Archive | 2020/09/12

Ion Antonescu to zbrodniarz i sojusznik Hitlera, o którego do dziś kłócą się Rumuni

Ion Antonescu to zbrodniarz i sojusznik Hitlera, o którego do dziś kłócą się Rumuni

Andrzej Krawczyk


Bukareszt, październik 1940 r., premier Ion Antonescu oraz wicepremier Horia Sima oddają hołd przywódcy Żelaznej Gwardii Corneliu Codreanu (Fot. Domena publiczna)

1 czerwca 1946 r. w więzieniu we wsi Jilava pod Bukaresztem pluton egzekucyjny zakończył życie marszałka Iona Antonescu, premiera Rumunii, sojusznika Hitlera, zbrodniarza i antysemity. Dla wielu Rumunów to jednak znakomity dowódca, bohater narodowy i wielki patriota.

Antonescu pochodził z rodziny właścicieli ziemskich. Jego ojciec był zawodowym wojskowym i do takiej kariery przygotowywał syna. Ze wspomnień o nim wyłania się obraz ambitnego, inteligentnego młodego oficera, ale też nieczułego na sprawy ludzkie służbisty. Był niski i miał rude włosy, za plecami nazywano go „rudy pies”.

Podczas I wojny światowej szybko dostrzegło go naczelne dowództwo – został szefem oddziału operacyjnego w sztabie generalnym. W 1919 r. dowodził pułkiem, z którym zajmował Siedmiogród, i brał udział w rozbiciu Węgierskiej Republiki Rad. Był też członkiem rumuńskiej delegacji na konferencję pokojową w Paryżu. W polityce pojawił się jako autor broszury „Rumuni: ich pochodzenie, przeszłość, ofiary i prawa”. Wspierał w niej rumuńskie postulaty z Wersalu dotyczące utworzenia Wielkiej Rumunii przez odebranie Węgrom Siedmiogrodu i Banatu, Rosji – Besarabii, Bułgarii – Dobrudży i przyłączenia niegdyś austriackiej Bukowiny.

Po konferencji pokojowej został jako attaché wojskowy we Francji. Po powrocie w 1926 r. już jako generał był komendantem Akademii Wojskowej, potem sekretarzem generalnym w ministerstwie obrony narodowej, a następnie wrócił do armii jako dowódca dywizji i – w latach 1933-34 – szef sztabu generalnego. Zaczął wtedy otwarcie krytykować system polityczny Rumunii.

Irytujący monarcha

Antonescu z pogardą odnosił się do monarchii, którą uważał za groteskową i skorumpowaną, jednak doceniał jej rolę jako elementu wiążącego i unifikującego Rumunów.

Król Karol II zachowywał się jak playboy, rozdzielał przywileje i nagrody dworakom, paradował w mundurach ze wstążkami i z odznaczeniami, flirtował z kolejnymi kobietami. Afiszował się z kochanką Magdą Lupescu, której Rumuni nie znosili, na co wpływ miało m.in. to, że była pół-Żydówką. Jego zachowanie frustrowało inteligencję, która poszukiwała sposobów na modernizację zacofanego kraju. Rozmaite grupy, choć skonfliktowane, łączyła wrogość do demokracji i przekonanie, że Rumunia potrzebuje rządów silnej ręki oraz idei, która dodawałaby sił słabo wykształconemu społeczeństwu. Silne były hasła oddania władzy „Rumunom czystej krwi” i „uwolnienia kraju od Żydów”. Nacjonaliści głosili wyższość Rumunów nad Słowianami, a przede wszystkim nad „półazjatyckimi Węgrami”.

Wielką popularność – zarówno wśród młodych radykalnych intelektualistów, jak i chłopów – zyskał ruch ludowy Legion Michała Archanioła założony w 1927 r. przez studenta prawa Corneliu Zelea Codreanu (urodził się jako Korneliusz Zieliński i miał niemiecko-polskie korzenie). Jego bojówkarze napadali na urzędy i policjantów, a w 1933 r. zamordowali w zamachu premiera Iona Ducę. Władze ze zwolennikami Codreanu się nie patyczkowały – byli bici i torturowani na policji.

