Archive | 2019/08/12

Brygada Świętokrzyska, elita “wyklętych”?

Brygada Świętokrzyska, elita “wyklętych”? Nie obrażajcie bohaterów, którzy zostali w lesie

Mirosław Maciorowski


Rok 1947. Niemcy, Heilbronn w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Dowódca Brygady Świętokrzyskiej płk Antoni Szacki ‘Bohun’ dokonuje przeglądu kompanii wartowniczej (Fot. Wikimedia Commons)

Określanie Brygady Świętokrzyskiej mianem “żołnierzy wyklętych” obraża partyzantów, którzy po wkroczeniu Sowietów zostali w kraju

“Najbardziej wyklęci z wyklętych” – takim tytułem kilka lat temu „Rzeczpospolita” opatrzyła tekst o Brygadzie Świętokrzyskiej. To sformułowanie świetnie się przyjęło, o czym świadczą choćby nadruki na koszulkach narodowców. Przekaz jest jasny – formacja Narodowych Sił Zbrojnych dowodzona przez płk. Antoniego Szackiego „Bohuna” to nie jacyś zwykli „żołnierze wyklęci”, ale elita elit „wyklętych”.

Czy w odniesieniu do BŚ można używać tak górnolotnych fraz? Zanim odpowiemy na to pytanie, musimy znaleźć odpowiedź na inne: kim byli partyzanci, których święto obchodzimy 1 marca, i na czym w ogóle polega „wyklętość”.

Walka bez przemocy

Najogólniej „żołnierze wyklęci” to partyzanci, którzy po wkroczeniu na ziemie polskie Armii Czerwonej – czyli, jak uważali, po rozpoczęciu nowej okupacji – pozostali w konspiracji, by walczyć przeciw Sowietom i przyniesionej „na bagnetach” władzy polskich komunistów.

Ta definicja obarczona jest jednak wieloma zastrzeżeniami. Antykomunistyczne podziemie to cały wachlarz organizacji, które różniły się pod wieloma względami i przechodziły różne przeobrażenia.

Gdy w styczniu 1945 r. gen. Leopold Okulicki rozwiązał Armię Krajową, na bazie jej struktur prawie natychmiast powstawały nowe organizacje. Już 7 maja 1945 r. dowódca stacjonującego we Włoszech II Korpusu gen. Władysław Anders powołał Delegaturę Sił Zbrojnych na Kraj, opartą na organizacji NIE (Niepodległość), której zręby stworzono w AK jeszcze w 1943 r. NIE powstała właśnie na wypadek, gdyby nie powiodła się akcja „Burza”, czyli przyjęcie roli gospodarza wobec wkraczających Sowietów, i gdyby trzeba było z nimi walczyć.

Formacje Delegatury przez kilka miesięcy 1945 r. prowadziły akcje zbrojne przeciwko milicji i bezpiece oraz instalowanym przez Sowietów komórkom PPR.

Jednak już jesienią 1945 r. Delegatura została rozwiązana, a w jej miejsce powstało Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN) – najważniejsza powojenna organizacja poakowska.

WiN po uznaniu przez Zachód władzy komunistów i obietnicy Stalina przeprowadzenia wolnych wyborów nie chciał już walczyć zbrojnie, lecz politycznie, wspierając m.in. startujący w wyborach PSL Stanisława Mikołajczyka.

W deklaracji WiN znalazło się nawet sformułowanie o utrzymywaniu dobrych relacji politycznych i gospodarczych z ZSRR.

Założenia programowe pierwszego zarządu WiN były więc pokojowe, choć oczywiście wielu szeregowych członków nie zdawało sobie z tego sprawy. Sądzili, że po to zostali w konspiracji, by walczyć z komunistami. I ostatecznie – po sfałszowanych wyborach i po rozpoczęciu ostrych represji wobec podziemia – rzeczywiście ją kontynuowali.

Bezpieka zinfiltrowała WiN i rozbijała jego kolejne zarządy, a przywódców stalinowskie sądy skazywały na wieloletnie więzienie i na śmierć. Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych ustanowiono 1 marca właśnie dla upamiętnienia egzekucji tego dnia w 1951 r. siedmiu członków IV zarządu WiN.

