Archive | 2024/08/31

Anty-syjonizm to po prostu błędnie napisany antysemityzm Nie chodzi o Izrael, chodzi o Żydów.


Anty-syjonizm to po prostu błędnie napisany antysemityzm
Nie chodzi o Izrael, chodzi o Żydów.

Daniel Greenfield
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Żydowskich widzów teatru, którzy przybyli, aby obejrzeć „Skrzypka na dachu”, zaczepili w londyńskiej kawiarni bigoci wymachujący flagami OWP. W Los Angeles zamaskowane tłumy w kefijach, które twierdziły, że protestują przeciwko Izraelowi, zaatakowały muzeum Holokaustu i synagogę. Na Brooklynie bandyta krzyczący „Wolna Palestyna” dźgnął nożem idącego ulicą chasydzkiego Żyda.

Stare spory o różnicę między antysemityzmem i antysyjonizmem popadły w taki sam stan, w jakim znalazły się społeczności żydowskie na granicy Gazy i Libanu po 7 października.

Cała infrastruktura intelektualna służąca do przekonywania, że istnieje pewna różnica między sprzeciwianiem się Żydom a sprzeciwianiem się krajowi Żydów, została zniszczona nie przez skoordynowaną debatę lub powszechne przyjęcie definicji antysemityzmu IHRA, ale przez działania lewicy.

Począwszy od administracji Bidena, a skończywszy na kampusach Ivy League, które zapewniały jej siłę roboczą oraz bazę darczyńców i wyborców, lewica powszechnie akceptowała legitymację ruchu antyizraelskiego jako działalność rzekomo moralną, a ruch antyizraelski celebrowano, pisząc „Hamas nadchodzi” na pomnikach w Waszyngtonie, machając flagami Hamasu i Hezbollahu i atakując synagogi.

Grupy pro-izraelskie twierdziły, że nie ma różnicy między antysemityzmem a antysyjonizmem. Grupy antyizraelskie udowodniły słuszność tego twierdzenia. Co ruch antyizraelski musiałby jeszcze zrobić Żydom, aby jego działania zostały oficjalnie uznane za antysemityzm? Wydaje się, że nie ma czerwonej linii.

Niewiele jest rzeczy, które zrobili naziści, czego nie zrobiłby tak zwany ruch antysyjonistyczny, od promowania masowego mordowania Żydów, sporządzania list żydowskich pisarzy do czystki, atakowania domów modlitwy i wzywania do wyeliminowania Żydów z życia publicznego. Szefowie Ivy League, którzy pilnowali poprawności kostiumów na Halloween, argumentowali, że wezwania do kolejnego Holocaustu są naganne w zależności od kontekstu.

Bolszewicy zakazali antysemityzmu w Związku Radzieckim tylko po to, aby zdefiniować każdą formę tożsamości żydowskiej, która nie obejmowała lewicowego aktywizmu, jako syjonistyczną lub w inny sposób reakcyjną. W imię antysyjonizmu ZSRR zakazał języka hebrajskiego i większości przejawów żydowskiej kultury i życia, z wyjątkiem wąskiego wycinka „jidyszyzmu” i kilku ściśle monitorowanych synagog.

Związek Radziecki zrobił to wszystko, oficjalnie zakazując antysemityzmu. Współczesna lewica robi mniej więcej to samo. Oficjalnie odrzuca antysemityzm, a jednocześnie popiera antysyjonizm. Podobnie jak w ZSRR, istnieje grupa lewicowych Żydów, którzy popierają zniszczenie Izraela i są szanowanymi antysyjonistami (przynajmniej na razie) i, jak George Soros, są jedynymi oficjalnymi ofiarami prawicowego antysemityzmu.

Pozostałe 99% Żydów to syjoniści. I można przeciwko nim protestować, można ich nękać, atakować i zabijać.

Ponieważ 99% Żydów to syjoniści, ich synagogi, muzea Holokaustu, a nawet produkcje „Skrzypka na dachu” są dozwolonym celem dla programu dekolonizacji. Kiedy Hamas lub Hezbollah zabijają Żydów, nigdy nie zawracają sobie głowy sprawdzaniem ich poglądów na temat niepodległej żydowskiej ojczyzny. Dlaczego ich sojusznicy, niezależnie od tego, czy noszą dżihadystyczne stroje na czarno, biało lub zielono, czy marksistowskie stroje na czerwono i żółto, mieliby być bardziej skrupulatni, atakując synagogi lub dźgając nożami przypadkowych Żydów na Brooklynie?