Na początku lat 30. Antonescu oceniał, że stan państwa i wojska jest rozpaczliwy. Jednak stworzony przez niego plan modernizacji armii król odrzucił, a generała zdymisjonował. Coraz bardziej już wówczas popularny wśród oficerów i konserwatywnych autokratów marzących o „cywilizowanej dyktaturze” Antonescu zainteresował się Żelazną Gwardią, bojówkami utworzonymi przez Legion Michała Archanioła. Wierzył, że faszystów i kierowane przez nich masy chłopskie można wykorzystać do modernizacji kraju. W 1936 r. spotkał się z Codreanu, który nie za bardzo mu się spodobał (odebrał go jako zbyt radykalnego, brutalnego i świadomie prostackiego), choć doceniał jego charyzmę, wpływ na masy i zdolność do przeprowadzenia rewolucji.

Elity Rumunii obawiały się agresji ze strony zarówno ZSRR, jak i Węgier. Wiedzieli, że oba te państwa nigdy nie zrezygnują z agresywnych planów wobec nich. Dlatego sporą nadzieję pokładały we współpracy z Francją postrzeganą jako gwarant powojennego ładu europejskiego.

Dla Karola II duże znaczenie miał sojusz z Polską, a Józef Piłsudski cieszył się w Bukareszcie autorytetem i sympatią.

Z respektem Rumuni patrzyli na hitlerowskie Niemcy, widząc w gospodarczej współpracy z nimi szansę na modernizację. Niepokoiły ich jednak coraz lepsze stosunki niemiecko-węgierskie. A rozmaite gesty Hitlera wobec Węgrów budziły obawę, że chcąc obalić ład wersalski, da im wolną rękę w planach ekspansji na Rumunię.

Fasadowa demokracja

Karol II rządził coraz bardziej dyktatorsko. Swoje działania opierał na ideach i zjawiskach, które miały społeczne poparcie: nacjonalizmie, antysemityzmie i podsycanej atmosferze strachu przed Węgrami. Budował swój kult i majestat królewskiej władzy. Utrzymywał jednak system parlamentarny, choć starał się, by był jedynie fasadowy. W grudniu 1937 r. wybory wygrała minimalnie Narodowa Partia Liberalna, najstarsze ugrupowanie w kraju niepopierające królewskiego reżimu. Legion Michała Archanioła zdobył 16 proc. głosów i stał się trzecią siłą polityczną. Potencjalnie wspólnie z Partią Liberalną mógł utworzyć większościowy rząd i podważyć królewską dyktaturę. Wierząc w poparcie ideowych sojuszników z Trzeciej Rzeszy, przygotowywał się do przejęcia władzy. Na ulicach dochodziło do starć policji z Żelazną Gwardią.

Frakcja królewska zareagowała energicznie. Zawieszona została konstytucja (i tak traktowana formalnie), rozwiązano parlament, wprowadzono stan wyjątkowy i ogłoszono Królewską Dyktaturę. Legion Michała Archanioła został rozwiązany, a 16 kwietnia 1938 r. Codreanu i tysiące aktywistów Legionu uwięziono. Król powołał nowy rząd, w którym pod presją generałów mianował ministrem obrony Antonescu.

Codreanu za zdradę kraju i przygotowywanie zamachu stanu dostał 10 lat ciężkich robót. Ale gdy w nocy z 29 na 30 listopada 1938 r. był przewożony z Bukaresztu do więzienia w Jilavie, zamordowali go konwojenci (prawdopodobnie został uduszony). Jego zwłoki zasypano wapnem i zalano betonem w przydrożnym lesie.