Pierwowzorem „wyklętych” zostali więc przedstawiciele organizacji, która odżegnywała się od walki zbrojnej. W forsowanej przez nią idei „walki bez przemocy” historycy widzą wzorzec podjęty później przez opozycję lat 70., a następnie „Solidarność”.

“Bury” i “Warszyc”

Nie brakowało jednak organizacji, które od początku za główny cel stawiały sobie walkę z bronią w ręku. Ich członkowie reprezentowali różne orientacje i odmienne metody działania. Byli wśród nich prawdziwi ideowcy, ale też zwykli bandyci.

Przypomnijmy dwa emblematyczne przykłady dowódców czczonych dziś przez prawicowych entuzjastów antykomunistycznego podziemia.

Kapitan Romuald Rajs „Bury” to idol nacjonalistów. Co roku w Hajnówce niosą jego portrety, wrzeszcząc: „Chwała bohaterom”. Nie baczą na to, że patrzą na nich potomkowie ofiar owych bohaterów.

Wywodzący się z wileńskiej AK „Bury” był charyzmatycznym i odważnym dowódcą. Po rozpadzie AK i wejściu Armii Czerwonej wstąpił do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Zwalczał placówki nowej władzy, strzelał do Sowietów, ale swoją rolę widział znacznie szerzej – na początku 1946 r. puścił z dymem pięć wiosek w Białostockiem, a 79 mieszkańców kazał rozstrzelać. Zginęli – tłumaczył później – bo byli Białorusinami i nie chcieli repatriować się do ZSRR. Polak katolik rozprawił się więc z prawosławnymi „obcymi”, choć ich przodkowie mieszkali na tych ziemiach od pokoleń.

Kapitan Stanisław Sojczyński „Warszyc” stworzył Konspiracyjne Wojsko Polskie. Działało w Łódzkiem i w szczytowym momencie liczyło ok. 2,5 tys. żołnierzy. Ten znakomity dowódca otwarcie krytykował rozkaz o rozwiązaniu AK.

Jednym z najsłynniejszych wyczynów żołnierzy „Warszyca” było opanowanie Radomska i uwolnienie z więzienia 57 osób. Sojczyński karał chłostą, a także śmiercią, ale zawsze najpierw ostrzegał obwinianego, by zmienił postępowanie. Dbał też o to, by zarzuty stawiane skazanym były udokumentowane i znane lokalnej społeczności.

Poglądy Sojczyńskiego dzisiejsza prawica nazwałaby z pewnością lewicowymi. Twierdził, że walczy o reformę rolną i Polskę demokratyczną, ale „nie marksistowską, nie totalistyczną, nie budowaną na zakłamaniu, a na sprawiedliwości i prawdzie”. Oczywiście, jego historia nie jest czarno-biała. W warunkach ciężkiej powojennej konspiracji trudno było zapanować nad tak dużą formacją, więc poza wiedzą „Warszyca” dochodziło do samosądów i pospolitych przestępstw.

„Warszyc” i „Bury” to „wyklęci” z różnych światów. Prawdopodobnie nie dogadaliby się co do tego, jaka ma być przyszła Polska ani w jaki sposób należy o nią walczyć.

Dziś obaj są na sztandarach polityków – i to wyłącznie jednej opcji.

Mordercy i bohaterowie

Politycy zrobili krzywdę niepodległościowej partyzantce. Prawica, bezprawnie anektując ją do własnych potrzeb, cynicznie wrzuciła tych partyzantów do jednego wora z napisem „bohaterowie” – morderca „Bury” jest tu razem z bohaterem „Warszycem”, a rotmistrz Witold Pilecki, który nie chciał w ogóle walczyć z bronią w ręku, razem z majorem Zygmuntem Szendzialarzem „Łupaszką”, na którego rękach jest krew litewskich cywilów.

W ten sposób powstał zafałszowany symbol – jednolita figura historyczna o nazwie „wyklęci”, na którą składają się różni ludzie, różne czyny i postawy. Prawica traktuje ich niczym totem, wokół którego rytualnie tańczy, kiedy tylko jest okazja. „Wyklęci” są jej potrzebni wyłącznie po to, by walczyć ze współczesnymi przeciwnikami, a nie do autentycznego oddawania czci.