Stanowiskiem żydowskim było, że antysyjonizm jest antysemityzmem, a zatem brzydką formą nienawiści. Stanowiskiem antysyjonistycznym jest, że większość Żydów to syjoniści, a zatem antysemityzm jest uzasadniony. Podstawowa różnica zdań nie dotyczy tego, czy istnieje różnica między zabijaniem Żydów a zabijaniem syjonistów, ale tego, czy Żydzi zasługują na śmierć.

Od 7 października stało się jasne, że zwolennicy zabijania Żydów nazywają siebie antysyjonistami. Zmieniając markę antysemityzmu na antysyjonizm, przekształcają akt prześladowania i zabijania mniejszości z haniebnej formy bigoterii w odważną formę progresywizmu. Obieranie za cel ataku grupy mniejszościowej ze względu na jej religię lub przynależność etniczną jest uważane za reakcyjne, ale redefiniując grupę jako ideologię, nagle prześladowanie Żydów staje się szlachetne.

Obozy studenckie, które wykluczałyby czarnoskórych lub latynoskich studentów z kampusu, popełniałyby zbrodnią nienawiści, ale obozy studenckie, w których Żydzi są traktowani jak syjoniści, są zgodne z właściwą stroną historii.

Redefiniowanie Żydów w celu uzasadnienia antysemityzmu nie jest tak innowacyjne, jak chcieliby sądzić lewicowcy.

Antysemityzm zawsze opierał się na redefiniowaniu żydowskiej egzystencji jako nienaturalnej i sztucznej. Żydzi byli potępiani jako kolonizatorzy już w czasach faraona. Termin „antysemityzm”, ukuty przez Wilhelma Marra, niemieckiego socjalistę, podążał za dumną tradycją socjalistów uzasadniających, dlaczego chcieli wyzwolić wszystkich uciskanych w Europie, z wyjątkiem Żydów.

Żydzi, jako semici, nie należeli do Europy. Żydzi, jako Europejczycy, nie należą do Izraela. Żydzi, jako syjoniści, nie należą do postępowych instytucji takich jak Harvard czy Columbia. Dla Żydów, którzy chcą oglądać „Skrzypka na dachu” nie ma miejsca w Londynie, bo to okupanci. Obowiązkiem wszystkich postępowych ludzi dobrej woli jest sprawić, by Żydzi czuli się nieswojo nie tylko kiedy rakiety lecą na Jerozolimę i kiedy palone są żywcem żydowskie rodziny w ich domach, ale także przez atakowanie ich gdziekolwiek na świecie się znajdują. Ponieważ nie chodzi o Izrael.

Podobnie jak antysyjonizm jest przejawem antysemityzmu, tak też nawoływania przeciętnego niemuzułmanina do zniszczenia Izraela nie mają nic wspólnego z niewielkim krajem na Bliskim Wschodzie.

A ma natomiast wszystko wspólne z Żydami.

Obfitość flag OWP i okrzyków o rzekach, morzach i arabskich kolonizatorach muzułmańskich, którzy przyjęli nazwę europejskich kolonizatorów znanych jako Filistyni, są po prostu najnowszą reinkarnacją swastyki i okrzyków na niemieckich ulicach: „Juden Raus!”

Antysyjonizm to błędnie napisany „antysemityzm” przerobiony na potrzeby nowej, bardziej tolerancyjnej epoki, która potrzebuje solidnych dawek ideologicznych sformułowań, zanim będzie mogła dokonać pogromów.

Gdyby Izrael nie istniał, musiałby zostać wymyślony. Europejscy Żydzi wymyślili Izrael na nowo z powodu antysemityzmu. A antysemici mają obsesję na punkcie Izraela, aby móc twierdzić, że są antysyjonistami.

Pogląd, że obecna plaga antysemityzmu nie istniałaby bez Izraela, jest fantazją.

Obsesja muzułmańskiego skrzydła koalicji anty-syjonistycznej na punkcie Żydów istniała na długo przed odrodzeniem Izraela. A socjaliści rzucali antysemickimi obelgami w stronę Żydów w epoce przedwojennej.

