Archive | July 2021

News From Israel – July 29, 2021

News From Israel – July 29, 2021

ILTV Israel News


#Nigeria finally releases the three Israelis they’ve been illegally detaining for nearly three weeks.

Investigations begin in the north, with the Nature and Parks Authority searching for the culprit or culprits behind a disastrous case of poisoning.

An incredible showing of faith, love, and cross-border cooperation. Three families from Israel and the United Arab Emirates enter into a precedent-setting organ swap agreement.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Prof. J. Eisler: slogan „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, nie został przez Gierka zrealizowany

Prof. Jerzy Eisler. Fot. PAP/A. Zawada


Prof. J. Eisler: slogan „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, nie został przez Gierka zrealizowany

Michał Szukała (PAP)


Propagandowy slogan „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, nie został przez Gierka zrealizowany. Dotyczy to szczególnie okresu kryzysu, który nastąpił po pierwszym dynamicznym pięcioleciu jego rządów. Potem „jak już nie szło, to nie szło” – mówi PAP historyk prof. Jerzy Eisler, dyrektor warszawskiego oddziału IPN. 20 lat temu, 29 lipca 2001 r., zmarł Edward Gierek.

Polska Agencja Prasowa: 5 września 1980 r. Edward Gierek stracił władzę. Czy w wyjątkowej atmosferze pierwszych dni budowy niezależnych związków zawodowych zwracano uwagę na zmianę dokonującą się na szczytach reżimu?

Prof. Jerzy Eisler: Z całą pewnością dostrzegano to wydarzenie. Niezależnie od znaczenia, jakie miało podpisanie porozumień gwarantujących możliwość powoływania samorządnych związków zawodowych, zmiana na najważniejszym stanowisku politycznym w PRL była rzeczą niezwykle istotną. Nieprzypadkowo przecież utarło się nazywanie poszczególnych okresów dziejów politycznych PRL od nazwisk I sekretarzy KC PZPR. Staram się zwalczać tę tendencję, bo nie była to Polska ani Gomułki, ani Gierka, ani Jaruzelskiego, ale po prostu PRL.

Dla wszystkich było oczywiste, że utrata władzy przez kolejnych I sekretarzy KC PZPR wiązała się ze zmianami. Nikt nie mógł przewidzieć, czy zmiana oznacza „liberalizację”, czy raczej „ostry kurs”, poprawę bytu obywateli, czy zwiększenie wydatków na zbrojenia. Do pewnego stopnia zmiana z września 1980 przypominała tę z grudnia 1970 r., gdy Gierek zastąpił Gomułkę. Oczywiście w sierpniu 1980 r. nikt nie strzelał do robotników i nie płonęły komitety partii. Władze wyciągnęły lekcję z wydarzeń sprzed dekady i do grudnia 1981 r. nie stosowały tak brutalnych metod.

PAP: W momencie wprowadzenia stanu wojennego Gierek został internowany przez reżim gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Na ile jego uwięzienie stało się podstawą białej legendy Gierka? Jakie jeszcze czynniki decydowały o jej popularności i czy był to wyłącznie sentyment wobec Coca-Coli, małego fiata i innych przejawów gierkowskiego dobrobytu?

Prof. Jerzy Eisler: Myślę, że na powstanie tej legendy złożyło się kilka istotnych czynników. Zacznijmy od refleksji na temat pamięci o Gierku po 1989 r. Po zmianie ustroju był jedynym przywódcą PRL, któremu oddawano hołd przez nazywanie ulic, placów i innych obiektów. Trudno wyobrazić sobie, aby podobnie upamiętniano Bolesława Bieruta czy Władysława Gomułkę. Dziś „biała legenda” Gierka jest już znacznie słabsza niż w latach dziewięćdziesiątych i pierwszych latach obecnego stulecia. To wówczas były I sekretarz publikował kolejne książki, których celem było nakreślenie jak najkorzystniejszego wizerunku okresu jego rządów.

