
Izrael nie stworzył „Palestyńczyków” – nie są jego odpowiedzialnością
Anjuli Pandavar
Nowoczesna tożsamość palestyńska nie powstała w sposób naturalny, lecz została ukształtowana przez polityczne manipulacje, ideologię islamistyczną oraz strategię zimnowojenną. Daleka od dążenia do państwowości, jej istotą od początku było sprzeciwianie się istnieniu Izraela i podtrzymywanie konfliktu.
„Allah jest najlepszym z podstępnych” (Koran 3:54). Nawet Abu Bakr, pierwszy z tzw. prawowiernych kalifów, miał powiedzieć: „Na Allaha! Nie byłbym pewien i nie czułbym się bezpieczny przed podstępem Allaha, nawet gdybym miał jedną stopę w Raju” (Sam Shamoun, „Allah: The greatest deceiver of them all”).
Jeśli muzułmanin nie może ufać własnemu Bogu, nic nie jest pewne. A jednak musi oddawać Mu cześć i mieć nadzieję. Islam – religia prawdy – zaprzecza więc sam sobie, pozostawiając wyznawców w konsternacji oraz zdezintegrowaną ummę. To trwa, ponieważ dla muzułmanów prawda i lojalność to jedno i to samo. Obiektywna prawda nie jest godna zaufania, a zatem mało znacząca. Islam – religia doskonała i ostateczna – przychodzi, by zastąpić wszystkie wcześniejsze religie, począwszy od judaizmu. Dla muzułmanina Żyd staje się więc pierwotną przyczyną wszystkich jego kłopotów. Nienawiść do Żydów jest nieuniknioną konsekwencją istnienia islamu. A fakt, że jakaś ziemia znów znajduje się pod rządami Żydów, uruchamia słynny hadis o zagładzie:
„Nie nadejdzie godzina [sądu], dopóki muzułmanie nie będą walczyć z Żydami i nie będą ich zabijać, aż Żyd schowa się za drzewem lub kamieniem, a drzewo lub kamień powie: Muzułmaninie, sługo Allaha, jest za mną Żyd – przyjdź i zabij go. Tylko drzewo gharqad nic nie powie, bo to drzewo Żydów” (Sahih Muslim 6985).
Ta antyteza między islamem a judaizmem osiąga swoją najczystszą postać w istnieniu państwa żydowskiego – i to w samym sercu „ziem muzułmańskich” – którego powstanie stało się przyczyną powstania populacji muzułmanów bez ojczyzny. Ci „Palestyńczycy” zostali opiekunami całej nienawiści do Żydów w ummie i otrzymali zadanie ich wytępienia w imieniu wszystkich muzułmanów. „Naród palestyński” stał się więc złowieszczym odpowiednikiem żydowskiego plemienia Lewiego. Ich masakra Żydów z 7 października wywołała na całym świecie euforię wśród muzułmanów, wdzięcznych za ten „moment triumfu”.
Szok i trauma ummy po likwidacji dogorywającego Kalifatu Osmańskiego w 1924 roku przez ostentacyjny modernizm Republiki Turcji, założonej rok wcześniej, doprowadziły bezpośrednio do powstania Bractwa Muzułmańskiego w 1928 roku. Jego założyciele uznali, że sunnicki islam potrzebuje kalifatu na miarę współczesności, i wzorowali się na rosnącej w siłę ideologii nazistowskiej – z własnym Gestapo i Zielonymi Koszulami – prezentując się jako siła dżihadu dla nowego świata, czyli nowoczesnego islamu pod wodzą Najwyższego Przewodnika, Hassana Al-Banny. Bractwo nie posiadało terytorium, lecz – jak kalifat – cieszyło się ponadnarodową jurysdykcją.
