Archive | 2021/08/16

Kaci wprowadzali się do mieszkań ofiar, by podzielić ich los

Kompleks budynków rządowych przy ul. Serafimowicza 2 w Moskwie, 2017 r. (Fot. Ludvig14, CC BY-SA 4.0 / Wikimedia Commons)


Sierafimowicza 2. Kaci wprowadzali się do mieszkań ofiar, by podzielić ich los

T. Miecik


Sierafimowicza 2. To miejsce znane było w Moskwie jako “trupie pole”. Katowano tu i grzebano ofiary terroru Iwana Groźnego. W trakcie czystek stalinowskich z 2,7 tys. lokatorów domu nad rzeką Moskwą ponad jedna trzecia została rozstrzelana albo zesłana, wielu zniknęło bez wieści bądź targnęło się na swoje życie.

.

Oficjalnie nazwano go domem rządu, bo został zbudowany dla osób z najwyższego kierownictwa ZSRR i ich rodzin. Mieszkali w nim m.in. marszałek Michaił Tuchaczewski, ludowy komisarz spraw zagranicznych Maksim Litwinow, Aleksiej Rykow, następca Lenina na stanowisku szefa radzieckiego rządu, rodziny pierwszej i drugiej żony Stalina, jego syn Wasilij i córka Swietłana.

Choć był szary i wyglądał jak wielkomiejski blok, moskwianie nazywali go czerwonym pałacem.

W czasie wielkiej czystki z lat 1937-38 mieszkańcy szeptali, że to dom aresztu prewencyjnego, bo jak się ktoś stąd wyprowadzał, to albo na Sybir, albo na tamten świat. Denuncjatorzy i kaci wprowadzali się do mieszkań ofiar, by wkrótce podzielić ich los – przez niektóre lokale w ciągu roku przewinęło się po pięć, sześć rodzin.

W końcu przylgnęła do niego nazwa „dom na nabierieżnoj”, czyli dom na nabrzeżu – od tytułu powieści Jurija Trifonowa zakazanej zaraz po wydaniu w 1976 r. (w Polsce ukazała się ona pod tytułem „Dom nad rzeką Moskwą”).

Dziś Sierafimowicza 2 to jeden z najdroższych i najbardziej prestiżowych adresów w Moskwie. Z widokiem na Kreml.

Moskwa. Stalinowska lokalizacja

Po przeniesieniu stolicy z Piotrogrodu do Moskwy członkowie elity bolszewickiej początkowo zasiedlili apartamenty w zarekwirowanych pałacach arystokracji, willach kupieckich i najlepszych hotelach. Nazwano je domami Sowietów i ponumerowano od 1 do 16. Wielu ich lokatorów żyło na walizkach w oczekiwaniu na rychłą przeprowadzkę na zachód w ślad za pochodem światowej rewolucji. Około 1925 r. stało się jednak już zupełnie jasne, iż rewolucyjny płomień w Europie zgasł na amen, partii przyszło więc ogłosić koncepcję budowy komunizmu w jednym kraju, a mający nieść żagiew rewolucji na dobre rozpakowali walizki. W lipcu 1927 r. zapadła decyzja o budowie na Sierafimowicza 2 kompleksu dla komunistycznych VIP-ów.

Zgodnie z zaleceniem komisji kierowanej przez przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych Aleksieja Rykowa oraz szefa bezpieki Gienricha Jagody przydziały mieszkań otrzymywali szefowie resortów, ich zastępcy, wyżsi rangą dowódcy, bohaterowie wojny domowej, weterani rewolucji, bolszewicy ze stażem partyjnym nie mniejszym niż 15 lat, funkcjonariusze Kominternu, przodownicy pracy, a także wybrani artyści i naukowcy.

Budowa domu przy ul. Serafimowicza 2 w Moskwie, koniec lat 20. XX w.Budowa domu przy ul. Serafimowicza 2 w Moskwie, koniec lat 20. XX w. Fot. Wikimedia Commons / LJ community ru_sovarch [1], Public domain

Lokalizację (naprzeciwko Kremla) wskazał Stalin, a postawienie budynku zlecił swojemu ulubionemu architektowi Borisowi Iofanowi, który nie zawiódł – projekt został wyróżniony na konkursie architektonicznym w Paryżu, a w ZSRR Iofan dostał za niego Nagrodę Stalinowską. Natomiast sama budowa od początku szła źle, bo działka znajdująca się na bagnistym nabrzeżu rzeki niespecjalnie nadawała się pod wielokondygnacyjną zabudowę. Trzeba było przygotować specjalne fundamenty – potężne stalowe pale wbite głęboko w grząski i niestabilny grunt, a na nich dwumetrową betonową poduszkę.

Jakby tego było mało, robotnicy co raz natrafiali w ziemi na ludzkie szczątki – mające ponurą sławę miejsce nazywano „gibłoje miesto” albo „gibłoje pole”, czyli wymarłe miejsce, trupie pole. W XVI w., za panowania cara Iwana Groźnego, rezydował tu Maluta Skuratow, jeden z dowódców opriczniny, siejącej krwawy terror carskiej policji politycznej. Pokoje Skuratowa sąsiadowały z szynkiem jego siepaczy, lochami, salami tortur i kaźni oraz dołami, w których grzebano ofiary. Później aż do końca XIX w. znajdował się tam cmentarz nędzarzy i ofiar epidemii.

