Człowiek, który nie pojawił się w próżni. (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
7 października – dwa lata później
Andrzej Koraszewski
Tak, minęły dwa lata od tamtego ludobójczego ataku Palestyńczyków. António Manuel de Oliveira Guterres, dziedzic płaszcza austriackiego nazisty Kurta Waldheima, natychmiast słusznie zauważył, że „to nie wydarzyło się w próżni”. O, nie – to nie wydarzyło się w próżni. Nie od razu zbudowano nazistowską twierdzę w Gazie – z jej setkami kilometrów tuneli terroru, z jej szpitalami i meczetami przemienionymi w arsenały broni, z jej szkołami kryjącymi wejścia do tuneli i kształcącymi dzieci z wypranymi mózgami sadystów. To nie wydarzyło się w próżni, a minione dwa lata są świadectwem ciągle rosnącej miłości świata do nazistów.
Dziś to Izrael, a nie Hamas, oskarżany jest o ludobójstwo, o zabijanie dzieci, o rzekome głodzenie biednych Palestyńczyków. Uprzejme prośby o wskazanie w całej historii konfliktów zbrojnych jednego przypadku takiego zaopatrywania wrogiej populacji w żywność i medykamenty, jaki widzimy w Gazie, są oczywiście zbywane pogardliwym milczeniem. Te dwa lata okazały się latami troskliwego budowania nienawiści do żydowskiego państwa. Czasami szerzące tę nienawiść kreatury ukrywają swoją miłość do nazistów za lamentami nad grobami pomordowanych przed dziesiątkami lat. Ta miłość do martwych Żydów, mająca zamaskować solidarność z tymi, którzy deklarują i demonstrują gotowość zamordowania jeszcze żywych, jest szczególnie obrzydliwa. Kefija, ta swastyka hipstersów, stała się dziś sztandarem świata.
Michael Starr, izraelski żołnierz rezerwy, który dwa lata temu wszedł ze swoją jednostką do kibucu Kissufim, opisuje sceny rzezi — krew rozmazaną na ścianach, ciała terrorystów leżące na ulicach, odór gnijących zwłok wnikający w każdy zakątek kibucu.
Jak pisze:
Dla wielu to wciąż jakby było wczoraj, a jednocześnie ta rana jątrzy się, jakby nie była leczona przez całe życie. Dopiero co wchodziłem do Kissufim, by oczyścić je z terrorystów — a straciłem dwa lata życia. Nagle mam siwe włosy, osłabiony słuch, ale nigdy nie miałem czasu, by się zestarzeć. Najdłuższy dzień stał się najdłuższym tygodniem, a potem najdłuższym rokiem.
Trauma rodzin porwanych, trauma tych, których zdołano odzyskać żywych – za cenę uwolnienia morderców przysięgających, że będą mordować dalej – trauma całego narodu, gdzie wyprawa po bułki na śniadanie może zakończyć się śmiertelnym atakiem nożownika, taranowaniem samochodem czy uderzeniem rakiety wystrzelonej ze szkolnego okna.
Mogłoby się zdawać, że cały świat powinien dziś domagać się ostatecznego zniszczenia nie tylko tej nazistowskiej twierdzy, ale ruchu zmierzającego do ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. O nie – miliony Grupińskich, z wsparciem tysięcy Leociaków, domagają się aresztowania premiera Netanjahu na wniosek prokuratora Karima Asada Ahmada Khana.
Oczywiście, izraelski premier jest winien próby całkowitego demontażu nazistowskiej twierdzy, która jest zaledwie forpocztą dżihadu przeciwko niewiernym.
Święta wojna. Jak bardzo święta? Dla kogo święta? Przez kogo uświęcona? Dlaczego w tej świętej wojnie pierwszym i najbardziej świętym celem jest ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej?
Izraelski arabista, profesor Mordechai Kedar, pisze, że główną przeszkodą na drodze do pokoju między Izraelem a Palestyńczykami wcale nie jest polityka.
Z uwagi na siłę czynnika religijnego i słabość czynnika narodowego, akceptacja rozwiązania dwupaństwowego przez Palestyńczyków jest niemal niemożliwa. Niepodległość narodowa ma ograniczony urok, a wszystko, co nie oznacza całkowitego zwycięstwa nad państwem żydowskim, nie zaspokaja potrzeby triumfu islamu nad judaizmem.
