Terroryści Fatahu informują o swojej idei. (Zdjęcie z Twittera
Demokracje walczące w obronie nazizmu
Andrzej Koraszewski
(webmaster: – Szwecja, Norwegia, Hiszpania, Irlandia.. )
Nie możesz walczyć skutecznie, jeśli boisz się nazwać swojego wroga po imieniu. Dzieci mogą się tego dowiedzieć czytając książki o Harrym Potterze. Jednak popularność tych książek drastycznie zmalała głównie w wyniku połączonej akcji kościołów chrześcijańskich i marksistowskich skierowanej zarówno przeciw samym książkom, jak i przeciw ich autorce.
Izrael walczy z nazizmem. Powiedzenie tego głośno powoduje uniesienie brwi, oskarżenie o islamofobię, o skrajnie prawicowe poglądy, o brak umiarkowania, o teorie spiskowe.
Dowodem na to, że „wiesz kto” to naziści, są nie tylko nazistowskie saluty terrorystów Hezbollahu, Huti, członków Strażników Rewolucji Islamskiej, Hamasu, Fatahu i innych, ale historyczne powiązania Bractwa Muzułmańskiego, współpraca z Hitlerem ojca palestyńskiego ruchu narodowego Amina al-Husajniego, liczne wypowiedzi przywódców terrorystycznych organizacji szyickich i sunnickich. Ich deklaracje są zupełnie otwarte – zniszczenie Izraela jest tylko pierwszym krokiem do zniszczenia siejącego zepsucie Zachodu. Okrzyk „od rzeki do morza” jest okrzykiem bojowym, który nie pozostawia wielu wątpliwości, ale jeszcze wyraźniej jest formułowany na irańskich wiecach organizowanych przez rząd: „Śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi”.
Po jedenastu miesiącach wściekłego ostrzeliwania rakietami Izraela przez Hezbollah armia izraelska uderzyła najpierw w systemy komunikacyjne tej organizacji terrorystycznej, eliminując równocześnie z czynnej służby około 3 tysięcy terrorystów, zlikwidowała wielu dowódców Hezbollahu, a następnie lotnictwo izraelskie zaczęło likwidować potężne arsenały wroga za libańską granicą. Ta „agresja” nastąpiła po wystrzeleniu ponad 9 tysięcy rakiet na północny Izrael i konieczności ewakuacji ludności z pogranicza z Libanem.
Reakcja Zachodu była przewidywalna: wezwanie Izraela do wstrzemięźliwości i poszukiwania „drogi dyplomatycznej”. Poszukiwać ma oczywiście Izrael, bo od Hezbollahu niczego takiego się nie wymaga, od Hamasu też nie, a tym bardziej niczego nie wymaga się od Islamskiej Republiki Iranu, która jest centralnym filarem „osi oporu”.
Ten dyplomatyczny bełkot charakteryzuje zdecydowana odmowa nazywania ideologii tej tzw. „osi oporu” tym czym ona jest. Kandydatka do Białego Domu przed dwoma tygodniami podczas debaty ze swoim konkurentem mówiła:
„Zawsze będę dawała Izraelowi możliwość obrony, szczególnie w odniesieniu do Iranu i wszelkich zagrożeń, jakie Iran i jego sojusznicy stwarzają dla Izraela”.
Co politycy demokratycznych krajów mają na myśli mamrocząc o tym, że „Izrael ma prawo do obrony”? Wydaje się, że mówią, iż wiedzą, iż Izrael jest od dziesięcioleci atakowany, że „wiesz kto” dąży do zniszczenia Izraela, że Izrael może uchylać się od ciosów, ale raczej nie powinien, to znaczy może troszeczkę, chociaż właściwie, tak czy inaczej, powinniśmy wszyscy dążyć do rozwiązania w drodze… Wszystkie strony powinny unikać eskalacji.
Słuchamy tego nie bardzo rozumiejąc, przed kim, kiedy, jak i dlaczego Izraelowi wolno się bronić, ani dlaczego ten Izrael ma w relacjach o tej obronie wychodzić na potężnego i paskudnego agresora, a „wiesz kto” mają być zawsze kobietami i dziećmi walczącymi gołymi rękoma z żydowską opresją? A może bardzo boimy się słowa nazizm, bo mogłoby to urazić partnerów do upragnionego pokoju, którego osiągnięcie uniemożliwia Izrael, bo chyba nie „wiesz kto”?
Socjolog Sergiusz Kowalski pisze:
Dziesięć lat temu przeczytałem na tych łamach wywiad pt. “Heil Hitler pod piramidami” Piotra Ibrahima Kalwasa z profesorem A., Egipcjaninem, który opowiada o niesłabnącej fascynacji jego rodaków nazizmem i popularności “Mein kampf“. “Te bzdury – popukał palcem w książkę – cieszą się w Egipcie bardzo dużą poczytnością, od kiedy sięgnę pamięcią. Zawsze, gdy następuje u nas kryzys polityczno-społeczny, zwykle związany z kolejną wojną z Izraelem lub z przewrotem, ta książka, razem z »Protokołami mędrców Syjonu«, zaczyna sprzedawać się lepiej”.
Piotr Ibrahim Kalwas jest polskim pisarzem i muzułmaninem, który przez wiele lat mieszkał w Egipcie. Ten autor nie ma złudzeń, wie, że „oś oporu” to ruch religijny, który był sprzymierzony z nazizmem w czasach Hitlera, który przejął to dziedzictwo, nadal je kultywuje i ma te same cele. Nazistowskie saluty bojowników Hezbollahu nie są niewinnym gestem, są jednoznacznym wyrazem ideologii całej „osi oporu”.