Pod dyktatem Hitlera

Konferencja monachijska i zmuszenie Czechosłowacji do oddania Niemcom części terytoriów były dla Karola II i jego dworu szokiem. Uświadomili sobie, że integralność i suwerenność Rumunii również może być zagrożona. Węgry wszak stały się bliskim sojusznikiem Trzeciej Rzeszy. Wiosną 1939 r. Europa zastanawiała się, czy następnym celem niemieckiej ekspansji będzie Polska, czy Rumunia. Latem plotkowano o węgierskich przygotowaniach ataku na Rumunię z błogosławieństwem Hitlera. Kiedy więc Niemcy uderzyły na Polskę, zdesperowana Rumunia ogłosiła neutralność.

21 września 1939 r. zamachowcy z Żelaznej Gwardii zabili w zasadzce pod Bukaresztem premiera Armanda Calinescu. W odwecie władze rozstrzelały bez sądu 251 osób związanych z tą faszystowską organizacją. Następca Codreanu – Horia Sima, 33-letni nauczyciel filozofii i łaciny, organizator zamachu – zdołał uciec do Niemiec.

Po upadku Francji w czerwcu 1940 r. sojusz z Trzecią Rzeszą wydawał się jedynym pragmatycznym rozwiązaniem dla Rumunii. Mimo faworyzowania przez Hitlera Węgier Karol II się na niego zdecydował. Jednak Rumunię dosięgły nowe nieszczęścia. Związek Sowiecki wykorzystał upadek Francji i realizując postanowienia paktu Ribbentrop-Mołotow, 26 czerwca zażądał od Rumunii przekazania w ciągu 48 godzin Besarabii i Bukowiny. Karol II się ugiął – uznał, że nie ma szans na obronę, i odstąpił Rosji te krainy wraz z czterema milionami obywateli. Natomiast Węgry zgłosiły pretensje do Siedmiogrodu, a wkrótce potem Bułgaria do Dobrudży, krainy na pograniczu bułgarsko-rumuńskim. W konflikt włączył się Hitler, któremu zależało na obu sojusznikach. Węgry były mu bliższe, ale Rumunia miała większy potencjał wojskowy i kluczowe strategicznie położenie. Joachim von Ribbentrop w imieniu Hitlera zaproponował podział Siedmiogrodu i włączenie do Węgier jego północnej części. Oba kraje rozpoczęły negocjacje, które pod naciskiem Niemiec zakończyły się 30 sierpnia 1940 r. w Wiedniu przyjęciem propozycji Hitlera. Obie strony były niezadowolone z takiego kompromisu.

Koniec Żelaznej Gwardii

Rumuni czuli się rozgoryczeni utratą jednej trzeciej terytorium. Winili za to króla i jego kamarylę. Otwarcie krytykował władcę także Antonescu, którego Karol II kazał nawet aresztować. Narastały antykrólewskie demonstracje, a Hitlerowi zależało na sprawnym i efektywnym sojuszniku. Berlin uznał, że zagwarantuje to Antonescu, i postawił na niego. Przez ambasadora w Bukareszcie zmuszono Karola II do powołania go na szefa rządu i przekazania mu większości uprawnień. Masy, faszyści z Żelaznej Gwardii, elity oraz korpus oficerski powitały tę nominację z nadzieją i radością.

Antonescu zmusił króla do abdykacji i doprowadził do koronacji jego 19-letniego syna Michała. Obalony monarcha udał się na emigrację do Meksyku, a 14 września 1940 r. proklamowane zostało Narodowe Państwo Legionowe, które mieli wspólnie budować autokraci Antonescu i faszyści Horii Simy. Cała ideologia zawierała się w nazwie. Rumunia zgodziła się na wprowadzenie na swoje terytorium niemieckich wojsk i w ciągu kilkunastu tygodni znalazło się tam pół miliona żołnierzy Wehrmachtu. W listopadzie Rumunia uroczyście przystąpiła do państw Osi.