Jednak „wyklętych” krzywdzi również reakcja części ludzi uczestniczących w dyskusjach po tzw. naszej stronie. To zrozumiałe, że na cynizm prawicowców odpowiadamy oburzeniem i wymieniamy zbrodnie „wyklętych”. W ten sposób, choć bez takiej intencji, tworzymy ich czarny obraz. Podobnie jak prawica nie niuansujemy historii, tylko wszystkich wrzucamy do wora z napisem „przestępcy”.

Ten klincz przyczynia się do fałszowania historii przez obie strony, do wzniecania niezdrowych emocji i do podziału, który dziś wydaje się nie do zasypania. Oczywiście, prapoczątkiem tej sytuacji jest używanie „wyklętych” przez prawicę jako politycznego młota na wrogów.

Więzienie za ujawnienie

Krytykując krytykę „wyklętych”, nie zamierzam wybielać tych, którzy dopuścili się zbrodni. Uważam jednak, że na antykomunistyczną partyzantkę nie możemy patrzeć bez uwzględnienia kontekstu historycznego oraz ówczesnej świadomości partyzantów. Nie można oceniać ich przez pryzmat naszej dzisiejszej wiedzy, bo ich percepcja była zupełnie inna, a motywacje trudne dla nas dziś do zrozumienia.

W żadnych okolicznościach nie da się usprawiedliwić zabijania cywilów – Polaków, Białorusinów, Żydów czy Litwinów. Patrząc z naszej perspektywy, nie można również usprawiedliwić rozstrzeliwania bez sądu milicjantów, ubeków czy PPR-owców. Ale perspektywa „wyklętych” była zupełnie inna. Trwała krwawa wojna domowa, w której obie strony stosowały podobne metody. Przewaga militarna była po stronie komunistów, moralna – jakkolwiek na to patrzeć – po stronie „wyklętych”.

Zrozumiemy to, gdy spojrzymy na tamtą rzeczywistość oczyma „Warszyca” czy WiN-owców. Oni czuli się spadkobiercami tradycji Polski międzywojennej i jej kontynuacji w postaci rządu w Londynie. Polskę przyniesioną na bagnetach przez Sowietów uważali za stan przejściowy. Czuli się upoważnieni, by bój prowadzić wszelkimi metodami. Tych, którzy instalowali tę nie ich Polskę pod obcą kuratelą, uznawali za zdrajców, a w warunkach wojennych zdrajców traci się bez sądu. Wciąż świeże były rany brutalnej okupacji sowieckiej lat 1939-41 i zbrodni katyńskiej ujawnionej całkiem niedawno, bo w 1943 r.

Dość długo widzieli sens trwania w lesie. Wierzyli w zmianę na świecie – wybuch III wojny światowej, pokonanie ZSRR przez zachodnie mocarstwa.

Czasem słyszę opinie, że przecież wystarczyło się ujawnić i zacząć nowe życie, podjąć naukę, włączyć się w odbudowę kraju. To irytujące. Rzeczywiście nie brakowało akowców, którzy tak postąpili, ale doświadczenie większości było inne. Na przykład akowców, którzy w lipcu 1944 r. z Sowietami zdobywali Wilno. Wkrótce wywieziono ich bydlęcymi wagonami na Sybir, a ci, którzy tego uniknęli, skryli się w Puszczy Rudnickiej i zostali niejako skazani na los „wyklętych”. Oficerowie AK, którzy na początku sierpnia 1944 r. przekazali Sowietom Lwów, również zostali uwięzieni.

Z czasem sytuacja wcale się nie poprawiała. Wtrącono do więzień mnóstwo partyzantów, którzy na wezwanie władz ujawnili się po amnestii w lutym 1947 r. Znamienny jest przykład WiN-owca Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, który latem w 1945 r. rozbijał posterunki milicji na Lubelszczyźnie, ale po sfałszowanych wyborach zaprzestał walki i chciał się ujawnić. Nawet podjął negocjacje, lecz zrezygnował, gdy wielu jego ludzi po ujawnieniu skończyło za kratami. „Zapora” chciał uciec do Anglii, ale po wsypie został pojmany i w marcu 1949 r. stracony z towarzyszami.

