Archive | September 2017

Czeka nas lepsza przyszłość

Czeka nas lepsza przyszłość

ULA RYBICKA


Etgar Keret w Sopocie /fot. B. Kociumbas

Z ETGAREM KERETEM, IZRAELSKIM PISARZEM OKRZYKNIĘTYM MISTRZEM KRÓTKIEJ FORMY, SPOTKAŁAM SIĘ W DNIU JEGO URODZIN. OPOWIEDZIAŁAM MU, ŻE TO WŁAŚNIE OD JEGO OPOWIADAŃ ZACZĘŁA SIĘ MOJA PRZYGODA Z HEBRAJSKĄ PROZĄ. JEDNOCZEŚNIE POPROSIŁAM, ŻEBY WYBACZYŁ MI ZDRADĘ – KIEDYŚ CZYTAŁAM TYLKO JEGO OPOWIADANIA, TERAZ SIĘGAM PO KSIĄŻKI WIELU INNYCH IZRAELSKICH PISARZY. UŚMIECHNĄŁ SIĘ I POWIEDZIAŁ, ŻEBYM SIĘ NIE PRZEJMOWAŁA, BO ON TEŻ CZASEM SPOTYKA SIĘ Z INNYMI CZYTELNIKAMI.

Ula Rybicka: Czego można życzyć Etgarowi Keretowi w dniu urodzin?

Etgar Keret: Ciężko powiedzieć. Gdy byłem młodszy, wydawało mi się, że wiem, czego chcę. Z wiekiem dochodzę do wniosku, że życie to coś w rodzaju happeningu, sztuki teatralnej czy może filmu. A każdy dobry film ma to do siebie, że nie wiadomo, co się w nim wydarzy. Będę więc szczęśliwy, jeśli moje życie pozostanie interesujące. Nie twierdzę, że wszystko jest łatwe, czasem bywa trudno, ale i fascynująco. Życzyłbym sobie, żeby tak właśnie było, bo nie chcę łatwego, nudnego życia, w którym nie ma żadnych wyzwań. To przecież przygoda. Często sobie wyobrażam, że życie jest jak wesołe miasteczko, do którego wchodzimy w dniu naszych urodzin, a potem proszą nas, żebyśmy udali się w stronę wyjścia. I tak jak każde dziecko, chciałbym skorzystać z jak największej liczby atrakcji i zjeść jak najwięcej słodyczy, zanim mnie stąd wyrzucą.

A gdyby prezentem było to, że możesz wybrać kraj, w którym się urodzisz?

Wydaje mi się, że tożsamość człowieka składa się z jego historii, to dzięki niej stajemy się tym, kim jesteśmy. Dla przykładu powiem, że od dziecka chorowałem na astmę i myślę, że to dzięki niej rozwinąłem styl, w którym piszę. Gdy odbywałem służbę wojskową, straciłem najlepszego przyjaciela, a więc to poczucie straty oraz zmaganie się z niewyobrażalnym bólem uczyniły ze mnie pisarza. Nie mogę oddzielać tych rzeczy, które się wydarzyły w moim życiu, ponieważ jestem sumą wszystkich doświadczeń, zarówno traumy, jak i radości. Myślę, że nie można ulepszyć mojego życia. Można wieść inne, ale ja jestem zadowolony z tego, co mam.

Niedawno twoje polskie obywatelstwo zostało potwierdzone. Do Sopotu przyjechałeś z najbliższymi, by spędzić z nimi urodziny. Czy to pierwszy raz, kiedy zabrałeś całą rodzinę do Polski?

Pierwszy raz przyjechaliśmy z moją mamą rok temu do Warszawy, w tym roku niestety lekarz zabronił jej latać, więc przyjechałem tylko z żoną i synem. Mamie było bardzo przykro, że nie może odwiedzić Polski, w jej wieku dochodzi do tego strach, że może już nigdy nie będzie jej to dane. Mimo wszystko myślę, że jest szczęśliwa przez sam fakt, że w Polsce mam wielu czytelników, których moje opowiadania intrygują i poruszają. To jej daje poczucie bliskości, której nigdy nie miała, bo gdy opuszczała Polskę, nie robiła tego świadomie. Była wtedy dzieckiem przenoszonym z sierocińca do sierocińca, ostatecznie trafiła do Izraela. Nigdy nie odcięła się od Polski, ale była zmuszona, aby się od niej oddalić. A fakt, że jej dziecko połączyło się z ojczyzną na nowo, jest dla niej jak pojednanie, jak zawarcie pokoju.