W latach 1931-39 w domu rządowym przy Sierafimowicza 2 mieszkał z rodzicami Jurij Trifonow (1925-81), późniejszy pisarz i autor książki 'Dom na nabierieżnoj' (tzn. dom na nabrzeżu). Ojciec Trifonowa, który był m.in. przewodniczącym Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR, został aresztowany w nocy z 21 na 22 czerwca 1937 r., a następnie rozstrzelany. Matka trafiła na osiem lat do łagru. Na fotografii budowa domu na nabrzeżuW latach 1931-39 w domu rządowym przy Sierafimowicza 2 mieszkał z rodzicami Jurij Trifonow (1925-81), późniejszy pisarz i autor książki ‘Dom na nabierieżnoj’ (tzn. dom na nabrzeżu). Ojciec Trifonowa, który był m.in. przewodniczącym Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR, został aresztowany w nocy z 21 na 22 czerwca 1937 r., a następnie rozstrzelany. Matka trafiła na osiem lat do łagru. Na fotografii budowa domu na nabrzeżu Fot. Archiwum

Im wyżej pięła się konstrukcja domu, tym więcej ludzi ginęło na budowie, na którą zagnano więźniów, w tym wypadku w większości kryminalnych, którzy na Sierafimowicza 2 załatwiali między sobą porachunki. Ponoć mieszkania na najwyższych kondygnacjach były wykonane mniej starannie niż te położone niżej, bowiem brygadziści i nadzorcy nie wchodzili powyżej szóstego piętra w obawie przed więźniami.

Z powodu bałaganiarstwa i defraudacji ostateczny koszt inwestycji aż pięciokrotnie przekroczył planowany budżet, a tuż przed zakończeniem prac wybuchł pożar, który opóźnił ukończenie inwestycji o ponad pół roku. Zapłacił za to głową szef moskiewskiej straży pożarnej – pierwsza ofiara Sierafimowicza 2.

Budowa trwała cztery lata, czyli dwa lata dłużej, niż planowano, ale wiosną 1931 r. do 505 mieszkań wprowadziło się 2745 lokatorów.

Tak powstaje nowa Moskwa

Choć wydana w lipcu 1927 r. decyzja zatwierdzająca budowę domu i jego projekt otrzymała klauzulę „tajne”, to relacje z prac na Sierafimowicza 2 regularnie i na pierwszych stronach drukowały gazety, ogłaszając przy tym, że „szary dom” stanowi zapowiedź wielkiej przebudowy stolicy. Po nim miały powstać w Moskwie dziesiątki i setki identycznych budynków, nowe i wzorcowe miasto proletariackie.

Budowa domu przy ul. Serafimowicza 2 w Moskwie, 1930 r.Budowa domu przy ul. Serafimowicza 2 w Moskwie, 1930 r. Fot. Wikimedia Commons / LJ community ru_sovarch [1], Public domain

„Wieczerniaja Moskwa” pisała: „Oto na naszych oczach powstaje nowa Moskwa. Już niedługo horyzonty (…) przysłonią równe szeregi potężnych sylwetek domów, w których zakwitnie nowe szczęśliwe i dostatnie życie ludzi radzieckich. (…) te domy niczym okręty mające na pokładzie wszystko, czego potrzeba człowiekowi pracy, wielką zgodną flotą popłyną ze swymi mieszkańcami ku komunistycznej przyszłości”.

Dziennikarze zachwycali się, że ten wielki budynek (w chwili oddania był największy w Europie) będzie samowystarczalny – z własną pocztą, biblioteką, polikliniką, kinoteatrem, stołówką, przedszkolem, żłobkiem, pralnią, zakładem fryzjerskim, sklepem spożywczym, fontannami i placami zabaw dla dzieci. Co więc było tajne? Lista lokatorów i to, jak będą mieszkać. „Wieczerniaja Moskwa” wspomniała jedynie o „przestronnych i jasnych mieszkaniach”, podczas gdy utrzymane w oszczędnej formie radzieckiego konstruktywizmu szare ściany budynku kryły iście pałacowe wnętrza.

Jak w zamkach nad Loarą

W Moskwie według ówczesnych norm powinno przypadać 3,5 m na osobę, ale rzeczywistość była o wiele bardziej ponura. Z głodujących wsi uciekały do stolicy tysiące chłopów, w mieszkaniach komunalnych w jednej izbie żyło często po kilka rodzin, ludzie gnieździli się w komórkach, piwnicach i suterenach, bez toalet, gazu, ogrzewania, a często i prądu.

W Związku Radzieckim obywatele mieli jeść w stołówkach zakładowych, a zasada ta dotyczyła także osób wysoko postawionych. Dlatego nawet w najbardziej luksusowych mieszkaniach w domu na nabrzeżu kuchnie były małe i nie nadawały się zbytnio do gotowania. Na zdjęciu: stołówka w kompleksie przy Sierafimowicza 2.W Związku Radzieckim obywatele mieli jeść w stołówkach zakładowych, a zasada ta dotyczyła także osób wysoko postawionych. Dlatego nawet w najbardziej luksusowych mieszkaniach w domu na nabrzeżu kuchnie były małe i nie nadawały się zbytnio do gotowania. Na zdjęciu: stołówka w kompleksie przy Sierafimowicza 2. Fot. Archiwum

A na Sierafimowicza 2? W latach 30. standard tego budynku od reszty moskiewskich domów dzieliła niewyobrażalna przepaść.

