Archive | July 2019

Digital Archive on Jewish Life in Poland

Digital Archive on Jewish Life in Poland

YIVO


Welcome to the YIVO Digital Archive on Jewish Life in Poland

Poland was once the home of the largest Jewish community in the world and until World War II was one of the great centers of Jewish political, cultural, and religious life.

YIVO’s Polish Jewish Archive is the only American collection, and one of very few worldwide, which was saved from the destruction of the Holocaust.

Explore this world here through manuscripts, posters, photographs, music and other artifacts


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com



Zamienianie Holocaustu w metaforę

Zamienianie Holocaustu w metaforę

Daniel Greenfield
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Rewolucje 1989 roku, które ostatecznie doprowadziły do upadku Związku Radzieckiego, miały wielkie, symboliczne momenty, jak też wiele pomniejszych. Jednym z tych, zdawałby się, pomniejszych momentów było upamiętnienie Holocaustu.

W tym roku pozwolono w ZSRR na pierwsze upamiętnienie Holocaustu.

Polityką radziecką w przeszłości było mówienie o milionach Żydów zamordowanych w Holocauście jako o nieokreślonych „ofiarach faszyzmu”. Informacje o potwornościach krążyły w Samizdacie i tajnymi kanałami. „Czarna Księga Radzieckiego Żydostwa” została ocenzurowana i opublikowana dopiero po upadku Związku Radzieckiego.

Upamiętnianie żydowskich ofiar odbywało się potajemnie wśród politycznych dysydentów.

Zakaz mówienia o Holocauście w ZSRR nie był spowodowany antysemityzmem. Był zgodny z tą samą linią polityczną, co obecny historyczny rewizjonizm, który wymazuje żydowskość ofiar, podkreślając, że potworności mogły być wyłącznie rezultatem prawicowej ideologii politycznej, ale nigdy lewicowej.

Żydowscy komuniści, tak samo jak ich nieżydowscy towarzysze, działali na rzecz zminimalizowania żydowskiej istoty Holocaustu. Wasilij Grossman, współautor „Czarnej Księgi Radzieckiego Żydostwa”, wzywał do zastąpienia określenia „Żydzi” słowami „ludzie” lub „cywile”. Ta postawa definiowała postawę ZSRR wobec upamiętniania milionów niezdefiniowanych ludzi zamordowanych przez byłych sojuszników, a potem wrogów politycznych komunistów.

Wymazanie faktu, że Holocaust oznaczał zagładę Żydów nie ograniczało się do lewicy Związku Radzieckiego.

”Pamiętnik Anne Frank”, sztuka oglądana przez więcej ludzi niż jakiekolwiek inne przedstawienie związane z Holocaustem, została porwana przez amerykańską dramaturg, Lillian Hellman, wojującą stalinistkę, która przekazała ją Albertowi Hackettowi i Frances Goodrich, parze komunistów, która produkowała podnoszącą na duchu, lewicową propagandę.

Żydowskość Anne Frank zamazano. „Nie jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy muszą cierpieć – deklaruje przy akompaniamencie oklasków fikcyjna wersja zamordowanej, żydowskiej dziewczynki. – Czasami jedna rasa, czasami inna”. Prawdziwym przesłaniem szybko stało się zło segregacji i rasizmu. Różne organizacje upamiętniające Anne Frank zaczęły propagować BDS, zakazywać żydowskich symboli i porównywać Żydów do ISIS.

Tak samo jak w ZSRR, to dzisiejsze wymazywanie faktu, że Holocaust to historia zagłady Żydów, toruje drogę antysemityzmowi.

W zeszłym roku teatr w Los Angeles wystawił Anne Frank z obsadą Latynosów ukrywających się przed policją. Po ostrym sprzeciwie ocalałych z Holocaustu i protestach organizacji żydowskich na wypowiedzi Alexandrii Ocasio Cortez i Ilhan Omar, w których zrównały sytuację nielegalnych imigrantów do USA z Holocaustem, media podwoiły swoje wysiłki. Wielu lewicowych publicystów broniło tego oszczerczego porównania i szerzyło historyczny rewizjonizm w swojej jaskini ech.