Mahomet nie dokonał etnicznej czystki Żydów w Arabii z powodu państwa Izrael. Ani też Marks, (kiedy Theodor Herzl był jeszcze nastolatkiem), nie wygłaszał tyrady, że „pieniądze są zazdrosnym bogiem Izraela, wobec którego żaden inny bóg nie może istnieć”, ponieważ był tak wściekły na syjonizm.

Czerwono-zielony sojusz marksizmu i islamu zawsze nienawidził Żydów. Zawsze będzie to robić.

Ale wyznawcy Mahometa i Marksa nienawidzą również wielu innych ludzi oprócz Żydów, ponieważ nienawiść jest ich ideologią bardziej niż jakakolwiek wiara czy system ekonomiczny. Destylują i ukierunkowują tę nienawiść wzdłuż linii ideologicznych, ale to nie ich ideologia definiuje ich nienawiść, ale ich nienawiść definiuje ich ideologię. Gdyby nie było Izraela, nadal pojawialiby się pod synagogami i skandowali hasła wzywające do śmierci Żydów, tak jak robili to przed powstaniem Izraela.

Izrael nie jest przyczyną antysemityzmu ani antysyjonizmu marksistów i muzułmanów, jest najlepszą obroną przed nim. Istnienie Izraela ich wścieka, ponieważ utrudnia zabijanie Żydów.

A co mogłoby bardziej tak rozwścieczyć antysemitę udającego antysyjonistę, jak fakt, że Żydzi utrudniają ich zabijanie?


Daniel Greenfield – amerykański publicysta.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Important New Poll Reveals Most Americans Know China Is Funding the Fentanyl Murder of More than 100,000 Americans Each Year

Important New Poll Reveals Most Americans Know China Is Funding the Fentanyl Murder of More than 100,000 Americans Each Year

Lawrence Kadish


(Image source: iStock/Getty Images)

In a recent national poll, more than half of responding Americans believe that China is deliberately exporting fentanyl to the United States for the purpose of harming, or even destabilizing our nation.

Were that true, some might reasonably describe that strategy as an act of war.

For China, it would be historic payback time.

Having lost a generation, a nation, and an empire to opium introduced by Imperial Britain during the 1800s, no one knows better than the Chinese that a drug scourge can bring a country literally to its knees.

So, it should not surprise anyone that they have become a center of illicit fentanyl manufacturing, with drug traffickers exporting the killing chemical to the one nation China must strategically injure if they are to make good on their intent to dominate the rest of the 21st Century: the United States. More than simply turning a blind eye to those who are creating the drugs, the U.S. House Select Committee on the Chinese Communist Party reported this spring that China is directly supporting the creation of fentanyl and other drugs by offering “tax rebates and other financial benefits” to those manufacturers, as long as those drugs are sold outside of China:

“According to the report, Chinese officials encourage production of precursor chemicals by giving ‘monetary grants and awards to companies openly trafficking illicit fentanyl materials.'”

One does not have to be a CIA analyst to appreciate the “why” behind such an action.

The cause and effect have not been lost on the American public. That recent poll, undertaken by the nationally respected polling company McLaughlin & Associates, revealed that a stunning 52.4 percent of Americans suspect that the Chinese are exporting the deadly drug for the specific purpose of destabilizing our society. Some 19.4% disagreed and 28.3% did not have an opinion.

When asked if our diplomatic relations with China should be dependent on Beijing shutting down those fentanyl mills, 54.5 percent of those polled emphatically said yes, while 21.3% said no and 24.2% did not know one way or the other.

The national survey also revealed that more than a third of Americans know someone whose life has been harmed or taken by fentanyl. More than some dry accountant’s statistic, when approximately 100 million Americans know first-hand how this drug is destroying lives, then it is time to recognize the extent of the crisis. To underscore the threat, medical authorities say 2023 saw more than 112,000 fentanyl-related deaths in our nation. They warn that it has been more pervasive than the crack and opioid epidemics of the past.

