatego ISIS ciągle prze do przodu, podczas gdy świat podobno z nim walczy. Jedyną rzeczą, jakiej boją się ci „walczący z ISIS” jest, że ISIS faktycznie może zostać pokonane, co usunęłoby ich wymówkę na mieszanie się do syryjskiej wojny domowej.


Seth J. Frantzman

Publicysta “Jerusalem Post”. Zajmował się badaniami nad historią ziemi świętej, historią Beduinów i arabskich chrześcijan, historią Jerozolimy, prowadził również wykłady w zakresie kultury amerykańskiej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych w rodzinie farmerskiej, studiował w USA i we Włoszech, zajmował się handlem nieruchomościami, doktoryzował się na Hebrew University w Jerozolimie.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Halina Birenbaum z tytułem “Zasłużona dla Warszawy”

Halina Birenbaum z tytułem “Zasłużona dla Warszawy”

Źródło: PAP, opracował: jrk


Polsko-izraelska pisarka, poetka i tłumaczka Halina Birenbaum otrzymała wyróżnienie “Zasłużona dla Warszawy”, honorujące jej pracę na rzecz polsko-żydowskiego pojednania. Uroczystość wręczenia odbyła się 13 października 2015 roku w Warszawie.

Ewa Malinowska-Grupińska, przewodnicząca Rady Warszawy i kapituły przyznającej wyróżnienie, podkreśliła, że życie Birenbaum to “niezwykła biografia, z biografii takich ludzi składa się ta stara Warszawa”.

Halina Birenbaum (z domu Grynsztajn) urodziła się 15 września 1929 roku w Warszawie. Kiedy w 1939 roku wybuchła wojna miała dziesięć lat. Przeżyła getto warszawskie, w obozie na Majdanku przebywała od maja do lipca 1943 roku, później była więźniarką Auschwitz-Birkenau, Ravensbrueck i Neustadt-Glewe, gdzie doczekała wyzwolenia w 1945 roku. Podczas wojny straciła najbliższą rodzinę. W 1947 roku wyemigrowała do Izraela, gdzie założyła rodzinę i mieszka do dziś.

“Wyróżnienie właściwie nie wiąże się z żadnymi korzyściami i dlatego jest wyróżnieniem najważniejszym, bo tylko honorującym to, co dana osoba zrobiła dla Warszawy, a dla nas warszawiaków jest to najważniejsze” – powiedziała Ewa Malinowska-Grupińska.

Zwróciła ponadto uwagę, że książki i opowiadania autorki mówiące między innymi o życiu w getcie warszawskim w czasie wojny są bardzo cenne.

“Póki ci ludzie żyją, póki mogą nam o tym mówić, jest bardzo ważne, żeby ich słuchać. Warszawa musi słuchać takich swoich obywateli, ludzi którzy tu żyli, którzy wracają i którzy kochają Warszawę.”

Jacek Młynarski, przewodniczący Stowarzyszenia Drugie Pokolenie – Potomkowie Ocalałych, które wnioskowało o wyróżnienie określił Halinę Birenbaum jako “niesamowitą postać”.

“W momencie, kiedy czyta się jej najbardziej znaną książkę ‘Nadzieja umiera ostatnia’ trudno jest uwierzyć, że ktoś tak dużo mógł przeżyć i przede wszystkim, że pozostał przy życiu w tak ciężkich okolicznościach. Nie można zapominać o tym, że Halina jest pisarką, która przypomina losy polskich Żydów, która nie tylko w Polsce popularyzuje wiedzę na ten temat, ale przede wszystkim w Izraelu. Tam również popularyzacja tej wiedzy o Shoah, jego heroicznego wymiaru, jest bardzo ważne.”

Młynarski zwrócił uwagę, że Birenbaum niestrudzenie pracuje na rzecz pojednania polsko-żydowskiego, na rzecz stosunków polsko-izraelskich, na rzecz porozumienia niezależnie od wyznania, co czyni ją “naprawdę wielką indywidualnością”.

W uroczystości wzięli udział między innymi przedstawiciele rodziny oraz dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Dariusz Stola.

W 2001 roku Polska Rada Chrześcijan i Żydów przyznała Halinie Birenbaum tytuł Człowiek Pojednania 2001. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jej utwory były tłumaczone na kilka języków.

Książki Haliny Birenbaum:

  • “Nadzieja umiera ostatnia” (1967)
  • “Powrót do ziemi praojców” (1991)
  • “Każdy odzyskany dzień” (1998)
  • “Wołanie o pamięć” (1999)
  • “Echa dalekie i bliskie. Spotkania z młodzieżą” (2001)
  • “Życie każdemu drogie” (2005); fotografie – Adam Bujak

Najbardziej znaną jej książką jest “Nadzieja umiera ostatnia”, w której autorka opowiada o swoich doświadczeniach z czasu II wojny światowej.

Wyróżnienie “Zasłużony dla Warszawy” nadawane jest od 2008 roku i przyznaje się je osobom fizycznym, obywatelom Polski i cudzoziemcom oraz jednostkom organizacyjnym wyróżniającym się działalnością na rzecz miasta, w szczególności w sferze społecznej, naukowej i edukacyjnej. Może być również przyznane z uwagi na indywidualne czyny ratujące życie i zdrowie ludzi. Odznaczenie “Zasłużony dla Warszawy” tej samej osobie lub jednostce organizacyjnej może być nadane tylko raz.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com