Archive | 2018/02/17

[Polska–Izrael] Surowa kara za niekompetencję

[Polska–Izrael] Surowa kara za niekompetencję

Jakub Bodziony


Istotą najpoważniejszego od 1989 roku kryzysu w relacjach polsko-izraelskich nie jest historyczny stosunek Polaków do Holokaustu, lecz rażący brak kompetencji polskiego ustawodawcy i kadry dyplomatycznej.

Nowa ustawa dotycząca działalności Instytutu Pamięci Narodowej w założeniu miała bronić dobrego imienia Polski poprzez piętnowanie kłamstw historycznych, a przede wszystkim poprzez walkę z fałszywym stwierdzeniem „polskie obozy śmierci”, powtarzanym nie raz przez zagraniczne media, a nawet przez amerykańskiego prezydenta.

Słuszne intencje polskiego rządu zniweczone zostały przez brak odpowiedniej bazy politycznej i merytorycznej. Parlamentarzyści zdecydowali się na uchwalenie niedopracowanej ustawy o zasięgu międzynarodowym, w momencie, w którym relacje Polski z trzema najważniejszymi europejskimi stolicami: Berlinem, Paryżem i Brukselą są najgorsze od lat. Do tego warto dodać, że w Białym Domu zasiada radykalnie proizraelski prezydent, który oficjalnie uznał Jerozolimę za stolicę państwa żydowskiego. Złudzeń co do stanowiska amerykańskiej administracji w polsko-izraelskim sporze nie pozostawia depesza Departamentu Stanu, w której możemy przeczytać, że „wprowadzenie tej ustawy w życie mogłoby wpłynąć na strategiczne interesy Polskie i jej stosunki ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem włącznie”.

Dobre chęci to za mało

Brak przygotowania strony polskiej na konsekwencje własnych kroków objawia się chaotycznym działaniem. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości przygotowali wadliwą ustawę, której zapisy mogą zniweczyć lata dialogu polsko-żydowskiego i pod znakiem zapytania postawić relacje ze Stanami Zjednoczonymi, czyli naszym najważniejszym sojusznikiem politycznym i militarnym.

Już na wstępnym etapie prac legislacyjnych Biuro Analiz Sejmowych zaopiniowało projekt jako lakoniczny i niejasny, którego zapisy będą problematyczne w interpretacji. Autorem tej krytycznej ekspertyzy był prof. Jarosław Wyrębak, którego trudno zakwalifikować jako osobę nieżyczliwą partii rządzącej, ponieważ tydzień temu został wybrany przez PiS na nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego . Do projektu krytycznie odniosły się również autorytety prawicy: senator Maria Anders i były premier Jan Olszewski.

Jakub Bodziony: Już na wstępnym etapie prac legislacyjnych, Biuro Analiz Sejmowych zaopiniowało projekt jako lakoniczny i niejasny. Autorem tej krytycznej ekspertyzy był prof. Jarosław Wyrębak, który tydzień temu został wybrany przez PiS na nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego.

Konfrontacyjne wypowiedzi polskich władz oraz przyjęcie ustawy przez obie izby parlamentu nie są, jak twierdzą niektórzy, prowadzeniem podmiotowej polityki zagranicznej, ale bezrozumnym forsowaniem wadliwych prawnie i nieefektywnych politycznie rozwiązań. Samo kluczowe dla strony pisowskiej stwierdzenie, dotyczące karania za używanie formuły „polskie obozy śmierci”, nie pada nawet w treści ustawy, a znajduje się dopiero w jej uzasadnieniu.

Podczas głosowania w Senacie opozycja zaproponowała odłożenie projektu w czasie i wprowadzenie rozwiązania kompromisowego, które polegało na doprecyzowaniu treści najbardziej kontrowersyjnego artykułu 55 i dopisania wprost zakazu używania frazy „polskie obozy śmierci”. Wszystkie poprawki opozycji zostały odrzucone przez rządzącą większość.

