Archive | 2017/09/04

Litwini mówią otwarcie o kolaboracji i zgody na zagładę Żydów

Litwini mówią otwarcie o trudnej historii kolaboracji i zgody na zagładę Żydów

Benas Gerdziunas


W 1940 r. – niedługo po inwazji na Polskę – Sowieci błyskawicznie zajęli Litwę. W 1941 r. wyparli ich naziści – tylko po to, by w trzy lata później ponownie ustąpić miejsca Sowietom. Tymczasowe władze Litwy kolaborowały z nazistami, mając nadzieję, że pomoże im to zachować niepodległość po zakończeniu wojny, pisze dla POLITICO litewski fotoreporter Benas Gerdziunas.

  • Litwini w większości nie znają szczegółów kolaboracji ich władz z Niemcami, a tym bardziej faktu, że ich rząd współpracował aktywnie w zagładzie Żydów
  • Litwa zawsze stanowiła mieszankę etniczną. Różne narodowości łączyły się ze sobą jak palce jednej dłoni. Poświęcając jedną z nich na rzecz krótkotrwałej niepodległości, już na zawsze zostaliśmy kalekami – mówi jeden z ocalonych
  • Wysiłki zmierzające do udokumentowania i rozpowszechniania wiedzy o Holokauście zaczynają powoli przynosić efekty. Coraz więcej Litwinów dowiaduje się o skomplikowanej historii swojego kraju

 

Tymczasowy rząd litewski zgodził się na daleko idącą współpracę z Niemcami, w tym przy eksterminacji Żydów i przez pierwsze pół roku niemieckiej okupacji śmierć poniosło 80 procent Litwaków, jak nazywano litewskich Żydów.

Kolaboracja na nic się nie zdała, bo po wojnie Litwa i tak stała się częścią Związku Radzieckiego. Nastąpiło kolejne pół wieku okropności.

Od 5 do 10 procent Litwinów zostało zesłanych na Syberię, ponad 50 tysięcy nigdy nie wróciło z głębi Rosji. Wiele z tych ofiar także stanowili Żydzi.

Bolesna historia czasów powojennych stała się jądrem patriotycznego oporu wobec Moskwy, która jeszcze długo po zakończeniu zimnej wojny twardo utrzymywała, że niepodległość krajów bałtyckich jest “nielegalna”.

Niestety, ta sama historia nie pozwoliła także na konfrontację Litwinów z ich własnymi demonami – i na przyjęcie do wiadomości, że wielu czczonych na Litwie bojowników ruchu oporu winnych jest współudziału w zbrodniach przeciwko ludzkości.

Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości w 1991 r. kolejne rządy podtrzymywały narrację łączącą współczesne państwo z czasami II wojny światowej, kiedy starano się utrzymać niepodległość za cenę kolaboracji.

U stóp słynnej Baszty Giedymina w Wilnie rozciąga się ulica poświęcona Kazysowi Škirpie, współpracującemu z nazistami premierowi rządu tymczasowego Litwy.

Jonas Noreika, który podpisywał rozkazy przenoszenia Żydów do gett – w których później byli mordowani – po odzyskaniu niepodległości w 1991 r. został pośmiertnie odznaczony drugim co do ważności litewskim orderem.

To, że Škirpa trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego, a Noreika walczył później z nazistami tak samo, jak z Sowietami – dowodzi, jak cienka była na Litwie linia rozdzielająca kolaborację i opór.

Badacze przywracają historię

Próby rozwiania mgły okrywającej wydarzenia z czasów wojny spotykają się z oskarżeniami o usiłowanie pisania patriotycznej historii na nowo. Mimo to są ludzie, którzy próbują stawić czoła prawdzie o współudziale Litwinów w Holokauście.

Garsonas Taicas od 18 lat przeszukuje litewskie archiwa państwowe, uzbrojony jedynie w cierpliwość i przenikliwe spojrzenie, skrupulatnie gromadząc dokumenty mówiące o skomplikowanych losach Litwy i Litwinów.

– Litwa zawsze stanowiła mieszankę etniczną – mówi. – Różne narodowości łączyły się ze sobą jak palce jednej dłoni. Poświęcając jedną z nich na rzecz krótkotrwałej niezależności, już na zawsze zostaliśmy kalekami.