Omar i Ocasio Cortez miały własne pokazy antysemityzmu. Przez przekształcenie antysemityzmu i masowego mordowania Żydów z rzeczywistości w metaforę o ucisku mniejszości, to one stały się metaforycznymi ofiarami, a Żydzi, którzy je krytykowali, stawali się metaforycznymi nazistami.

ZSRR do mistrzostwa opanował tę technikę, kiedy zamieniwszy martwych Żydów w anonimowe „ofiary faszyzmu”, miał wolne ręce do podejmowania działań zmierzających do wymordowania milionów Żydów w Izraelu przez potępienie ich jako „syjonistycznych faszystów”. Typowym przykładem był artykuł w „Prawdzie”, zatytułowany Faszyzm i syjonizm, w którym twierdzono, że Izrael, podobnie jak nazistowskie Niemcy, jest winny kapitalizmu, imperializmu i ludobójstwa. Autor artykułu twierdził, że Żydzi są wszędzie „piątą kolumną”, zapewniając równocześnie, że ZSRR jest antysyjonistyczny i że nie ma to nic wspólnego z antysemityzmem.

Nowocześni lewicowcy także twierdzą, że Żydzi są prawdziwymi nazistami. W ich narracji nienawiść do nich też nie jest antysemityzmem. Jest antysyjonizmem, który naprawdę jest antyfaszyzmem i antynazizmem. Zabijanie Żydów staje się prawdziwym przesłaniem tego antyfaszyzmu.

Zamiana Holocaustu w polityczną metaforę czyni nazistów z ofiar i z tych, którzy ich upamiętniają.

Zamiast potępić zło, przekształcenie Holocaustu w metaforę, której protagoniści są wzajem wymienni, zamienia rzeczywiste wydarzenie w czystą kartę, na której można sobie napisać każdy program. Jeśli każdy może być Hitlerem i każdy może być Żydem, to Holocaust staje się mitem. Bajką, z której każdy z nas może wyczytać własny morał, i która nie oferuje nam żadnej moralności.

Holocaust nie jest metaforą, po którą można sięgać przy każdym wydarzeniu politycznym. Nie było to dzieło tylko faszystów, jak twierdził Związek Radziecki. Reżim Franco w Hiszpanii podejmował wysiłki, by ratować Żydów, podczas gdy Związek Radziecki dokonywał egzekucji żydowskich uchodźców jako szpiegów. Franklin Delano Roosevelt, postępowy bohater, blokował wjazd żydowskich uchodźców do Stanów Zjednoczonych. El Salwador rządzony przez faszystowskiego dyktatora przymykał oczy na tysiące wiz wydawanych Żydom.

Kiedy badasz Holocaust jako historię, a nie jako metaforę, staje się niemożliwe redukowanie wydarzeń do uproszczonej postępowej przypowieści o cnocie tolerancyjnych lewicowców, którzy opierali się rasizmowi. Ksenofobia jest nieodłączną cechą istot ludzkich, a masowe morderstwo jest stałym sposobem totalitarnych reżimów na realizowanie swoich utopijnych wizji.

I naziści, i komuniści wyobrażali sobie idealny świat, w którym nie istnieją Żydzi. Zabrali się za realizowanie swoich wizji w nieco inny sposób, ponieważ – jak wszyscy fanatycy, których moralność jest oparta na ideologii – mieli różne teorie wyjaśnienia własnej wyższości i niższości Żydów.

Naziści wierzyli, że są wyżsi z przyczyn genetycznych i widzieli Żydów jako rasowe zjawisko, które trzeba zlikwidować fizycznie na poziomie genetycznym. Komuniści wierzyli, że są wyżsi z politycznych powodów i Żydzi mieli być wymazani jako zjawisko kulturowe. Wymazanie zagłady Żydów z historii, wówczas i teraz – jest częścią lewicowego ludobójstwa.