Typowe trzypokojowe mieszkanie miało wysokość prawie 4 m i powierzchnię 70-90 m kw., a największe, jak siedmiopokojowy apartament marszałka Tuchaczewskiego – niemal 200 m kw.

Były nie tylko windy osobowe, ale też małe kuchenne, towarowe. Wszystkie lokale powyżej czterech pokoi miały służbówki, salony ze ścianami obitymi jedwabiem i sufitami zdobnymi we freski namalowane przez konserwatorów sprowadzonych z Ermitażu. Poliklinika, przedszkole, pralnia i wszystkie wymieniane przez prasę cuda (początkowo nawet kinoteatr) przeznaczone były wyłącznie dla lokatorów i w niczym nie przypominały tych ogólnodostępnych.

Marszałek Michaił TuchaczewskiMarszałek Michaił Tuchaczewski Fot. Archiwum

Tak o zakładzie fryzjerskim pisała w pamiętnikach lokatorka i poetka Łarissa Miller: „To nie zakład fryzjerski był, a sala balowa z pałaców nad Loarą. Ogromne kryształowe lustra, na parapetach greckie popiersia i egzotyczne kwiaty jak w oranżerii. Sami fryzjerzy przypominali lordów: muszki pod szyją, wyrafinowana etykieta, całowanie w rękę”.

Elina, córka Roberta Kisisa, zastępcy ludowego komisarza handlu wewnętrznego, która w 1931 r. miała dziewięć lat, wspominała: „W latach 1931-1932 w kraju panował głód, o czym my, dzieci z rządowego domu, nie mieliśmy pojęcia. Babcia robiła mi do szkoły kanapki, z których żadnej nigdy nie zjadłam. Jak co dzień po drodze do szkoły zatrzymywali mnie chłopcy koczujący przy małym kamiennym moście (kilkaset metrów od domu), przeszukiwali mi torbę i zabierali śniadanie. Często później bili się, dzieląc między siebie te kanapki. Wzdłuż kanału pomiędzy mostami Małym Kamiennym i Moskworieckim ciągnęły się baraki, w których gnieździli się robotnicy budowlani oraz Cyganie i Chińczycy. Wszyscy oni kradli, co się da. Cyganie węgiel, Chińczycy szmaty i puste butelki. Ich chudziutkie dzieciaki przeciskały się na nasze podwórze pomiędzy żelaznymi prętami bram i ogrodzenia, chowając się za kolumnami lub załamaniem muru przed ochroną, błagały nas o coś do jedzenia”.

Dryl jak w więzieniu

Dom był tyleż pałacem, co koszarami, a luksus współgrał w nim z drylem więziennym. Lokatorów na każdym kroku obowiązywały przepustki i pozwolenia dające przywileje (kartki do zaopatrywanej z Kremla stołówki, talony do pralni i pozostałych zakładów usługowych domu), ale też ograniczające swobodę. Nie tylko kontrolowano wejścia i wyjścia, ale też trzeba było mieć pisemne pozwolenia np. na wnoszenie do mieszkań i wynoszenie z nich wielkogabarytowych pakunków. Portierzy-wartownicy doprowadzali gości pod same drzwi odwiedzanego mieszkania, z których nie mogli też bez asysty wyjść. Bez wiedzy i zgody ochrony nawet lokatorom trudno się było samodzielnie poruszać w nocy, bo wartownicy spuszczali na podwórze groźne psy stróżujące.

Kompleks obsługiwały 643 osoby, samych dozorców było 20. Wszyscy, rzecz jasna, szpicle. 24 jednoosobowe mieszkania na parterze zajmowali etatowi czekiści. W każdym lokalu w salonie, obok wywietrzników, znajdowały się w ścianach okrągłe wgłębienia o średnicy szklanki, które systemem rur prowadziły z mieszkań dźwięk na parter do mieszkań bezpieczniaków mających szpiegować lokatorów.

Dom przy ul. Serafimowicza 2 w Moskwie, 1931 r.Dom przy ul. Serafimowicza 2 w Moskwie, 1931 r. Fot. Wikimedia Commons / LJ community ru_sovarch [1], Public domain

Było też kilka nietypowych mieszkań, np. pod numerem 480 mieszkał przez jakiś czas słynny radziecki as wywiadu Richard Sorge. Pierwszym pomieszczeniem, zaraz za drzwiami na klatce schodowej nr 25, była kuchnia, dalej trzy pokoje w amfiladzie, w ostatnim, sypialni, znajdowały się drzwi do komórki, a z niej do sąsiedniego mieszkania – identycznego, tyle że z wejściem na klatce schodowej nr 24.

W kuchniach znajdowały się specjalne podesty na rosyjski samowar z otworem w ścianie, przez który szła rura odprowadzająca spaliny. Budynek, jak rzadko który w ówczesnej Moskwie, miał centralne ogrzewanie, gaz i elektryczność i tylko instalacja do samowara była węglowa. Iofan zaprojektował ją dla starych bolszewików, którzy po latach spędzonych na syberyjskim zesłaniu nie wyobrażali sobie życia bez wielogodzinnych posiedzeń przy samowarze.