Szybko doszło do napięć między Antonescu a faszystami z Żelaznej Gwardii. Generał – elitarysta, twardy, konserwatywny dyktator – nie był faszystą i nie akceptował ludowego charakteru tego ruchu. W kraju czuło się napięcie między chłopsko-ludową Żelazną Gwardią a wojskiem i administracją. 20 stycznia 1941 r. Żelazna Gwardia usiłowała obalić zbrojnie Antonescu, łącząc to z pogromem Żydów w Bukareszcie. Walki w mieście trwały cztery dni. Wojsko stłumiło bunt, a przywódcy Żelaznej Gwardii uciekli do Niemiec. Liczyli na pomoc pobratymców z SA i SS, ale Hitler postawił na Antonescu i jego 30 dywizji. Dziewięć tysięcy „legionistów” znalazło się w więzieniach, kilkunastu przywódców stracono. 14 lutego 1941 r. Antonescu ogłosił likwidację Narodowego Państwa Legionowego.

Współsprawca Holocaustu

Generał spotkał się z Hitlerem około dziesięciu razy. Choć porozumiewali się przez tłumacza (Antonescu mówił po francusku, Hitler odpowiadał po niemiecku), to przypadli sobie do gustu. Rumuński przywódca był jednym z niewielu cenionych przez Hitlera jako wojskowy, a nawet zasięgał jego opinii.

12 czerwca 1941 r. poinformował Antonescu o dacie ataku na ZSRR i wyjaśnił, że będzie to wojna nowego typu – starcie rasy aryjskiej z „judeo-bolszewizmem” i „azjatyckimi hordami”.

Hitler zapewniał Antonescu, że „raz na zawsze wyeliminuje potęgę Rosji”, a generał zapewniał go, że Rumunia zawsze będzie „antysłowiańskim buforem dla Niemiec”.

22 czerwca 1941 r. wydał publicznie rozkaz dla armii: „Żołnierze, rozkazuję: za Prut” (czyli za granicę z ZSRR). Wojska rumuńskie u boku Wehrmachtu walczyły od pierwszego dnia wojny na wschodzie. Rumuni byli największym liczebnie sojusznikiem III Rzeszy na froncie wschodnim. W szczytowym momencie, wiosną 1944 r., armia rumuńska liczyła 1,3 mln żołnierzy.

Pierwsze sześć tygodni wojny Rumuni potraktowali jako wyzwalanie okupowanej Besarabii i Bukowiny. Dokonywali wówczas na zajmowanych terenach masakr Żydów. Do pierwszego pogromu doszło jeszcze w Jassach, stolicy rumuńskiej części Mołdawii. 27 czerwca 1941 r. Antonescu osobiście wydał polecenie: „Oczyścić miasto z Żydów”. Żandarmeria dzięki pomocy lokalnych urzędników wygoniła ludzi z domów i załadowała ich do pociągów. A zachęceni mieszkańcy w bestialski sposób zamordowali 13-15 tys. Żydów. Wstrząśnięty masakrą włoski korespondent wojenny Curzio Malaparte opisał ją w wydanej po wojnie głośnej książce „Kaputt”. Wpłynęła ona na negatywną ocenę postępowania Rumunów podczas wojny.

Historycy Holocaustu mówią o „paradoksie Antonescu” – pod jego rządami Rumunii zamordowali, często w okrutny sposób, około 300 tys. Żydów na okupowanych terenach ZSRR.

Z drugiej strony odmówił – inaczej niż np. Słowacja – wydania Niemcom rumuńskich Żydów, dzięki temu 375 tys. ocalało. Dlaczego radykalny antysemita Antonescu tak postąpił? Być może powodem były jego nacjonalizm i arogancja: nie będą Niemcy wtrącać się w sprawy Rumunii i podejmować decyzji, które może podejmować tylko on!