Fatalnego obrazu reakcji polskiej dyplomacji na powstały kryzys dopełnia fakt, że resort spraw zagranicznych znajduje się w trakcie politycznej reorganizacji, związanej ze zmianą kierownictwa, a na stanowisku rzecznika MSZ-u od kilku miesięcy panuje wakat. Dodatkowo, na niezwykle ważnej z perspektywy polskich interesów izraelskiej placówce, od 2016 r. nie ma dyplomaty w randze ambasadora [!]. Ostatnią osobą rekomendowaną na to stanowisko w grudniu zeszłego roku, zresztą przez ówczesnego wiceszefa MSZ-u, Jacka Czaputowicza, była nieposiadająca żadnego doświadczenia dyplomatycznego Barbara Stanisławczyk-Żyła. Po przesłuchaniach w komisji spraw zagranicznych nie uzyskała akceptacji nawet posłów PiS-u.

Z tych powodów głosy oburzenia osób popierających nowelizację ustawy o IPN-ie, skierowane do środowisk żydowskich i innych jej przeciwników, są zupełnie nieuzasadnione. Pretensje należy kierować do autorów nowego prawa, którzy zakładali, że dobrymi chęciami uzupełnią swoje braki kompetencyjne. W tej sprawie PiS stosuje sprawdzoną na krajowym podwórku zasadę „tylko my mamy rację”, lecz po raz kolejny przekonuje się, że poza granicami kraju nie ma żadnych instrumentów do uzyskania poparcia dla swojej narracji. Jak mówił de Talleyrand, „to gorzej niż zbrodnia – to błąd”.

Jakub Bodziony: Na kluczowej z perspektywy polskich interesów izraelskiej placówce, od 2016 r. nie ma dyplomaty w randze ambasadora [!]. Ostatnią osobą rekomendowaną na to stanowisko była nieposiadająca żadnego doświadczenia dyplomatycznego Barbara Stanisławczyk-Żyła. Po przesłuchaniach w Komisji Spraw Zagranicznych, nie uzyskała akceptacji nawet posłów PiS-u.

Wydawałoby się, że pomocy pogrążonemu w wizerunkowym kryzysie gabinetowi Mateusza Morawieckiego mogłaby udzielić Polska Fundacja Narodowa, dysponująca budżetem w wysokości 100 mln złotych rocznie. Brak zdecydowanego głosu instytucji kierowanej przez Marcina Świrskiego dowodzi, że osoby tam zatrudnione dużo lepiej radzą sobie z partyjną agitacją na poziomie plakatów oskarżających sędziego o kradzież kiełbasy niż z zapisaną w statucie obroną dobrego imienia Polski za granicą.

Przegrana walka o wizerunek

W wizerunkowym starciu nie pomogły spontaniczne wpisy polskich internautów, które koncentrowały się wokół hashtagu #germandeathcamps, za które dziękował prezydent Andrzej Duda. Akcja miała charakter krajowy i nie przedostała się do globalnego obiegu medialnego. Inaczej sytuacja prezentowała się w wypadku oznaczenia #polishdeathcamps, które w wyniku burzy medialnej publikowane było przez światowe agencje prasowe, krajowe media oraz indywidualnych użytkowników. Paradoksalnie, autorzy ustawy przyczynili się do największego rozpropagowania frazy „polskie obozy śmierci” w historii, co – ku oburzeniu polskiej prawicy – podkreślił też Donald Tusk.

Należy również pamiętać o wypowiedziach członków rządu Prawa i Sprawiedliwości, którzy nie potrafili jednoznacznie potępić rasistowskich i ksenofobicznych haseł Marszu Niepodległości i za dyskusyjny uznawali fakt, że pogromu kieleckiego i mordu w Jedwabnem dokonali Polacy. PiS-owski flirt z nacjonalistami i nazywanie Marszu Niepodległości „wielkim świętem Polaków” teraz odbijają się rządzącym czkawką, zmuszając ich do wydania przez wojewodę zakazu wstępu na teren przy ambasadzie Izraela, w celu niedopuszczenia do manifestacji organizowanej przez ONR i Młodzież Wszechpolską.