Niemal cała rodzina Taicasa została wymordowana w czasie Holokaustu w Wiłkomierzu, gdzie dziś, jak mówi nasz rozmówca, z liczącej około 10 tysięcy ludzi populacji litewskich Żydów pozostało zaledwie 10 rodzin. – W czasach Związku Radzieckiego nie dało się badać tej historii – tłumaczy. – W ZSRR dominował narodowy antysemityzm.

Niestety, po odzyskaniu niepodległości niewiele się zmieniło. Władze Litwy, zdaniem Taicasa, czekają “aż umrą ostatni świadkowie”.

Szkolne podręczniki historii krótko tylko wspominają o litewskich Żydach, choć ci przez ponad 500 lat stanowili integralną część litewskiego społeczeństwa. Historia Holokaustu coraz częściej dryfuje w stronę opowieści o tym, jak wielu Litwinów ratowało Żydów.

Rosja korzysta i skłóca Litwinów

Brak krytycznego spojrzenia na przeszłość Litwy działa na korzyść rosyjskich propagandzistów, którzy korzystają z każdej okazji, aby oskarżać kraje bałtyckie o “faszyzm” – tak samo, jak robili to (z dramatycznymi skutkami) na Ukrainie w czasie aneksji Krymu przez Rosję.

– Dzieci nie odpowiadają za grzechy rodziców – mówi Arkadijus Vinokuras, autor książki “Nie zabijaliśmy” (“Mes nežudėme”), której treść stanowi 35 wywiadów z krewnymi tych, którzy współpracowali z nazistami w czasie Holokaustu. – Czy jednak bohaterstwo w walce z Sowietami unieważnia zbrodnie przeciwko ludzkości?

Tytuł książki Vinokurasa to nawiązanie do sporu toczonego w starszym pokoleniu Litwinów: czy wszyscy Litwini zabijali Żydów, czy może wszyscy Żydzi kolaborowali z komunistami? – Może już czas przestać się wzajemnie obwiniać, wyjść ze swoich gett i zacząć rozmawiać? – komentuje autor.

W 2016 r. litewska pisarka Ruta Vanagaite sprawiła, że temat Holokaustu znów stał się centrum publicznych sporów – wydała książkę “Nasi. Podróżując z wrogiem” (“Mūsiškiai”). Tezy zawarte w książce zdecydowanie różnią się od oficjalnej narracji historycznej.

Natychmiast posypały się propozycje wywiadów ze strony – jak mówi – “apologetów Putina”, reprezentantów rosyjskich mediów i rosyjskiej ambasady w Wilnie. – Odmawiałam, bo miałam świadomość, co by to oznaczało dla Litwy – tłumaczy pisarka. – To sprawy, z którymi musimy poradzić sobie sami.

Motywacją do napisania “Naszych” była chęć zebrania opowieści naocznych świadków i odnalezienia źródeł pisanych, które litewski system edukacji najczęściej ignoruje. Jak mówi Vanagaite, cała nadzieja w pokoleniu postsowieckim, które nie jest już przywiązane do etnicznych mitów mówiących o tym, kto jest ofiarą, a kto bohaterem.

– Wielu nauczycieli, wykształconych jeszcze w czasach sowieckiej okupacji, ma problem z mówieniem prawdy na ten temat – komentuje Richard Schofield, szef pozarządowej organizacji Litvak Photography Center (dosł. “Centrum fotografii litewskich Żydów”), która organizuje spotkania i projekty edukacyjne w litewskich szkołach. – Każdy wie o tym, że tysiące litewskich Żydów w czasach stalinowskich zostało zesłanych na Syberię. Każdy wie, że w KGB pracowali także Litwini, którzy aresztowali i mordowali własnych współobywateli.

Mało kto jednak wie o tym, co działo się w czasie sojuszu Litwy z nazistami. – Ci sami nauczyciele historii czują ulgę, kiedy mówię ich uczniom, że Holokaust nie wydarzył się dlatego, że Żydzi byli komunistami – opowiada Schofield. – Mam wrażenie, że wszyscy chcą usłyszeć prawdę, ale nikt nie ma odwagi jej powiedzieć.