Z kolei kuchnie, nawet w najbardziej luksusowych apartamentach, były małe i niefunkcjonalne, miały ledwie po 5 m kw. i nie nadawały się zbytnio do gotowania. Dlaczego? Bo człowiek radziecki miał jadać we wspólnej stołówce zakładowej.

Wszystkie mieszkania powyżej czterech pokoi miały służbówki, salony ze ścianami obitymi jedwabiem i sufitami zdobnymi we freski namalowane przez konserwatorów sprowadzonych z leningradzkiego Ermitażu. Mieszkańcy mieli do dyspozycji m.in. poliklinikę, przedszkole, pralnię, salon fryzjerski, stołówkę, delikatesy, a także widoczną na zdjęciach salę gimnastyczną z kortem.Wszystkie mieszkania powyżej czterech pokoi miały służbówki, salony ze ścianami obitymi jedwabiem i sufitami zdobnymi we freski namalowane przez konserwatorów sprowadzonych z leningradzkiego Ermitażu. Mieszkańcy mieli do dyspozycji m.in. poliklinikę, przedszkole, pralnię, salon fryzjerski, stołówkę, delikatesy, a także widoczną na zdjęciach salę gimnastyczną z kortem. Fot. Archiwum

Instrukcja obsługi klozetu

Wszystkie mieszkania wyposażano w meble służbowe, również projektu Iofana – ciężkie, dębowe, proste w formie, przypominające nieco styl art déco. Do standardowego trzypokojowego mieszkania przypisane były łóżko, sofa, szafki nocne, rozkładany stół do salonu, krzesła, taborety, fotele, bufet, sekretarzyk, biblioteczka, a także dębowa deska klozetowa.

Każdy mebel miał tabliczkę znamionową z numerem i raz w miesiącu portier sprawdzał, czy niczego nie brakuje.

To, co się popsuło, można było naprawić wyłącznie w przydomowej stolarni.

Obok lokatorów, którzy widzieli, jak wygląda świat poza granicami ZSRR – działaczy Kominternu, weteranów wojny hiszpańskiej, inżynierów z kolei mandżurskiej, naukowców i artystów – mieszkali półanalfabeci z prowincji, którzy dzięki rewolucji dochrapali się wysokich stanowisk. Dla nich głównie przeznaczone były instrukcje tłumaczące, jak używać instalacji elektrycznej, poszczególnych mebli oraz dębowej deski klozetowej: „Deska do siedzenia, po zamontowaniu na zawiasach, powinna podnosić się i opuszczać. Do muszli nie należy wrzucać żadnych przedmiotów, śmieci, resztek, a szczególnie waty i pudełek z kartonu”.

Matka Nikity Chruszczowa zwykła godzinami przesiadywać na ławeczce przed klatką schodową, gdzie skubała kury, tarła chrzan i łuskała słonecznik, czyli zachowywała się dokładnie tak jak niegdyś przed swą chałupą na ukraińskiej wsi. Sam Chruszczow chwalił się sąsiadom swoją skrzyneczką z narzędziami, mawiając: „Jakby co, z nią zawsze się jakoś wyżywię”. Kira Pawłowna, bratanica Nadieżdy Alliłujewej, drugiej żony Stalina, wspominała: „Rodzice spędzili pięć lat w Berlinie, gdzie ojciec kupował dla Armii Czerwonej niemieckie technologie potrzebne do rozwoju broni pancernej i gąsienicowych ciągników dla artylerii. Kiedy sprowadzili się do domu na nabrzeżu, mama miała zwyczaj nazywać wartownika konsjerżem i nastawiała płyty Marleny Dietrich. Od moskiewskich mieszczan spauperyzowanych przez zakończenie liberalnej polityki ekonomicznej NEP skupowała za bezcen antyki, bibeloty i meble. Tych służbowych, które jej się bardzo nie podobały, rodzice się pozbyli, rozdając je sąsiadom, za co spotkały ich poważne nieprzyjemności i pomogło dopiero osobiste wstawiennictwo Stalina”.

Sławni lokatorzy Sierafimowicza 2

Jednymi z najczęściej wspominanych przez sąsiadów lokatorów byli: szef NKWD Nikołaj Jeżow, słynny przodownik pracy, górnik z Donbasu Aleksiej Stachanow oraz Wasilij Dżugaszwili, młodszy syn Stalina. Jeżowa wieczorami przywoził czarnym lincolnem szofer, „krwawy karzeł”, jak go nazywano, najczęściej wracał pijany, wytaczał się w niekompletnym i rozchełstanym mundurze z pieśnią na ustach, a bywało, że później, doprawiwszy się jeszcze, tańcował na podwórzu przed swoją klatką w samych bryczesach i skarpetach. Stachanow dostał mieszkanie na Sierafimowicza 2 w 1935 r., kiedy Stalin sprowadził go do Moskwy i wyznaczył mu rolę przywódcy ruchu socjalistycznego współzawodnictwa pracy. Zaprzyjaźnił się z mieszkającym po sąsiedzku Wasilijem Dżugaszwilim, z którym hulali po Moskwie – pijani łowili ryby w akwarium hotelu Metropol, samochodem Stachanowa szaleli w nocy po stołecznych ulicach, butelkami rozbili witrynę delikatesów przy Sierafimowicza 2.

