Ryszard Gontarz „dziennikarz”- komunistyczny propagandysta zmarły w 2017 roku, usprawiedliwiający w wywiadzie udzielonym już pod koniec życia swoje głębokie przekonanie, że syjonizm to rasizm: https://www.youtube.com/watch?v=h34zPwl1Y9U
Zdumiewający powrót radzieckiej antysemickiej propagandy
Andrzej Koraszewski
No cóż, pełna analiza błędów, kłamstw i wypaczeń wypracowania Mariusza Zawadzkiego pod tytułem „Izrael musi być rasistowski, żeby przetrwać” musiałaby być znacznie dłuższa od samego artykułu, ponieważ nie ma w nim ani jednego akapitu, który nie wymagałby odniesień do literatury i komentarza na temat tego, jak też Zawadzki wpadł na taki pomysł. Przygotowanie takiej analizy dla jednego czytelnika, (który prawdopodobnie musiałby przejść roczny kurs przygotowawczy, żeby móc taką odpowiedź ocenić), skłaniało do odrzucenia tej propozycji.
Uczciwie mówiąc męczyło mnie to, bo nie należało zaczepiać. Byłem zajęty innymi sprawami, czytałem fascynującą książkę o pierwszych latach Izraela, (napisaną przez brytyjskiego dziennikarza, który pozostał w Izraelu po opuszczeniu Mandatu przez Brytyjczyków, którą ostatni raz czytałem jeszcze w zeszłym stuleciu i teraz odkrywałem rzeczy, na które wówczas nie zwracałem uwagi, a okazały się niezwykle istotne). Dałem dziennikarzowi „Wyborczej” link do filmu dokumentalnego Pierra Rehova o nazistowskim i radzieckim pochodzeniu palestyńskiej sprawy i pomyślałem, że jeśli ten film obejrzał, to powinien zrozumieć, że Zawadzki jest nowym wcieleniem Ryszarda Gontarza, a jeśli nie obejrzał, to szkoda wysiłku, bo albo w ogóle nie przeczyta, albo przeczyta i nie zrozumie ze względu na ogrom niedostatków wiedzy i siłę indoktrynacji.
A jednak męczyło, zastanawiało, co dziennikarz sportowy musiałby wiedzieć, żeby dostrzec wszystkie faule propagandysty, który go tak urzekł? Ostatecznie nie chodzi o tego konkretnego czytelnika artykułu Mariusza Zawadzkiego. Jest rzeczą oczywistą, że chętnych odbiorców na antysemicką propagandę muszą być w Polsce dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy.
Od czego musiałby się zacząć roczny kurs przygotowawczy dla sześćdziesięcioletnich, dobrze wykształconych miłośników tego rodzaju propagandy? Pewnie zaproponowałbym na początek zapoznanie się z pracami amerykańskiej historyczki Izabelli Tabarovski, o wchłonięciu radzieckiej propagandy antysyjonistycznej przez współczesne lewicowe i lewicujące zachodnie elity. Tabarovski analizuje nakreślone poprzez radziecką propagandę cele, techniki, zwroty językowe i zasady psychologicznej manipulacji.
W 1968 roku wśród socjologów mojego pokolenia i z mojej grupy odniesienia panowała moda na analizę języka propagandy. Z pewnością najbardziej metodyczny był na tym polu nieżyjący już Jakub Karpiński, ale namiętnie zajmowaliśmy się tym problemem wszyscy, mimo braku szans na publikację wyników naszych badań i dociekań. Tamte doświadczenia prawdopodobnie wpłynęły na mój odbiór badań Izabelli Tabarovski, ponieważ znałem i pamiętałem materiały, z którymi Tabarovski porównuje dzisiejsze publikacje i nie mam problemów ani ze zrozumieniem jej toku myślenia, ani z weryfikacją wniosków. Ciąg dalszy takiego niezbędnego kursu to historia, zarówno ta odległa, jak i ta, która się dzieje obok nas.