Twoja mama nazywa cię polskim pisarzem na wygnaniu. Jak myślisz, czy Polacy czują to, że jesteś z nimi związany? Co takiego jest w twoich opowiadaniach, że my je tak doskonale rozumiemy?

Nigdy nie nauczyłem się języka polskiego ani nie dorastałem w polskiej kulturze, ale jestem synem polskich imigrantów. I ta wrażliwość, którą przekazali mi w domu, jest – moim zdaniem – bliska polskiej wrażliwości. To, co wzruszało lub rozśmieszało moich rodziców, tak samo działało na Polaków. Urodziłem się w Ramat Ganie, a tam większość mieszkańców jest pochodzenia irackiego. Kiedy żartowałem w domu, wszyscy się śmiali, ale gdy chciałem rozśmieszyć kogoś obcego, to on nie zawsze wiedział, o co mi chodzi. Wydaje mi się, że nie wiedząc o tym, dorastałem w polskim świecie. Nie było tam na co dzień ani języka polskiego, ani polskiej pogody, ale tym, co rodzice przywieźli mi z Polski, była właśnie wrażliwość.

Jednym z moich ulubionych opowiadań jest „Strzelają do Tuwii”. To historia o psie, który był wielokrotnie wyganiany, ale zawsze wracał do swojego właściciela, bo go kochał. Czy ty, kiedy przyjeżdżasz do Polski, czujesz, że ją odwiedzasz, czy że do niej wracasz?

Przyjazdu do Polski nie traktuję jak wizyty w innych krajach. Będąc tu, czuję się zupełnie inaczej, to chyba nie do końca jest całkiem świadome uczucie. To zabawne, ale wielokrotnie powtarzam, że rodzice, kiedy się ze sobą kłócili, używali języka polskiego, żebym nie mógł ich zrozumieć. Kiedy więc tu jestem i ktoś do mnie mówi po polsku, a ja nic nie rozumiem, to czuję się świetnie – jak w domu. Ciągle nie rozumiem tego języka, ale to nie przeszkadza mi w tym, żeby czuć się kochanym. Oczywiście historia moich rodziców sprawia, że jesteśmy związani z tym miejscem. Ważne jest dla mnie jednak to, że niektóre znajomości zawierane tutaj są bardziej zażyłe, niż w innych krajach.

PRENUMERATA

Niedawno zostałeś uhonorowany prestiżową nagrodą Charlesa Bronfmana. Jak zareagowałeś na wieść o nagrodzie?

To dla mnie wielkie wyróżnienie z tego względu, że nie jest to nagroda literacka. Gdy zostajesz laureatem nagrody literackiej, to znaczy po prostu, że dobrze piszesz. Kiedy jednak dostajesz nagrodę, której nigdy jeszcze nie przyznano artyście, oznacza to, że twoja praca ma wielki wpływ na świat, wpływ poprzez kulturę, czyli to, czego życzyłby sobie każdy twórca. Gdy piszę opowiadania, zawsze towarzyszy mi nadzieja, że wpłyną one na czytelników. Nagroda, która w ubiegłym roku została przyznana fundacji pomagającej uchodźcom, a dwa lata wcześniej przyznana człowiekowi, który otworzył szpital w Afryce, jest dla mnie znakiem, że to, co piszę, ta fikcja, te wymyślone przeze mnie obrazki, ogromnie wpływa na ludzi. To dla mnie wielki komplement. Prawdą jest, że kiedy jestem nagradzany, czuję się dość niepewnie, bo w nagrodach zawsze jest coś przypadkowego. Oczywiście, to cudowne uczucie, ale nie zmienia mojego podejścia do tego, co robię. To tak jak wygrana na loterii i nagła świadomość, że jest się kimś innym. Często cytuję film „Człowiek z blizną”, w którym Al Pacino gra dilera narkotyków. I w ich świecie główną zasadą jest: nigdy nie bierz własnego towaru. Myślę, że to dobra życiowa rada dla nas wszystkich. Robisz to, co robisz i czujesz się szczęśliwy, ale gdy zaczynasz „brać” komplementy zbyt poważnie, to wtedy też musisz zmierzyć się z krytyką. Kiedy ktoś pisze w recenzji, że moja książka jest najlepsza na świecie, jestem przygotowany na to, że w następnym tygodniu ktoś inny może napisać coś zgoła odwrotnego. Muszę pamiętać o tym, że jeśli przyjmę komplement jako prawdę objawioną, to wtedy będę o wiele bardziej podatny na krytykę.