Stalin miał słabość do Stachanowa i kiedy obu kompanom brakowało pieniędzy, górnik chodził na Kreml, pokazywał wodzowi zaliczenia w indeksie Akademii Przemysłu i wychodził z kwitem na sporą sumę.

Wasilij czekał na dole. Stachanowowi upiekło się nawet wtedy, gdy ochroniarze domu znaleźli go nad ranem śpiącego pod bramą, pijanego, z dziurą w marynarce po oderwanym Orderze Lenina. Stalin nakazał wydać mu nowy order o tym samym numerze co utracony.

Generał Wasilij DżugaszwiliGenerał Wasilij Dżugaszwili Fot. Archiwum

Wspólne hulanki Stachanowa i Wasilija skończyły się dopiero wtedy, gdy na Kreml doniesiono, że pijani kompani przy ludziach sikali w metrze na rzeźby chłopów i robotników. Stalin wezwał obu, synowi dał w pysk, a do Stachanowa powiedział: – Jeszcze jeden taki wyskok, a zabiorę ci auto i dam „półtorkę” [półtoratonową więźniarkę NKWD]. Kiedy w 1937 r. zaczęły się aresztowania, Stachanow przestał pić na mieście. Przetrwał czystki – zmarł w 1977 r. w zakładzie dla nerwowo chorych w Doniecku.

Eksmisja wrogów ludu

Olga Trifonowa, kustosz zorganizowanego pod koniec lat 90. w stróżówce na parterze budynku muzeum domu na nabrzeżu, opowiada: „Nikt nie uciekał ani się nie chował. Ludzie czekali na swój los w przedziwnym paraliżu. Wyjątkowa jest historia Borisa Brandenburskiego, kremlowskiego prawnika i wykładowcy Uniwersytetu Łomonosowa. Kiedy zrozumiał, co się szykuje, zaczął symulować chorobę psychiczną. Przestał przychodzić do pracy. Spacerował całymi dniami wokół domu i pytał przechodniów: „Gdzie ja jestem?”. Po którymś z tych spacerów trafił na trzy lata do domu wariatów, a był już na liście przeznaczonych do aresztowania. Przeczekał. Wyszedł i przeżył. Taka była logika czystek. Trzeba było przeczekać swoją falę”.

Aleksiej StachanowAleksiej Stachanow Fot. Archiwum

Początkowo NKWD zabierało ludzi z listy, rodziny zostawały i zachowywały mieszkanie. Później mieszkania zagęszczano, rodzinom aresztowanych „wrogów ludu” pozostawiano jeden pokój i dokwaterowywano nowych lokatorów. Z czasem NKWD zaczęło brać całe rodziny i jeśli współmałżonek wyrzekł się głównego aresztowanego, to często zostawał na wolności, ale trafiał na bruk. Dzieci pod zmienionymi nazwiskami były oddawane do sierocińców – w pobliskiej zdewastowanej cerkwi św. Andrzeja NKWD urządziło dziecięcy obóz przejściowy, który działał od 1937 do 1939 r. Nieliczni sąsiedzi zdobywali się na odwagę, by ratować choć dzieci, jednak Olga Trifonowa zna zaledwie dwa takie przypadki. Akademik Nikołaj Cynin w mieszkaniu aresztowanych sąsiadów znalazł ukryte w szafie niemowlę, które udało mu się adoptować.

Natomiast stary bolszewik Konstanty Iwanow w ostatniej chwili ściągnął z mostu dwunastoletnią dziewczynkę, która po aresztowaniu rodziców zamierzała rzucić się do rzeki.

Zawiózł ją na wieś do swojej siostry, która wychowała dziewczynkę.

W połowie 1937 r. ponad jedna trzecia mieszkań stała pusta. Czekiści, którzy początkowo starali się działać dyskretnie i zabierali pojedynczo, przestali się patyczkować i urządzali regularne obławy, wygarniając z domu po kilkunastu „wrogów ludu” naraz.

Nikołaj JeżowNikołaj Jeżow Fot. Archiwum

„Jedna z największych akcji miała miejsce nocą 25 maja 1937 r., kiedy to przyjechało kilka czarnych więźniarek i ciężarówka enkawudzistów z długą bronią. Całe podwórze zalało światło zamontowanych na samochodach reflektorów przeciwlotniczych. Aresztowano tej nocy 35 osób, m.in. komandarma Jonę Jakira, którego żona w nocnej koszuli biegła po ulicy za karetką więzienną wywożącą męża, wołając: Jona nigdy nie uwierzę, żeś jest wrogiem” – opowiada Olga Trifonowa.

Kira Pawłowna tak opisała jedną z nocnych obław: „Zabierali ludzi z naprzeciwka. Patrzyłam z okna pokoju dziecięcego. Po podwórzu niosły się hałasy, jak w amfiteatrze rezonowały o ściany domu. Krzyki dorosłych, płacz dzieci, z okna na dziesiątym piętrze dobiegał jazz grany z patefonu, na parapecie sąsiedniego gotowała się do skoku kobieta w wieczorowej sukni. Jeden z sąsiadów rzucił się z okna, nie czekając na pukanie do drzwi, jak tylko usłyszał zgrzyt ruszającej w górę windy, wiedział, że idą po niego, bo cała klatka schodowa była już pusta i nikt inny do wzięcia tam nie został. Cały pion zaciemniony i tylko jedno otwarte rozświetlone okno z firanką szarpaną przeciągiem”.