Dla Al-Banny lata 20., 30. i 40. oznaczały zagrożenie egzystencjalne, nie tylko dla Bractwa Muzułmańskiego, ale dla całej ummy: „żydowski modernizm”, który syjonistyczna imigracja wnosiła do serca „ziem muzułmańskich”. W wywiadzie z 1949 r. dla amerykańskiego dziennikarza Johna Roya Carlsona Al-Banna powiedział:
„Nie zależy nam na parlamencie z przedstawicielami ludu, ani na rządzie ministrów, chyba że tacy przedstawiciele i ministrowie będą muzułmanami żyjącymi według Koranu. Jeśli ich nie znajdziemy, sami staniemy się parlamentem. Allah i rady religijne ograniczą naszą władzę tak, by nikt nie musiał obawiać się dyktatury. Naszym celem jest zniszczenie modernizmu w rządzie i społeczeństwie. W Palestynie naszym pierwszym obowiązkiem jako muzułmanów jest zmiażdżyć syjonizm, czyli żydowski modernizm. To nasz patriotyczny obowiązek. Koran tego wymaga.”
Al-Banna nie mówił o „obowiązku religijnym”, ale o „obowiązku patriotycznym”. Bractwo zadbało o to, by rodzący się naród arabski, wyłaniający się z gruzów imperium osmańskiego, scementował swoją tożsamość wokół islamu i stał się siłą dżihadu – przede wszystkim przeciw Żydom Palestyny Mandatowej. Szyicki duchowny Ruhollah Chomeini był młodym człowiekiem, gdy upadł kalifat. Pięćdziesiąt lat później, jako ajatollah Ruhollah („duch Boga”) Chomeini, uczynił to samo dla szyickiego islamu, ustanawiając Islamską Republikę Iranu, z samym sobą jako Najwyższym Przywódcą. Zarówno Al-Banna, jak i Chomeini karmili się ideologią nazistowską i płonęli żądzą pomszczenia upokorzenia islamu po upadku kalifatu.
Od Kalifatu do Bractwa Muzułmańskiego
To właśnie determinacja Bractwa, by usunąć „żydowski modernizm” z Palestyny Mandatowej, stała się w 1964–65 r. inspiracją dla radzieckiego KGB do stworzenia „Palestyńczyków”. Wstrzyknięcie tej idei w arabską ludność cywilną, rozbitą po wojnie o niepodległość Izraela i powstaniu państwa żydowskiego, dało idealne połączenie dżihadu islamskiego, zorganizowanego ludobójstwa Żydów przez nazistów i „wyzwolenia narodowego” Kominternu. Robert Spencer w książce The Palestinian Delusion dowodzi, że „naród palestyński”, którym dziś zachwyca się świat, to nic innego jak nędzny projekt poboczny zimnej wojny, stworzony przez KGB. Wykreowali Egipcjanina urodzonego w Kairze – Jasera Arafata – jako kwintesencję „Palestyńczyka”. Nawet flaga „Palestyny” została przejęta z upadłej w 1958 roku Federacji Arabskiej Iraku i Jordanii.
Urzędnik Bractwa, Labib Bey, chwaląc się „co najmniej dwudziestoma tysiącami” cudzoziemskich muzułmanów, którzy przybyli walczyć z Żydami w Palestynie, powiedział Carlsonowi: „Nasi chłopcy wierzą, że walcząc z Żydem, zapewnią sobie miejsce w Raju. Nie opuścimy Palestyny, dopóki ostatni syjonistyczny Żyd nie zostanie uciszony.” Carlson cytuje też gazetę Bractwa, Ikhwan el Muslimin, opisującą scenę na dworcu w Port Said:
„Miniona niedziela była jednym z dni Allaha w Port Said, bo o pierwszej nad ranem przyjechał pociąg z Kairu pełen ludzi udających się na świętą wojnę o Palestynę. Ci wierni wyskoczyli na peron, każdy z własnym dobytkiem, i pomaszerowali zwartą kolumną do Domu Braci Muzułmanów. Byli gotowi, by wyruszyć na pole bitwy i walczyć dla Allaha. Cudownie było ich słuchać, gdy śpiewali: ‘Walczymy – to nasza droga, a śmierć dla Allaha – nasz najwyższy ideał.’”
Te wydarzenia miały miejsce szesnaście lat przed tym, jak „Palestyńczycy” zostali wykreowani w Moskwie i „inkubowani” na miejscu, by przejąć „świętą wojnę o Palestynę” i „walczyć z Żydem… aż ostatni syjonista zostanie uciszony”. Palestyńczycy, gdy już zaistnieli, stali się uosobieniem muzułmańskiej nadziei na odkupienie islamu.