Zachodni obserwatorzy mają tendencję do ignorowania religijnego aspektu świata muzułmańskiego, traktując go jako sprawę drugorzędną lub czysto retoryczną. W rzeczywistości nawet takie ugrupowania jak Fatah – posługujące się często świecką, nacjonalistyczną retoryką – są głęboko przesiąknięte islamskimi przekonaniami i sposobem myślenia. Dla Palestyńczyków aspiracje narodowe i religijne są nierozłączne, a dla wielu z nich bliskość Hamasu z islamem nadaje mu większą legitymację jako ruchowi politycznemu.
Gaza jest forpocztą, mityczna „Palestyna” jest tylko forpocztą dżihadu przeciw niewiernym, w którym zwycięstwo nad Żydami jest tylko niezbędnym i – na tym etapie – najbardziej upragnionym celem.
Pisze dalej ten izraelski arabista, że Hamas i inne ugrupowania powiązane z Bractwem Muzułmańskim posługują się ustalonym zestawem poglądów na temat Żydów i judaizmu, który czyni jakikolwiek kompromis czy wzajemne uznanie państwa żydowskiego nie do przyjęcia. Pojawienie się islamu w VII wieku unieważniło judaizm. Wyznawcy tej wypieranej religii nie stanowią narodu ani ludu. Dlatego istnienie państwa żydowskiego jest sprzeczne z prawami Boga. Dodajmy, że dokładnie to samo zapisane jest w konstytucji Islamskiej Republiki Iranu. Religijny nakaz walki z niewiernymi musi się zacząć od ludobójstwa, bo tego wymaga Bóg. Dlatego 7 października jest celebrowany, a ofiary z własnych ludzi składane są na ołtarzach jako niezbędne na drodze do sukcesu Allaha.
Religijne postrzeganie leży również u podstaw wrogości wobec Izraela wśród pozostałych narodów arabskich i muzułmanów na całym świecie. Dlatego Palestyńczycy czują, że uznanie Izraela jako państwa narodu żydowskiego byłoby zdradą islamu i przyniosłoby im pogardę współwyznawców.
Kefija jest dziś symbolem dżihadu. Palestyńczykom wyznaczono rolę psów tej religijnej wojny, w której mord, terror, sadyzm, gwałt i dzieciobójstwo zostały uświęcone.
Czemu jednak z tym dżihadem przeciwko Żydom sympatyzują miliony ludzi, którzy nigdy nie byli indoktrynowani przez religię Mahometa? Czemu 7 października 2023 roku wywołał religijną nienawiść do państwa żydowskiego wśród ateistów amerykańskich, europejskich i australijskich?
Widząc tę odrażającą orgię, była muzułmanka Ayaan Hirsi Ali porzuciła ateizm i nawróciła się na chrześcijaństwo. Zastanawiam się, jaką chrześcijanką jest Ayaan, dlaczego szuka dziś człowieczeństwa raczej w tradycji chrześcijańskiej niż wśród bestii, które ubrały swój „humanizm” w kefije?
Richard Dawkins oświadczył, że jest kulturowym chrześcijaninem – motywuje to tym, że lubi architekturę katedr, psalmy i atmosferę tradycji. Odrzucił Boga, ale nie widzi powodu do odrzucenia tradycji. Podobnie jak on, czuję się kulturowym chrześcijaninem, ale motywowałbym to inaczej. Wśród moich wzorów moralnych dominują wierzący chrześcijanie, którzy odzierali chrześcijaństwo z jego barbarzyństwa. To chrześcijańskie barbarzyństwo było od pierwszych dni naznaczone religijnym antyjudaizmem. Postrzeganie Żyda jako wzorca antybliźniego miało oferować drogę do zwycięstwa.
Dlaczego ta najbardziej nieludzka tradycja chrześcijańskiej barbarii została zachowana w postchrześcijańskim świecie przez chmary ateistycznych zwyrodnialców? Dlaczego ci ateiści dyszą miłością do fanatycznych islamskich dżihadystów, udając, że to jest jakieś współczucie dla niewinnych Palestyńczyków? Czy odpowiedzi mógłby tu udzielić António Manuel de Oliveira Guterres – noszący imiona portugalskiego faszysty i portugalskiego króla, który wygnał Żydów?
Tradycja i atrakcja nieludzkiej barbarii odżyła na wieść, że 7 października 2023 roku tak wspaniale udała się orgia mordów. Z nor wylazły szczury roznoszące zarazę. Nie pojawiły się w próżni – znalazły podatny świat, w którym zaraza może znów zbierać obfite żniwo.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com