Wymazanie zagłady Żydów ułatwia wyeliminowanie złożonej rzeczywistości, pozostawiając tylko metaforę. Jednak niebezpieczeństwo redukowania ludzi do metafory jest częścią zjawiska, które zrodziło Holocaust. Lewica zuniwersalizowała Holocaust, wydobywając z historii o zagładzie Żydów uniwersalną przypowieść o niegodziwości złego traktowania ludzi, bigoterii, dyskryminacji i ogólnej podłości.

A jednak antysemityzm powrócił z hukiem i jest dziś silniejszy niż był od pokoleń.

Problem z uniwersalnymi przesłaniami polega na tym, że są jak wytrychy. Większość ludzi uważa, że podłość wobec innych jest zła. Nie zgadzają się tylko do czego mają je odnosić. Dla lewicy historia Anne Frank lub Holocaustu traktuje obecnie – o niegodziwości deportowania z USA nielegalnych imigrantów. Nie ma nic do powiedzenia o niegodziwości antysemityzmu ani o islamskich terrorystach, którzy chwalą Hitlera i mordują Żydów.

Wiedza o Holocauście nie zrobiła z nich lepszych ludzi, a tylko bardziej zadufanych. Nie kwestionują swoich poglądów, zaledwie przywłaszczyli sobie Holocaust, by je wesprzeć.

Kiedy zamieniasz historię w metaforę, wszystko co robisz, to produkowanie propagandy.

Podczas kampanii wyborczej senator Cory Booker zaatakował politykę imigracyjną prezydenta Trumpa przywołując Holocaust. „Był statek, który przypłynął podczas II Wojny Światowej z grupą ludzi próbujących uciec przed Holocaustem. Hańba tego powinna była nauczyć nas o ludziach, którzy przybywają tutaj, by szukać azylu przed terrorem”.

Tymi ”ludźmi” byli Żydzi.

Przedstawienie przez Bookera Żydów jako anonimowych ”ludzi”, przypomina określenie przez Obamę ataku muzułmańskich terrorystów na żydowski supermarket przed szabatem jako ”losowo zastrzelona grupa ludzi w delikatesach”.

Polityk szykujący się do wyborów prezydenckich 2020 roku, który potępił krytykę kongresmenki Omar jako islamofobię, oznajmił, że może spotkać ”pastora Farrakhana”, bigota, który wychwala Hitlera. To był już kolejny raz, kiedy ten senator z New Jersey miał dobre rzeczy do powiedzenia o człowieku wychwalającym Hitlera.

“Pastor Louis Farrakhan i jego przekonania, i jego wartości są mi dobrze znane” – powiedział Booker jednemu z członków publiczności w Karolinie Południowej.

Te wartości obejmują nazywanie Hitlera ”bardzo wielkim człowiekiem”.

Poprzednio Booker w przemówieniu w Senacie, życzliwie cytował Stokelya Carmichaela, a najsłynniejszym zdaniem Carmichaela jest stwierdzenie: „Jedyny dobry syjonista to martwy syjonista, musimy nauczyć się od Hitlera”.

Historycznym rewizjonizmem nie jest tylko zaprzeczanie, że Holocaust zdarzył się, jest nim także zmienianie historii. Kiedy wymazujesz kontekst, to zanim się zorientujesz, jesteś drzwi w drzwi z Hitlerem.


Daniel Greenfield

Amerykański pisarz i publicysta, mieszka w Nowym Jorku. Prowadzi stronę internetową Sultan Knish.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The White Paper: 80 Years Later

The White Paper: 80 Years Later

Larry Domnitch


An aerial view of the Temple Mount in the Old City of Jerusalem. Photo: Wikimedia Commons.

Eighty years ago, an ominous and devastating policy was enacted by the British government that would wreak severe destruction upon the Jewish people.