Mieścił się tam również oraz kinoteatr Udarnik. Miał on rozsuwany dach, by w lecie mógł służyć za amfiteatr, a w pogodne noce jako obserwatorium astronomiczne.Mieścił się tam również oraz kinoteatr Udarnik. Miał on rozsuwany dach, by w lecie mógł służyć za amfiteatr, a w pogodne noce jako obserwatorium astronomiczne. Fot. Archiwum

O krok od samobójstwa była też matka Kiry: „Mój ojciec zmarł w tajemniczych okolicznościach w pracy, na Kremlu. Kilka tygodni później przyszli po mamę. Kiedy ją zabierali, kiedy ją wyprowadzali, chciałam się przytulić, a ona brutalnie mnie odepchnęła. Po latach, kiedy wyszła z łagru, powiedziała mi, że chciała się wtedy rzucić z okna”.

W 1937 r. czerwony pałac przezywano domem prewencyjnego aresztu. Prominenci wiedzieli, co może oznaczać przydział mieszkania na Sierafimowicza 2, ale je brali. Jedni z chęci dołączenia do elity elit, z wiarą w swą szczęśliwą kartę, inni dlatego że nie wziąć było równie niebezpiecznie, jak wziąć. Mieszkania po wcześniej aresztowanych wzięli Jakir i Tuchaczewski, ale obaj pomieszkali na Sierafimowicza 2 zaledwie kilka miesięcy. Jako jednych z ostatnich lokatorów szarego domu fala terroru zabrała tych, którzy mieszkania w nim przydzielali: Aleksieja Rykowa i Nikołaja Jeżowa.

Aleksiej RykowAleksiej Rykow Fot. Archiwum

Po śmierci Stalina przemoc wróciła do domu nad rzeką Moskwą jeszcze raz, w latach 90., kiedy to w ramach powszechnej prywatyzacji mieszkań lokatorzy dostali zajmowane przez siebie lokale na własność i z dnia na dzień stali się milionerami. Głośna była sprawa dentysty, właściciela sieci gabinetów prywatnych, którego wynajęci przez najbliższą rodzinę bandyci próbowali zmusić do przepisania na nich mieszkania. Zamęczyli go w owym mieszkaniu na śmierć jego własnymi narzędziami dentystycznymi. Ale to już zupełnie inna historia.

Słynni lokatorzy domu nad Moskwą

* Marszałek Michaił Tuchaczewski (1893-1937). Zajmował jedno z najpiękniejszych mieszkań: 200-metrowy zwrócony ku rzece penthouse, który w latach 90. kupił szef McDonald’s w Rosji.

* Komandarm Jona Jakir (1896-1937). Tak jak Tuchaczewski niedługo pomieszkał przy Sierafimowicza 2 i tak jak on został rozstrzelany 11 czerwca 1937 r.

* Nikołaj Jeżow (1895-1940). Kierował wielką czystką z lat 1937-38. Szefem NKWD był od września 1936 do grudnia 1938 r. Potem został odsunięty, a następnie podzielił los swych ofiar.

* Aleksiej Stachanow (1906-77). Słynny przodownik pracy, ulubieniec Stalina oraz alkoholik. Zmarł wprawdzie we własnym łóżku, ale znajdującym się w domu dla obłąkanych na Ukrainie.

* Generał Wasilij Dżugaszwili (1921-62). Młodszy syn Stalina, sąsiad Stachanowa, z którym urządzał pijackie hulanki. Zrobił karierę w lotnictwie, ale po śmierci ojca trafił do więzienia.

* Aleksiej Rykow (1881-1938). Następca Lenina na stanowisku szefa rządu. Aresztowany 27 lutego 1937 r. On i jego żona zostali rozstrzelani, córka spędziła 18 lat w łagrach.


Artykuł opublikowany 12 września 2016 r.

Igor T. Miecik (1971-2018) – dziennikarz, debiutował w „Gazecie Wyborczej”, pracował w „Polityce”, „Newsweeku” i w TVN 24. Dziewięciokrotnie nominowany, dwa razy został laureatem Grand Press: w 2001 r. za publicystykę o nieprawidłowościach w palestrze – „Adwokaci diabłów” (“Polityka”) – oraz w 2007 r. wraz z Edytą Krześniak za reportaż dla „Uwagi TVN” o Czeczence Kamisie „Przepraszam za chłód i głód”.

Ukończył afrykanistykę i politologię na UW. Pisał o Polsce, o ciemnych uliczkach, ale i o wielkiej polityce. Ale świetnie znał też Rosję. Był dwujęzyczny: z mamą Rosjanką rozmawiał po rosyjsku, z ojcem, warszawiakiem, po polsku. W dzieciństwie często jeździł do rodziny matki, więc znał i rozumiał nie tylko współczesną Rosję, lecz także Związek Radziecki.

Na pierwszy reportaż do Rosji pojechał w 2000 r., gdy okręt podwodny „Kursk” zatonął na Morzu Barentsa i przez nieudolną akcję ratowniczą zginęło ponad 100 marynarzy. Potem często jeździł do Donbasu, by opisywać wojnę – tam, gdzie czasami spędzał dzieciństwo.