To istotne, że nagroda Charlesa Bronfmana została po raz pierwszy przyznana artyście. Jestem marzycielką i wierzę, że literatura może zmieniać ludzi i świat.

Moim zdaniem literatura oraz sztuka w ogóle – są zaproszeniem do zmiany. Czasami jednak jest tak, że gdzieś nas zapraszają, ale wcale nie chcemy tam iść. Literatura jest jak wyjątkowo cichy szept i trzeba włożyć bardzo wiele wysiłku w to, żeby go usłyszeć. Myślę, że może zmienić tych, którzy są otwarci i pragną czegoś więcej. Nie zmieni jednak tych, którzy tego nie chcą.

Wróćmy do tego, co powiedziałeś o krytyce. Po tym, jak dostałeś nagrodę, niektórzy byli oburzeni, że przyznano ją pisarzowi, który według nich jest antyizraelski.

Myślę, że ta debata jest bardzo zbliżona do tego, co teraz dzieje się w polskim społeczeństwie. Podstawowym pytaniem jest to, czy jeśli krytykujesz swój kraj, to znaczy, że go nie kochasz lub do niego nie przynależysz? Jeśli na ulicy spotkałbym obcego narkomana wstrzykującego sobie heroinę, pomyślałbym, że to jego sprawa. Jednak, gdybym zobaczył w tej samej sytuacji mojego przyjaciela, to poradziłbym mu, żeby przestał. A to wcale nie znaczy, że nie lubię mojego kolegi, tylko że się o niego bardziej troszczę. Narodowa przynależność jest jak dom. Im bardziej czuję się jak u siebie, tym częściej powtarzam, żeby domownicy używali popielniczki albo nie rzucali śmieci na podłogę. Robię to, ponieważ się o ten dom troszczę. Nie wydaje mi się, żeby ludzie, którzy twierdzą, że wszystko jest cudowne i niczego nie trzeba ulepszać, lepiej zajmowali się swoim domem. I w Polsce, i w Izraelu panuje przekonanie, że jeśli kochasz swój kraj, to nie oczekujesz żadnych zmian. Nie zgadzam się z takim podejściem. Warto zapytać kogoś, czy jest coś, czego w sobie nie lubi albo, co chciałby w sobie zmienić. Myślę, że ci, którzy wykazują się samoświadomością, a jednocześnie więcej osiągają, są właśnie tymi, którzy zauważają własne braki i chcą się zmienić. Ludzie, którzy twierdzą, że są doskonali, nie znają samych siebie i niewiele też osiągają. Jednocześnie są bardzo niepewni. Jeśli więc rozmawiamy o tożsamości narodowej oraz historii, to wskazanie rzeczy, które wymagają poprawy, jest oznaką siły. Kiedy obserwuję to, co dzieje się w polityce, to zauważam dwa modele działania. Taki jak w Turcji, która nie przyznaje się do ludobójstwa Ormian, jak w Iranie, który zaprzecza wszystkiemu, za co jest krytykowany, jak w Rosji Putina, która jest przekonana, że jest najpotężniejsza na świecie i nie można powiedzieć inaczej. Jednak jest też odmienny sposób patrzenia na własny kraj, jak w Nowej Zelandii lub Australii, gdzie mieszkańcy przyznają się do krzywd, które wyrządzili rdzennej ludności i próbują naprawić swoje błędy. Niemcy także starają się zmierzyć ze swoją historią. Wolałbym, żeby moja ojczyzna była bardziej jak Nowa Zelandia, a nie jak Turcja. Według mnie to ten właściwszy model.

Hanna Arendt pisała, że w polityce nie ma miejsca na miłość, ale jest miejsce na szacunek. Czy w polityce jest miejsce na wartości?

