Archive | 2018/02/18

Pogrom kielecki – decydujący był antysemityzm

Logotyp Miesięcznika ZnakPogrom kielecki – decydujący był antysemityzm

z Joanną Tokarską-Bakir rozmawia Marta Duch-Dyngosz


czerwiec 2016, nr 733

Historia o prowokacji kieleckiej ma swój dość oczywisty ekwiwalent – jest nim Jedwabne. Mimo że śledztwo IPN wykazało co innego, wielu wciąż woli myśleć, że tam nie było Polaków albo też byli, ale to Niemcy kazali im zabijać. Tu, w Kielcach, wprawdzie obecności Polaków nie można zaprzeczyć, ale chcemy wierzyć, że za sznurki pociągali Rosjanie.

Marta Duch-Dyngosz: Kim byli Żydzi wracający do Kielc po wojnie?

Joanna Tokarska-Bakir: To byli rozbitkowie wydobywający się de profundis, z nor, strychów i obozów. Obdarci i wycieńczeni. Mam przed sobą protokoły oględzin zwłok ofiar pogromu kieleckiego. „Zwłoki płci męskiej, odżywienia miernego, długość 155 cm, z wyglądu około 25 lat”. „Zwłoki płci żeńskiej, odżywienia miernego, długości 153 cm, z wyglądu około 15–16 lat”. To są typowe opisy. A zaraz obok: „Na lewym przedramieniu tatuaż: B-1119”, „A-16416”, „A-61910”. „A” jak Auschwitz, „B” jak Bergen-Belsen, taki jest ten alfabet. Inną kategorię stanowili repatrianci z Rosji, z Syberii, czasem aż z Republiki Komi. Kolejną – żołnierze, którzy przyszli z „wojskiem Żymierskiego”, jak je wówczas określano. Wśród zamordowanych w Kielcach jest ich co najmniej trzech. Dwaj z nich, ppor. Abraham Wajnryb i sierż. Szmul Karp, byli żołnierzami dywizji kościuszkowskiej, uczestnikami bitew pod Lenino, Warszawą i Kołobrzegiem. Obaj zamieszkiwali na ul. Planty 7, gdzie miał miejsce pogrom. Trzeci, też bardzo zasłużony, por. Icchak Prajs, parę dni wcześniej przyjechał do Kielc. Był synem właścicieli Hotelu Polskiego. Nie zabito go na Plantach 7, ale na ul. Sienkiewicza, niedaleko dworca. Był w mundurze obwieszonym orderami, więc ludzie wiedzieli, że to frontowiec. Świadkowie widzieli tę scenę z okien.

Trudno nam sobie wyobrazić, co czuli powracający Żydzi. Często też, wychowani w duchu polityki historycznej, wcale nie jesteśmy tego ciekawi. Sądzimy, że wystarczy wiedzieć o „Żydach w UB”, które zabijało „naszych bohaterów”. Idealizujemy tych ostatnich, a dewaluujemy pierwszych. Nasza wiedza jest sformatowana przez rewolucję antykomunistyczną 1989 r., od której rozpoczęła się nasza epoka. Można zrozumieć, dlaczego antykomunizm wciąż milcząco definiuje nasz horyzont poznawczy, ale trzeba też uświadomić sobie, że jako format myślowy jest on szkodliwy i poznawczo, i moralnie. Bo kategorie „czarnej księgi komunizmu” przeszkadzają zrozumieć pierwszą powojenną dekadę, którą postrzegamy jako budującą historię o „żołnierzach wyklętych”, podczas gdy była ona dramatem społecznym. Tym bardziej nie potrafimy sobie wyobrazić ludzi, dla których komuniści byli nie tylko wyzwolicielami, ale wręcz zbawicielami. W jednej ze swoich książek Henryk Grynberg opisuje scenę, gdy wychodzą z matką z ziemianki, w której się ukrywali, i na zielonej trawie widzą żołnierza radzieckiego z czerwoną gwiazdą na czapce. Ten niesamowity, nieomal soteriologiczny symbol – zieleń trawy w połączeniu z czerwoną gwiazdą – dla wielu Polaków jest wręcz obraźliwy. A to po prostu obraz doświadczenia człowieka, który przeżył wojnę w innych warunkach niż Polacy nieżydowscy. O ile w ogóle ją przeżył.

Żołnierz radziecki nie tylko przez Żydów był postrzegany jako wyzwoliciel.

Oczywiście. W wielu miastach, choćby w Łodzi, żołnierze radzieccy byli entuzjastycznie witani. Owszem, towarzyszył im strach, że gwałcą i kradną, ale była też ulga, że wypędzili Niemców, że przynoszą jakąś zmianę, szansę. Ludzie chcieli w to wierzyć. W książce Portret społeczny pogromu kieleckiego, nad którą pracuję, przypominam tamte nadzieje. Wkrótce zostały one zawiedzione, ale to nie znaczy, że ich nie było. Powojnie było udręką. Życie na wsi było udręką. Szalały bandy – nie mówię o oddziałach zorganizowanych, które przynajmniej dbały o pozory walki – mówię o prawdziwych bandach, takich jak ta, która na wiosnę 1946 r. zgwałciła i zastrzeliła panią Wasilewską z Trzciannego, Sprawiedliwą, a następnie przez lata prześladowała jej rodzinę. Przed tymi ludźmi broniono się, wchodząc w sieć nowej władzy.

Nasza czarno-biała wiedza nie potrafi zasymilować wizji opisywanej przez powojenne źródła, według których historia – czujemy to niemal fizycznie – mogła potoczyć się jeszcze inaczej.