The MacDonald White Paper, named after the colonial Foreign Secretary Malcolm MacDonald, was proposed on May 17 and ratified on May 22, 1939. That week, British commitments to facilitate a Jewish state under the terms of the 1917 Balfour Declaration were essentially nullified. The White Paper also denied Jews desperately needed refuge as the Nazi threat emerged.

On November 9, 1938, the British government announced its intention to invite representatives of the Arabs in Palestine and nearby countries to confer with Jewish representatives at a London conference in search of a solution to the vast differences between them. The proposed meetings were a futile venture, as the Arabs refused to even sit with the Jews. Separate meetings were held, and they ended predictably with no resolution.

Under the MacDonald White Paper, the Peel Commission’s 1937 recommendation of the partition of the land of Israel was rejected. Jewish immigration would be restricted to 15,000 per year over the next five years, and land purchases by Zionists would be severely restricted as well. Any further immigration after the five years would be determined by the Arab majority, which would essentially terminate the Zionist enterprise.

This move by the British came as the culmination of over 20 years of intermittent waves of Arab terror, and at the end of three years of devastating Arab riots in British Mandatory Palestine.

The fact that the British Mandate over Palestine was a responsibility granted by an outside party, the League of Nations at San Remo in 1922, and therefore did not exclusively grant carte blanche to the British to act as they pleased, meant little since that organization was now of minimal importance. Anyway, who would hold the British accountable when their respective nations also had imposed severe quotas on Jewish immigration?

In section one, paragraph two, line one, of the White Paper, the following line sums up British intentions: “His Majesty’s government believe the framers of the mandate in which the Balfour declaration was embodied could not have intended that Palestine should be converted into a Jewish State against the will of the Arab population of the country.”

The Jewish Agency swiftly responded with indignation: “The Jewish people regard this policy as a breach of faith and a surrender to Arab terrorism. … It is in the darkest hour of Jewish history that the British Government proposes to deprive the Jews of their last hope and to close the road back to their homeland.”

The following day, a general strike was called for Jews in Palestine, and 300,000 Palestinian Jews attended protests, in which 120 Jews were wounded during clashes with the British police. At one protest, the Ashkenazi Chief Rabbi, Yaakov Herzog, burned a copy of the White Paper. The protests continued over the following weeks.

Chaim Weizmann called it a “Death sentence for the Jewish people.” David Ben-Gurion famously stated that Zionists “would fight the war as if there was no White Paper and fight the White Paper as if there was no war.”

recomended by: Leon Rozenbaum

Emergency funds were sent to Palestine by the Jewish National Fund to purchase land while the opportunity still existed.

On May 21, protests in the United States began, where thousands of Jews protested in cities throughout the country. At the same time, 230 American Jewish leaders urged Secretary of State Cordell Hull to refuse recognition of the White Paper.

On May 22, the House of Commons held a debate on a motion that the White Paper was a violation of the terms of the Mandate. It was defeated by a vote of 268 to 179. Among those who voted for it was the soon-to-be prime minister, Winston Churchill. Another supporter of the motion, former prime minister Lloyd George, who had a significant role in the promulgation of the Balfour Declaration, called the White Paper an “act of perfidy.”

In the US, Senator William King of Utah called the White Paper a “betrayal of the Jews.” New York Congressman Hamilton Fish, from the House floor, called the British vote a “shocking repudiation of the Balfour pledges.”

Numerous appeals were sent to Prime Minister Neville Chamberlain to fulfill the Balfour commitments. Messages were also directed to US President Franklin Roosevelt and Secretary Hull to intercede.

On May 27, there were protests throughout Latin America. On May 28, an ill-fated ship carrying German Jewish refugees, the St. Louis, arrived in Cuba soon to be turned away.

Hundreds of desperate Jews seeking entry into Palestine were stopped and detained near the cities of Netanya and Haifa.

Eighty years later, we recall those tragic, traumatic, and trying times.