Fascynacja Gierkiem brała się również z przyczyn psychologicznych. Bardzo często ludzie w średnim wieku wracają w pamięci do lat swojej młodości, idealizują je, celowo zapominając o wszystkim, co nie pasuje do tego wizerunku. Lata siedemdziesiąte to okres wchodzenia w dorosłe życie powojennego wyżu demograficznego. Dla przedstawicieli tego pokolenia owa dekada to czas podjęcia pierwszej pracy, kupna swego własnego pierwszego mieszkania, zakładania rodziny. To sprzyja idealizacji tych czasów.

Pamiętajmy także o punkcie odniesienia dla rządów Gierka. Trudno porównywać stworzony wówczas „dobrobyt” z krajami Zachodu. Byliśmy nieporównanie biedniejsi. Ulice Warszawy nie wyglądały jak ulice Wiednia lub Paryża, ale dobrze jak na ulice Warszawy w okresie PRL, znacznie lepiej niż za rządów Gomułki. Pojawienie się zagranicznych artykułów ułatwiało życie, ale wydaje się, że bardzo niewielki odsetek osób zamieniło papierosy marki „Sport” na „Marlboro”. Te ostatnie wybierali dotychczasowi palacze najdroższych polskich papierosów „Carmen”. Nie był to konsumpcyjny skok z jednej skrajności w drugą, ale raczej udostępnienie niektórych artykułów z pewexów dla szerszych kręgów społeczeństwa.

Tak jak punktem odniesienia dla lat siedemdziesiątych był standard życia w czasach gomułkowskiej małej stabilizacji, tak punktem odniesienia dla Gierka był jego poprzednik. Może niestosowne jest ocenianie wyglądu innego mężczyzny, ale bez wątpienia prezentował się lepiej od Gomułki. Był postawny i mówił eleganckim barytonem. Na pewno wygrałby ranking najlepiej ubranych I sekretarzy KC PZPR. Nie odstawał od zachodnich polityków, z którymi spotykał się bardzo często. Mówił krótko, czyli 5–10 minut, a nie jak w przypadku Gomułki co najmniej 30–40 minut. Z Gierka raczej nie żartowano – jeśli już, to z czasów, w których był I sekretarzem. Zaledwie kilka lat wcześniej powszechnie wyśmiewano Gomułkę. To wszystko składa się na pozytywny obraz Gierka i nieprzyjmowanie przez część naszego społeczeństwa informacji, które byłyby zaprzeczeniem tego utrwalonego obrazu.

Tym nieprzyjmowanym elementem biografii Gierka jest m.in. fakt, że Gierek był znany w najwyższych kręgach kierownictwa ZSRS już w październiku 1956 r. Był na krótkiej liście działaczy sprzyjających Związkowi Sowieckiemu, przywiezionej przez Chruszczowa do Warszawy w kulminacyjnym momencie kryzysu grożącego sowiecką interwencją. To oznacza, że mit zdystansowania wobec Breżniewa i prowadzenia przez Gierka partnerskich rozmów z towarzyszami sowieckimi nie ma oparcia w faktach. Znaczna część wizerunku dobrego gospodarza i polityka potrafiącego rozmawiać z przywódcami państw zachodnich jest nieprawdziwa.

Dodajmy, że Gierek był pierwszym działaczem komunistycznym, który po rozpoczęciu procesu transformacji politycznej w Polsce opublikował swoje wspomnienia. W tradycji ruchu komunistycznego nad Wisłą i w innych krajach było to wydarzenie bezprecedensowe. Odchodzący przywódcy zwykle milczeli. „Przerwana dekada” okazała się największym sukcesem wydawniczym po 1989 r. Sprzedano co najmniej milion egzemplarzy tego wywiadu rzeki. Książka była tak poczytna, że niekiedy dodrukowywano ją, łamiąc prawa autorskie.

PAP: Książka ta uznawana jest za całkowicie kłamliwą i bałamutną. Współczesna wiedza historyczna całkowicie obala zawarte w niej tezy. Ale warto zapytać, czy Gierek rzeczywiście wierzył w tworzony na jej łamach obraz samego siebie i rządów w latach 1970–1980?