Radosław Leniarski dostrzegłby część fauli Zawadzkiego, gdyby znał Kartę Hamasu, Statut OWP, konstytucję Iranu, treść Porozumień z Oslo, historię kolejnych ofert palestyńskiego państwa w zamian za uznanie prawa do istnienia Izraela i rezygnację z dążenia do eksterminacji Żydów. Pewnie przydałoby się dużo więcej, chociażby wiedza o tym, że dzisiejsza paskudna gra Trumpa z Ukrainą to pestka w porównaniu z dążeniem brytyjskiego Foreign Office do zablokowania imigracji żydowskiej i zwiększenia imigracji arabskiej do Mandatu, zablokowania tworzenia instytucji państwowych żydowskiego państwa i jego sił zbrojnych, a wreszcie przygotowania arabskich sojuszników do eksterminacji żydowskich mieszkańców Mandatu, włącznie z uzbrojeniem, wyszkoleniem i dowodzeniem Legionu Arabskiego, który odniósł znacznie poważniejsze sukcesy w wojnie 1948 roku niż szkolone przez oficerów SS armie Egiptu i Syrii.
Świadomość tego, jakie niedostatki informacji utrudniałyby temu konkretnemu czytelnikowi zrozumienie, jak to się stało, że tak mocno ujął go propagandowy materiał redakcyjnego kolegi, zniechęcała do wysiłku, a wyrzuty sumienia i tak nie dawały spokoju.
Postanowiłem w końcu, że raz jeszcze spojrzę na opublikowany przez „Wyborczą” elaborat przekonujący, że izraelscy Żydzi to rasiści.

Mariusz Zawadzki. (Zdjęcie z portfolio kadry “GW”)
Zaczyna Mariusz Zawadzki od kozackiego tańca z przysiadami stwierdzając, Żydzi mają pecha, bo ich państwo pojawiło się na mapie zbyt późno, ponieważ kiedy Amerykanie zamykali Indian w rezerwatach to nie było jeszcze ONZ i obrońców praw człowieka.
W drugim akapicie mamy już taniec z szablami i dowiadujemy się, że Izraelczycy „marzą o czystce etnicznej jakiej w XXI wieku jeszcze nie było”. (Czytelnicy „Gazety” mogą nie wiedzieć, co dzieje się w Sudanie, w Mali, w Demokratycznej Republice Konga i w kilku innych miejscach na świecie, więc nawet redakcyjny kolega nie krzyczy „faul”.) Zawadzkiemu chodzi o entuzjastyczną reakcję mieszkańców Izraela na „plan Trumpa”. A ten entuzjazm podkreśla uśmiechem Netanjahu i sondażami.
Istotnie, większość badanych w Izraelu uważa pomysł przesiedlenia mieszkańców Gazy, za propozycję ciekawszą od koncepcji pozostawienia Hamasu przy władzy, bądź przekazania cywilnej administracji innym Palestyńczykom i pozostawienia uzbrojonej milicji Hamasu jako nieszkodliwego dodatku. Na propozycję przesiedlenia należy spojrzeć przez pryzmat ideologii Hamasu (walka do ostatniego Żyda w Izraelu), przez pryzmat poziomu poparcia Hamasu przez ludność cywilną, przez pryzmat osi oporu, dla której Gaza była kluczową placówką wojny na wyczerpanie. Zawadzki pomija wszystkie oferty pokoju za ziemię i wszystkie odmowy uznania prawa Izraela do istnienia. Akceptacja tej propozycji Trumpa jest funkcją przeoczonej przez Zawadzkiego liczby rakiet z Gazy wystrzelonych na Izrael, ataków terrorystycznych, a przede wszystkim ludobójczej ideologii.
Pod koniec artykułu Zawadzki przyznaje, że Palestyńczycy marzą o czystce etnicznej Żydów, dając do zrozumienia, że nie ma powodów winić o to Palestyńczyków, kiedy mamy Żydów.
Przechodzenie akapit po akapicie wydłużyłoby nadmiernie ten tekst, chociaż nie ma tu ani jednego zdania, które można by zaakceptować bez uniesienia brwi.
Pisze nasz propagandysta, że biedni mieszkańcy Gazy pozostaną już na zawsze w Egipcie i Jordanii. Po pierwsze nic w tej sprawie nie jest postanowione, to raczej rzucona propozycja niż plan działania. Po drugie Egipt, bo Gaza była wcześniej egipska, oraz Jordania, bo to część byłego mandatu, ten sam język, wiara i kultura, a na dodatek z ogromną palestyńską populacją, więc ten kierunek wydaje się logiczny. (Ostatecznie my też Niemców po przegranej przez nich wojnie nie wysiedlaliśmy na Madagaskar tylko do Niemiec.) To, na co czytelnik powinien zareagować, to na stwierdzenie, że dziś Gaza nie nadaje się do zamieszkania, że tereny są zaminowane i łatwiej jest zabezpieczyć mieszkańcom Gazy ludzkie warunki w innych krajach.
