Szymon Peres. Zastępca Pana Boga, który uparł się, by Izrael miał reaktor jądrowy


Szymon Peres. Zastępca Pana Boga, który uparł się, by Izrael miał reaktor jądrowy

Paweł Smoleński


Szimon Peres w Warszawie w 2001 roku (Fot. Wojciech Olkuśnik / AG)

Rzadko spotyka się kogoś tak mocno wierzącego w siebie jak Szymon Peres.

.

Niespełna dekadę temu u stóp Masady, twierdzy zbudowanej przez króla Heroda znanej ze zbiorowego samobójstwa jej ostatnich żydowskich obrońców w wojnie przeciw Rzymowi i izraelskiej świętości, wybudowano ogromną scenę i trybuny na 60 tys. widzów. Była upalna noc, gdy spiker zapowiedział pełnej widowni, że na przedstawieniu „Carmen” pojawił się Pan Prezydent Szymon Peres. Ludzie wstali z miejsc i dobre 10 minut nad Pustynią Judzką niosła się burza oklasków. Takiej owacji nie otrzymał żaden z występujących artystów (w Izraelu wszyscy są na ty i tylko o Peresie mówiono „Pan Prezydent”), a pewnie spośród publiczności nawet połowa nigdy nie głosowała na Peresa. Przypomniałem sobie tę scenę, gdy czytałem autobiografię słynnego izraelskiego polityka.

Szymon Peres – z polskiego sztetla na szczyty polityki

Ta książka jest momentami nieznośna, bo rzadko spotyka się autora tak mocno wierzącego w siebie, że niekiedy zakrawa to na samochwalstwo.

Peres, opowiadając o sobie, wydaje się zastępcą Pana Boga. A w zasadzie dwóch – tego w niebiosach, sprawiającego cuda, i Dawida Ben Guriona, ojca założyciela państwa żydowskiego. Cóż poradzić, skoro ma rację.

Droga, którą przeszedł z malutkiego sztetla w polskim Wiszniewie (rodzina nosiła nazwisko Perski) do szczytów polityki, jest imponująca.

Przybył do Izraela jako 11-latek w 1934 r.; rodzina, która została w Polsce, zginęła w Zagładzie. Uczył się w szkole rolniczej, współzakładał kibuc Alummot, gdzie pasał owce (mawiał, że była to jego pierwsza lekcja przywództwa). Miał 23 lata, gdy w organizacji Młodzież Pracująca wypatrzył go Ben Gurion. Choć nie miał przygotowania wojskowego, odpowiadał za nielegalny zakup broni dla podziemnej Hagany. Zwycięstwo w wojnie o niepodległość z Arabami Izrael zawdzięcza więc również Peresowi.

Potem był izraelskim przedstawicielem w USA, budował od zera militarny sojusz z Francją, czym złamał zachodnie embargo na dostawy broni do Izraela. Zakładał izraelski przemysł lotniczy, który dziś produkuje satelity kosmiczne. Rozdawał karty w czasie kryzysu sueskiego, który upokorzył Anglię i Francję, a Izraelowi dał dekadę pokoju.

Uparł się, by Izrael miał własny reaktor jądrowy i głowice nuklearne, co dziś pozwala na jawne i ciche sojusze z arabskimi państwami Zatoki Perskiej przeciwko Iranowi.

Dwukrotnie był premierem. Przyczynił się do zawarcia pokoju z Egiptem i Jordanią. W 1993 r. podpisał razem z Abu Mazenem tajne porozumienia pokojowe z Oslo, a rok później otrzymał, obok Icchaka Rabina i Jasira Arafata, Pokojową Nagrodę Nobla. Skoro miał tak wiele zasług, mógł wierzyć, że los jest mu szczególnie łaskawy.

Zaśpiew jak u Mickiewicza

Jednak każdy medal ma dwie strony, a na historię trzeba patrzeć z różnych punktów widzenia. I tu pojawia się inny Peres – specjalista od porażek. W końcu kryzys sueski nadszarpnął pozycją Izraela i odebrał mu wiarygodność. Afera Lawona (izraelscy agenci podkładali bomby pod amerykańskie i brytyjskie budynki w Egipcie, chcąc wywołać wrażenie, że robi to Bractwo Muzułmańskie) była łączona z Peresem. Wydał zgodę na budowę żydowskich osiedli w Hebronie, a wiemy, że osadnictwo na Zachodnim Brzegu zmieniło wewnętrzną chemię w Izraelu. Porozumienia z Oslo zaś przyniosły nie pokój, lecz klęskę nadziei na pokój, która wyrzuciła na margines izraelską lewicę (Peres był jej przedstawicielem) i otworzyła pole nacjonalistyczno-religijnej prawicy i rządom Bibiego Netanjahu.

Rozmawiałem z Peresem kilka razy. Utkwiło mi w pamięci spotkanie, gdy pan opowiadał mi z namiętnością o kolejnym celu, który sobie wyznaczył: Izrael ma być krajem start-upów. To było fascynujące – 90-letni człowiek opowiada z przejęciem nastolatka o sprawach, o których ja, prawie dwa pokolenia młodszy, nie miałem pojęcia.

A potem powiedział kilka zdań po polsku, którego uczył się w szkole powszechnej. Mówił z zaśpiewem, jak chyba mówił Mickiewicz; w końcu obaj pochodzili z Nowogródczyzny.

Dla tych słów warto było znieść trzygodzinne przepytywania i kontrole, jakie trzeba przejść, by pogadać z prezydentem Izraela.


“Liczą się tylko wielkie marzenia”, Szymon Peres, przeł. Emilia Skowrońska, Andrzej Skowroński, wyd. Rebis

Paweł Smoleński – pisarz, publicysta, reporter „Gazety Wyborczej”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com