Prof. Jerzy Eisler: To bardzo dobre i bardzo trudne pytanie. Najprościej stwierdzić, że odpowiedź na nie jest niemożliwa, ponieważ nie jesteśmy w stanie wejść w psychikę i duszę Edwarda Gierka. Trudno powiedzieć, na ile przejął i zinternalizował tę wizję rzeczywistości. Kilka cech charakteru Gierka pozwala na snucie pewnych hipotez. Wydaje się, że jedną z tych cech była pycha, być może nie w rozumieniu grzechu, ale raczej jako przekonania, że był najlepszym przywódcą PRL. Sam tytuł książki sugeruje, że gdyby towarzysze nie przeszkadzali jego działaniom, to w ciągu dwóch, trzech lat naprawiłby funkcjonowanie systemu. Negatywnym zbiorowym bohaterem tego wywiadu rzeki nie jest „Solidarność”, lecz przeciwni mu intryganci w kierownictwie PZPR.

Lepiej myśleć o sobie dobrze niż źle. Gierek myślał dobrze o tym, co było prawdą. Tak było m.in. dzięki podjęciu decyzji o niestrzelaniu do robotników w momentach kryzysów, takich jak czerwiec 1976 r. W broń palną (krótką) uzbrojeni byli tylko oficerowie dowodzący akcją tłumienia protestów. Jeżeli Gierek myślał o rzeczywistym awansie cywilizacyjnym Polski, to bez wątpienia również miał rację, zwłaszcza jeśli myślimy o zachodzących wówczas zmianach w kontekście poprzednich dziesięcioleci. W dekadzie lat siedemdziesiątych zmiany, które zaszły w Polsce, były dość głębokie. 

Nie oznacza to, że propagandowy slogan: „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, został przez Gierka zrealizowany. Dotyczy to szczególnie okresu kryzysu, który nastąpił po pierwszym dynamicznym pięcioleciu jego rządów. Potem „jak już nie szło, to nie szło”. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych Polska przeżyła kilka katastrof. Mam na myśli wybuch w Rotundzie PKO w Warszawie w lutym 1979 r., katastrofę samolotu Ił-62 „Mikołaj Kopernik” w marcu 1980 r., katastrofę kolejową pod Toruniem w sierpniu 1980 r. W jakimś stopniu symbolicznym zwieńczeniem tych wypadków była zima stulecia, która na parę tygodni sparaliżowała życie kraju. Wszystkie te wydarzenia (i wiele innych) miały mniejszy lub większy wpływ na nastroje społeczne i kładły się cieniem na rządach Gierka, szczególnie drugim pięcioleciu jego rządów. 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Archaeologists find part of Jerusalem’s wall destroyed ahead of 9th of Av

Archaeologists find part of Jerusalem’s wall destroyed ahead of 9th of Av

ROSSELLA TERCATIN


The section of the wall that was exposed. (photo credit: KOBI HARATI/CITY OF DAVID)
A section of Jerusalem’s city wall built some 2,700 years ago and mostly destroyed by the Babylonian army in 586 BCE was uncovered by archaeologists in the City of David National Park, the Antiquities Authority (IAA) announced Wednesday.

The massive structure – some 5 m. wide – was built on the steep eastern slope leading to the city, just a few dozen meters away from the Temple Mount.

Probably the steepness of the area preserved the structure from destruction during the Babylonian conquest – a vivid account of which is offered in the Bible – since the invading army likely accessed the city from an easier path.

“By the ninth day [of the fourth month] the famine had become acute in the city; there was no food left for the common people. Then [the wall of] the city was breached…. On the seventh day of the fifth month – that was the 19th year of King Nebuchadnezzar of Babylon – Nebuzaradan, the chief of the guards, an officer of the king of Babylon, came to Jerusalem. He burned the House of the Lord, the king’s palace, and all the houses of Jerusalem; he burned down the house of every notable person,” reads the last chapter of the Book of Kings II.

The walls of the city of Jerusalem in the days of the First Temple. (Credit: SHALOM KVELLER – COURTESY CITY OF DAVID ARCHIVE

For the archaeologist, uncovering the remains was very emotional, as related by Dr. Filip Vukosavovic of the Ancient Jerusalem Research Center, a codirector of the excavation with Dr. Joe Uziel and Ortal Chalaf on behalf of the IAA.