Ludzi wypychały więc do lasu oszustwa nowych władz i represje. Skazywały ich na życie, którego zapewne wielu już prowadzić nie chciało, ale nie miało wyjścia.

Potrzask

Los powojennych partyzantów jako „wyklętych” polega właśnie na tym, że znaleźli się w potrzasku – skazani na las i pozostawieni samym sobie. Londyn już im pomóc nie mógł, alianci dogadali się ze Stalinem, Anders na białym koniu też nie przyjechał, a Kościół uznał ich walkę za bezcelową, choć wielu „leśnych” łączyło polskość z katolicyzmem i na piersi nosiło ryngraf z Matką Boską.

Ludność również stawała się coraz bardziej niechętna. Większość chciała już normalnie żyć. Wielu poparło komunistów. Tylko garstka pomagała – niektórzy z przekonania, inni ze strachu, bo partyzanci nierzadko ich terroryzowali i grabili.

A dookoła wróg: Sowieci, milicja, bezpieka i regularne polskie wojsko oraz coraz silniejsze organa nowej administracji.

Potrzask się zacieśniał.

Termin „wyklęci” to również symbol pewnej postawy – partyzanci nie idą z komunistami na żadne kompromisy, ten potrzask to ich świadomy wybór. A więc kondycja „wyklętych” to szczególny rodzaj straceńczego bohaterstwa i patriotyzmu. Potrzask ten łączy „Warszyca”, „Zaporę”, WiN-owców i – trzeba przyznać – także zbrodniarza „Burego”.

A jak na tym tle wygląda sytuacja Brygady Świętokrzyskiej?

Zaopatrzenie od Wehrmachtu

Czy Brygada znalazła się w potrzasku? Absolutnie nie. W przeciwieństwie do żołnierzy „Warszyca” czy WiN-owców ani przez chwilę nie była na obszarze zajętym już przez Sowietów. Kiedy 15 stycznia 1945 r. Armia Czerwona zajęła Kielce, Brygada ustępowała już przed nią w kierunku Śląska. Została niegroźnie ostrzelana, po czym pierzchła ku przedwojennej polsko-niemieckiej granicy.

Za głównego wroga uważała właśnie Sowietów oraz polskich komunistów, ale nie rozbiła żadnego posterunku milicji ani placówki PPR, bo nie było ich jeszcze na trasie jej pochodu.

Płk Antoni Szacki nie zdecydował się na straceńczy rodzaj bohaterstwa i nie pozostał w Polsce w lesie. Podjął inną decyzję – odszedł w bezpieczne miejsce.

Prof. Jan Żaryn, jeden z głównych ideologów PiS-owskiej polityki historycznej, tłumaczy, że po prostu uznał, że „należy spróbować się przebić przez wojska niemieckie na Zachód”.

Problem w tym, że Brygada się przez Niemców nie przebijała, tylko po pierwszej nieudanej próbie nawiązała z nimi kontakt, a wkrótce – ciągłą współpracę. Trudno nazwać przebijaniem się marsz w towarzystwie dwóch niemieckich oficerów łącznikowych, podczas którego dostaje się od Wehrmachtu zaopatrzenie.

Żaryn tłumaczy, że płk Szacki chciał się przebić do wojsk Andersa. Jednak dziwnym trafem Brygada przebiła się na hitlerowski poligon w wiosce Rozstáni pod Brnem, gdzie część jej żołnierzy szkoliła się pod okiem niemieckich specjalistów do dywersji.

Zgadzam się z Żarynem, że decyzja musiała być dramatyczna, ale przede wszystkim była pragmatyczna. Płk Szacki, współpracując z Wehrmachtem, ocalił swoich ludzi. Mogę to nawet pochwalić, ale dlaczego miałbym to uznawać za bohaterstwo. Nie ma też ani jednej przesłanki, by żołnierzy Brygady zakwalifikować do „wyklętych”. A już nazywanie ich „najbardziej wyklętymi z wyklętych” to obraza dla tych, którzy rzeczywiście straceńczo zostali w kraju.