Dla propagandysty istotny jest rzekomy rasizm Żydów, więc nie czepia się tego, że ze strony Trumpa to jak dotąd raczej zagranie pokerowe niż plan, a entuzjastyczne przyjęcie jest reakcją na perspektywę pozbycia się nazistowskiej twierdzy na samej granicy.
Zawadzki nie pisze, że kraje arabskie gorączkowo poszukują alternatywy dla „planu Trumpa”, zaś arabscy publicyści piszą, że najwyższy czas definitywnie zamknąć „sprawę palestyńską”.
Dr Hani Anouti, wykładowca polityki bliskowschodniej, napisał w libańskiej gazecie „Al-Nahhar”: „Istnieje długa historia zmagań i ofiar w imię Palestyny. Dziesiątki tysięcy zabitych pochowano, a miliony rannych cierpią w zrujnowanych miastach, którym odmówiono rozwoju i pokoju, jako bezpośredni lub pośredni wynik konfliktu palestyńsko-arabskiego z Izraelem. Ten konflikt, który zbliża się do setnej rocznicy, miał negatywne skutki polityczne, militarne i bezpieczeństwa dla wszystkich krajów i narodów regionu…”
Dziesiątki takich głosów pojawia się już nie na stronach mieszkających na Zachodzie arabskich dysydentów, ale w miejscowych gazetach, często będących rządowymi organami.
Pisze Zawadzki dalej, że „Izraelskie ministerstwo obrony już przygotowuje operacyjny plan ‘dobrowolnych wysiedleń mieszkańców Strefy Gazy’”. Nie informuje autor gdzie on o tym operacyjnym planie wyczytał i kto się niby tym planem zajmuje. Co wiemy? Wiemy, że przed napaścią na Izrael około 35 procent mieszkańców Gazy deklarowało chęć wyjazdu, wiemy, że tysiące ludzi próbuje z Gazy wyjechać, ale Egipcjanie wpuszczają tylko za horrendalne łapówki, wiemy że Hamas grozi ludziom mówiącym o chęci wyjazdu. Autor sugeruje że to dobrowolny przymus, bo Żydzi zmuszają Gazańczyków do przenoszenia się przy pomocy głodu.
Zarówno w tym, jak i w wielu innych sprawach Zawadzki opiera się na „informacjach” Hamasu licząc na to, że czytelnik tego nie zauważy i (jak łatwo zauważyć, faktycznie uchodzi mu to płazem). Zapowiedź ataku na kolejne centrum Hamasu, gdzie są cywile, to zamiar ludobójstwa, usunięcie cywilów z pola walki to zbrodnia wojenna. Krytyka takiej krytyki, to niczym nie uprawniony zarzut antysemityzmu.
„Reakcje izraelskich Żydów na pomysł Trumpa są – tutaj wypada nazwać rzeczy po imieniu – objawem mocno zaawansowanego rasizmu.”
Na jakiej podstawie przekonuje nas autor, że te poglądy nie są reakcją na całkowite fiasko dziesiątków lat polityki pod hasłem „ziemia za pokój”? Nie przypomina kolejnych odrzuconych ofert, nie przypomina zerwanych zawieszeń broni, powie nam dalej, że z Hamasem nie można wygrać, bo Hamas to idea. Nie jest to oryginalna myśl polskiego propagandysty (większość jego myśli to zapożyczenia, żeby nie powiedzieć plagiaty, do których nigdy nie ma odnośników informujących, gdzie też tę swoją mądrość kupił). Tak, Hamas to idea dokładnie opisana w Karcie Hamasu, a wcześniej w statucie Bractwa Muzułmańskiego, to idea dżihadu, świętej wojny z niewiernymi, w której nikt nie marzy o żadnym państwie palestyńskim obok Izraela i nikt nie kłopocze się życiem doczesnym jakichś Palestyńczyków, przeciwnie ta idea otwarcie głosi, że śmierć dla Allaha jest najlepszym wykorzystaniem życia doczesnego. Z Hamasem nie można wygrać, bo to (jakaś) idea, a studenci Harvardu są prześladowani za krytykę Izraela. I znów kolega z redakcji miał kłopoty z zauważeniem faula. Biedni amerykańscy studenci są dyskryminowani za twierdzenie, że „państwo Izrael jest projektem rasistowskim“. Autor wie, że było coś więcej, ale stara się owinąć to w bawełnę: „Wielu studentów i wykładowców Harvardu protestowało przeciwko bombardowaniom Gazy, dochodziło do aktów agresji przeciwko studentom pochodzenia żydowskiego, na transparentach pojawiały się radykalne antyizraelskie hasła.” Biedna rektorka Harvardu musiała się z tego wszystkiego tłumaczyć w Kongresie, a potem poddała się do dymisji. No cóż, nie z „tego wszystkiego”, z niezdolności uczciwego odpowiedzenia na pytanie, czy żądanie eksterminacji Żydów jest sprzeczne z zasadami uniwersytetu. Grecki chór rektorek czterech uniwersytetów odpowiadał zgodnie, że to zależy od kontekstu. Sposób opowieści o tych wydarzeniach wydaje się zgadzać z ciągiem dalszym.