“When we exposed the first part of the wall, an area about 1 m. per 1 m. large, I immediately understood what we had found,” he said. “I almost cried.”

Indeed, the remains not only present an incredible testimony about centuries of life in Jerusalem and their tragic end but they also solved a decades-long archaeological mystery. During excavations in the area led by British archaeologist Kathleen Kenyon in the 1960s and by archaeologist Yigal Shiloh in the 1970s, remains of a massive wall were unearthed in two different spots of the slope. However, since the two structures did not appear to be connected, most scholars did not believe that they were part of a city wall, whose presence was described in the Bible but still needed to be proven by archaeological evidence.

“Now we can say with certainty that the city wall did exist, at least on the eastern slope,” Vukosavovic said. Since the eastern slope represented the most difficult approach to access Jerusalem, it is safe to assume that also the rest of the city was surrounded by a wall, he added.

A stamp seal which bears the name “Tsafan” in ancient Hebrew script. (Credit: KOBY HARATI/CITY OF DAVID)

“The city wall protected Jerusalem from a number of attacks during the reign of the kings of Judah, until the arrival of the Babylonians who managed to break through it and conquer the city,” said Vukosavovic, Uziel and Chalaf.

Excavation directors: Dr. Joe Uziel, Ortal Kalaf, and Dr. Filip Vukosavovic are standing by the exposed section of the wall. (Credit: KOBY HARATI/CITY OF DAVID)

While the newly uncovered section still has to be dated independently (“We are working on getting some radiocarbon dating,” Vukosavovic noted), the other two sections were built around the eighth century BCE, in a period also known as the First Temple period.

Behind the remains of the wall, the ruins of some houses are still visible.
“In one, we found ashes that we believe date back to the Babylonian invasion,” said Vukosavovic.

Remains of destruction discovered near the wall from previous excavations. (Credit: ELIYAHU YANAI/CITY OF DAVID ARCHIVES)

In addition, the archaeologists uncovered multiple artifacts that offer a glimpse into the daily life of Jerusalem when the wall was still standing, and after its fall in 586 BCE: fragments of pots, pans and other vessels, seal impressions, some of them carrying inscriptions – for example, “lamelech” (to the king), which was usually featured on jars used for tax collection. A small Babylonian seal stamp made in stone was also found.

“Maybe it was dropped by one of the soldiers, or maybe it belonged to a Jerusalemite who liked Babylonian-style objects, or maybe it dates back to a later period and was owned by those who lived in the city after its destruction,” Vukosavovic remarked.

WHILE THE wall on the eastern slope remained standing – to the point that centuries later it would be used as a foundation for new buildings – Jerusalem was burned down, the Temple destroyed, and the Jews sent into exile.

Similarly, this happened again some 500 years later – when the city was again thriving – this time at the hands of the Romans. The second destruction took place on the ninth day of Av, on the same date as the first. This year that day falls on this coming Sunday.

To this day, Jews all over the world fast and mourn the loss of Jerusalem, commemorating these days of war and destruction millennia ago, as witnessed by the archaeologists’ new finds of ancient white stones.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Jewish Owners of NYC Ben & Jerry’s Store to Donate Percentage of Profits to Israel Charities

Jewish Owners of NYC Ben & Jerry’s Store to Donate Percentage of Profits to Israel Charities

Shiryn Ghermezian


Tubs of Ben & Jerry’s ice cream, a Unilever brand, are seen at their shop in London, Britain, October 5, 2020. REUTERS/Hannah McKay

A Jewish family that independently owns and operates a Ben & Jerry’s location on New York’s Upper West Side announced on Monday that they will donate 10 percent of their profits to “Israel educational causes” in the wake of the ice-cream maker’s decision to no longer sell its products in the West Bank.

“We felt like it was the right thing to do given everything that’s going on,” store owner Joel Gasman told The Algemeiner. He also said business had been impacted since Ben & Jerry’s made its announcement on July 19.

“The pace of our business has slowed. We’ve lost some foot traffic as well as bigger catering jobs that usually help us during the summer. We can’t put a number to it just yet,” he explained. “Thankfully, we’ve received a lot of good will and local support since we released our statement. We are grateful for it.”