O Rosji i krajach byłego ZSRR napisał książki: „14.57 do Czyty”, „Katiusza z bagnetem” i ostatnią – „Sezon na słoneczniki”, o wojnie na Ukrainie. – Zawsze szukam smutnej Rosji – mawiał.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


‘Violations’ the UN Security Council Does Not Care About

‘Violations’ the UN Security Council Does Not Care About

Khaled Abu Toameh


    • Such Security Council sessions have become routine and almost always end up with statements denouncing Israel after hearing complaints from PA officials about Israel’s alleged “violations” and “aggressions.”
    • Yet the Security Council meeting, which was held last week, did not hear a word about human rights violations and aggressions committed by the PA in the West Bank and Hamas in the Gaza Strip.
    • [Nizar] Banat, the anti-corruption activist and vocal critic of the PA leadership, was allegedly bludgeoned to death on June 24 by more than 20 Palestinian security officers.
    • More than a month has passed since his brutal murder but the Security Council has not found the time to address this grave incident.
    • The Security Council has undoubtedly not heard of the case of Emad Al-Tawil, a 27-year-old Palestinian who died on June 25 after being beaten by Hamas security officers. Tawil was a resident of Nuseirat refugee camp in the Gaza Strip.
    • The Security Council and international human rights organizations and journalists most likely did not hear about the case of Hassan Abu Zayed, a 27-year-old Palestinian from the Gaza Strip, who was shot dead by Hamas “border guards” on July 23.
    • The Palestinian human rights abuses and the crackdown on political activists and journalists are ignored not only by the UN, but also by the Biden administration.
    • Instead of pressuring Palestinian leaders to cease imprisoning, torturing and killing their people, the Biden administration is, absurdly, searching for ways to strengthen the PA leadership.
    • Apparently, in the eyes of the Biden administration, strengthening PA leaders means allowing Palestinian security officers to beat political activists to death, drag women by their hair on the streets of Ramallah, and imprison and intimidate journalists. The Security Council members, meanwhile, take their unjustified obsession with Israel to new heights as Palestinians are taken to prison or the graveyard at the hands of the PA and Hamas

The Palestinian human rights abuses and the crackdown on political activists and journalists are ignored not only by the UN, but also by the Biden administration. Pictured: Palestinian Authority (PA) security forces deploy in front of demonstrators in Ramallah on July 3, 2021, during a protest denouncing the PA for the death of activist Nizar Banat while in the custody of PA security forces. (Photo by Abbas Momani/AFP via Getty Images)

At the request of the Palestinian Authority (PA), the United Nations Security Council was again called to hold a session to discuss Israeli “violations” and “aggressions” against the Palestinians. The PA also demanded that the Security Council discuss the professed ongoing Israeli “siege” of the Hamas-ruled Gaza Strip.

Such Security Council sessions have become routine and almost always end up with statements denouncing Israel after hearing complaints from PA officials about Israel’s alleged “violations” and “aggressions.”

Yet the Security Council meeting, which was held last week, did not hear a word about human rights violations and aggressions committed by the PA in the West Bank and Hamas in the Gaza Strip.

The Security Council did not hear about more than 75 Palestinian social media users, political activists and journalists who were arrested by the PA security forces in the West Bank just in the past few weeks.

The arrests came in response to widespread protests over the death of anti-corruption activist Nizar Banat, who was reportedly beaten to death by Palestinian security officers who raided his home in the city of Hebron.

The Security Council did not hear the testimonies of many of those who were arrested by the PA security forces or details of the various forms of torture to which they were subjected during their incarceration. Women were dragged by their hair, subjected to sexual harassment and beaten with batons by PA security officers. Some of the women and journalists complained that the officers who beat them also stole their mobile phones and cameras to prevent them from documenting protests against the death of Banat.

Banat, the anti-corruption activist and vocal critic of the PA leadership, was allegedly bludgeoned to death on June 24 by more than 20 Palestinian security officers.

More than a month has passed since the brutal killing of the man, but the Security Council has not found the time to address this grave incident. Why has the Security Council not held an emergency session until now to condemn the Palestinian leadership? Because Banat was killed by PA security officers, not Israeli soldiers.

On the eve of the Security Council meeting, the PA stepped up its crackdown on public freedoms, including that of the media, evidently as part of an attempt to silence its critics and prevent the world from learning about the repressive measures of the Palestinian security forces against their own people.

Palestinian security officers were sent to close down the offices of J-Media, a private Palestinian news agency in Ramallah owned by journalist Ala al-Rimawi. The official reason given for the closure was that the agency had failed to obtain a proper license from the Palestinian Ministry of Information. Rimawi, however, was arrested a few weeks ago by the PA security forces on suspicion of participating in protests over the killing of Banat and “insulting” senior Palestinian officials.

Also, on the eve of the Security Council meeting, PA President Mahmoud Abbas fired the director of the Palestinian National Library, Ehab Bessaiso, for posting comments on social media in which he criticized the killing of Banat.

Bessaiso, a former PA Minister of Culture, had written on his Facebook page about the slaying of the activist:

“Nothing justifies committing a crime. Killing a person is a crime, no matter how vague, ambiguous and emotional the picture seems. Difference of opinion is a space for interaction, discussion, freedom, anger, reflection, development and correction. Difference of opinion is not an epidemic, an emergency occasion, or a justification for bloodshed and incitement.”

The closure of the news agency and the dismissal of the Palestinian National Library director are obviously not of any interest to the Security Council or international human rights organizations.