Słowo polityka pochodzi od greckiego polis oznaczającego miasto i w założeniu zajmuje się rozdzielaniem środków w jego obszarze, gdyż jej celem nadrzędnym jest dobro wspólne. Tak naprawdę dialog polityczny cechuje się dużym pragmatyzmem. Obecnie chcielibyśmy się zajmować pojęciami bardziej abstrakcyjnymi, wykraczającymi ponad to, ale debata polityczna to pytanie, czy w szkole powinno być więcej klas, czy w szpitalu więcej łóżek dla chorych. Polityka zajmuje się sprawami przyziemnymi, materialistycznymi. Jestem przekonany, że polityka powinna dbać o wzajemny szacunek obywateli, poszanowanie odmiennych światopoglądów, prawa mniejszości, powinna pozwalać na wyrażanie różnorodnych opinii, jeśli nie są one dla innych krzywdzące. Myślę, że jeśli na to się nie pozwala, to kieruje tym potężny strach. Wydaje mi się, że ludźmi, którzy są na przykład homofobami lub antysemitami powoduje tylko lęk. Oddzielam to, co nazywamy emocjami pierwotnymi, od tego, co jest ich zniekształceniem. Nienawiść jest tą emocją, która nie występuje w królestwie zwierząt. Słonie nie nienawidzą ptaków, mogą się ich bać, a więc być agresywne wobec nich. Dialog pomiędzy liberałami a konserwatystami jest dialogiem pomiędzy optymizmem i pesymizmem. To dialog pomiędzy ludźmi pewnymi siebie, którzy chcą zmiany na lepsze, a tymi, którzy są tak niepewni siebie, że chcą jedynie ochronić to, co już mają, od zewnętrznego zagrożenia. I w Polsce, i w Izraelu żyjemy w silnym społeczeństwie, które może sobie pozwolić na różnorodność, na odmienne przekonania, poczucie empatii z innymi. Wyobraźmy sobie, że oboje znaleźliśmy się na bezludnej wyspie i jedyną szansą na przeżycie jest to, że jedno z nas musi zjeść swojego towarzysza. Być może empatia byłaby luksusem, na który nie moglibyśmy sobie pozwolić. Na marginesie chcę zauważyć, że wyglądasz bardzo apetycznie. Jednak nie w takim świecie żyjemy. Uczestniczymy w kompetentnym społeczeństwie, dzięki któremu dostrzegamy siebie nawzajem i to nie kosztem życia lub śmierci. W Izraelu współczucie wobec palestyńskich dzieci, którym grozi śmierć, nie osłabi mojego kraju, tylko je umocni.

Nad czym teraz pracujesz? Od polskiej premiery „Siedmiu dobrych lat” minęły już dwa lata.

Oczywiście piszę opowiadania, ale to złożony proces. Czasem wyruszam na małe przygody z moim pisaniem, teraz jestem na etapie science fiction, piszę opowiadania, których akcja rozgrywa się w przyszłości. To bardzo interesujące, podoba mi się idea miejsc, do których możemy dotrzeć lub takich do których boimy się dotrzeć. Napisałem dwie książki dla dzieci, jedną sam, drugą z żoną (Shirą Geffen – przyp.red.), do których teraz tworzone są ilustracje. Wraz z żoną pracujemy nad serialem dla francuskiej telewizji ARTE i to mnie obecnie głównie pochłania. Jest naprawdę wiele rzeczy, którymi się zajmuję, wszystkie są dla mnie bardzo atrakcyjne i inspirujące. Wśród nich są też mniejsze projekty, jak ten, w ramach którego kręcę czterominutowy film. Nazywamy to Storyvid, klip jest oparty na moim opowiadaniu, które nie zostało jeszcze opublikowane.

Czym właściwie jest koncepcja Storyvid?