Larry Domnitch is an author and instructor of History at Touro College.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Spór o modlitwy Żydów na Wzgórzu Świątynnym

Spór o modlitwy Żydów na Wzgórzu Świątynnym

  Malgorzata Koraszewska



Dr Mordechai Kedar jest arabistą, znawcą kultury arabskiej i muzułmańskiej. Islam, mówi, miał powstać na gruzach judaizmu i chrześcijaństwa, miał zastąpić te religie. Obecność Żydów w Jerozolimie obraża i niepokoi. Żydowskie modły na Wzgórzu Świątynnym są teologicznym problemem i wyzwaniem. Tak więc, nie jest to konflikt o ziemię, nie jest to konflikt narodowy, mamy do czynienia z konfliktem traktowanym przez muzułmanów jako religijny i z przekonaniem, że samo istnienie Żydów w Jerozolimie podważa fundamenty islamu.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Mój wujek zbrodniarz. Recenzja reportażu „Dzieci nie płakały” Natalii Budzyńskiej

Mój wujek zbrodniarz. Recenzja reportażu „Dzieci nie płakały” Natalii Budzyńskiej

Lech M. Nijakowski


Częściej zdarza nam się czytać książki potomków ofiar niż oprawców. Reportaż Natalii Budzyńskiej należy do tych ostatnich. To nakreślony bez retuszy portret wuja Alfreda Trzebinskiego, lekarza SS skazanego za zamordowanie dzieci w obozie koncentracyjnym. W jego biografii przegląda się wielka historia o najbardziej szpetnym obliczu.

„Dziadek z Wehrmachtu” wszedł już do języka polskiego jako fraza oznaczająca rodzinne tajemnice, jakoby kompromitujące aktywnych w sferze publicznej wnuków. Ale II wojna światowa pozostawiła w spadku także gorsze rodzinne karty – zbrodniarzy-krewniaków i skoligaconych oprawców. Mało kto w „narodzie ofiar” ma odwagę mierzyć się z tą przeszłością. Nie pasuje ona do heroicznych narracji, pozwalających stawiać się w długiej linii odważnych patriotów. Już z tego punktu widzenia książka Natalii Budzyńskiej zasługuje na uznanie, gdyż opisuje biografię wuja z SS.

A ściślej mówiąc: Alfred był synem Stefana, brata pradziadka autorki. Pokrewieństwo nie jest zatem aż tak bliskie, jak sugeruje tytuł, ale nazistowski zbrodniarz konsekwentnie nazywany jest w książce „wujem”. Pochodził on z arystokratycznej wielkopolskiej rodziny Trzebińskich (dlatego zapewne zachował nazwisko, choć bez „kompromitującego” polskiego ogonka), legitymującej się herbem Szeliga, co utwierdzało go w przekonaniu o własnej wyjątkowości. Za młodu wybrał niemieckość, jak część jego krewniaków, a potem utożsamił się z ruchem narodowosocjalistycznym, ukrywając swoje związki z polskością.

W książce poznajemy nie tylko zrekonstruowaną biografię Alfreda, lecz także stopniowe odkrywanie rodzinnej tajemnicy przez autorkę. Opisuje ona wydarzenia i przeczucia, które po latach interpretuje jako oznaki trupa w szafie. W opisie tym brak sentymentalizmu i tanich literackich chwytów. Budzyńska nie cofa się też przed brutalną rodzinną wiwisekcją. Zastanawiając się, jakie relacje łączyły Alfreda z jej dziadkiem Jerzym, pisze: „Więc spotykali się: Alfred zapatrzony w wielkie Niemcy, Jerzy zapatrzony w wielką Polskę. Łączyło ich jedno: antysemityzm” [s. 33]. I dodaje: „Nie tylko to. Także fakt, że obaj nie doczekali starości oraz rodzaj nagłej, nienaturalnej, tragicznej śmierci: umarli przez powieszenie. Mój dziadek powiesił się sam, jego żona była w ciąży i dokładnie miesiąc później urodził się mój ojciec. Alfred został powieszony przez brytyjskiego kata, słynnego Pierrepointa, po ogłoszeniu wyroku w procesie załogi KL Neuengamme” [s. 34]. Przyglądając się studiom pradziadka nad genealogią rodziny, podejrzewa, że wynikały one z potrzeb jego bratanka, który musiał przygotować dokładne drzewo genealogiczne dla SS. Ojciec Alfreda umarł zaś zwolniony z obozu radzieckiego, gdzie przebywał jako volksdeutsch. „No tak, o tym też się w rodzinie nie mówiło” [s. 288] – notuje.