In a statement posted on the Facebook page of their store, the Gasman family said: “We feel the recent actions by its corporate office do not reflect our personal views, and we’re saddened by the impact that this has had on our business and the Jewish community. We are proud Jews, Americans, and active supporters of the New York Jewish community and State of Israel. We think the only concern you should have when coming into our store is deciding if you want rainbow or chocolate sprinkles!

“Starting today we’ll be donating 10% of our profits to State of Israel educational causes,” the post continued. “At this time, we ask for your support so that we can continue to operate and, in turn, support our community.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Brud, smród i prostytucja, czyli jak wyglądały hotele robotnicze w PRL-u

Katowice, październik 1969 r. Mężczyźni zakwaterowani w hotelu robotniczym Przedsiębiorstwa Budownictwa Miejskiego oglądają wystawę w klubie Kalejdoskop Młodych z okazji Dnia Trzeźwości (Fot. Kazimierz Seko / PAP)


Brud, smród i prostytucja, czyli jak wyglądały hotele robotnicze w PRL-u

Jacek Hołub


Pod koniec lat 40. XX w. w PRL-u budowniczowie Nowej Huty mieszkali w barakach, w których panowały tak podłe warunki, że powszechnie nazywano je “małym Oświęcimiem”. W 1953 r. inspektorzy wizytujący hotele robotnicze alarmowali, że rozwija się tam pijaństwo i kolportowane są pornograficzne zdjęcia.

.

Zarzygane schody, powybijane szyby, połamane stoły, brudna, zalana tanim winem pościel. Cerber w portierce – stara, otyła baba – długo oglądał moją legitymację. Były to bowiem purytańskie czasy, z aparatu wyrzucano dziewczynę za to, że na wycieczce zakładowej przespała się z chłopcem. Więc oczywiście do tego Domu Młodej Robotnicy mężczyzn nie wpuszczano. Na pierwszym piętrze pijana dziewczyna, jaskrawo umalowana, w waciaku powiedziała do mnie: „U, malutki, lalunia, pójdziemy w gruzy”. A potem przez wielkie sale pełne leżących dziewczyn, które piszczały, krzyczały, zgłaszały mi różne propozycje – tak wizytę w hotelu robotniczym dla dziewcząt przy ul. Ogrodowej w Warszawie opisywał Jacek Kuroń, na początku lat 50. kierownik wydziału propagandy zarządu stołecznego Związku Młodzieży Polskiej.

W 1953 r. w Polsce było 218 domów młodego robotnika (DMR), w których mieszkało 21,7 tys. dziewcząt i chłopców w wieku od 17 do 21 lat. Poza nimi działały setki zwykłych hoteli pracowniczych.

Najwięcej DMR-ów działało w województwach stalinogrodzkim (katowickim) oraz wrocławskim – po 78. Pokoje były zatłoczone, brudne i zapluskwione, a ich mieszkańcy słynęli z pijaństwa, skłonności do bitki, złodziejstwa i swobody seksualnej.

Wolny czas, który ma po pracy robotnik, brak rodziny i sąsiedztwa, brak zorganizowanej kontroli społecznej, która działa w wiejskiej społeczności lokalnej – to przyczyny demoralizacji – konkludował w 1957 r. socjolog Stefan Nowakowski. Młodzi i niewykształceni ludzie z prowincji nie byli przyzwyczajeni do dbania o wspólne mienie i odkładania pieniędzy z wypłaty. Większość przepijali i przejadali.

Który hotel robotniczy nazywano “małym Oświęcimiem”?

Zasady użytkowania hoteli regulowało zarządzenie ministra pracy i opieki społecznej z 7 maja 1951 r. Zgodnie z nimi każdy hotel – osobno dla kobiet i mężczyzn – powinien mieć sypialnie o rozmiarach w zasadzie nie większych niż 30 m kw. każda (…), obliczając na jednego mieszkańca 4,5 m kw. powierzchni podłogi, umywalnie powinny być urządzone w taki sposób, aby przypadał jeden kurek (kran) na 5-8 osób i jeden natrysk na 15-20 osób. W hotelu powinny być również ustępy o ilości nie mniejszej niż jeden otwór na 16 osób dla mężczyzn i nie mniejszej niż 12 osób dla kobiet. Noclegownie miały być ogrzewane, wyposażone w pralnie, izbę chorych oraz bibliotekę i świetlicę.