Wezwanie „Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna” to niewinna krytyka Izraela, a nie domaganie się ludobójstwa i antysemityzm. Tymczasem, zdaniem Mariusza Zawadzkiego, definicja antysemityzmu IHRA zmusza do uznania tego hasła za antysemickie. Mariusz Zawadzki przyznaje, że na mocy tej definicji on również jest antysemitą. Pociesza się, że zgodnie z tą definicją
„antysemitami są też zmarły niedawno były prezydent USA Jimmy Carter, obrońcy praw człowieka z Amnesty International i Human Rights Watch, którzy nazwali Izrael państwem apartheidu, Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, który wydał nakaz aresztowania Netanjahu, oraz rządy Republiki Południowej Afryki, Hiszpanii, Meksyku i Irlandii, które przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości oskarżają Izrael o ludobójstwo.”
Izabella Tabarovski opisuje jak język radzieckiej propagandy stopniowo przenikał do języka rezolucji ONZ, do języka raportów organizacji praw człowieka, do publicystyki w głównym nurcie. Anulowanie rezolucji zrównującej syjonizm z rasizmem nie zmieniło proporcji antyizraelskich rezolucji ONZ w stosunku do reszty świata, likwidacja Komisji Praw Człowieka i zastąpienia jej Radą Praw Człowieka nie zlikwidowała antysemickiego charakteru tej instytucji, dziennikarz sportowy „Gazety” może nie znać dokładnego brzmienia wyroku MTS ani tym bardziej głosu odrębnego sędzi Julii Sebutinde, Zawadzki prawdopodobnie zna, a przynajmniej powinien znać i wiedzieć, że ten trybunał nie orzekł, że Izrael popełnił ludobójstwo tylko, że RPA mogła mieć podstawy do oskarżenia oraz że istnieje zagrożenie popełnienia ludobójstwa. Sędzia Sebutinde podważyła zarówno jurysdykcję, jak i procedurę tego procesu dodając, że powiązana z Hamasem RPA występuje jako agent tej organizacji terrorystycznej, a przestawione dowody są bezwartościowe, zaś bez tego „ludobójstwa” naleganie prokuratora Karima Ahmeda Khana z MTK na aresztowanie premiera Netanjahu jest więcej niż nadużyciem.
Tak, Mariusz Zawadzki jest w dobrym towarzystwie i stara się pokazać swój antysemicki świat w najlepszym świetle. Zgłaszanie pretensji pod jego adresem, że zataja przed swoimi czytelnikami fakt, że to nie Żydzi napadli na Arabów w 1948 roku tylko pięć armii arabskich, że większość uchodźców wyjechała na wezwanie arabskich armii, żeby przeczekali, aż „Palestyna” zostanie oczyszczona z Żydów, że wygnani Arabowie to byli ci, którzy walczyli, a pozostali w swoich domach ci, którzy zadeklarowali neutralność, że wielogeneracyjnym uchodźcą palestyńskim zostawał każdy, kto mieszkał przez dwa lata w Mandacie przed 1948 rokiem. Ten „dziennikarz” chowa również przed czytelnikami fakt wygnania z krajów arabskich ponad 800 tysięcy Żydów i to, że pozostawili za sobą własność ziemską wielokrotnie większą od Izraela. Dzieli Izraelczyków na trzy kategorie na obywateli Żydów, na obywateli Arabów i nie obywateli z terenów palestyńskich. Kłamie, że izraelscy Arabowie nie mają tych samych praw co Żydzi. Przedstawia „dowód” w postaci krótszej długości życia i niższych zarobków, Arabowie izraelscy mają lepsze prognozy długości życia i wyższe zarobki niż Arabowie z sąsiednich krajów, i zarobki wyższe niż Żydzi ultraortodoksyjni. (Ale być może to pominięcie powinniśmy mu wybaczyć, bo te problemy mogą być dla niego zbyt trudne.) Prawdziwą farsą jest lament, że cieszący się własnymi rządami Palestyńczycy z Gazy i z Autonomii Palestyńskiej nie mają tych samych praw co obywatele Izraela i że nie dość na tym, że nie mogą głosować u siebie z powodu dyktatury, na dodatek nie mogą głosować w Izraelu. Jak zwykle i ten pomysł nie jest oryginalnym patentem Zawadzkiego, też plagiat bez wskazania źródła zapożyczenia.