Wujek – lekarz obozowy

Budzyńska, dziennikarka i absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wykonuje sumiennie pracę historyczki, tropiąc informacje o biografii wuja w archiwach polskich i niemieckich. Ma także bezcenny atut – pamiętnik Trzebinskiego, w którym oprócz faktów z życia zapisywał swoje ogólne refleksje. To kluczowe źródło towarzyszy nam w całej książce.

Wuj cztery lata po rozpoczęciu praktyki lekarskiej (studia zaczął we Wrocławiu, a skończył w Greifswaldzie, później praktykował w Mühlbergu nad Łabą) wstępuje we wrześniu 1932 roku do SS, otrzymując numer 133 574. Jego fascynacja nazizmem jest szczera, a wynika po części z wyznawania rasistowskiej eugeniki. W ostatni dzień 1936 roku Trzebinski oficjalnie występuje z Kościoła katolickiego, podążając za wskazaniami Himmlera.

Poznajemy kolejne rozdziały biografii Trzebinskiego. Karierę zaczyna w Auschwitz-Birkenau. Autorka szeroko opisuje obozy, w których pracował jej wuj, przybliżając zwłaszcza zasady funkcjonowania obozowych medyków oraz ich zbrodnicze zadania. Specjalista nie dowie się z tych fragmentów niczego nowego, ale są one niezbędne dla rekonstrukcji działań i postawy Trzebinskiego. Budzyńska zwraca przede wszystkim uwagę na niekompetencję i bezduszność obozowych lekarzy, punktowaną często przez lekarzy w pasiakach. W Auschwitz Trzebinski zetknął się z programem „eugenicznym” T4, a ściślej 14f13, polegającym na gazowaniu więźniów. Eskortował transport więźniów z obozu do Sonnenstein. Tam „być może po raz pierwszy miał okazję zobaczyć, jak wygląda taki proces masowego unicestwienia” [s. 111].

Następnie, późną jesienią 1941 roku, Trzebinskiego przeniesiono do obozu KL Lublin (Majdanek), gdzie został Lagerarztem. Obóz dopiero był rozbudowywany, dlatego początkowo pracy miał niewiele. Autorka stara się przybliżyć działania wuja, zrozumieć, na ile zbrodnicza obozowa rutyna była pochodną systemowych reguł, a na ile starań samego Trzebinskiego. Relacjonuje także wspomnienia więźniów, którzy mówili, że miał on „zupełnie poprawny stosunek” do polskich lekarzy, co przypisywali polskiemu pochodzeniu Trzebinskiego, które było im znane. „A jednak był renegatem” – dodawał jeden z nich.

Działalność Trzebinskiego przerwał tyfus. Wysłano go na urlop zdrowotny i rehabilitację do szpitala wojskowego położonego na przedmieściach Drezna. Przeżył tam załamanie psychiczne, które jednak nie zawróciło go z drogi zbrodni. Po przymusowej przerwie trafił do obozu Neuengamme. Awansowano go także na SS-Hauptsturmführera (odpowiednika kapitana). Kontynuując tam obowiązki lekarza obozowego, przyjmował nawet kobiety do obozowego puffu (domu publicznego). Budzyńska stara się wydobyć prawdę ze sprzecznych źródeł, w tym powojennych zeznań wuja, wedle których najczęściej nic nie wiedział o popełnianych w obozie zbrodniach (na przykład o egzekucji na sześćdziesięciu chorych Holendrach).