Stalingradzka hekatomba

Po osiągnięciu dawnej granicy rumuńsko-sowieckiej wojska rumuńskie się zatrzymały. Antonescu, który w „nagrodę za wyzwolenie ziem okupowanych” mianował się marszałkiem, zdecydował wówczas o dalszej walce z ZSRR u boku Trzeciej Rzeszy. Według niektórych relacji chciał za wszelką cenę pokazać Niemcom, że Rumunia jest lepszym sojusznikiem od Węgier. Wojska rumuńskie kontynuowały marsz na wschód – okupowali Odessę, walczyli na Krymie, doszli do Wołgi. Dwie armie – ponad 250 tys. ludzi – walczyły pod Stalingradem. Na zewnątrz linii okrążenia znalazło się zaledwie 70 tys. żołnierzy, a z tych, którzy pozostali w kotle, jedynie 3 tys. poszło do niewoli, a przeżyło ją kilkuset!

O wartości armii rumuńskiej dyskutuje się do dziś. Niewątpliwie była gorzej uzbrojona i wyposażona od Wehrmachtu. Niemcy często pomijali ją przy dostawach zaopatrzenia i dostatecznie jej nie wspierali. Historycy wojskowości uważają, że jednym z największych błędów, jakie popełnił Wehrmacht w całej wojnie, było zignorowanie informacji dowódcy rumuńskiej 3. Armii gen. Petre Dumitrescu z października 1942 r. o dużej koncentracji sowieckich czołgów 100 km na północ od Stalingradu. Generał alarmował, że walczące tam wojska rumuńskie nie mają artylerii przeciwpancernej. Miesiąc później Sowieci zaatakowali w tym miejscu i przełamali front.

Pojedynczy rumuńscy żołnierze wykazywali się dzielnością, o czym świadczy kilkadziesiąt przyznanych im Krzyży Żelaznych.

Upadły dyktator

Latem 1943 r. Armia Czerwona rozpoczęła marsz na zachód. Gdy 20 sierpnia 1944 r. wkroczyła na teren Rumunii, grupa polityków i generałów postanowiła obalić reżim Antonescu i przejść do obozu aliantów. Rozumiejąc potrzebę kontaktu z Sowietami – przełamując opory polityczne i moralne – skontaktowali się również ze śladową w Rumunii komunistyczną konspiracją. Dotarli do niej przez tropiących ich funkcjonariuszy policji politycznej.

W przygotowaniach do obalenia Antonescu uczestniczył król Michał I. Miało to nastąpić 26 sierpnia 1944 r., ale kiedy dowiedzieli się, że marszałek wyjeżdża na front, przyspieszyli przygotowania. Rano 23 sierpnia król wezwał Antonescu na 16. W pomieszczeniu przy saloniku przyjęć czekał z nabitą bronią major ze straży pałacowej z kilkoma żołnierzami. Król zaproponował Antonescu, aby wystąpić do Rosjan o zawieszenie broni. Marszałek odrzucił taką możliwość. Wtedy Michał I stwierdził: „Jeżeli pan tego nie chce, najlepszym wyjściem dla pana jest ustąpienie”. Poirytowany Antonescu odpowiedział: „Nie ustąpię. Kto mógłby zająć miejsce Antonescu? Niech pan pomyśli, czy mógłbym złożyć los kraju w pańskie ręce, w ręce dziecka?”.

Król po chwili milczenia stwierdził: „Jest tylko jedno wyjście”, i dał znak. Wówczas do salonu wpadł major Dumitrescu z pistoletem w dłoni, a za nim kilku żołnierzy. „Jest pan aresztowany”, powiedział i poprosił o oddanie broni. Kiedy żołnierz przeszukiwał Antonescu, ten powiedział z arogancką dumą: „Marszałek Antonescu nie nosi nigdy ze sobą broni wśród Rumunów”. I dodał: „Będziecie tego żałowali. Wy wszyscy. Jutro o świcie zostaniecie rozstrzelani”.

Dwa dni później Rumunia wypowiedziała Niemcom wojnę. 600 tys. żołnierzy walczyło teraz ze swoim dotychczasowym sojusznikiem w Siedmiogrodzie, na Węgrzech i w Czechosłowacji, aż do maja 1945 r. 60 tys. poległo, walcząc u boku Armii Radzieckiej.