Zawadzki powtarza mantrę antysemickich aktywistów o niesprawiedliwości tego, że Żydzi mają prawo powrotu do państwa żydowskiego, a uchodźcy arabscy takiego prawa nie mają. Żydzi są w Izraelu ludem rdzennym, powracali do Eretz Israel ilekroć słabły zakazy osiedlania się Żydów, Izrael jest krajem wielkości województwa podlaskiego, otoczonym przez sąsiadów deklarujących chęć ludobójstwa i ustawicznie podejmujących praktyczne działania zmierzających do realizacji tych zamiarów. Przekonanie, że Izrael nie ma prawa posiadania takich praw jak my, jest antysemityzmem i niczym więcej.
Zawadzki pisze:
„Niewątpliwie Żydzi i Arabowie są traktowani przez Izrael różnie ze względu na rasę, religię lub pochodzenie etniczne. Czy istnieje jakieś „obiektywne i rozsądne usprawiedliwienie”?”
Na czym opiera swoją „niewątpliwość”? Czy może nie wiedzieć, że izraelscy Arabowie zasiadają w izraelskim parlamencie, w Izraelskim Sądzie Najwyższym, że są dyrektorami szpitali, szefami banków, profesorami na uniwersytetach, oficerami w wojsku? Prawdopodobnie wie o tym wszystkim i odpycha to od siebie ze względu na swój przemożny antysemityzm. Tak, Arabowie wyznający ideologię Hamasu i Organizacji Wyzwolenia Palestyny są traktowani odmiennie niż Arabowie gotowi na pokój. Dlatego właśnie przesłałem redaktorowi Leniarskiemu link do filmu dokumentalnego o nazistowskim i radzieckim pochodzeniu sprawy palestyńskiej.
Zawadzki kończy swój elaborat odwiecznym antysemickim kłamstwem, że „Żydzi – poszkodowani przez historię i wybrani przez Boga – mają specjalne prawa.” Nie, Żydzi chcą tylko tych samych praw co inni, ale to bywa trudne do zrozumienia.
Zdumiewa, że prawie 60 lat po 1968 roku redakcja założona przez ludzi, których tożsamość była ukształtowana w reakcji na sowiecką propagandę antysyjonistyczną, prowadzi politykę zatrudniania nowych wcieleń Gontarza, Kura, Kąkola i innych. Mariusz Zawadzki nie jest i nie może być w stanie pojąć, że ludobójcy z Gazy 7 października 2023 mordowali głównie tych ludzi, którzy osiedli w pobliżu tej granicy w naiwnej wierze, że zdołają swoimi gestami przyjaźni przezwyciężyć nienawistną ideologię. W jakiś sposób łatwiej zrozumieć ich tragiczną naiwność, za którą zapłacili życiem, niż namiętny antysemityzm Zawadzkiego i innych, który jest powtarzaniem starej radzieckiej propagandy dziś w imię bycia dobrym mieszkańcem Zachodu dzielnie powtarzającym wszystkie antysemickie argumenty, które udaje się znaleźć wśród ludzi z towarzystwa. Propozycja, żeby plagiatując dziś antysemityzm Nowego Yorku, Londynu, Paryża, Dublina i Madrytu przypomnieć sobie przebieg konferencji ONZ o rasizmie w Durbanie w 2001 roku, może być mało zrozumiałym skrótem myślowym.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com