Wysiłki zmierzające do udokumentowania i rozpowszechniania wiedzy o Holokauście zaczynają powoli przynosić efekty. Coraz więcej Litwinów ma świadomość skomplikowanej historii swojego kraju.

– W pokoleniu postsowieckim głęboko zakorzeniony jest antysemityzm, natomiast młode pokolenie po prostu nie zna historii – mówi Marius Janulevicius, nauczyciel literatury i producent filmu dokumentalnego “The Forgoten” (“Zapomniani”). – I dlatego od niego trzeba zacząć.

Litwa do dziś pozostaje jednym z tych krajów UE, w których najsilniej dają o sobie znać uprzedzenia etniczne. Próby stawienia czoła historii Holokaustu mogą jedynie przyspieszyć proces odchodzenia od sowieckiej przeszłości.

– Lepiej nie gloryfikować kontrowersyjnych postaci, bo to znacznie utrudnia późniejsze przeprosiny – mówi Egidijus Puronas, którego cioteczny dziadek, Pranas, był szefem regionalnej jednostki wywiadu w czasach nazistowskich. – Moja rodzina ma świadomość niewybaczalnych czynów jednego z naszych przodków, nie ma żadnych tajemnic, więc nic już nie trzeba dodawać. Prawdziwym bohaterem jest dla mnie mój dziadek, który będąc prostym rolnikiem przetrwał wojnę i zdołał wyżywić swoją rodzinę.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


“Tylko we Lwowie”. Emanuel Schlechter i jego miasto

“Tylko we Lwowie”. Emanuel Schlechter i jego miasto

mm, ac


– W 1939 roku nie uciekł z bratem do Rumunii ani do Ameryki śladami Tuwima, lecz szukał schronienia właśnie we Lwowie. Ta decyzja kosztowała całą jego rodzinę życie – opowiadał Jan Kulig, miłośnik i badacz twórczości Emanuela Schlechtera.

Park Kościuszki we Lwowie (1913-1914)Park Kościuszki we Lwowie (1913-1914)”

9 października minęła 110. rocznica urodzin twórcy tekstów wielu niezapomnianych przebojów kina międzywojennego, scenarzysty, kompozytora, radiowca i satyryka. Jego piosenki “A mnie jest szkoda lata”, “Umówiłem się z nią na dziewiątą”, “Bo to się zwykle tak zaczyna”, “Każdemu wolno kochać” nucimy do dziś, nie zawsze pamiętając, kto jest autorem słów. Przed wojną śpiewały je największe gwiazdy kina i kabaretu: Hanka Ordonówna, Adolf Dymsza, Eugeniusz Bodo, Adam Aston, a także Szczepko i Tońko.


Szczepko i Tońko śpiewają pieśń o niewątpliwie najlepszym polskim mieście, “Tylko we Lwowie” w filmie “Włóczęgi” z 1939 roku.

 

Jedna z najbardziej znanych pieśni Schlechtera z muzyką Henryka Warsa to “Tylko we Lwowie”. Choć jego kariera rozkwitła po przeprowadzce do Warszawy w 1933 roku (przełomem była tytułowa piosenka do filmu “Każdemu wolno kochać”), poeta wracał w wielu swoich tekstach do rodzinnego miasta. – Było dwóch wybitnych autorów przedwojennych, którzy w stolicy tworzyli najpiękniejsze piosenki o Lwowie. Hemar i Schlechter – podkreślił inny znawca Adam Redzik.

We Lwowie bohater audycji spędził dzieciństwo i młodość. Urodził się w rodzinie ubogiego żydowskiego malarza pokojowego, który jednak zadbał o wykształcenie dwóch synów. Młodszy Emil Henryk został wziętym lwowskim adwokatem. Emanuel studiował prawo i filozofię, by ostatecznie stać się chyba najpopularniejszym przedwojennym autorem piosenek.