Patronat prezydenta

W niedzielę prezydent będzie patronował uroczystościom 75. rocznicy powołania Brygady Świętokrzyskiej. Po mszy w katedrze polowej Wojska Polskiego odbędzie się apel pamięci na placu Piłsudskiego. Oburzenia nie kryją potomkowie żołnierzy ze Zgrupowań Świętokrzyskich AK, którzy napisali list otwarty do Andrzeja Dudy. Przypomnieli kolaborację z Niemcami niektórych członków Brygady – przypadki denuncjacji i zabójstw nawet ludzi z własnego obozu, którzy opowiadali się za współpracą z AK.

Prawica już rozgrzesza prezydenta. Szef tygodnika „Historia Do Rzeczy” Piotr Zychowicz przypomniał, że Brygada Świętokrzyska nie była jedyną formacją, która doraźnie podjęła współpracę z Niemcami. Do takich przypadków dochodziło także na Wileńszczyźnie. Rzeczywiście Niemcy próbowali tam załatwić polskimi rękoma wspomaganych przez Sowietów partyzantów, m.in. słynny żydowski oddział Tewiego Bielskiego. Tylko co ten ponury fakt ma do oceny Brygady? Ma usprawiedliwić jej kolaborację? Sprawić, że będzie mniej wstydliwa? A może uprawomocnić uhonorowanie Brygady na pl. Piłsudskiego?

Tylko za co? Bo chyba nie za „wyklętość”?


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


US Treasury Imposes Sanctions on Iranian Foreign Minister Zarif

US Treasury Imposes Sanctions on Iranian Foreign Minister Zarif

Reuters and Algemeiner Staff


Iranian Foreign Minister Mohammad Javad Zarif speaks at the annual Munich Security Conference in Germany, Feb. 17, 2019. Photo: Reuters / Andreas Gebert / File.

The United States on Wednesday imposed sanctions on Iranian Foreign Minister Mohammad Javad Zarif, the US Treasury Department’s Office of Foreign Assets Control said on its website.

The Treasury Department said it was imposing sanctions on Zarif for acting on behalf of Iranian Ayatollah Ali Khamenei.

“Javad Zarif implements the reckless agenda of Iran’s Supreme Leader, and is the regime’s primary spokesperson around the world,” Treasury Secretary Steven Mnuchin said in a statement.

Tensions have risen between the United States and Iran following US President Donald Trump’s withdrawal last year from a 2015 international nuclear accord with Tehran.

Fears of a direct US-Iranian conflict have risen since May with several attacks on oil tankers in the Gulf, Iran‘s downing of a US surveillance drone, and a plan for US air strikes on Iran last month that Trump called off at the last minute.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Boycott of Israel During ‘Academic Freedom’ Lecture in South Africa

Anti-Zionist Former Academic Ditched by US University Urges Boycott of Israel During ‘Academic Freedom’ Lecture in South Africa

Ben Cohen


The main plaza at the University of Cape Town in South Africa. Photo: Reuters / Mike Hutchings.

An American anti-Zionist academic who lost a tenured university position over his graphically-antisemitic outbursts on Twitter surfaced at the University of Cape Town (UCT) in South Africa on Wednesday, where he delivered a fierce attack on the “corporate university” and depicted Israel as the supine tool of an international “ruling class.”

Steven Salaita — whose inflammatory comments on social media during Israel’s Operation Protective Edge in Gaza in 2014 led to the University of Illinois-Urbana Champaign (UIUC) revoking a tenured job offer it had made to him — delivered the 2019 T.B. Davie Memorial Academic Freedom lecture on what he called “the inhumanity of academic freedom.”

Deploying a mixture of simplified Marxist economics with progressive identity politics, Salaita told the audience in Cape Town that academic freedom meant little in an “economy structured around obedience.”

Assailing the concept of “academic freedom” as a ruse that distracted from the cause of genuine social freedom, Salaita insisted that Israel was a major beneficiary of the “structural forces, often unseen, always beneficial to an elite” who “determine what gets heard,” according to a summary of his remarks tweeted by the Palestine Solidarity Forum at UCT.

“Why does Israel, such a small country, enjoy such prominence on campuses?” Salaita asked. “Because Israel humors the ruling class.”