While our two major party presidential candidates currently address issues that range from inflation to the border crisis, they need to be prepared to speak to this calculated assault on our nation, our society, and our future. They need to state what direct and affirmative action they will take if assuming occupancy of the Oval Office to make it clear to China that more than tariffs, sanctions or exports, our relationship with China will be judged by how and when they shut down this flow of poison.

Ironically, this poll is being released at a time when U.S. National Security Advisor Jake Sullivan is in Beijing to try and improve the contentious relationship between our two countries.

There is no public acknowledgement that China’s fentanyl assault on the United States will be on their agenda, but it needs to be. Few nations know better than China what drugs can do to a society. They still reflect on what they describe as a “century of humiliation” created by the introduction of opium into their empire.

It is clear they believe it is now America’s turn.


Lawrence Kadish serves on the Board of Governors of Gatestone Institute.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


To gorzej niż zbrodnia – to błąd

To gorzej niż zbrodnia – to błąd

Andrzej Koraszewski


Premier Netanjahu odmawia zawarcia umowy o zakładnikach za wszelką cenę. Wojna z Hamasem nie może zakończyć się powrotem Hamasu do władzy w Gazie. Na zdjęciu Minister obrony Gallant i premier Netanjahu na konferencji prasowej w Tel Awiwie, 16 grudnia 2023 r. (Źródło zdjęcia: Noam Revkin Fenton/ Flash90)

Czytam bombastyczny tytuł, że szef izraelskiego wywiadu twierdzi, że ostrzegał premiera na ponad dwa miesiące przed 7 października 2023 r., że będzie wojna z Gazą. W innym artykule stwierdza się, że Netanjahu nie jest wolny od winy, w jeszcze innym, że musi ponieść odpowiedzialność. Faktem jednak jest, że  Hamas zdołał ukryć swoje plany inwazji na izraelskie miasta i wszyscy zostali kompletnie zaskoczeni.                                           

Jest rzeczą zupełnie naturalną, że w Izraelu trwają poszukiwania winnych dopuszczenia do koszmaru 7 października 2023 r. Kandydatów jest wielu, przekonanie, że szczególna odpowiedzialność spoczywa na Benjaminie Netanjahu, jest oczywistością, ponieważ to on stał w tym czasie na czele rządu.

Yigal Carmon, założyciel i prezes MEMRI, jest nie tylko jednym z najlepszych na świecie znawców arabskiej sceny politycznej, pisze o tej sprawie z perspektywy tego, co się stało, ale faktycznie ostrzegał przed taką możliwością wcześniej. Czy to znaczy, że znał plany Hamasu? Nie, zauważał, że COŚ szykują.

Zdaniem Yigala Carmona błąd Netanjahu polegał na zlekceważenia znaczenia Hamasu, na przyzwoleniu na wzrost siły militarnej, na rozbudowę tuneli, na zbyt powściągliwych reakcjach na ciągłe atakowanie Izraela, a przede wszystkim na zgodzie na finansowanie tej organizacji terrorystycznej przez Katar.   

Innymi słowy, był to błąd oceny, braku wizji, lekceważenia poziomu zagrożenia.

„Stworzono podziemną twierdzę ukrytą za plecami cywilów. Katar dostarczył Hamasowi za pozwoleniem izraelskiego rządu setki milionów dolarów.

Opowieści o kryzysie humanitarnym – pisze Carmon – miały na celu usprawiedliwienie nieodpowiedzialnej polityki, która pozwoliła Hamasowi na utworzenie imperium wojskowego za pomocą funduszy katarskich. Przekazywanie pieniędzy ‘do Gazy’. było dostarczaniem pieniędzy Hamasowi.”

Nic z tego nie było żadną tajemnicą. Powiązany z Bractwem Muzułmańskim Katar finansuje sunnicki i szyicki terror na całym świecie, głównie w krajach arabskich, ale również w Afganistanie, Pakistanie i w krajach zachodnich. W Katarze mają swoje schronienie przywódcy Hamasu, Katar jest siedzibą Al Dżaziry, stacji telewizyjnej szerzącej propagandę Bractwa Muzułmańskiego i będącej tubą Hamasu.       

Al Dżazira to nie tylko machina propagandy i dezinformacji, ale również narzędzie rekrutacji, a jej reporterzy byli już zasadnie oskarżani o powiązania z organizacjami terrorystycznymi.  