„Zniszczyć Palestyńczyków to zniszczyć islam.”
Muhammad Bin Salman o tym wie; ajatollah Ali Chamenei również. Saudyjska niechęć wobec Bractwa Muzułmańskiego i Kataru, a także działania Zjednoczonych Emiratów Arabskich zmierzające do podważenia Bractwa w wielu krajach, idą w parze z bezprecedensowymi zmianami w ummie. Wszystko to wskazuje, że islam pędzi ku samozagładzie. Dla Izraela porozumienia abrahamowe czynią Palestyńczyków nieistotnymi, lecz dla państw arabskich uczestniczących w tych porozumieniach, są oni centralnym elementem planu demontażu islamu. Wyraźnym znakiem, że subwersja islamu weszła w wyższy bieg, będzie sytuacja, w której Arabia Saudyjska przestanie deklaratywnie wspierać Palestyńczyków, a zacznie ich jawnie zwalczać.
Jeśli Palestyńczycy w ogóle mają jakieś aspiracje, to są one całkowicie negatywne, całkowicie destrukcyjne. Muzułmanie, którzy nie są Palestyńczykami, mają jeszcze pewne pole manewru, jako że Koran uznaje, iż nie każdy muzułmanin ma psychiczne predyspozycje do zabijania:
„Przepisano wam walkę, chociaż jest ona dla was czymś odrażającym. Może się zdarzyć, że nie lubicie czegoś, co jest dla was dobre, a lubicie coś, co jest dla was złe. Allah wie, a wy nie wiecie.” (Koran 2:216)
Nie dotyczy to Palestyńczyków; oni mają ten gen wyłączony. Fakt, że palestyński lekarz, dr Mustafa Barghouti, nie potrafi zdobyć się choćby na cień zastrzeżeń, nie mówiąc już o potępieniu, wobec brutalnego i metodycznego mordu ponad tysiąca Żydów – mężczyzn, kobiet, dzieci, osób starszych i niepełnosprawnych – powinien być dla wszystkich marzących o pokoju z Palestyńczykami sygnałem ostrzegawczym.
Izrael popełnił na początku wiele katastrofalnych błędów. W tym kontekście istotne są trzy: oddanie Wzgórza Świątynnego Arabom, uznanie Palestyńczyków za odrębny naród oraz zaakceptowanie Organizacji Wyzwolenia Palestyny jako „jedynych, autentycznych przedstawicieli narodu palestyńskiego”. Takimi dobrowolnymi gestami Izrael sam siebie uczynił odpowiedzialnym za brak państwa dla tego „narodu”. U podstaw katastrofy z Oslo i trwającego od dekad „procesu pokojowego”, który umożliwiał stopniowe dążenie do zniszczenia Izraela, leżą właśnie te błędy. Jak pisze prof. Efraim Karsh:
„Już w sierpniu 1968 r. Arafat określił strategiczny cel OWP jako ‘przeniesienie wszystkich baz oporu’ na Zachodni Brzeg i do Strefy Gazy, okupowanych przez Izrael podczas wojny czerwcowej 1967 r., ‘aby opór mógł się stopniowo przekształcać w ludową rewolucję zbrojną’. Miało to, jego zdaniem, pozwolić OWP podważać izraelski styl życia poprzez ‘powstrzymywanie imigracji i zachęcanie do emigracji… niszczenie turystyki… osłabianie gospodarki i przekierowywanie większości środków na potrzeby bezpieczeństwa… [oraz] tworzenie i podtrzymywanie atmosfery napięcia i niepokoju, która zmusi Syjonistów do uświadomienia sobie, że życie w Izraelu jest niemożliwe.’” (Efraim Karsh, „Arafat’s Grand Strategy”, Middle East Quarterly, wiosna 2004, s. 3–11, s. 3)
Wypowiedź Arafata z 1968 r., że zamierza „zmusić Syjonistów do uświadomienia sobie, że życie w Izraelu jest niemożliwe”, przypomina deklarację Bractwa Muzułmańskiego wcześniejszą o dwie dekady: „Nie opuścimy Palestyny, dopóki ostatni syjonistyczny Żyd nie zostanie uciszony.” Palestyńczycy nigdy nie ukrywali swojej intencji zabicia tylu Żydów, ilu trzeba, by reszta opuściła Izrael. Prof. Karsh pisze o tej strategii:
„Ta [fazowa] strategia, sięgająca czerwca 1974 r., pozostaje od tamtej pory zasadą przewodnią OWP. Nakazuje ona, by Palestyńczycy przejmowali każde terytorium, które Izrael jest gotów oddać lub jest do tego zmuszony, i wykorzystywali je jako trampolinę do dalszych zdobyczy terytorialnych aż do osiągnięcia ‘pełnego wyzwolenia Palestyny’.” (s. 2)
Palestyńska strategia: zniszczenie, nie państwowość
Palestyńczycy natychmiast wykorzystają każde państwo – jakiekolwiek – do zabijania Żydów i niszczenia Izraela! Żydzi jednak przerażają się samą myślą o przymusowym wysiedleniu choćby jednego Palestyńczyka. Przeciwnie – chcą im dać państwo, „żebyśmy mogli żyć obok siebie w pokoju”. Czyż nie jest w naszej naturze albo niszczyć tych, którzy chcą nas zabić, albo oddzielić się od nich jak największym dystansem? Dwa lata po rozpoczęciu przez Palestyńczyków ludobójczej wojny przeciw Izraelowi 7 października, więcej Izraelczyków niż kiedykolwiek rozumie to zagrożenie. A mimo to coraz częściej mówi się o nadaniu Palestyńczykom kantonów lub emiratów – i to nie jako nadziei na zakończenie ich ludobójczych ambicji, ale jako wyrazu odpowiedzialności Izraela.
Pomysł emiratów palestyńskich to koncepcja dra Mordechaja Kedara. Aby ją opracować, musiał on przypisać Palestyńczykom aspirację, której nigdy nie mieli – chęć posiadania własnego państwa. Ponieważ nigdy go nie chcieli, forma tego państwa – czy to państwo narodowe, emiraty czy cokolwiek innego – nie ma znaczenia. Jak wyjaśnia Timor Aklin, żydowski konwertyta z islamu:
„Palestyńczycy nie mają celu. Ich celem jest wytępienie Żydów, ale co potem? Wytępimy siebie nawzajem. A jeśli nie, poczekamy na Jordańczyków, Egipcjan, Libańczyków, Syryjczyków albo jakiegoś szaleńca, który pojawi się za 15, 20, 30, 50 lat. Nie ma prawdziwej wizji państwa. To ich nie interesuje.”
Nie zostało jeszcze wyjaśnione, jak nadanie Palestyńczykom jednego rodzaju państwa miałoby być nagrodą za terroryzm, a inny rodzaj państwa – już nie. Czy będzie ono zmilitaryzowane czy zdemilitaryzowane, państwo narodowe czy emiraty – nie zmienia to faktu, że są one nagrodą za terroryzm. Pytanie, czy takie państwo odniesie sukces, zakłada: po pierwsze – że rozstrzygnięto już kwestię nagradzania terroryzmu; po drugie – że Palestyńczycy są i pozostają odpowiedzialnością Izraela; po trzecie – że w poszukiwaniu „idealnego modelu sukcesu” Izrael wiecznie utrzymuje tę odpowiedzialność.
Zwolennicy tych pomysłów dodatkowo zakładają, że „sukces” państwa palestyńskiego będzie oznaczał koniec terroryzmu wobec Izraela. Tego typu myślenie to spuścizna wczesnych syjonistów z lewicy, a ich następcy nadal trwają w złudzeniu, że jeśli damy Palestyńczykom coś dobrego, przestaną chcieć nas zabijać — myślenie to, jak wiemy, zawsze prowadziło do katastrofy.
Wybory Izraela i „żelazny mur”
Pomysł kantonizacji Palestyńczyków w oparciu o klanowe emiraty opiera się na przykładzie dobrze prosperujących emiratów Zatoki Perskiej. Problem w tym, że Arabowie Zatoki to nie Palestyńczycy. Choć oba społeczeństwa mają strukturę klanową, to Arabowie Zatoki nie posiadają zdegradowanej tożsamości. Ich narodowa afirmacja nie opiera się na konieczności zniszczenia innego narodu. Palestyńczycy nie mogą osiągnąć afirmacji narodowej bez eksterminacji Żydów. Jako narody – „Palestyńczycy” i Żydzi – są wobec siebie antytetyczni.