Ronald Reagan nazwał Związek Radziecki „imperium zła”, była to reakcja na system terroru wobec własnych społeczeństw, na koszmar morderczych obozów pracy, do których można było trafić za najmniejszy sprzeciw, na system dążący do podboju świata i likwidacji wszelkiej wolności.
Zimna wojna nie była zimna, ginęły w niej miliony ludzi, a jej dziwaczna nazwa wynikała z faktu, że atomowe supermocarstwa unikały bezpośrednich starć, zagrażających użyciem broni nuklearnej. Określenie „imperium zła” nie było nadużyciem, nie było inwektywą, było adekwatnym opisem morderczego komunistycznego systemu.
Dziś w zachodnich mediach często spotykamy się z argumentem na rzecz trwałego zawieszenia broni z Hamasem, (czyli pozostawienia Hamasu przy władzy i pomocy Zachodu w odbudowie jego siły militarnej). „Hamas to idea, a z ideą nie można zwyciężyć”. Ten argument pojawia się w dziesiątkach artykułów niezwykle poważnych komentatorów, ale w żadnym nie znajdziesz definicji tej idei. Z jakiegoś powodu szczegółowy opis tej „idei” mógłby skomplikować wysiłki dyplomatyczne.
Czy prawdą jest, że zachodnie media głównego nurtu są machiną powielającą propagandę wojenną „osi oporu”, której żelazne reguły nakazują nagłaśnianie każdej „informacji” Hamasu (Autonomii Palestyńskiej, czy Hezbollahu), z dodatkiem, że władze izraelskie zaprzeczają, ale nie mogliśmy tego niezależnie sprawdzić. Brzmi to zgoła komicznie, ale nie wszyscy dostrzegają komizm tej stałej formuły informacyjnej.
Wykorzystanie pagerów jako możliwości równoczesnego zaatakowania tysięcy terrorystów Hezbollahu i sparaliżowania systemu komunikacyjnego wroga wzbudziło podziw i niespodziewany kłopot, jak oskarżyć Izrael.
„Wyrafinowane ataki… zabiły bojowników Hezbollahu”, donosił „New York Times”, „ale także kilku cywilów, w tym dzieci. Wybuchy zraniły tysiące osób, szerząc panikę w Libanie i wywołując międzynarodowe obawy, że Izrael zaryzykował dalszą eskalację napięć w regionie”.
Izrael ma prawo do obrony… ale. Kamala Harris wyjaśniała, że ta obrona nie może uniemożliwiać zawieszenia broni w Strefie Gazy. Zdaniem mediów to Izrael utrudnia, to izraelski premier utrudnia, to osiedla utrudniają. Administracja amerykańska doskonale wie, że to są wierutne bzdury. Czasem nawet półgębkiem politycy o tym mówią. Rzecznik Białego Domu ds. Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby dopiero co oświadczył: „Pan Sinwar jest główną przeszkodą. Nie ma co do tego wątpliwości”.
Naciskać daje się jednak tylko na Izrael, więc mówimy „Izrael ma prawo do obrony” i zatrzymujemy dostawy amunicji, a nawet (jak informował senator stanu Arkansas Tom Cotton), takich urządzeń jak specjalne pojazdy do usuwania min.
Teraz, kiedy ruszyła izraelska ofensywa na północy prezydent Biden natychmiast oświadczył, że Ameryka sprzeciwia się inwazji naziemnej, a odpowiedzialny w rządzie za sprawy Bliskiego Wschodu Brett McGurk oświadczył:
„Mamy rozbieżności z Izraelczykami co do taktyki i sposobu mierzenia ryzyka eskalacji. To bardzo niepokojąca sytuacja. … Chcemy dyplomatycznego rozwiązania na północy. To jest cel i do tego dążymy”.
Nie pytaj, co zachodnia dyplomacja zrobiła dla powstrzymania ostrzeliwania Izraela z Libanu. Takie pytanie byłoby oczywistym nietaktem. Mogłoby prowadzić do pytania, czy żydowskie życie ma znacznie, albo co gorsza, do pytania o to, jaką ideę Zachód chroni przed broniącym się Izraelem.
Nazwa tej idei brzmi nazizm, nazizm, który łączy całą „oś oporu”, włącznie z głodującym Jemenem, gdzie jedynymi sytymi, dobrze ubranymi i zadowolonymi ludźmi są ci, którzy posługują się nazistowskim salutem. O ich zaopatrzenie w żywność troszczą się międzynarodowe agencje pomocowe, a pozostałe potrzeby, takie jak supersoniczne rakiety i broń do terroryzowania własnej ludności dostarcza im Islamska Republika Iranu.
Na zdjęciu milicja Huti oddaje nazistowski salut podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego na akademii policyjnej w stolicy Jemenu Sanie. Źródło zdjęcia: zrzut z ekranu wideo: https://www.facebook.com/watch/?v=2462360657405668
Tak, nazizm to idea, ideą jest komunizm, ideą jest demokracja, ideą jest również syjonizm. To ostatnie, to taka idea, która głosi, że Żydzi nie tylko mają prawo się bronić, ale że muszą mieć po temu możliwości.
Czy z ideą można walczyć? Jeśli jakaś idea zakłada eksterminację twojego narodu, możesz nie mieć wyboru. Jeśli ty jesteś tylko następny w kolejce, możesz udawać, że przynajmniej chwilowo ciebie to nie dotyczy, ostrzegać przed eskalacją i myśleć o najbliższych wyborach.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com