Po przewrocie problemem było ukrycie Antonescu do czasu dotarcia do Bukaresztu Armii Czerwonej, co musiało zająć około tygodnia. Żadne więzienie nie wchodziło w grę, gdyż uwolniliby go jego zwolennicy lub Niemcy. Ostatecznie przekazano go komunistom, przewidując, że nikt się tego nie spodziewa i nie będzie go u nich szukał. Po wejściu Armii Czerwonej Antonescu został przekazany funkcjonariuszom sowieckiego kontrwywiadu Smiersz, którzy wywieźli go do Moskwy. Nie wiadomo, co się z nim tam działo.

Do Rumunii Sowieci przywieźli go po prawie dwóch latach, w kwietniu 1946 r. Stanął wówczas przed specjalnie utworzonym Trybunałem Ludowym. Proces trwał tydzień – od 10 do 17 maja – a już 1 czerwca Antonescu został rozstrzelany.

Zbrodniarz, ale nie zdrajca

W połowie lat 70. w Rumunii pod rządami Nicolae Ceausescu doszło do pierwszych prób jego rehabilitacji. Nazywano go faszystą lub zbrodniarzem, ale podkreślano, że nie był zdrajcą. Po upadku komunistów określano go często jako „antybolszewickiego bohatera” albo „tragicznego bohatera”. Jedno z wojskowych pism umieściło go na okładce i opisało jako genialną postać w historii naszego narodu.

W czerwcu 1991 r. parlament uczcił pamięć Antonescu minutą ciszy. W wielu miastach ulice nazywano jego nazwiskiem, a prasa podkreślała, jak wybitnym był wojskowym (z podtekstem, że lepszym niż niemieccy generałowie). Badanie opinii publicznej w maju 1995 r. pokazało, że 62 proc. Rumunów pozytywnie ocenia marszałka.

Polityka historyczna zmieniła się po 2000 r. Rząd zakazał tworzenia organizacji neofaszystowskich i ksenofobicznych oraz nazywania ulic i umieszczania tablic upamiętniających zbrodniarzy wojennych i faszystów. Do 15 maja 2002 r. miasta musiały zmienić nazwy ulic Antonescu. Jednak jeszcze kilka lat po tej dacie dziennikarze donosili o małych miastach, w których wciąż istniały takie ulice.

W grudniu 2006 r. jeden z sądów unieważnił wyrok Trybunału Ludowego z 1946 r., zaliczając go do zbrodni komunistycznych. Dwa lata później na wniosek prokuratury sąd najwyższy uchylił to rozstrzygnięcie. Amerykański bałkanoznawca Robert Kaplan podsumował w 2016 r. dyskusję o Antonescu: „Był to zbrodniarz, ale nie faszysta”.

Emocje wokół marszałka nie słabną. Jako jeden z czołowych sojuszników Hitlera jest bezwzględnie negatywną postacią. Jednak spory, które toczą o niego historycy, politycy i zwykli ludzie, stały się ważną częścią dyskusji o rumuńskiej tożsamości. Stanowią też ważny element budowy nowoczesnego, demokratycznego społeczeństwa, które rozumie uwarunkowania swoich dziejów, ale jest już wolne od „przekleństwa historii”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Why Americans in Israel must vote for Trump – opinion

Why Americans in Israel must vote for Trump – opinion

MARTIN OLINER


Despite Israel’s crisis being solved, some 300,000 Israelis can still exercise their democratic right to cast ballots in an election in November.

US President Donald Trump speaks about a peace deal reached between Israel and the United Arab Emirates from the Oval Office at the White House in Washington, US, August 13, 2020 / (photo credit: REUTERS/KEVIN LAMARQUE)

Were it not for the agreement reached between Prime Minister Benjamin Netanyahu’s Likud and Alternate Prime Minister Benny Gantz’s Blue and White party on Monday night, Israelis would have gone to the polls in November.

Despite Israel’s crisis being solved, some 300,000 Israelis can still exercise their democratic right to cast ballots in an election in November.