Aby ominąć ten fakt, dr Kedar wprowadza zawiłe i być może nieuświadomione, ale jednak nie do obrony rozróżnienie. Łączy on nieistniejące państwo palestyńskie – Autonomię Palestyńską – z istniejącymi, upadłymi państwami arabskimi, takimi jak Libia czy Jemen, lecz nie zestawia istniejącego palestyńskiego państwa – Gazy – z odnoszącymi sukcesy państwami arabskimi, jak Kuwejt czy Zjednoczone Emiraty Arabskie, choć częściowo musi to zrobić, jak w Arutz Sheva w 2014 roku:
„Nikt na świecie nie może zagwarantować, że państwo palestyńskie, jeśli zostanie utworzone na Zachodnim Brzegu, nie stanie się państwem Hamasu, jak stało się to poprzez wybory w styczniu 2006 roku, lub poprzez zbrojne przejęcie władzy, jak miało to miejsce w Gazie w czerwcu 2007 roku. …jedynym realnym rozwiązaniem jest utworzenie ośmiu palestyńskich emiratów. Jeden już istnieje w Gazie.” (podkr. moje)
Dr Kedar niechcący ujawnia, że niezależnie od formy, jaką przybierze państwo palestyńskie, musi ono upaść, dopóki istnieje Izrael. Gaza była już emiratopodobnym tworem, analogicznym do ZEA – tylko że takim, który się nie powiódł. ZEA to „Singapur nad Zatoką”; sama sugestia „Singapuru nad Morzem Śródziemnym” obraża jednak mieszkańców Gazy. Ponieważ są Palestyńczykami, emiraty będą po prostu kolejnymi „szklarniami”, które spotka ten sam los. Dr Kedar nie tłumaczy, dlaczego każdy z tych emiratów nie miałby od razu stać się – lub dążyć do tego, by się stać – drugim Katarem: odnoszącym sukcesy emiratopodobnym państwem klanowym, które stworzyło Hamas. To daje nam dwa istniejące emiraty, które chcą zniszczyć Izrael – i jeden z nich nie jest nawet palestyński. Co je łączy? Bractwo Muzułmańskie. Osiem takich emiratów wewnątrz Izraela idealnie pasowałoby do jego interesów.
Plan emiratów palestyńskich ignoruje centralną rolę islamu w motywacjach Palestyńczyków – Hamas to przecież Islamski Ruch Oporu – oraz samego dżihadu w islamie. Hamasowe Bractwo Muzułmańskie głosi: „Allah jest naszym celem; Prorok naszym przywódcą; Koran naszym prawem; Dżihad naszą drogą; śmierć na drodze Allaha naszym najwyższym ideałem.” (podkr. moje). Generał IDF Amos Jadlin słusznie ubolewał:
„Zbudowaliśmy mur sięgający 30–40 metrów pod ziemię. Byliśmy bardzo skuteczni wobec rakiet, zarówno dalekiego-, jak i krótkiego zasięgu, dzięki systemowi wczesnego ostrzegania. Mamy najlepszy na świecie system antyrakietowy – Żelazną Kopułę. Gdy Hamas zrozumiał, że rakiety i tunele nie działają, opracował inną strategię. I tu Izrael zawiódł. Hamas zastosował taktyki, które prześcignęły Izrael.”
Hamas nie tylko zastosował, ale i opracował taktyki, które prześcignęły Izrael. Od dawna zauważa się stagnację i zacofanie myślowe społeczeństw muzułmańskich. Zestawia się liczbę Nagród Nobla dla żydowskich naukowców z faktem, że w najbardziej nowoczesnych muzułmańskich miastach wciąż brakuje kanalizacji. A jednak prymitywny Hamas potrafił przechytrzyć najlepsze izraelskie technologie.
Muzułmanie są bez wątpienia pomysłowi – tyle że cała ta pomysłowość służy wyłącznie oszustwu i dżihadowi. Szariat zabrania innych rodzajów kreatywności. Muzułmanie odrzucają innowacje, chyba że służą islamowi, np. poprzez opracowywanie bardziej przebiegłych sposobów zabijania niewiernych lub oszukiwania ich.