Schlechter powrócił z żoną i synem do Lwowa, gdy tylko wybuchła wojna. Zginął z rodziną najprawdopodobniej w obozie janowskim 11 listopada 1943 roku. Ostatni ślad jego życia to wpis w ewidencji getta lwowskiego . – W rubryce zawód wpisał “malarz pokojowy”. Jak jego ojciec… – podsumował trzeci gość Doroty Gacek Tomasz Lerski.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


J Street Rewrites History to Create ‘Palestine’

J Street Rewrites History to Create ‘Palestine’

Stephen M. Flatow / JNS.org


J Street Executive Director Jeremy Ben-Ami. Photo: J Street Facebook page.

JNS.org – The US government’s reluctance to demand the immediate creation of a Palestinian state has sent J Street into a panic. With its candidates having been defeated in elections on both sides of the ocean, and its proposals crumbling in the face of reality, J Street is trying one last desperate strategy: rewriting history to claim that Palestinian statehood has been supported by everybody, everywhere, for as long as anyone can remember.

Asked by reporters on August 24 about the Palestinian state issue, State Department spokeswoman Heather Nauert said: “We are not going to state what the outcome has to be. It has to be workable to both sides. That’s the best view as to not really bias one side over the other, to make sure that they can work through it.”

Nauert’s statement was simple, logical and reasonable. But her failure to pledge a full-throated endorsement of the Palestinian agenda sent J Street into a tizzy. The J Street leaders fired off an overheated press release that declared: “For more than two decades, responsible Israeli and Palestinian leaders, US presidents of both parties and virtually the entire international community have understood that a two-state solution is the only viable way to end the conflict.”

Literally everything in J Street’s declaration is erroneous.

American presidents have not supported Palestinian statehood “for more than two decades.” George W. Bush was the first president to publicly support a Palestinian state while in office. That was in 2002, i.e. 15 years ago, not “more than two decades.” Can’t anybody at J Street do basic math?

Not only that, but Bush’s support was conditional. In his June 25, 2002, speech about a Palestinian state, Bush said that such a state could come about only if the Palestinian people elected “new leaders not compromised by terror.” The Palestinians, of course, did exactly the opposite.

The only president who has unconditionally and publicly supported Palestinian statehood while in office was Barack Obama. Suddenly J Street’s tally of “more than two decades” is down to eight years.

And anyway, since when is there a rule that every future president is obligated to take the same position as President Obama?

J Street is equally mistaken in its absurd claim that “virtually the entire international community” supports creating a Palestinian state. How could J Street possibly know what “virtually the entire international community” thinks?

There are 7.44 billion people in the world. Did J Street ask them all? How many farmers in Thailand or truck drivers in Nebraska care whether the Palestinian Arabs have a state or not?

There have been two major arguments in favor of Palestinian statehood. Neither of those arguments have stood the test of time.

The first was that Yasser Arafat and the Palestinian Arabs had given up their goal of destroying Israel, and had forsaken terrorism. Presumably, if they changed their ways, they could be trusted with their own state in Israel’s backyard. That was the basis for the Oslo Accords in 1993. But that argument fell apart when Arafat tried to smuggle 50 tons of weapons into Gaza on the motor vessel Karine A in 2002. It turned out that the old terrorist had never changed his ways, after all.

The second argument for a Palestinian state was fear of the “demographic time bomb” — that because of the high Arab birthrate, Israel has to agree to a Palestinian state or become an apartheid-like ruler over the Palestinians. But then-Prime Minister Yitzhak Rabin resolved that problem in 1995, when he withdrew Israel’s forces from the cities where 98 percent of the Palestinians reside.

For the past 22 years, these Palestinians have been residents of the Palestinian Authority — and they vote in Palestinian elections. They will never be Israeli citizens, will never vote in Israeli elections and will never threaten Israel’s Jewish demographic majority.

The old arguments for Palestinian statehood lie in tatters. The US government’s position simply reflects that reality. J Street, unable to face reality, is trying to change history to suit its agenda. Friends of Israel need to act swiftly to counter such dangerous revisionism.


Stephen M. Flatow, a vice president of the Religious Zionists of America, is an attorney in New Jersey. He is the father of Alisa Flatow, who was murdered in an Iranian-sponsored Palestinian terrorist attack in 1995.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com