Jednak realia często odbiegały od założeń. Inspektorzy ZMP w 1953 r. alarmowali: W DMR przy Hucie im. Dzierżyńskiego w Dąbrowie Górniczej przez dłuższy czas nie zmieniano pościeli i nie opalano pokoi, mimo że dyrekcja bezpodstawnie potrącała z wypłat każdemu mieszkańcowi po 40 zł miesięcznie za węgiel. Chłopcy niszczyli taborety, stoły i szafy i używali tych przedmiotów jako podpałki do pieca. W DMR przy Głuchołaskich Zakładach Papierniczych brak jest misek, taborety, łóżek, widelcy [pisownia oryginalna] – kilku mieszkańców zmuszonych jest jeść z jednego talerza i jedną łyżką.

Pierwsze hotele robotnicze przy budowie kombinatu metalurgicznego w Nowej Hucie powstały pod koniec 1949 r. Latem 1955 r. mieszkało w nich już niemal 18 tys. osób, z czego 17 proc. stanowiły kobiety.

Ciasnota i fatalne warunki sanitarne sprawiały, że władze obawiały się wybuchu epidemii. Słomę w siennikach zmieniano czasem raz na rok, co było główną przyczyną wszawicy. Kontrolerzy z ZMP opisywali: Brud i smród, który powoduje stojąca woda na podłodze w jadalni powstała na skutek pęknięcia rur i podskórnej wody nie uprzątana przez nikogo oraz istniejące różne komórki, które są używane jako ubikacje, powoduje, że ochotnicy wolą jeść na zewnątrz budynku niż w jadalni.

W barakach dla nowohuckich robotników w Łęgu mieszkańcy przez dwa miesiące się nie kąpali, bo nie było łaźni. Miejsce to nazywano „małym Oświęcimiem”. Sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR w Krakowie alarmował o fatalnych warunkach, ale jego monity ignorowano.

Warunki w hotelach robotniczych przerażały, ale były lepsze niż w domach rodzinnych robotników

Pracownicy nie dbali o hotele: zakwaterowani niszczą stolarkę, urządzenia wodociągowo-kanalizacyjne, instalacje świetlne, centralnego ogrzewania, częste jest wybijanie szyb, wyrywanie zamków itp. – odnotowano w 1951 r. w Wydziale Przemysłu Ciężkiego KC PZPR.

Na 771 kradzieży odnotowanych w milicyjnych kartotekach w 1954 r. w Nowej Hucie większość dokonały „elementy zdemoralizowane” w hotelach robotniczych. Minister hutnictwa Kiejstut Żemaitis wydał zarządzenie o odpowiedzialności zbiorowej za kradzieże. Jak komuś ukradną jakąś rzecz, wszyscy mieszkańcy muszą ją odkupić. Opłaca się niejednemu ukraść za zł 100, a dać składkę 15 czy 20 zł. Milicja Obywatelska jest bezradna w walce z kradzieżami – czytamy w notatce o sytuacji w Nowej Hucie z 1955 r.

W tym samym roku milicjanci interweniowali ponad 1,5 tys. razy podczas chuligańskich wybryków połączonych z upilstwem sprawców. W Nowej Hucie obowiązywała prohibicja, ale wódkę i samogon można było kupić w melinach. W hotelach Stoczni Gdańskiej co miesiąc po wypłacie około 15 proc. młodzieży nie przychodziło do pracy, urządzając w pokojach pijatyki, awantury, dopuszczano się kradzieży.

Choć warunki w hotelach mogły przerażać, często były lepsze niż w domach rodzinnych robotników.

Chłopskie chaty w większości były stare, ciasne i kryte strzechą. W 1947 r. 95 proc. mieszkańców powiatu kozienickiego nocowało w bunkrach, szałasach i prymitywnych barakach. Do 1956 r. aż 64 proc. gospodarstw nie miało elektryczności.