Palestyńczycy są w pełni zdolni do działania i skuteczności – jak potwierdza gen. Jadlin. Ale ich rozumienie „sukcesu” różni się od reszty świata. Izraelczycy wciąż nie pojmują tej różnicy. Oburzają się, że zamiast przeznaczyć miliardy dolarów na rozwój Gazy, Palestyńczycy inwestują w infrastrukturę terrorystyczną. Dla muzułmanów to zupełnie logiczne. Liczy się życie pośmiertne. Dlatego dla Palestyńczyków zabijanie Żydów to absolutny priorytet. Przyspiesza bowiem nadejście Godziny Ostatecznej.
Gdyby Izraelczycy naprawdę znali Palestyńczyków, wiedzieliby, że nic ich nie powstrzyma — ani mur sięgający 30–40 metrów pod ziemię, ani władza emiratów — przed dążeniem do zgładzenia Żydów. Nic, poza fizycznym usunięciem każdego Palestyńczyka z Izraela, Gazy, Judei i Samarii oraz – co najważniejsze – zburzeniem Al-Aksy. Skuteczność tego ideologicznego kontrataku została ogłoszona przez nich samych – nazwali go Powodzią Al-Aksy. Przyniesie to taki sam efekt, jak odebranie boskości cesarzowi Hirohito w Japonii po II wojnie światowej. Rozbije ummę. A wtedy – jeśli Izrael utrzyma groźną armię, zdolną do rzeczy przerażających ich wrogów – Żydzi będą bezpieczni.
Najprawdopodobniej jednak Izraelczycy znów spróbują spotkać się w pół drogi z ludźmi, których całym celem istnienia jest ich zabicie. Dowodzi tego entuzjazm, z jakim niektórzy przyjęli informację, że szejkowie z Hebronu chcą emiratu, by przyłączyć się do Porozumień Abrahama. Znane powiedzenie mówi: jeśli coś wydaje się zbyt piękne, by było prawdziwe – zapewne takie właśnie jest. Ale nikt nie chce być tym, kto ostrzeże przed zagrożeniem. Ta sama bojaźliwość stoi za obowiązkowym poprzedzaniem słów o przesiedleniu Palestyńczyków z Gazy przymiotnikami: „plan prezydenta Trumpa” i „dobrowolne”. Żydzi zawsze wybierają półśrodki i nazywają to zwycięstwem – po czym niedobici terroryści „negocjują” kolejną porażkę Żydów.
Po klęsce muru gen. Jadlina sięgającego 30–40 metrów pod ziemię, coraz głośniej słychać wezwanie do żelaznego muru Ze’ewa Żabotyńskiego. Nic, co znajduje się poza tym murem, nie powinno interesować Izraela — poza zagrożeniami dla zdrowia i bezpieczeństwa obywateli państwa żydowskiego. Izrael nie stworzył „Palestyńczyków”. Nie są i nigdy nie byli jego odpowiedzialnością. Izrael albo jest okupantem, albo nie jest. Nie ma drogi pośrodku.
Link do oryginału: https://icgs.org.il/en/publications/palestinians-arent-israel-responsibility/?ref=murtaddtohuman.org
Israel Center for Grand Strategy 8 września 2025
Anjul Pandavar, urodzona w Południowej Afryce w muzułmańskiej rodzinie, zna czarne karty islamu tak, jak niektórzy z nas znają czarne karty Kościoła katolickiego. Islam broniący się przed współczesnością coraz głębszym fundamentalizmem, islam który sprzymierzył się z nazizmem, islam gloryfikujący nienawiść i barbarzyństwo, dotarł jej zdaniem do punktu zwrotnego. Wielu mieszkańców muzułmańskiego świata zaczyna dostrzegać, że ich religia nie tylko cofa ich do średniowiecza, uniemożliwia współżycie z innymi, ale również niszczy ich życie codzienne.
Autorka książki Islam, Wiara a człowieczeństwo wydanej w przekładzie na język polski nakładem wydawnictwa Stapis.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com