To literacki odpowiednik muzycznego teledysku. Kiedy oglądasz teledysk, widzisz interpretację reżysera, który pokazuje, co czuł, kiedy słuchał danej piosenki. Nasza koncepcja powstała podczas spotkania z nauczycielami liceów na temat interpretacji opowiadań. Nieustannie wtedy mówili o dobrej lub złej interpretacji, jak gdyby była tylko jedna właściwa odpowiedź, tak jak w matematyce. Tłumaczyłem im, że według mnie interpretacja to punkt, w którym czytelnik spotyka się z tekstem. Dla mnie nie jest ważne, czy czytelnik prawidłowo zrozumiał opowieść, ale interesuje mnie to, czy spotkanie z tekstem stworzyło coś ciekawego i kreatywnego, co daje do myślenia. Wymyśliliśmy więc, że kilka osób będzie interpretowało jedno opowiadanie, tworząc różne filmy. Dzięki temu możemy pokazać czytelnikom, że jeden tekst można odczytać na wiele różnych sposobów i zachęcić ich, żeby sami przeczytali i stworzyli coś nowego. Na przykład, nasz ostatni projekt polegał na interpretacji opowiadania Orly Castel-Bloom zatytułowanego „The Woman Who Wanted to Kill Somebody”. Pierwsza interpretacja zakładała, że bohaterka jest modelką cierpiącą na anoreksję, która chce zabijać otyłych ludzi. Druga wersja przedstawiała dziesięcioletnią dziewczynkę z miasta zasypanego śniegiem, która wyobraża sobie, że zabija ludzi. Obie wariacje są uzasadnione, nie ma złych i dobrych interpretacji, dzięki temu dostrzegamy, jak bardzo czytelnicy różnią się od siebie.

A jaka była twoja interpretacja tego opowiadania?

Dwie poprzednie interpretacje były bardzo realistyczne. Dla mnie to opowiadanie było wyjątkowo baśniowe. Odczytałem je bardziej ekstremalnie, groteskowo, jak coś na kształt Edwarda Nożycorękiego.

Twoja wizja pisarska jest bardzo kompleksowa, dostrzegasz wiele aspektów w obrębie konkretnej sytuacji. Gdybyśmy chcieli to uprościć: na przyszłość patrzysz jako optymista czy pesymista?

Instynktownie jestem optymistą, zarówno na poziomie osobistym, jak i ogólnym. Mój optymizm bierze się z tego, że dostrzegam piękno i siłę ludzkości. Historia odnotowała już nasz potencjał dobroci oraz dokonywania wspaniałych rzeczy, ale istniały także okropieństwa i bezmyślność. Nie potrafiłbym żyć w Izraelu jako pesymista. Nie potrafiłbym także żyć w Izraelu jako prawicowiec i w przekonaniu, że to wszystko, na co nas stać. Chcę wierzyć w to, że może być lepiej, że ludzie będą lepsi i że czeka nas lepsza przyszłość.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


$2 Billion Israeli-American Research Campus Opens In New York City

$2 Billion Israeli-American Research Campus Opens In New York City

Aiden Pink


A $2 billion high-tech university research campus built by two prestigious universities, one in the United States and one in Israel, of has opened on New York City’s Roosevelt Island.

Cornell Tech, a joint venture between Cornell University and the Technion-Israel Institute of Technology, held its grand opening on Wednesday with remarks by New York Governor Andrew Cuomo, Mayor Bill de Blasio and former mayor Michael Bloomberg, who spearheaded the project while in office and personally donated $100 million towards its construction.

The Forward was offered an exclusive tour of the facilities, led by the school’s dean, Dan Huttenlocher, a member of Amazon’s board of directors who wore the official uniform of the Silicon Valley start-up set: sneakers, jeans, and a blazer over a t-shirt.

Just entering the campus reminds one of Cupertino more than Cambridge: gleaming curved buildings with lots of glass, carefully manicured green spaces alongside ping-pong tables. Huttenlocher said that the design firm — which also planned New York’s High Line elevated park —was most inspired by touring the campus of Pixar (which, because of studio co-founder Steve Jobs, is based in Northern California with a headquarters designed by an architect famous for designing Apple Stores).

The high-tech aesthetic is also present in the Bloomberg Center, the main academic building. The first floor contains classrooms and a cafeteria (where students were already having a Skype meeting about data compression before school even started). The meals themselves might be similar to those found at other universities, but the tech-orientated nature of the site can be found in things like the light bulbs (high-efficiency to reduce electricity costs) and the ceiling (decorated with ones and zeroes to connote binary code).

The other floors hold large open workspaces; professors are assigned breakout rooms but not private offices, in order to increase interactions and collaborations between teachers and students in different academic programs. Glass walls and open ceilings allow people to see colleagues working together all around them.

“It just feels very open,” Ron Brachman, director of the Jacobs Technion-Cornell Institute (the main entity driving collaboration between the two universities) told the Forward. “You can have these serendipitous meetings with people, because there’s so many ways to see other people.”