Ani wywiad, ani premier nie przywiązywali wystarczającej wagi do działalności tej stacji i samego rządu katarskiego.  Jak pisze Yigal Carmon:

„Krew ofiar w tej rundzie konfliktu jest na rękach nie tylko Hamasu, ale także Netanjahu i tak samo będzie w następnej rundzie, jeśli będzie kontynuował swoją lekkomyślną politykę wobec Hamasu i Kataru. Jego traktowanie Kataru jako legalnego podmiotu politycznego, jako mediatora i finansisty terroru, graniczy z przestępstwem”.

Czytając te gorzkie słowa zastanawiam się, czy z mojego wygodnego fotela mogę dostrzec coś, co znakomity i doświadczony znawca mógł pominąć? Fotel postronnego obserwatora pozwala na mniejsze zaangażowanie emocjonalne. Z perspektywy tego, co się stało, wiemy, że zlekceważenie poziomu zagrożenia ze strony Hamasu było tragicznym błędem. Benjamin Netanjahu jako premier od początku uważał, że największym zagrożeniem jest Islamska Republika Iranu i jej dążenie do wejścia w posiadanie broni nuklearnej. Hezbollah uważano za zagrożenie znacznie poważniejsze niż Hamas, ponieważ ma wielokrotnie większe zapasy broni i zapewnione zaopatrzenie w broń i finanse. Nawet obawy przed terroryzmem z terenów Judei i Samarii były, jak się wydaje, większe, ponieważ sądzono, że umiarkowane reakcje na zaczepki Hamasu pozwolą  na utrzymanie konfliktu na stosunkowo niskim poziomie. Wielu izraelskich ekspertów wojskowych jest dziś krytycznych wobec koncepcji dowództwa IDF upierającego się przy małej, ultranowoczesnej armii i możliwości względnie szybkiego powołania rezerwistów. Okazało się, że zadowolenie z technicznej przewagi i redukcja obsady placówek ochrony granicy przez żołnierzy, mogących w każdym momencie podjąć walkę, skończyło się tragedią.

Wywiad nie znał planów Hamasu, również premier nie znał planów Hamasu, ale zarzut błędnej oceny zagrożenia i błędnych priorytetów pozostaje z pewnością w mocy.  

W zarzutach Yigala Carmona oskarżenie o przyzwolenie na finansowanie Hamasu przez Katar jest najpoważniejsze. Czy jednak wszystko wiemy? Jakie były w tej sprawie naciski USA, jakie groźby? Izraelski premier przeciwstawiał się wielokrotnie zarówno prezydentowi Obamie i jego politykom, jak i prezydentowi Bidenowi. Przeciwstawiał się głównie w kwestii polityki wobec Iranu, ulegał w kwestii Hamasu, Hezbollahu, walki z terrorem w Judei i Samarii. Jakie elementy ryzyka musiał ważyć w tej walce z najważniejszym sojusznikiem, z opozycją, z koalicjantami, z dowództwem IDF? Odpowiedzialność spoczywa na nim i musi ją uznać, tak jak Golda Meir uznała, że odpowiedzialność za katastrofalną w skutkach uległość wobec amerykańskich gróźb w 1973 roku spoczywała na niej osobiście.

Czy dziś izraelski premier może odmówić uczestnictwa Kataru w negocjacjach, które Amerykanie namiętnie nazywają „umową o zakładnikach”, a które  w rzeczywistości mają prowadzić do zawieszenia broni i uratowania resztek Hamasu? Na ile izraelski premier miał i nadal ma skrępowane ręce? Na ile na przykład może sobie pozwolić na ściganie na katarskiej ziemi Chaleda Maszala, który ze stolicy Kataru wzywa do nasilenia terroru? 

Amerykańskie naciski są trudne do zrozumienia i zdaniem wielu analityków są głęboko sprzeczne z amerykańskimi interesami. Ciekawie mówi o nich w rozmowie z Andrew Klavanem profesor Michael Doran, który pracował w administracji Busha, kiedy w 2005 roku rozstrzygała się sprawa wyjścia Izraela z Gazy. Opowiada, jak wywierano niesłychanie silne naciski na Ariela Szarona, by wycofał się z Gazy i jaka radość zapanowała w Białym Domu, kiedy wreszcie uległ i w zamian zażądał zgody na pozostawienie bloków izraelskich osiedli przy Zielonej Linii po stronie izraelskiej w możliwym przyszłym traktacie pokojowym. Biały Dom uznał to za zgodę na szybkie wycofanie się Izraela także z Judei i Samarii, co oznaczałoby zbudowanie wymarzonego (przez Biały Dom) państwa palestyńskiego.