Dziewczęta, które przyjeżdżały do pracy w Zambrowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego (ZZPB), chwaliły sobie nowe życie. Nie musiały pracować w polu i przy zwierzętach, gotować ani sprzątać w obejściu. Jedna z nich, choć spała w łóżku z koleżanką, wymianę pościeli i obskurną stołówkę uważała za luksus.

Opłaty za nocleg nie były wysokie. Od 1956 r. – przez 20 lat – w zależności od kategorii hotelu i liczby osób w pokoju wynosiły od 30 do 210 zł miesięcznie, a przeciętne wynagrodzenie sięgało wtedy 1118 zł.

Osobnym problemem była prostytucja

Reportażysta Salomon Łastik z tygodnika „Nowa Kultura” krytykował separację małżeństw – mężowie mieszkali w hotelach dla mężczyzn, żony – dla kobiet: Należałoby wszystkim naszym dyrektorom odpowiedzialnym za zapewnienie dachu nad głową robotnikom zaproponować, by wstąpili do warszawskiego hotelu wieczorną porą i zobaczyli, jak mężowie siedzą skuleni na oknie koło portierni na Ogrodowej i chłepczą z garnuszka strawę, którą im żony ugotowały, by zobaczyli, jak zabiegają bez tchu do hotelu mężów, by im zanieść jedzenie, którego nie sądzono im w ciągu lat spożywać razem, po ludzku, przy stole. Może wówczas zrozumieliby, dlaczego młode, fizycznie i moralnie zdrowe dziewczęta rezygnują z myśli o zamążpójściu i godzą się często świadomie na dziecko pozamałżeńskie, by dać upust swoim macierzyńskim uczuciom, dlaczego tak wiele młodzieży obojga płci się zdeprawowało.

Mężowie czasem waletowali w domach dla pań. W notatce z Nowej Huty władze alarmowały, że przyczyną demoralizacji jest zamieszkiwanie w hotelach 600 małżeństw we wspólnych pomieszczeniach z samotnymi kobietami. Mężowie odwiedzają żony w hotelu, gdzie najintymniejsze współżycie odbywa się na oczach dzieci i współmieszkanek – odnotowano. W jednym z pokoi kontrolerzy zastali matkę z pięciorgiem dzieci. Cała szóstka spała na piętrowym łóżku – na górze kobieta z dwójką maluchów, na dole troje pozostałych. Razem z nimi mieszkały dwie inne robotnice.

Osobnym problemem była prostytucja.

Komendant milicji w Nowej Hucie szacował, że może ją uprawiać nawet 10 proc. lokatorek.

Mieszkańcy Zambrowa niechętnie patrzyli na młode prządki, które na początku lat 50. przyjeżdżały do pracy w kombinacie. Mówili na nie „szpule”, co – jak tłumaczyła jedna z aktywistek na łamach „Sztandaru Młodych” – oznaczało niepiękne słowo na literę „k”. Jesienią 1954 r. dyrektor zakładu narzekał, że część pracownic jest już w ciąży i trzeba wzmóc wysiłki, aby tej rzeczy zapobiec. Miejscowe kobiety oskarżały przyjezdne o demoralizację mężczyzn i roznoszenie chorób wenerycznych. Komitet PZPR i ZMP zalecał rozmowy z rodzicami źle prowadzących się prządek. Te z kolei narzekały, że są w niewybredny sposób zaczepiane przez stacjonujących w miasteczku żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Hoteli robotniczych przybywa z każdym rokiem

Hotele miały też wychowywać „nowego człowieka” oddanego sprawie socjalizmu. W świetlicach ZMP-owscy aktywiści mieli prowadzić „pracę polityczno-wychowawczą”. W DMR-ach przy Fabryce Papieru w Jeziornie organizowali zbiorowe czytanie prasy, dyskusje na aktualne tematy. W hotelu przy Chodakowskich Zakładach Włókien Chemicznych prowadzili szkolenia ideologiczne, organizowali wyjazdy do teatru i kina oraz wydawali gazetki ścienne, tzw. błyskawice.