Wujek – morderca dzieci

Kulminacją opowieści jest opis zbrodni na dwudziestu dzieciach z obozu Neuengamme. Sprowadzono je do obozu późną jesienią 1944 roku na życzenie lekarza, Kurta Heissmeyera, który prowadził doświadczenia z prątkami gruźlicy. Pod koniec wojny, chcąc ukryć zbrodnie, wydano rozkaz zamordowania dzieci. Odwieziono je do Hamburga do podobozu Bullenhuser Damm, gdzie w piwnicy nieczynnej szkoły zostały uśpione i powieszone. Heissmeyer był nieudacznikiem, a jego badania były pozbawione naukowego znaczenia, ale miał mocne koneksje i marzył o profesurze. Trzebinski nie prowadził zbrodniczych badań na więźniach, ale jako lekarz obozowy pomagał na różne sposoby ustosunkowanemu doktorowi. Towarzyszył na przykład w sekcjach zamordowanych ofiar eksperymentów.

Dzieci były ukoronowaniem badań, miały posłużyć jako dowód skuteczności surowicy. Wybrano dzieci żydowskie, bo – według Heissmeyera – „nie było jakiejś szczególnej różnicy między zwierzętami doświadczalnymi a żydowskimi dziećmi” [s. 200]. Autorka prezentuje tyle informacji o najmłodszych ofiarach, ile udało się jej zebrać. W książce zreprodukowano także fotografie [s. 209–218], które wydobyto ze skrzynki zakopanej przez Heissmeyera. Na zdjęciach obnażone dzieci podnoszą ręce, pokazując powiększone węzły chłonne pod pachami i zaczerwienienie skóry w miejscach wtarcia prątków gruźlicy.

Powstaje tutaj wątpliwość, czy fotografie tego typu powinny być reprodukowane w nowo publikowanych książkach. Oczywiście, w sieci można znaleźć wiele zdjęć więźniów obozów i ofiar doświadczeń medycznych. Ale czy rozpowszechnianie tych fotografii nie jest formą ponawianego poniżenia osób, których ciała stały się przedmiotem eksperymentów i dowodami w bezdusznych sprawozdaniach medycznych? Niestety, Budzyńska w ogóle nie poddaje tej kwestii dyskusji. A przecież, jak podkreśla Susan Sontag w książce „Widok cudzego cierpienia”, nie wszystkie reakcje na takie obrazy „kontroluje rozum i sumienie”. Sontag stwierdza bezceremonialnie: „Większość obrazów umęczonych, okaleczonych ciał pobudza lubieżne zaciekawienie” [1]. Dlatego opisy wystarczyłyby, moim zdaniem, w zupełności, zwłaszcza w reportażu historycznym.

Budzyńska szczegółowo opisuje ostatnie chwile dzieci. Trzebinski podał im roztwór morfiny, aby oszczędzić im cierpienia – jak twierdził na późniejszym procesie. Następnie inny strażnik powiesił je. Jak później zeznawał (w opozycji do Trzebinskiego), część dzieci zmarła w wyniku zastrzyków, a część na skutek powieszenia. Sprawa ta była wnikliwie analizowana w trakcie procesu.

Pomijając wszystkie mniejsze i większe zbrodnie Trzebinskiego, był to jego ostateczny upadek. Cokolwiek mówił i pisał, brał udział w morderstwie najmłodszych ofiar eksperymentów medycznych. I jego wina jest bezsporna. Jak słusznie zauważyła autorka: „Ostatecznie jednak to zupełnie nie jest ważne, kto wydał rozkaz. Dzieci umarły, bo nikt nie miał odwagi się temu przeciwstawić” [s. 264]. W tym jej wujek.