The building also aims to have a net-zero carbon footprint thanks to solar panels on the roof and geothermal wells underneath the nearby park. The city had set environmental standards when it awarded the land to Cornell Tech, but Huttenlocher said that they went beyond those guidelines “because it’s the right thing to do.”

The other innovative building, called The Bridge, contains a “maker lab” facility, with laser cutters, 3D printers and the like. The Bridge also has private space that it can rent to startups or tech investment firms. It also features a presentation center—which Huttenlocher noted is “always configured a little differently”—where students can give academic presentations or pitch products to investors.

Grad students create real apps and analytic systems for firms as diverse as the health insurance giant Aetna or the chocolatiers Ferrero Rocher, and often use the tech they developed to create their own companies.

The most notable Cornell Tech success story is Nanit, a startup founded in 2014 by an Israeli postdoc. The company, which makes a “smart” baby monitor that uses high-tech cameras and algorithms to track and analyze infants’ sleep and breathing patterns, has 25 employees and more than $6 million in seed funding.

“The research component is done in Israel, and the marketing and production is done [in the U.S.],” Technion president Peretz Lavie explained to the Forward. “This is a new company, a bridge between Israel and the U.S., that emerged because of the collaboration between [the universities].”

Technion professors are full faculty members, and Jacobs Institute graduates get degrees from both universities. Masters students are offered a popular trip to Israel in the winter to meet and work with Technion students and Israeli employees of major American tech firms.


“The close ties that we’ve built,
not only with the Technion,
but with Israel, the ‘Start-Up Nation,’
the high-tech environment in Israel
— that also permeates many things on the campus,”
Huttenlocher said.

Contact Aiden Pink at pink@forward.com or on Twitter, @aidenpink.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


ISRAELI PM BENJAMIN NETANYAHU FULL SPEECH AT UN 2017/09/19

ISRAELI PM BENJAMIN NETANYAHU FULL SPEECH AT UN 2017/09/19

   Right Side Broadcasting Network



Tuesday, September 19, 2017: Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu will address the 72nd meeting of the United Nations General Assembly in New York. Watch the LIVE stream of the speech here.

LIVE: ISRAELI PM BENJAMIN NETANYAHU ADDRESSES UN LIVE STREAM 9/19/17

 


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Bohater powstania w getcie warszawskim wygrał process.

Bohater powstania w getcie warszawskim wygrał proces za książkę o łączniczce ŻOB

Łukasz Starzewski (PAP)/sta/ mkr/


Simha Rotem. 2014 r. Fot. PAP/EPA

Bohater powstania w getcie warszawskim Simha Rotem, ps. “Kazik” wygrał proces o bezprawne wykorzystanie jego prywatnych listów w książce o łączniczce Żydowskiej Organizacji Bojowej Irenie Gelblum, z którą był kiedyś związany. PWN ma go przeprosić i wpłacić 20 tys. zł na cel społeczny.

Taki prawomocny wyrok wydał w piątek Sąd Apelacyjny w Warszawie. Uwzględnił on w głównej części apelację Rotema od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który w 2015 r. uznał, że nie doszło do naruszenia jego dóbr osobistych przez wydawnictwo PWN. Według SO, zgoda powoda na wykorzystanie listów nie była potrzebna, bo wystarczająca była zgoda córki nieżyjącej już Gelblum (adresatki listów). SA uznał zaś, że zgoda nadawcy listu jest niezbędna, listy powoda były “utworem” w myśl prawa autorskiego oraz że nie udzielił on zgody autorowi książki na ich wykorzystanie.

Mieszkający w Izraelu 94-letni Rotem-Kazik Ratajzer jest prawdopodobnie ostatnim żyjącym bojowcem ŻOB. Poczuł się on dotknięty wykorzystaniem w książce Remigiusza Grzeli o Irenie Gelblum, bez swej zgody i wiedzy, swoich listów do niej (tworzyli parę podczas wojny i tuż po niej). Była ona słynącą z odwagi i zimnej krwi łączniczką ŻOB; dokonała wielu bohaterskich akcji. Walczyła też w Powstaniu Warszawskim. Po 1968 r. wyemigrowała z Polski i zaczęła się przedstawiać jako włoska poetka Irena Conti di Mauro. Zaprzeczała swej przeszłości z lat wojny, a przyjaciół z tych lat “nie poznawała”.