Salaita praised South Africa as the “global moral leader in the Palestinian people’s struggle.” He also expressed strong support for the campaign at UCT for an academic boycott of Israel, arguing creatively that “when the UCT Senate passed a motion against Israeli universities violating human rights, there was a flurry of discontent. Most of them cited academic freedom, and exercised their power to shut down the motion.”

Therefore, opponents of an academic boycott of Israel “themselves, in so doing, violate academic freedom,” Salaita claimed.

By the standards of Salaita’s previous outpourings, Wednesday’s lecture in South Africa was comparatively restrained. In his 2014 tweets — posted when he was a professor of English at Virginia Tech — Salaita displayed a disturbing affinity for terrorist violence, declaring, “You may be too refined to say it, but I’m not: I wish all the f***ing West Bank settlers would go missing,” after Hamas operatives kidnapped three Jewish teenagers from a Gush Etzion hitchhiking post and murdered them.

Other hyperbolic tweets from Salaita included the claim that there was a “sexual…Zionist pleasure w/ #Israel’s aggression,” and that Zionism had transformed antisemitism from “something horrible into something honorable since 1948,” the year of Israel’s creation.

Salaita’s presence in South Africa this week did not pass without criticism. In an article for local website PoliticsWeb published on Monday, South African scholar David Benatar questioned whether the invitation to Salaita would have been extended had his slurs against Jews been aimed at another minority group.

“Consider the case of an American academic whose tweets include the following,” Prof. Benatar wrote. “‘You may be too refined to say it, but I’m not: I wish all the f***ing Mexicans would go missing…’ ‘African nationalists in South Africa: transforming racism from something horrible into something honorable since 1994.’”

Wrote Benatar: “The UCT Academic Freedom Committee; has invited Dr Steven Salaita to deliver the 2019 Academic Freedom lecture named in memory of Dr Thomas Benjamin Davie, former UCT Principal who fought the imposition of Apartheid on UCT in the 1950s…[whatever he says] no matter how vile, he has a right to say it and I would oppose any call for him to be disinvited, heckled, or otherwise silenced.”

Benatar added that he was “not aware of any such calls.” Still, he continued, it did not follow that Salaita “was a fitting invitee to deliver an academic freedom lecture in memory of Dr Davie, or that anybody should go listen to him.”

A separate online petition addressed to UCT urged the university authorities to organize “alternative programming to ensure that opposing views are heard. Salaita’s lecture can be used as a teachable moment to educate the community about the consequences of following his advice.”

The petition, which gathered over 60,000 signatures, noted: “It is particularly critical to do so because Cape Town is presently considering a proposal to support an academic boycott of Israeli universities. It would be unwise and unprofessional to make that decision without a full airing of competing views.”

Written by Prof. Cary Nelson — a former head of the American Association of University Professors (AAUP) — the petition also underlined that Salaita’s anti-Zionism had “led him to cross a particularly dangerous line into anti-Semitism: he urged that Zionists be cast out of progressive organizations and campaigns. The effect on a campus or community would be abhorrent.”

Nelson asserted that there was “more than one painful irony at stake in selecting Salaita as a spokesperson for academic freedom.”

Salaita’s “long term support for an academic boycott of Israeli universities puts him in conflict with the fundamental values that define the academy, foremost among those being the principle that faculty members worldwide be free to communicate their research and analysis with one another without restraint or inhibition,” Nelson wrote.

Jewish organizations in South Africa also leveled criticism at UCT for its invitation to Salaita.

In a statement emailed to The Algemeiner, the head of the South African Zionist Federation charged that UCT’s Academic Freedom Committee — which hosts the annual lecture — had “now simply become a vehicle to steamroll a boycott of Israeli academia at the expense of UCT’s reputation and international standing.”

The committee had “weaponized the concept of academic freedom in order to bash the one and only Jewish State,” the federation’s national chairman, Rowan Polovin, wrote.

“We call on the University of Cape Town to disband the current committee and demonstrate its commitment to academic freedom at the University,” Polovin concluded.

After the University of Illinois-Urbana Champaign (UIUC) rescinded the tenured job offer made to him in 2014, Salaita was subsequently hired by the American University of Beirut in Lebanon. That institution decided not to renew his contract after he taught there for one academic year.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com