Palestinian journalists living under the PA in the West Bank continue to complain that they are regularly targeted and intimidated by the Palestinian security forces. This charge, however, is obviously not considered by the Security Council or the UN General Assembly as a human rights violation or an aggression. Why? The perpetrators are Palestinians, not Israelis.

The Palestinian Coalition for Accountability and Integrity (AMAN) said it received information from PA public servants who spoke about threats and intimidation for expressing their views in public.

“Several public institutions have issued verbal instructions, according to which a number of personnel were threatened with dismissal from civil service,” AMAN said. “These irregularities affect any civil servant who comments on social media networks or participates in peaceful assemblies, denouncing the death of political and social activist Nizar Banat.”

The group said it sent a letter to PA Prime Minister Mohammad Shtayyeh underscoring the importance of depoliticizing the civil service and making it neutral. “The right of every Palestinian to freedom of opinion and expression should be respected,” it wrote in the letter. “AMAN and civil society organisations are monitoring developments affecting public freedoms across Palestine, particularly following the assassination of political and social activist Nizar Banat.”

Needless to say, the warning by AMAN and other Palestinian human rights groups did not make it to the Security Council or the pages of Western mainstream newspapers.

The Security Council and the rest of the international community will continue to ignore not only what the PA is doing to its people in the West Bank, but also human rights violations committed by Hamas in the Gaza Strip.

Palestinian victims and human rights groups can continue to shout as much as they wish, but their voices and grievances will never reach the halls or corridors of the UN in New York.

The Security Council has undoubtedly not heard of the case of Emad Al-Tawil, a 27-year-old Palestinian who died on June 25 after being beaten by Hamas security officers. Tawil was a resident of Nuseirat refugee camp in the Gaza Strip.

The Palestinian Independent Commission for Human Rights (ICHR) has called on Hamas to investigate the circumstances of his death.

According to ICHR, on July 25, at approximately 4:00 pm, a Hamas police force estimated at about 40 members went to the house of Hosni Al-Tawil in Nuseirat Camp.

“About 15 members entered the house and began to search it completely, and the search continued for about an hour,” according to testimonies obtained by ICHR. “During the search, members of the Al-Tawil family came and tried to enter, but the police prevented them, and they assaulted Emad Abdul Aziz Al-Tawil by pushing him, beating him, and punching him with fists and sticks all over the body.”

About 30 minutes after the force left, Al-Tawil began to complain of pain in his chest and difficulty breathing. After he vomited, members of his family brought him to a nearby clinic, where he was pronounced dead.

“ICHR considers that the behavior of the policemen and the violation related to beating citizens in an unjustified manner, requires serious review to ensure the implementation and respect of the law, and the issuance of the necessary decisions for police personnel to respect human rights,” the group said.

The Security Council and international human rights organizations and journalists most likely did not hear about the case of Hassan Abu Zayed, a 27-year-old Palestinian from the Gaza Strip, who was shot dead by Hamas “border guards” on July 23. Abu Zayed was in a car with two of his friends when the Hamas militiamen opened fire at them on the pretext that they did not stop at a checkpoint.

ICHR has called for a comprehensive criminal investigation into the case. The group has also demanded that Hamas allow human rights activists to visit the deceased man’s friends, who have been detained by Hamas and who are the main witnesses in the incident.

Similarly, the Security Council was never called to hold an emergency session to discuss the case of Shadi Nofal, 41, who died in Hamas detention on July 5.

According to the ICHR’s documentation, Nofal’s health deteriorated and he was transferred to Al-Aqsa Martyrs Hospital, where he received a cardiac resuscitation before being admitted to the intensive care unit. Two days later, he was discharged and remained under observation. He was returned to prison and on the morning of July 5 was readmitted to the intensive care unit at Al-Aqsa Martyrs Hospital, where he was pronounced dead.

The Palestinian human rights abuses and the crackdown on political activists and journalists are ignored not only by the UN, but also by the Biden administration.

Instead of pressuring Palestinian leaders to cease imprisoning, torturing and killing their people, the Biden administration is, absurdly, searching for ways to strengthen the PA leadership.

Apparently, in the eyes of the Biden administration, strengthening PA leaders means allowing Palestinian security officers to beat political activists to death, drag women by their hair on the streets of Ramallah, and imprison and intimidate journalists. The Security Council members, meanwhile, take their unjustified obsession with Israel to new heights as Palestinians are taken to prison or the graveyard at the hands of the PA and Hamas.


Khaled Abu Toameh is an award-winning journalist based in Jerusalem.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


New Netflix Series ‘Nice Jewish Girls’ Follows Four Sisters Based on Creator’s Real Family

New Netflix Series ‘Nice Jewish Girls’ Follows Four Sisters Based on Creator’s Real Family

Shiryn Ghermezian


The Netflix logo is seen on its office in Los Angeles, California, July 16, 2018. Photo: Reuters / Lucy Nicholson.

A new scripted drama series coming to Netflix revolves around four Jewish sisters in the aftermath of a family member’s death, Deadline reported on Thursday.

Producer Jessica Rhoades is working on the hour-long series “Nice Jewish Girls” and will serve as its executive producer alongside Anni Weisband, who is also the show’s creator. The one-hour family crime drama is “loosely based” on Weisband’s family members, according to Deadline. After a member of their family dies, the sisters “know they would do anything for each other, but come to realize they don’t know everything about each other.”