Po jej śmierci w 2009 r. Grzela, który znał ją jako włoską poetkę, opisał jej wybory życiowe w 2014 r. w książce pt. “Wybór Ireny”. Przytoczył listy Rotema do niej, zawierające – jak głosi pozew – “prywatne wyznania i odczucia”, z którymi powód nie zamierzał się dzielić z innymi. W listach są m.in. sugestie o małżeństwie; troska o zdrowie Ireny; żal że nie pozostała z nim po wojnie w Palestynie.

Mieszkający w Izraelu 94-letni Rotem-Kazik Ratajzer jest prawdopodobnie ostatnim żyjącym bojowcem ŻOB. Poczuł się on dotknięty wykorzystaniem w książce Remigiusza Grzeli o Irenie Gelblum, bez swej zgody i wiedzy, swoich listów do niej (tworzyli parę podczas wojny i tuż po niej).

Rotem uznał to za naruszenie swych praw autorskich, które chronią także prywatne listy oraz za złamanie tajemnicy korespondencji – a przez to także i dóbr osobistych, do których należy m.in. prawo do prywatności. Pozew wnosił o zakazanie rozpowszechniania fragmentów książki z tymi listami; o przeprosiny w kilku mediach oraz o wpłatę 40 tys. zł na cel charytatywny. Na wniosek powoda, SO zakazał, w drodze tzw. zabezpieczenia powództwa, dalszego rozpowszechniania książki do prawomocnego zakończenia procesu; część nakładu wcześniej sprzedano.

“Mój klient nigdy nie wiedział, że Grzela ma te listy, a gdyby to wiedział, nie zgodziłby się na ich opublikowanie” – mówił w SO adwokat powoda mec. Maciej Ślusarek. Pełnomocnik PWN mec. Michał Kluska wnosił o oddalenie pozwu, bo “działało ono profesjonalnie”. Mówił, że wydawnictwo miało zaufanie do swego autora, nie miało zaś “obowiązku weryfikacji linijka po linijce”. Podkreślił, że koszt żądanych przeprosin to ok. 250 tys. zł, a książka “nie była sukcesem ekonomicznym”.

SO oddalił pozew, bo uznał, że zgoda powoda nie była konieczna do wykorzystania listów, skoro zgodziła się na to córka adresatki jako jej następczyni prawna. “Adresat ma pełne prawo dysponowania swą korespondencją i tylko jego zgoda jest istotna” – mówiła sędzia Krystyna Gromek. Według SO nie można też mówić o naruszeniu praw autorskich powoda.

Rotem złożył apelację do SA. Ten najpierw zwrócił sprawę SO, ale po zażaleniu pozwanych SN uchylił wyrok SA i zwrócił sprawę jemu. W SA mec. Ślusarek wniósł o uwzględnienie pozwu. Mówił, że Grzela nie informował powoda o zamiarze publikacji jego listów. “Wydaje się, że był to podstęp” – ocenił adwokat. Radca prawna PWN Aleksandra Sajewicz wniosła o utrzymanie wyroku SO.

W piątek SA nakazał PWN przeprosiny powoda za bezprawne naruszenie jego praw autorskich i prywatności a także – wpłatę 20 tys. zł na cele społeczne. SA oddalił żądanie pozwu by przeprosiny ukazały się w prasie – mają pojawić się na stronie internetowej PWN oraz mają być przesłane adwokatowi powoda.

Jak uzasadniał sędzia Mariusz Łodko, listy były “utworem”, bo spełniają wymóg oryginalności i ujawniają jego uczucia. Dodał, że i adresat listu, i jego nadawca mają prawo do tajemnicy swojej korespondencji i wyrażania zgody na jej ujawnienie. Według SA, powód nie miał świadomości, jakie listy znajdą sie książce. PWN może jeszcze złożyć skargę kasacyjną do SN, ale nie ma to wpływu na prawomocność wyroku SA.

Mec. Ślusarek powiedział PAP, że Rotem, któremu przekazał informację o wyroku, był z niego usatysfakcjonowany. Adwokat dodał, że z chwilą wyroku SA zabezpieczenie upada, ale wydanie lub sprzedaż książki z fragmentami uznanymi za naruszające dobra powoda oznaczałoby kolejne naruszenie.