Wujek – powieszony nazista

Ostatnia część książki poświęcona jest ucieczce Trzebinskiego z rodziną, próbom ułożenia sobie życia, aresztowaniu, procesowi i wykonaniu kary śmierci przez powieszenie. Autorka bez zmiłowania ukazuje moralną małość i bufonadę swego krewnego, który ciągle liczył na uniewinnienie i narzekał na ciężkie warunki aresztu. Porażające są zwłaszcza zapiski w pamiętniku, który przedstawia – jak stwierdza Budzyńska – „obraz człowieka, który nie ma sobie nic do zarzucenia, którego nie stać ani na moralną, ani na historyczną refleksję, na spojrzenie w głąb siebie, własnej duszy” [s. 283]. W innym miejscu autorka pisze: „Uspokoił się przekonaniem, że gdyby nie on, byłoby gorzej, dzieci umierałyby w męczarniach. Przewrotność biegu jego myśli poraża mnie” [s. 317].

Mimo jednoznacznego potępienia na kartach książki, Budzyńska przyznaje się do wątpliwości. Stara się zrozumieć, jak normalny człowiek, a nawet lekarz, który potrafił być troskliwy i bezinteresowny przed wojną, stał się nazistowskim mordercą. Sięga po naukowe wyjaśnienia Alberta Bandury, Roberta J. Liftona, Daniela Jonaha Goldhagena i Hannah Arendt. Poszukuje mechanizmów adaptacyjnych, które pozwalają wytłumaczyć „zawieszenie” moralności w obozach (takich jak „podwojenie” – doubling – Liftona). Tymczasem jej analiza biografii Trzebinskiego pokazuje siłę tych wyjaśnień, które zakładają, że nazistowscy zbrodniarze kierowali się swoiście rozumianą moralnością. Harald Welzer zauważył: „Relacja między masową zbrodnią a moralnością nie jest kontradyktoryjna, lecz ma charakter wzajemnego uwarunkowania. Bez moralności nie można byłoby dokonać masowej zbrodni” [2]. I właśnie kształtowanie moralności narodowosocjalistycznej dokumentuje autorka, pokazując system odniesienia w III Rzeszy, który podzielało wielu niewinnych we własnych oczach zbrodniarzy [3].

Trzebinski do końca nie wyszedł z roli. W notatkach dla córki udzielał jej porad, między innymi takich, że jako przedstawicielka „dobrej krwi” nie może dopuścić do siebie i swoich dzieci „złej krwi”. List ozdobił swastykami i runami. Miał też czelność w ostatnich słowach powiedzieć: „Panie, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią” [s. 356].

W książce znajdujemy wiele uwag na temat polityki pamięci, poświęcony jest jej także epilog. Szkoła, w której zamordowano dzieci, działała po wojnie normalnie, a z miejsca zbrodni zrobiono graciarnię (cóż za trafna metafora niemieckiej niepamięci!). Dopiero w 1963 roku umieszczono tablicę, a dziś znajduje się tam miejsce pamięci. Odwiedziła je także autorka: „Po raz pierwszy wystąpiłam nie w charakterze potomków ofiar, tylko potomka oprawcy” [s. 367].

Książka Natalii Budzyńskiej jest nie tylko świetnie napisanym reportażem historycznym, ale także pokazuje, jak długi jest cień II wojny światowej. Choć odchodzą ostatni świadkowie, to nie jest to karta zamknięta, ale historia żywa, która zmusza do ciągłych rachunków sumienia i rozpatrywania moralnych dylematów. Autorka nie tylko miała odwagę zajrzeć do rodzinnej szafy i wyciągnąć z niej trupa, lecz także przybliżyła nam wszystkim upiorną wielką historię, która od tamtego czasu skandalicznie często się powtarzała.


Przypisy:

[1] S. Sontag, „Widok cudzego cierpienia”, przeł. S. Magala, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2010, s. 114.

[2] H. Welzer, „Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów”, współpraca Michael Christ, przeł. M. Kurkowska, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2010, s. 42.

[3] S. Neitzel, H. Welzer, „Żołnierze. Protokoły walk, zabijania i umierania”, przekł. V. Grotowicz, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.

Książka:

Natalia Budzyńska, „Dzieci nie płakały. Historia mojego wuja Alfreda Trzebinskiego, lekarza SS”, wyd. Czarne, Wołowiec 2019.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com