Dzisiejsze naciski na izraelskiego premiera nie są słabsze, jak mówi Doran, zgoła przeciwnie.  Ogólnie panuje w amerykańskiej dyplomacji przekonanie, że Iran nie jest już tak fanatyczny jak na początku, że jest skłonny do kompromisów, że finansowane przez niego milicje takie jak Hezbollah, Huti czy Hamas, mają własne interesy i że pokój jest możliwy w drodze kompromisów, którymi wszyscy są zainteresowani. Efektem jest systematyczne wzmacnianie wroga, zarówno samego Iranu, jak i jego najemników, kosztem sojuszników, a więc Izraela, Arabii Saudyjskiej i innych. Jak się wydaje żadne wcześniejsze doświadczenia nie zmieniają tej mentalność i po 7 października amerykańska reakcja ponownie sprowadzała się głównie do zwiększenia nacisków na Izrael, żeby zaakceptował rozwiązanie w postaci dwóch państw.

Wielu powtarza, że Izrael walczy dziś na siedmiu frontach. Wymienia się tu Gazę, tzw. Zachodni Brzeg, Hezbollah, Huti, Islamską Republikę Iranu, Irak i Syrię. Ósmym frontem jest Zachód, domagająca się „deeskalacji” Ameryka, Unia Europejska już gotowa do odbudowy Gazy pod nadzorem Hamasu, który bez wątpienia będzie chciał przede wszystkim odbudować swoją militarną twierdzę.

Izraelskie społeczeństwo jest głęboko podzielone, Netanjahu ma nadal największe poparcie, a Lapid, jako kolejny pretendent do stanowiska premiera, jest w oczach opinii publicznej daleko w tyle. Wojna o przetrwanie trwa, kto wie, może tak naprawdę dopiero się rozpoczyna. Powtarzają się głosy, że to nie czas na wybory i zmianę przywództwa, że poszukiwanie winnych trzeba odłożyć na później.

Yigal Carmon wzywa do podjęcia natychmiastowej walki z propagandą Hamasu i jej głównym nadawcą, Emirem Kataru i jego rodziną, że należy mówić  otwarcie, że Katar jest takim samym wrogiem Izraela jak Hamas.

„Trzeba zacząć od całkowitego odcięcia Hamasu od źródeł finansowania. Wszelkie katarskie pieniądze są terrorystyczne, zatrute i niedopuszczalne – nawet jeśli są przeznaczone na finansowanie szkół. Ostatecznie część z nich wyprodukuje bojowników pełnych nienawiści, a część środków zostanie przeznaczona na odbudowę ‘metra’, podziemnych tuneli.”

To brzmi rozsądnie, ale czy jest realne? Walka z wrogiem okopanym wśród cywilów powoduje, że każda śmierć palestyńskiego cywila przynosi wrogowi zyski w postaci coraz większej wrogości światowej opinii publicznej.

Zdławienie finansowego zaopatrzenia, radykalna zmiana strategii walki z terrorem jest dziś szczególnie ważne w obliczu zbliżającej się pełnej konfrontacji z Hezbollahem, który podobnie jak Hamas ukrywa się za kobietami i dziećmi i podobnie jak Hamas będzie ludobójczym agresorem krzyczącym o izraelskim ludobójstwie.

Postulat Carmona jest bez wątpienia słuszny, pytanie co jest możliwe i czy można przekonać Amerykę, by nie zasilała kufrów Iranu i pozwoliła łaskawie powstrzymać strumień katarskich pieniędzy dla „Gazy”.

Patrząc wstecz, błędy premiera Netanjahu są zupełnie oczywiste. Pozostaje pytanie, czego nie wiemy i dlaczego, gdyby wybory odbyły się dziś, najprawdopodobniej izraelscy wyborcy powierzyliby mu stery rządu ponownie. Pół żartem, pół serio mam wrażenie, że odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w saudyjskiej prasie.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com