“Kazik” walczył w powstaniu w getcie warszawskim. Przygotował po “aryjskiej stronie” ratunek dla bojowców ŻOB, którzy wyszli z getta kanałami; dzięki niemu ocaleli. Wziął też udział w Powstaniu Warszawskim. W 1945 r., wraz z Gelblum, opuścił Polskę. Przyłączyli się do Żydów ocalałych z Holokaustu, planujących zemstę na Niemcach. Brali udział w nieudanej akcji zatrucia chleba dla esesmanów w amerykańskim obozie pod Monachium. W 1946 r. Kazik osiadł w Palestynie, gdzie zmienił nazwisko na Simha Rotem. Gelblum w 1948 r. wróciła do Polski. Rotem walczył w trzech wojnach Izraela z państwami arabskimi. Jako członek Rady Instytutu Yad Vashem dopilnował, aby Polacy, którzy pomagali powstańcom z getta, mieli drzewka sprawiedliwych. W 70. rocznicę powstania w getcie został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Jewish Think – Strong Correlation Between Antisemitism and ‘Anti-Israelism’

New Report From UK Jewish Think Tank Shows Strong Correlation Between Antisemitism and ‘Anti-Israelism’

Ben Cohen


Jeremy Corbyn leads a pro-Palestinian demonstration in London in 2014, one year before becoming Labour Party leader. Photo: File.

“Levels of antisemitism” in Britain are among the lowest in the world, a new report from London think-tank the Institute of Jewish Policy Research (JPR) issued on Tuesday has concluded – but those who harbor anti-Israeli views are far more likely to express antisemitism than those who are neutral on the Israeli-Palestinian conflict.

“British Jews constitute a religious and ethnic group that is seen overwhelmingly positively by an absolute majority of the British population,” the report – authored by JPR Senior Research Fellow Daniel Staetsky – observed.

“About 70% of the population of Great Britain have a favorable opinion of Jews and do not entertain any antisemitic ideas or views at all,” the report, entitled “Antisemitism in contemporary Great Britain,” stated. “In this respect, Jews are in a similar position to some other religious minorities, most notably Hindus.”

There is also a great degree of variation among the remaining 30 per cent of Britons who display some form of antisemitic attitude, the report noted.”The 30% figure captures the current level of the diffusion of antisemitic ideas in British society, and offers an indication of the likelihood of British Jews encountering such ideas,” the report said.

While open, hardcore antisemitism is demonstrated by less than 3 per cent of Britons, antisemitic attitudes are more visible among certain sub-groups than others. “The presence of antisemitic and anti-Israel attitudes is 2 to 4 times higher among Muslims compared to the general UK population,” the report observed. “Yet most Muslims (60%) – religious or not – agree with the statement ‘A British Jew is just as British as any other person,’ and most either disagree with, or are neutral on, every one of the antisemitic statements presented to them.”

Critically, the report demonstrates that “the stronger a person’s anti-Israel views, the more likely they are to hold antisemitic attitudes,” noting as well that “all parts of those on the left of the political spectrum – including the ‘slightly left-of-centre,’ the ‘fairly left-wing’ and the ‘very left-wing’ – exhibit higher levels of anti-Israelism than average.”

“In numerical terms, 86% of those who do not hold any anti-Israel attitudes do not hold any antisemitic attitudes either; whereas, among those holding a large number of anti-Israel attitudes, only 26% do not hold any antisemitic attitudes,” the report said. This finding echoes the conclusion of a similar study in 2005 by the academics Charles Small and Edward Kaplan, which revealed that individuals “with extreme anti-Israel sentiment are roughly six times more likely to harbor antisemitic views than those who do not fault Israel.”

At the launch of the report in London last night, Dave Rich of the Community Security Trust, the communal Jewish defense body in the UK, highlighted the findings of the JPR report in the context of the antisemitism scandals that have dogged the opposition Labour Party since it elected the far left parliamentarian Jeremy Corbyn as its leader in 2015.

“The report shows levels of antisemitism on the left are the same as those for society as a whole,” Rich said. “The defense we have heard from some in the Labour Party that because the left is an anti-racist space therefore by definition there can’t be antisemitism – that’s just not true.”

“It is as easy to find there as it is anywhere else,” Rich said.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com