Proszę posłuchać takiego fragmentu: „Znaczenie polityczne PPR na tym terenie określił najlepiej instruktor PPR Starewicz, mówiąc 28 grudnia [1945 r.] na zebraniu egzekutywy: »musimy sobie jasno zdać sprawę z tego, że wybory już przegraliśmy. Pokutować musimy za nasze błędy początkowej polityki PPR oraz za mylne nasze stanowisko do AK. W związku z tym należy się przygotować do przejścia w konspirację. Rola nasza, nasza aktywność i znaczenie musi osłabnąć«”. Jest to obraz Polskiej Partii Robotniczej w meldunku zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, nie ma powodu kwestionować jego prawdomówności. PPR, która schodzi do konspiracji! Komuniści byli słabi, przegrywali. W to jest nam najtrudniej uwierzyć.

— pełna wersja tekstu dostępna jest w drukowanych i elektronicznych wydaniach Miesięcznika Znak


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Anna Bikont – Pogrom kielecki. Żadnej prowokacji nie było.

Pogrom kielecki. Żadnej prowokacji nie było; była pani Zielińska, która krzyczała: “Żydówa, Żydowica! Weźcie ją!”. O książce Joanny Tokarskiej-Bakir

Anna Bikont


Istnieje co najmniej pięć wykazów ofiar pogromu, w których znalazły się w sumie 52 nazwiska. Ponad 40 zamordowanych zostało pochowanych na cmentarzu żydowskim w Kielcach 8 lipca 1946 r. Po złożeniu trumien w wykopie Stanisław Radkiewicz, minister bezpieczeństwa, oznajmił… (Fot. materiały wydawnictwa)

Tak wołali swoi, polscy sąsiedzi. Tokarska kosztem kilku lat życia spędzonych w archiwach udowadnia, że w Kielcach nie było prowokacji – ani sowieckiej, ani rodzimej, ubeckiej. I tylko nieliczni sprawiedliwi krzyczeli: „Bójcie się Boga, ludzie!”

„Bóg Polaków zamknięty w obozie, w baraku/ drży, gdy dzielni chłopcy z orzełkami na czapkach/ dobijają dziewczynki żydowskie, rurkami na odlew” – książkę Joanny Tokarskiej-Bakir otwiera wiersz Juliana Kornhausera z jego tomu „Kamyk i cień”.

Były już przecież o tym książki – Krystyny Kersten, Bożeny Szaynok, Jana Tomasza Grossa. Był dokument Marcela Łozińskiego „Świadkowie”, były IPN-owskie śledztwo i publikacje. Co jeszcze można napisać o pogromie kieleckim?

Wszystko. Wystarczy tylko poświęcić kilka lat życia na siedzenie w archiwach i czytanie kolejnych świadectw o zabijaniu niewinnych ludzi, mieć przenikliwy umysł, szeroką gamę narzędzi badawczych, etnograficznych, historycznych, kryminalnych oraz być empatyczną, upartą, odważną badaczką obdarzoną literackim talentem.

I już cała historia pogromu zostaje przenicowana na wskroś.

Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego Joanna Tokarska-Bakir Czarna Owca, Warszawa Premiera: 28 lutego

Tokarska przeprowadza wiwisekcję zbrodni i udowadnia, że prowokacji nie było – ani sowieckiej, ani rodzimej, ubeckiej. Udowodnienie, że czegoś nie było, wymaga żmudnej, drobiazgowej pracy. Autorka idzie za każdym tropem, weryfikuje każdy ślad. Otwiera nowe badawcze perspektywy, odkrywa całkiem nieznane karty, jak szeroki udział ludzi z Narodowych Sił Zbrojnyh w powojennych strukturach MO.

Ale przede wszystkim roztacza przed nami swoją nieśpieszną opowieść, społeczny portret pogromu zaczynający się od zdania: „Spośród bohaterów tego dnia najwcześniej na nogach jest Anczel Pinkusiewicz…”. Jest w tej opowieści miejsce na rzekę Sinicę, która była świadkiem mordów. Na sprawców. Na świadków, tych współczujących, jak dozorca domu na Plantach, Stach Niewiarski, który stał przed domem z krzyżem w ręku i krzyczał: „Tu nie ma żadnych piwnic, tutaj Żydzi nikogo nie zabili! Bójcie się Boga, ludzie! Czego chcecie?!”, i tych zagrzewających do mordów, jak pani Zielińska z tego samego domu na Plantach, która krzyczała: „Żydówa, Żydowica! Weźcie ją!”. I przede wszystkim na samych pomordowanych: Fanię Szumacher, Balkę Getner, Rachelkę Sonberg… Tych, o których się dało coś opowiedzieć.

Mimo ogromnych wysiłków autorki siedemnastu zamordowanych dalej pozostaje bez imienia i nazwiska.


Anna Bikont – reporterka, pisarka, od stanu wojennego publikowała w prasie podziemnej; z „Wyborczą” związana od 1989 roku. Autorka m.in. książek „My z Jedwabnego” (nagrodzonej Europejską Nagrodą Książkową), „I ciągle widzę ich twarze. Fotografia Żydów polskich” oraz właśnie wydanej biografii „Sendlerowa. W ukryciu”, współautorka (z Joanną Szczęsną) książki „Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu”

Joanna Tokarska-Bakir – antropolożka kultury i religioznawczyni, profesor nauk humanistycznych w Instytucie Slawistyki PAN, autorka m.in. książek: „Rzeczy mgliste” (2004), „Legendy o krwi” (2008, wydanie francuskie 2015), „Okrzyki pogromowe” (2012). Ostatnia książka „Pod klątwą. Portret społeczny pogromu kieleckiego”, wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa, ukaże się 28 lutego.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com