Gdyby obecny rząd nie antagonizował sporów wewnętrznych na własny użytek, to możliwe byłoby wsparcie wizerunkowe rozpoznawalnych za granicą polskich autorytetów, chociażby w osobie Lecha Wałęsy, którego słowa za granicą słuchane są dużo uważniej niż w Polsce. Obecnie rozwiązanie to wydaje się być równie oderwane od rzeczywistości jak wypowiedź Ryszarda Czarneckiego, który wezwał do „solidarnej walki w biało-czerwonej drużynie o prawdę historyczną”, choć zaledwie kilka tygodni temu porównywał Różę Thun do szmalcowników.

Spór dwóch nacjonalizmów

Musimy też pamiętać, że izraelscy politycy stosują podobną, odwołującą się do nacjonalizmu retorykę. Jeśli rzeczywiście zastrzeżeń nie powinna budzić istota sprzeciwu Izraela wobec ustawy o IPN-ie, to zrozumiałe zdziwienie wywołuje skala histerycznej reakcji.

Polskich komentatorów słusznie oburzyła skandaliczna wypowiedź opozycyjnego izraelskiego polityka Jaira Lapida, który na Twitterze napisał, że „polskie obozy śmierci” istniały, a następnie oskarżył Polaków o zamordowanie jego babci. Historia ta jest wyjątkowo niespójna, ponieważ przodkowie Lapida, wbrew temu, co twierdzi polityk, pochodzili z serbskiego Nowego Sadu, a nie polskiego z Nowego Sącza, a część rodziny zginęła w obozie w na terenie Mauthausen w Austrii, a nie w Auschwitz. Partia Jest Przyszłość, na czele której stoi Lapid, prowadzi obecnie w sondażach i gdyby wybory w Izraelu odbyły się dzisiaj, jej przewodniczący prawdopodobnie objąłby funkcje premiera.

W podobnie konfrontacyjnym tonie wypowiadał się obecny premier Benjamin Netanjahu, który uznał nowe polskie prawo za absurd, a jako możliwą retorsję wobec działań polskich bierze pod uwagę odwołanie izraelskiej ambasador z Polski, co formalnie obniżyłoby rangę dwustronnych relacji. Kolejnym zdecydowanym działaniem ze strony Izraela było też głosowanie w Knesecie zapowiadające, że parlament uzna ewentualne uchwalenie ustawy o IPN za negowanie Holokaustu. Netanjahu domagał się również natychmiastowego spotkania premiera Morawieckiego z ambasador Izraela. Treść, a przede wszystkim forma gestów izraelskich jest szokująca. Trudno sobie wyobrazić lustrzaną sytuację, w której to polski urząd tak otwarcie krytykowałby ustawy głosowane przez Kneset czy jakikolwiek inny zagraniczny parlament.

Benjamin Netanjahu regularnie używa ostrej retoryki odnoszącej się do polityki historycznej na użytek krajowej debaty. W 2015 r. na Kongresie Syjonistycznym publicznie zrównał Palestyńczyków z nazistami, a wielkiego muftiego Jerozolimy Muhammada Amina al-Husajniego, nie przedstawiając na to żadnych dowodów, oskarżył o namawianie Hitlera do Holokaustu.

Obecne starcie Polski i Izraela jest konfliktem dwóch ksenofobicznych opcji politycznych, w którym obie strony opierają swoją politykę historyczną na nacjonalistycznych ambicjach, prześcigając się w populistycznej retoryce. Niezależnie jednak od moralnych racji obu stron, co do których można się spierać, to nie Izrael, a Polska poniesie poważne konsekwencje tego kryzysu. Będzie to skutek braku przygotowania oraz amatorskiego sposobu uprawiania dyplomacji. Ekipa Prawa i Sprawiedliwości po raz kolejny przekonała się, że niekompetencja, której w sprawach wewnętrznych nie potrafi wykorzystać krajowa opozycja, w kwestiach międzynarodowych jest punktowana z całą surowością.