That is roughly the number of residents of Israel who are eligible to vote by absentee ballot in the November 3 election in the United States.

Four years ago, there was a high-profile campaign in Israel for then-Republican presidential candidate Donald Trump. Stickers bearing Trump’s name in Hebrew were handed out in Israeli malls, and the president addressed a campaign rally in Jerusalem’s Old City by video.

This time, Americans in Israel have been relatively silent about the US election, when they really should be shouting out loud and going to vote in droves.

On the one hand, it is understandable why there was such so much more enthusiasm and motivation about voting four years ago. Americans who care about Israel had just endured eight years of Barack Obama and Joe Biden in power and saw the way they advanced a deal with Iran while throwing Israel under the bus at the United Nations.

They had every right to be terrified that Obama’s secretary of state, Hillary Clinton, would continue his policies that endangered Israel’s future existence and the special relationship between Israel and the United States.

But on the other hand, four years ago, American voters in Israel could only guess what they would be getting if Trump became president. They heard his campaign promises to move America’s embassy to Jerusalem and defend Israel at the UN, but who believes what any politician says during a campaign?
Now, after four wonderful years of making both America and Israel great again, President Trump’s actions speak even louder than his words, which is saying a lot.

The move of America’s embassy to Jerusalem is no longer a promise made by president after president but an actual building with an American flag flying high with pride in Israel’s capital that is finally recognized by the United States. The building has the names of President Donald Trump and Vice President Mike Pence and always will.

A few minutes’ drive away from the embassy are thriving Jewish communities in Judea and Samaria that the US government no longer calls illegal settlements and no longer instigates an international uproar when a family builds a home for their grown children across the street.

This American administration recognized Israel’s control over the Golan Heights after the previous administration of Obama and Biden would not even recognize that the Syrian regime had to be punished for using chemical weapons against its own people.

The Obama-Biden government made a despicable deal with Iran that ended soon after Donald Trump became president of the United States. Relentless American pressure continues on Iran, but it would obviously end immediately if Biden becomes president and seeks another deal with Iran at Israel’s expense.

Even the UN, where the Obama-Biden administration gave Israel a parting pie in the face before they left office, became a much less hostile place for the Jewish State as soon as President Trump took over. Biden did nothing to stop Obama from pushing forward UN Security Council Resolution 2334, which called Jews living in their Biblical heartland a “flagrant violation” of international law with “no legal validity.”

While Obama and Biden chose to battle against Israel in the final months of their term, President Trump is ending this term by facilitating Israel making peace with its Arab Muslim neighbors. The deal with the UAE is already fostering economic cooperation that will benefit the entire world and could even help put a stop to COVID-19.

So if they voted four years ago, how could Americans in Israel neglect to perform their civic duty this time around? How can they not have hakarat hatov – gratefulness – to President Trump for all the good he has done for the two countries they love?

Even Israelis from firmly red and blue states have to cast ballots. Their votes may not end up making a difference in the electoral college, but they will be counted by the Trump campaign as the ultimate thank you note.

Their ballots could also end up helping key local races and perhaps will be the deciding votes that enable the Republican Party to maintain control of the Senate. If Americans in Israel voted four years ago before they had heard of Ilhan Omar or Rashida Tlaib or knew what AOC stood for, how could they not vote now, when the progressive wing has become such a dominant force in the Democratic Party?

For centuries, Jews were deprived of the right to vote by despicable anti-Israel leaders in countries around the world. Now it is easier than ever to vote for the most pro-Israel leader of the free world in the history of mankind.

This article is intended to serve as a wake-up call to Americans in Israel. They were spared the burden of voting in yet another intense Israeli election, but they have the responsibility to cast their ballots in an another election that will go a long way to deciding Israel’s future.


The writer is co-president of the Religious Zionists of America, chairman of the Center for Righteousness and Integrity, and a committee member of the Jewish Agency. Martinoliner@gmail.com.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Avanscena – Jewish Dance

Avanscena – Jewish Dance

Володимир Ситник


 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com