W latach 1951-71 ze wsi do miast przeniosło się 2,2 mln Polaków. W 1971 r. w całym kraju działało już 1660 hoteli, w których mieszkało ponad 182 tys. osób, w tym ponad 3,5 tys. małżeństw. Zdecydowana większość małżonków mieszkała jednak osobno. Choć warunki się ucywilizowały – w niektórych hotelach działały nawet gabinety lekarskie i stomatologiczne – wciąż co czwarty budynek nie miał centralnego ogrzewania i ciepłej wody. Jak wyliczył GUS, na sto miejsc przypadało przeciętnie 2,8 wanny, 5,3 natrysku i 8,4 ustępu. Niemal 40 proc. lokatorów nocowało w pokojach czteroosobowych, co czwarty – w trójce, a ponad 7 proc. – w pomieszczeniach dla sześciu i więcej osób.

Dwie szafy i dwa kicze malarskie

Naukowcy z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS), którzy w 1975 r. odwiedzili hotele dziewięciu zakładów i zapytali lokatorów o warunki, usłyszeli długą listę skarg. Większość chciała mieć warunki przypominające własne mieszkanie, a nie „cele z numerami”. Marzyło im się wyposażenie pokoi według własnego uznania, a nie odgórnego rozdzielnika: 2 łóżka, 2 szafy, 2 krzesła, 2 stoliki nocne + 2 kicze malarskie. Dyrekcja noclegowni – pod groźbą kar – zabraniała nawet wieszania plakatów.

Robotnicy narzekali na niewygodne łóżka, brak mebli, lampek nocnych, firanek, zasłon i ciepłej wody. Jednak najbardziej dotkliwy był brud w łazienkach i kuchniach oraz mała liczba pryszniców i ustępów.

Lokatorzy skarżyli się też na współlokatorów nadużywających alkoholu i wszczynających awantury. Część osób unikała kontaktów. Nie piję, a oni takich nie lubią. Nawiązana znajomość sprowadza się do picia alkoholu – tłumaczyli badaczom z IPiSS. Polem do konfliktów był także zupełny brak kultury współżycia, niski poziom intelektualny. Odnośnie utrzymania porządku, dbania o przedmioty i urządzenia ogólnego użytku króluje ohydna zasada – przecież to nie moje własne, a dlaczego musiałbym dbać o państwowe?

W czerwcu 1976 r. minister pracy ustalił cztery kategorie hoteli i w zależności od warunków wprowadził nowe stawki opłat. Doba w pokoju dwuosobowym kosztowała od 2 do 4 zł, w cztero- lub pięcioosobowym – od 1,50 do 1,80 zł. Pensja wynosiła 4,3 tys. zł. Władze dopuściły wreszcie możliwość wspólnego mieszkania młodych małżeństw.

Z takiej możliwości skorzystali młody inżynier z żoną i dwiema córeczkami, którzy zamieszkali w czteropiętrowym hotelu Olsztyńskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego przy ul. Kętrzyńskiego 5. Byliśmy jedynym małżeństwem w całym hotelu – wspomina inżynier. – Ponieważ byłem z ” kadry technicznej”, dostaliśmy dla siebie duży pokój z umywalką, nad stołówką, z dala od innych lokatorów.

Małżeństwo zrobiło przepierzenie, by wydzielić kuchnię, ale musiało korzystać ze wspólnej toalety. Tego smrodu nie da się opisać. Trauma została mi do dzisiaj – opowiada żona budowlańca.

Po 1989 r. hotel robotniczy przy Kętrzyńskiego w Olsztynie – jak wiele innych – został sprywatyzowany, a potem upadł. Budynek został zaadaptowany na normalne mieszkania, na dole są sklepy.


Korzystałem m.in. z książek i opracowań: D. Jarosz, „Notatka o sytuacji w Nowej Hucie z października 1955 roku” oraz „Notatka o sytuacji w Domach Młodego Robotnika” w „Polska 1944/45-1989. Studia i materiały”, tom 2, Warszawa 1997; B. Balcerzak, „Warunki życia młodzieży i młodych małżeństw w hotelach pracowniczych”, Warszawa 1977; J. Kuroń, „Wiara i wina. Do i od komunizmu”; M. Fidelis, „Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce”, Warszawa 2015


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com