Jakub Bodziony studiował stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Ambasador Fundacji Court Watch Polska na UW. Współpracownik „Kultury Liberalnej”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


VISIT POLAND

VISIT POLAND

JPOST EDITORIAL


Fully understanding Israeli identity is impossible without understanding the Jewish culture that was destroyed in the Holocaust.

Majdanek concentration camp in Poland in the snow. (photo credit: MARC ISRAEL SELLEM/THE JERUSALEM POST)

High school trips to Poland have been controversial since the Education Ministry began organizing them in the wake of the disintegration of the Soviet Union. Those who were critical of the trips argued they commercialized the experience. The main benefactor of this “Holocaust tourism” was none other than the Polish people. An absurd situation was created in which a society permeated by antisemitism was making money from “Shoah business.”

Also mitigating against the trips was the classic Zionist ethos of rejecting exile and the Jewish culture that developed there as unnatural and a relic of the past. According to this ethos, trips to the destroyed Jewish communities of Eastern Europe were a distraction from the more important educational goal of state-building.

Even proponents of the trips could not ignore the irony. Just over a generation after the creation of the State of Israel, a project designed to supersede and reject Diaspora living, the state’s Education Ministry was sending Israeli children back to the Exile to discover their roots.

Controversy surrounding the trips has grown after the Polish government’s decision to pass a law that seeks to punish anyone who uses the term “Polish death camps” or who “publicly and against the facts” blames the Polish nation or state for being complicit in Nazi Germany’s crimes.

Many are questioning whether Israel should continue to send high school students to a country that is trying to whitewash its past and severely restrict freedom of expression on the question of the extent of Polish collaboration with the Nazis in carrying out the systematic murder of Polish Jewry.

Others, such as Chief Rabbi of Ukraine Moshe Azman, have called to stop the annual March of the Living and school trips to Poland.
Yet, we would argue that discontinuing trips organized by the Education Ministry for our high school students or calling for a wider boycott of Poland is wrongheaded. If anything the opposite is true. Now, after Poland has tried to stifle free speech about the Polish people’s role in carrying out the Final Solution, even more people should go to see firsthand how the Nazis and the Poles who assisted in the murder and persecution destroyed the vibrant Jewish communities of Poland.

While it is true that the Zionist ideal of living in Israel and devoting one’s energies to its well-being remains a strong value of Israeli society, there is also a recognition that contemporary Israeli identity cannot ignore Diaspora culture. Indeed, fully understanding Israeli identity is impossible without understanding the Jewish culture that was destroyed in the Holocaust.

Only by visiting Poland, particularly the sites that were once thriving Jewish centers, can one truly understand the dimensions of the loss. Nothing can substitute for being in the place where the Nazis carried out their genocide on occupied Polish land where in 1939 a full 10% of the population, or 3.5 million persons, were Jews. Six years later barely 100,000 Polish Jews remained alive.

Once they’ve seen the destruction, our high school children can return to Israel and proceed to strengthen and build what is the most important, most vibrant and most promising Jewish community in history.

After being at the site where just over 70 years ago the foremost laboratory of Nazi barbarity existed, Israelis can return home with renewed energies and drive to participate in the foremost laboratory for Jewish innovation and growth.

Is modern Polish society antisemitic? It undoubtedly has strong antisemitic undercurrents, whether in the form of classic negative Christian depictions of Jews or as a distorted form of anti-communism. And the current diplomatic spat between Jerusalem and Warsaw has unleashed a wave of antisemitic activity on social media.

Are there Polish philosemites? Yes there are. And the present right-wing Polish government happens to be one of the most pro-Israel governments in Europe. As is the case elsewhere, reality in Poland is a bit more complicated and nuanced than comes across from bombastic headlines.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com